W pierwszej połowie to był ciężki mecz do oglądania, ale zazwyczaj tak jest, kiedy żadna z drużyn nie trafia nawet 40 proc. swoich rzutów, a do tego w drugiej kwarcie obie zdobywają razem tylko 29 oczek i drogę do kosza znajduje tylko 11 z ich 40 prób z gry.
Przed tym spotkaniem ciężko było uważać Pacers za faworyta i to nawet nie dlatego, że są ostatnio w dołku, ale może przede wszystkim dlatego, że od grudnia 2006 roku wygrali w Atlancie tylko 2 z 16 spotkań, biorąc pod uwagę play offy i sezon regularny.
Dziś po raz kolejny nie potrafili poradzić sobie w Phillips Arena, choć jeszcze w pierwszej połowie się trzymali i to nawet pomimo tego, że większą jej część grali bez Paula George’a, który po trzech i pół minutach od rozpoczęcia spotkania złapał szybkie dwa faule i powędrował na ławkę. Lider Indiany wrócił do gry dopiero w połowie drugiej kwarty. Przez ten czas gości w grze utrzymywali przede wszystkim David West, który rzucił 10 punktów w pierwszej ćwiartce.
Mecz rozkręcił się w drugich 24 minutach. Właśnie wtedy Hawks odskoczyli. Przede wszystkim zaczęli być skuteczniejsi zza łuku, w drugiej połowie trafiając 10 z 18 trojek, podczas gdy do przerwy byli tylko 2/16 z dystansu.
Gospodarze w trzeciej kwarcie szybko odskoczyli na ok. 10 punktów i cały czas utrzymywali przewagę na tym poziomie. Na początku ostatniej części meczu prowadzili już 12 oczkami i wtedy do gry wzięli się goście. Zaczęli odrabiać straty i za sprawą dwójki Lance Stephenson-Luis Scola udało im się dojść Atlantę na tylko 4 oczka.
O czas poprosił wtedy Mike Budenholzer i Hawks ponownie odskoczyli. Pacers jednak się nie poddali i na trochę ponad 3 minuty do końca przegrywali 78-84. Wtedy miała miejsce decydująca sekwencja, która przesądziła o wygranej Atlanty.
Najpierw bardzo trudną trójkę z lewej strony trafił Jeff Teague. Sędziowie niebyli pewni, że czy rozgrywający Hawks zmieścił się 24-sekudnowym czasie na oddanie rzutu. Podczas oglądania powtórki okazało się, że próba Teague’a zmieściła się w czasie, ale obrońca gospodarzy chwilę przed oddaniem rzutu minimalnie wyszedł stopą poza boisko.
Przepisy NBA nie pozwalają w takich sytuacjach cofnąć decyzji, nawet jeśli sędziowie zauważyli, że Teague wyszedł poza parkiet, ponieważ nie to było przedmiotem oglądania powtórki i punkty musiały zostać zaliczone.
Po krótkiej przerwie lay upa trafił jeszcze Stephenson i Pacers tracili 7 oczek, ale chwilę później Teague wykorzystał dwa wolne, za trzy trafił Kyle Korver, ponownie punkty spod kosza zdobył rozgrywający Hawks, zrobiło się plus 14 i było już po meczu.
Najwięcej dla gospodarzy rzucił Teague – 22 punktów, z czego 15 w drugiej połowie. Jeff trafił 7 z 20 rzutów, a do tego rozdał 10 asyst. 20 oczek dodał Korver, trafiając 4 z 7 trójek, 18 DeMarre Carroll, 11 z ławki Lou Williams, a double-double na poziomie 14 punktów i 14 zbiórek zanotował Paul Millsap.
Dla Pacers 21 oczek zdobył Stephenson, 8/16 z gry. Zebrał do tego 13 piłek. Nieźle z ławki zagrał Scola rzucając 17 punktów z 11 rzutów, 16 oczek z 13 rzutów dołożył West. Double-double zapisał na swoim koncie George – 13 punktów i 14 zbiórek, ale lider Indiany trafił tylko 3 z 11 rzutów. Po raz kolejny słabo zaprezentował się Roy Hibbert – 4 oczka, 2/9 z gry i w związku z tym, że jest mało przydatny w tej serii, nie mogąc bronić dostępu do obręczy, ponieważ musi biegać za grożącymi rzutem z dystansu podkoszowymi Hawks zagrał dzisiaj tylko 18 minut. Nie lepiej zaprezentował się też George Hill, trafiając tylko 1 z 11 rzutów, w tym 0/3 zza łuku.
Mecz nr 4 w sobotę i jest to kolejny w tej serii must win dla Indiany.
Indiana Pacers – Atlanta Hawks 85:98 (24:24, 14:15, 20:28, 27:31)
Liderzy zespołów:
Punkty: Stephenson 21 – Teague 22
Zbiórki: George 14 – Millsap 14
Asysty: West 5 – Teague 10
Przechwyty: Stephenson, Watson 3 – Carroll, Korver, Teague, Scott 1
Bloki: Mahinmi 2 – Millsap, Teague, Williams, Brand 1
Brawo. Nie jestem fanem żadnej z drużyn, ale jak to zazwyczaj w takiej sytuacji bywa kibicuję „słabszym”. Indiana niby coś walczy, ale ta ich mocna deska, która miała pokonać Miami, jest już myślami na rybach.
Super,cieszę się bardzo z tych zwycięstw „Jastrzębi” ponieważ większość skazywała ich na totalną porażkę.
Pacers mają bilans ostatnich 17. spotkań w Phillips Center 2-15! Liczone od 2006 roku.
Zastanawiam się co się dzieje z Georgem Hillem, 1/11 z gry, który dla mnie jest najsłabszym ogniwem Pacers od tygodni. Przed rokiem zbawieniem mógłby być D.J. Augustin, a niestety Watson to bardziej strzelec i dwójka niż prowadzący grę.
Zapominasz jeszcze o Hibbercie. Póki co to najsłabszy środkowy w całych PO… przynajmniej w s5. Moim zdaniem nawet Mahinmi daje więcej Pacers i to już chyba najwyższa pora żeby to on wychodził w s5 zamiast obrażonego kloca Roya.
Hibbert nie ma wpływu na grę Pacers, od dłuższego czasu a tutaj nie ma przeciwnika klasy Horforda, więc to mnie tak nie razi. Hill natomiast jest motorem Pacers i wyraźnie przegrywa rywalizację z Teague’em. Nie wiem czy w tej drużynie nie ma jakiegoś większego konfliktu (nie tylko Hibbert vs. George oraz Turner vs. Stephenson) ale również Hill vs. Vogel (stąd media wietrzą zwolnienie trenera?).
Hehe, ale będą jajka, jak się okaże że zespół który nie chciał awansować do PO, wejdzie do finału konferencji :D
Lubię to :) Swoją drogą łatwiejszej drogi nie można mieć – bo Wizards czy Bulls dupy nie urywaja. Obie ekipy wyglądają na równie słabe. Na tą chwilę nikt nie wygląda na rywala na wschodzie dla miami
brooklyn
Nets to nie wiadomo czy Raptors przejda
Wizards mają wielką szansę na ECF, oby tego nie zepsuli, a gdyby Horford nie był kontuzjowany to Atlanta by mogła być w ECF, bliźniacy od Popovicha wydaja mi się zrobić trochę szumu w NBA (za rok 76 stawiam że będą w PO)
Ciekawe jak Jazz postawią na kolejnego znajomego Popa – Boylena? Budenholzera stawiałem wysoko przy COY, ale jakoś dziennikarze nie widzieli sensu głosowania na niego, gdyż Hawks obniżyli bilans. Na Hawks liczę w kolejnych rozgrywkach, kiedy ozdrowieje Horford, a do zespołu być może dołączy jeszcze jeden zawodnik.
Hawks wybierają w pierwszej rundzie z przyzwoitym numerem i nie mają zapchanego salary,więc może być już tylko lepiej.
Gdyby Horford nie był kontuzjowany, to Atlanta nie grałaby w pierwszej rundzie z Indianą.
Czy Hibbert dostał kolejny blok od Korvera? Wie ktoś;-)
Jak GM mówi, że trener może czuć się bezpiecznie, to w tłumaczeniu znaczy to tyle, że struna jest już bardzo cienka i cierpliwość się kończy. Jak Indiana odpadnie z Atlantą, to obstawiam, że w Indy dojdzie do dużych zmian, łącznie z trenerem. Moim (już nie cichym) faworytem do odstrzału będzie Hibbert.
Hibbert i Hill, może nawet i Lance (albo Turner?) , na ławce to chyba wręcz idealny byłby Lionell Hollins. Pistons raczej szansę na niego prześpią…
Caroll jest świetny George przy nim nie mógł wiele zrobić i według mnie to on jest x-faktorem do tej pory tego pojedynku.
W moim odczuciu to wcale nie jest tak, że to Atlanta gra świetnie (po za natchnionym J. Tigue’m), tylko Indiana ma jakiś koszmarny kryzys rzutowy. Litości 1 na 11 to jest poniżej 10%. Średnia wszystkich zawodników Indiany 37% to katastrofa! Hibbert, który miał dać Indianie ogromną przewagę, bo Atlanta nie ma na niego odpowiedzi, praktycznie nie istnieje. Jest z nim tak źle, czy Trener tak daje ciała Waszym zdaniem?
Nie po raz pierwszy okazuje się, że PO nie mają wiele wspólnego z sezonem zasadniczym. Najważniejsza sprawa to jak oba zespoły grają przeciwko sobie i ile ze swojej drużyny potrafi wycisnąć trener.
Nie wiem, czy pamiętacie Play Off-y ’95. Dopiero z 7-demką ledwo weszli Houston Rockets i trafili na aspirujące do tytułu Utah Jazz. Typowane było 3:0 dla Jazz. Skończyło się na 3:2 dla Houston, bo Jazz nie mieli kompletnie odpowiedzi na Olajuwona, a Houston mieli bardzo dobrze zbilansowany atak. Houston potem mieli na swojej drodze Phoenix, czyli drużynę nr 3 konferencji wschodniej i wygrali 4:3, a następnie jedynkę, czyli Sun Antonio i wygrali 4:2. Olajuwon deklasował wtedy Robinsona. Potem gładziutko wygrali 4:0 w finałach NBA z Orlando. Tak więc ilość zwycięstw w RS nie do końca przekłada się na PO.
Rockets weszli wtedy do play offów z 6 miejsca :)
Dla mnie ewidentny konflikt w drużynie (Vogel-Hill?) Hibbert-George i Stephenson-Turner. Nie ma chemii i jest po drużynie.
Zastosowałbym terapię szokową, Hibbert i Hill na ławce i bez minut. Scola lub Mahinmi plus Watson w S5 i Hawks byliby pokonani.
Cały czas krążą plotki o kontynuacji Space Jam z LBJ w roli głównej. Kosmici chyba już grasują, bo ukradli Hibbertowi talent ;-)
Sorry Panowie, ale to jest jeden z najbardziej przecenianych zawodników w NBA i na prawdę można by dużo o tym napisać.
A jego dwukrotne powołanie do ASG (gdzie zresztą słabo pasuje, bo jest graczem stricte defensywnym) to chyba efekt jakiegoś niezrozumiałego hype’u.
Cała nadzieja w tym, że Indiana częściej będzie grać Scola i Westem pod koszami, a Hibbert niech kibicuje z ławki (razem z Turnerem).
Na nba.com czytałem jakiś czas temu, jak Indiana zaczęła dostawać wszystko w patelnie, że Hibbert był bardzo mocno zirytowany postawą kolegów (Georga) że nic z nim nie grają i forsują swoje akcję, które nie przynoszą pkt, tam padło słówko bodaj „selfish”. Musi być coś na rzeczy z tymi kłótniami bo nie widzę innego wytłumaczenia dla takiego stanu rzeczy,że drużyna która ładowała wszystkich jak chciała teraz boi się swojego cienia. Zniżkę formy może mieć, jeden, dwóch graczy, ale nie wszyscy w tym samym czasie. Brawo dla Atlanty, mam nadzieję że przejdą Indianę bo oczy bolą od patrzenia na nich.
Nie wierze w to jak słaby jest Wschód. Nic nie mam do Atlanty (nawet zycze im dobrze, bo to tzw mały rynek) jednak jesli Oni sa wstanie być lepszym w serii z najlepsza druzyna z ECF to nie mam pytań. Na Zachodzie Atlanta walczyłaby o picki z Jazz,Kings i Lakers. Oczywiscie bez zdrowego Ala.
Bo zdrowym Horfordem to zespoł zblizony do akutalnych Denver czy Pelicans
Wschód nie jest słaby, taka liga, ktoś musi wygrywać żeby przegrać mógł ktoś, dopiero w PO wychodzi kto jak jest mocny. Niby ekipy które miały być tak cholernie mocne, już mają problemy, San Antonio remis a powinni przegrywać 0-2, OKC patela z Memphis i Houston 2 pierwsze mecze u siebie też pacyna, na Wschodzie też jest ciekawie, faworyzowane przez wszystkich Chicago, o których się mówiło że mają w obronie jaja jak kokosy a tu 2 razy ponad 100 pkt stracili, Charlotte też jakoś wiochy w Miami nie zagrało i mecze były wyrównane, Nets z Raptors też będzie bardzo wyrównaną konfrontacją. Jakby nie patrzeć tylko Atlanta weszła do PO z bilansem ujemnym, więc czy można powiedzieć że wschód jest słaby? To że na samym dole Phila i Milwaukee mieli bilans jaki mieli to jest naturalna kolej rzeczy że na kogoś musi trafić, nie jest powiedziane że za rok to np nie wiem Lakers, Kings czy Utah nie będą mieli takich bilansów, nie może być tak że wszyscy skończą sezon z 40 zwycięstwami, co jakiś czas kolejność się zmienia bo takim produktem jest NBA. I najlepiej o tym że liga jest wyrównana świadczą tegoroczne PO, nie wiadomo czego się spodziewać i jest naprawdę sporo emocji, zarówno na Wschodzie jak i Zachodzie. Pozdrawiam
Mimo wszystko trudno sobie wyobrazić, by Atlanta Hawks była w stanie powalczyć z San Antonio Spurs czy Oklahomą, a tam od początku było wiadomo, że będzie gorąco. Niektórzy nawet śmiało wskazywali na awans Misiów z ekipą Duranta. Ja mimo to jestem przeciwny zmianom w zasadach, bo na Wschodzie jest więcej drużyn z wyrobioną marką i mimo obecnego kryzysu tej konferencji to wiem, że podział jest sprawiedliwy.
Myślę że Atlanta z Horfordem byłaby znacznie groźniejsza, poza tym za chwilę Phila ma 5 wyborów w drafcie, Milwaukee czai się na Embida albo Parkera i zaraz może się okazać że na Wschodzie będzie więcej drużyn bijących się o PO. Boston to też nie jest ekipa która wiecznie będzie grać o 28 miejsce, są w przebudowie i będą chcieli stworzyć team na miarę ambicji Celtów, Detroit i Clevland też mają potencjał do tego by grać o wyższe cele bo grajków mają niezłych no i Knicks którym też nie godzi się odpadać. Także może się okazać że za chwilę Wschód będzie bardzo mocny.