Mistrzowie wygrali po raz drugi z Bobcats

Miami Heat pokonało Charlotte Bobcats 101-97 i prowadzi w serii 2-0. Mistrzowie kontrolowali wynik przez większość spotkania i tylko w końcówce pozwolili Bobcats zbliżyć się do 1 punkta straty. James trafił jednak dwa rzuty wolne, a w decydującej akcji Wade przechwycił piłkę w obronie. Świetne zawody rozegrał LeBron James – 32 pkt, 8 as, 6 zb, 4 prz i wsparł go Chris Bosh – 20 pkt (w tym 4/5 za trzy). W ekipie gości duże problemy z bolącą stopą ma Al Jefferson. Przy słabości swojego lidera na pierwszy plan wyskoczył dość nieoczekiwanie Michael Kidd-Gilchrist – 22 pkt, 10 zb.

heat-bobcats

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
Miami Heat 2-0 29 28 22 22 101
Charlotte Bobcats 0-2 19 28 25 25 97

Przebieg spotkania

Z kontuzją stopy przystąpił do meczu Al Jefferson. Przed spotkaniem dostał zastrzyk ze środkiem przeciw bólowym, ale i tak ból był na tyle dokuczliwy, że w połowie kwarty big Al zszedł do szatni. Powrócił jednak do meczu i szczególnie w trzeciej kwarcie dał się we znaki obronie Heat. Zacznijmy jednak od początku. W pierwszej kwarcie żadna z drużyn przez długi czas nie mogła odskoczyć na więcej niż trzy punkty. Spośród zawodników Heat wyróżniał się Mario Chalmers, zdobywca 9 z pierwszych 11 punktów drużyny. Aktywny wśród gości był Gerald Henderson. Sporym czynnikiem znowu były faule – problemy znowu miał Kidd-Gilchrist, a w drużynie Heat Chris Bosh. Mistrzowie od stanu 13-13 w końcu odjechali. Bobcats popełnili kilka strat i te dodatkowe posiadania wystarczyły. Głównym autorem runu 10-0 był sam LeBron James, który po pierwszej kwarcie miał na swoim koncie już 12 oczek. Później prawdziwą iskrę z ławki dodał Chris Anderson (kilka razy świetnie obsłużył go Ray Allen). Kwarta zakończyła się pewnym 29-19 dla Heat.

Druga kwarta również zaczęła się pod dyktando drużyny Erica Spoelstry. Pierwsze 5 punktów rzucił Chris Bosh i mistrzowie wciąż powiększali przewagę (36-21). Cały mecz od tego momentu przypominał zabawę w roller coaster. Heat odjeżdżali na 10 punktów, a potem Bobcats dochodzili gospodarzy do granicy dwóch posiadań. W drugiej ćwiartce Bobcats wrócili do meczu głównie za sprawą Kidd-Gilchrista i Jeffersona. Po trójce Kemby Walkera i akcji 2+1 było tylko 38-35 dla Heat. Trzeba przyznać, że gra Gilchrista w pierwszej połowie była wyjątkowa. Mistrzowie opanowali jednak sytuację i po drugiej trójce Bosha i udanym rzucie Wade’a znowu odskoczyli (51-41). Run kontynuował LeBron i Norris Cole (57-41). Bobcats zdołali jeszcze odrobić część strat po trójkach Gary’ego Neala i Walkera, ale do przerwy Heat wygrywali dość przekonywująco 57-47.

Drugą połowę mistrzowie zaczęli trochę rozkojarzeni. 6 pierwszych punktów padło ofiarą gości i serię Bobcats przerwał dopiero LeBron. Po trzeciej i czwartej trójce Bosha było jednak znowu 66-55. I jak na wspomnianym roller costerze świetnie odpowiedział Al Jefferson i przewaga Heat znowu spadła do 66-62. Mistrzowie nie pozwolili jednak na zmniejszenie różnicy poniżej 4 oczek. Do końca kwarty przewaga mistrzów wahała się między 5-9 punktów. Ostatecznie gospodarze wygrywali po 36 minutach 79-72.
Podobny scenariusz miała ostatnia kwarta. Gdy tylko Bobcats dochodzili Heat gospodarze włączali wyższy bieg i odskakiwali na kilka posiadań (w pewnym momencie nawet 91-77). Ogromnym czynnikiem był LeBron, który był nie do zatrzymania dla pilnujących go Gilchrista czy Hendersona. Bobcats po raz kolejny pokazali jednak serce. Run gości rozpoczął Douglas-Roberts. Swoje dołożyli Gilchrist i Walker. Na 4:42 do końca gospodarze prowadzili tylko 91-87. Klasę pokazał jednak Chris Bosh trafiając dwa razy z rzędu (95-87 na 3:36 do końca). Wyglądało na to, że właśnie mistrzowie dobili swoich przecwiników. Gdy Wade trafił dwa rzuty wolne sytuacja gości wydawała się beznadziejna (97-89 na 2:31 do końca). Trójkę trafił jednak Walker, a Wade w następnej akcji popełnił faul ofensywny. Bobcats wykorzystali okazję i po dwójkowej akcji Walkera i Jeffersona zmniejszyli straty do zaledwie 3 punktów (97-94). Punkcik z osobistych dołożył LeBron (powinien być flagrant faul, bo McRoberts brutalnie przyłożył mu w twarz z łokcia). Później obie drużyny pudłowały swoje akcje i LeBron zaliczył ważną stratę. W końcu na 11.9 sekund do końca trójkę trafił Walker i było tylko 98-97. LBJ pewnie wykorzystał oba wolne i Bobcats mieli jeszcze ostatnią szansę do wyrównania. Mistrzowie jednak znakomicie zagrali w obronie, a może bardzo słabo zagrał Gary Neal. Tak czy inaczej Wade przechwycił piłkę i natychmiast został sfaulowany, gdy do końca zostało 1.2 sekund (sędziowie odgwizdali clear-path faul więc piłka wróciła jeszcze w posiadanie Heat). D-Wade zdołał wykorzystać jeden z nich i to wystarczyło do trudnego zwycięstwa 101-97.

Własnym okiem

Mistrzowie pewnie prowadzili od połowy pierwszej kwarty i nie dawali się zbliżyć na mniej niż 4 punkty. Nerwowa końcówka była spowodowana splotem negatywnych wydarzeń, błędów indywidualnych i bardzo dobrych zagrań Bobcats – ofensywny faul Wade’a, nieodgwizdane przewinienie umyślne na Jamesie, strata Jamesa, dwie trójki Walkera. Forma Ala Jeffersona jest ogromną stratą, której jak widać nie da się łatwo załatać. Za to Michael Kidd-Gilchrist rozegrał fenomenalny mecz i muszę przyznać, że jeszcze w tym sezonie nie widziałem go w tak dobrej formie. Potencjał, który drzemie w tym chłopaku jest ogromny. Gdyby tylko poprawił rzut z półdystansu i dystansu mógłby być za dwa-trzy lata graczem pokroju Paula George’a. Może nie broni tak dobrze jak Paul, ale w ofensywie ma to coś. Brakuje mu tylko (i aż) rzutu.

W tej chwili główne pytanie brzmi, czy Bobcats będą w stanie wygrać choć raz u siebie bez w pełni zdrowego Jeffersona? Niestety wydaje się to mocno wątpliwe. Przy genialnym występie Gilchrista i niezłym spotkaniu Walkera – 16 pkt (4/9 za trzy), 8 as i tylko 2 straty mistrzowie okazali się zbyt silni nie grając najlepiej (17 strat, aż 15-4 w ofensywnych zbiórkach dla Bobcats). Poza grą na 60-70% Ala Jeffersona nie widzę za bardzo obszarów (hej, Al też nie zagrał źle – 18 pkt, 13 zb to całkiem niezłe staty!), w których Bobcats są w stanie dać więcej. Być może jedynym aspektem jest obrona, ale spójrzmy prawdzie w oczy – zatrzymanie LeBrona leży na dzisiaj poza granicami możliwości Gilchrista oraz Hendersona. Zdobycze punktowe Heat na poziomie 80-kilku punktów to wciąż tylko senne marzenia kibiców Rysi. W Charlotte może przydażyć się Żarom gorszy dzień, ale jedno zwycięstwo Bobcats to i tak optymistyczny scenariusz dla tej drużyny.

Komentarze do wpisu: “Mistrzowie wygrali po raz drugi z Bobcats

  1. MKG to świetny obrońca jednak na LBJ jest za mały, jest około 6 cm niższy i waży dużo mniej, jednak np. George dysponuje praktycznie identycznymi gabarytami co Lebron i jemu łatwiej jest grać na kontakcie z LBJ. Inni świetni obrońcy na niego jak leonard i butler dostają ogromne wsparcie całej defensywy, a kto z innych bobków ma pomóc Michaelowi? 6,4 Henderson? No way.

    Tak czy siak dla mnie to jeden z najlepszych obrońców młodego pokolenia, przy tym jak kapitalnie potrafi on zbierać ale jest to gracz na atakujacych pokroju sg/sf a nie sf/pf i dlatego ma takie problemy z LBJ.

  2. W tej parze kibicuję obydwu drużynom i jestem trochę rozdarty. Cieszy mnie że MKG w końcu odpalił i to w ważnym meczu. Chłopak został już nieraz nazwany bustem, ale zwróćmy uwagę że on ma dopiero 21 lat (po amerykańsku to nawet 20) i jest 2 lata młodszy od Kawhiego i nawet rok od Oladipo. Gdy Bobcats wybierali go w drafcie, to miała być opcja długoterminowa, tak samo jak swego czasu Favors i wydaję się że za 2 lata może być naprawdę solidnym grajkiem, no tylko trzeba ćwiczyć ten rzut.

  3. Szkoda tego urazu Big Ala, widać że go to hamuje, a byłoby jeszcze ciekawiej.

  4. jak PG ma takie same warunki co LBJ to czlowieku chyba na silowni nigdy nie byles

Comments are closed.