Po Game 4: Clippers – Warriors

clippers-warriors

Przy stanie 2-2, w 83% przypadków zwycięzca Game 5 wygrywa całą serię. Od tego należy wyjść, jeśli chcemy mówić o tym kto wygra tę rywalizację. Ogarnięci aferą związaną z Donaldem Sterlingiem Clippers mogą mieć problem z Warriors, których mieli tak łatwo pokonać. Jednak Clippers mają problem nie tylko przez względy pozaboiskowe, ale również ze względu na to co się dzieje na samym parkiecie i na tym postaram się skupić poniżej. Co może decydować w tych ostatnich, najważniejszych spotkaniach, co się działo w poprzednich meczach i co było w nich decydujące? Sprawa Donalda Sterlinga odejdzie w cień, bo nie ma sensu o tym gadać, gdy prawdziwe emocje dostajemy na boisku.

Wpływ kontuzji Chrisa Paula

… jest ogromny. Wspominałem już o tym rano w relacji z Game 4, ale teraz jest okazja, żeby poświęcić temu więcej słów. Więc jeszcze raz – Paul ma problemy ze ścięgnem udowym, co widać w jego grze. W dalszym ciągu jest w stanie kryć Curry’ego na wysokim poziomie, ale już nie na tak wysokim jak to miało miejsce choćby w Game 1. Steph został wtedy zamknięty, stłamszony, nie mógł zrobić niczego w podwojeniu, 7 razy tracił piłkę, nie był w stanie wykreować sobie czystej pozycji.

Jednak wraz z rozwojem tej serii Paul jest zmuszony grać z tą kontuzją i coraz bardziej odczuwa jej skutki, Curry mu ucieka i wpływ CP3 na atak również się zmniejsza. Słabsza mobilność Chrisa zrobił z świetnego obrońcy tylko dobrego defensora. Chris wciąż pewnie przechodzi pod i ponad zasłoną, ale jednak w Game 1 i w sezonie regularnym wyglądało to lepiej. Pomaga mu też taktyka, żeby kozłującego podwajać, dzięki czemu Chris nie jest osamotniony w kryciu Curry’ego. Żeby to rozwalić potrzeba więcej ruchu bez piłki Stepha i lepszego ball-movement Warriors. A to przecież nie jest nie do zrobienia.

To czego też brakuje w tej serii Warriors to brak twardych zasłon w pick’n’rollu. Andrew Bogut był w tym specjalistą w sezonie regularnym i często to jemu Curry musiał podziękować za swoje świetne występy rzutowe. Zasłony Boguta potrafią robić mnóstwo miejsca Stephowi i ewidentnie ich brakuje przy tak sprawnych obrońcach pick’n’rolla jak Paul i Jordan. Bo nie zapominajmy, że DeAndre też potrafi przejąć kozłującego jeśli zachodzi taka potrzeba. Ale ile tego widzieliśmy w tej serii? Tyle co nic. Rivers zdecydowanie woli trapować kozłującego i wywierać na nim presję. Ale Mark Jackson ma na to całkiem sprawną odpowiedź.

Small-ball Warriors

We wczorajszym meczu Mark Jackson wprowadził do gry small-ballowy line-up. Zresztą nie pierwszy raz w tej serii. Ale po raz pierwszy Jackson użył small-ballu w wyjściowej piątce Curry – Thompson – Iguodala – Green – Lee. Wcześniej Green był używany w dużym wymiarze czasowym z ławki, podobnie jak Harrison Barnes, który w tej serii zdecydowanie odżył. Tymczasem w pierwszej piątce wychodził Jermaine O’Neal, który w Game 4 zagrał tylko 10 minut.

Jackson grał small-ballem duże fragmenty Game 1, a także drugą połowę Game 3. Wtedy Warriors nadrobili sporą stratę i doprowadzili do wyrównanej końcówki, co prawda przegranej, ale small-ball zrobił swoje w tamtym spotkaniu. Clippers też próbują grać niższą piątką, z Glenem Davisem jako centrem, ale robią to zdecydowanie rzadziej i przynosi to o wiele gorsze efekty.

Small-ball Warriors pozwala przede wszystkim na dużo lepszy ruch piłki. Jermaine O’Neal to gracz, który wybitnym podającym nigdy nie był i nie będzie. Tymczasem David Lee rozdawał 2.1 asyst na mecz w tym sezonie, w poprzednim nawet 3.5. Andre Iguodala i Stephen Curry są świetnymi podającymi, a Klay Thompson również potrafi zagrać w pick’n’rollu i dobrze podać. Przy trapowaniu pick’n’rolla stosowanym przez Clippers pozwala to niezwykle skutecznie rozwalić ich obronę, zwłaszcza, że Clippers nie są perfekcyjni w rotowaniu w defensywie. Wczoraj Warriors rozdali 32 asysty przy 41 trafionych rzutach, w wygranym Game 1 26 przy 40 trafieniach. Tymczasem w przegranym Game 2 było to tylko 18 asyst przy 36 trafionych rzutach, a w Game 3 26 przy 37 trafieniach. W tym leży różnica w funkcjonowaniu ofensywy Warriors i ich klucz do wygrania tych najważniejszych spotkań. Clippers nie będą perfekcyjni w obronie, ich rotacje nie zawsze są dobre i trzeba tą defensywę rozwalać ruchem piłki.

(Photo by Noah Graham/NBAE via Getty Images)
(Photo by Noah Graham/NBAE via Getty Images)

Kluczem do sukcesu small-ballowego line-upu jest jednak Draymond Green, absolutny x-faktor w tej serii. Jest on też bardzo inteligentnym graczem i na college’u Michigan State był w stanie nawet rozgrywać i dał się tam zapamiętać jako gracz niezwykle wszechstronny. W meczu drugiej rundy NCAA Tournament w 2012 roku uzbierał nawet triple-double, trzecie w karierze akademickiej.

W obliczu braku Andrew Boguta mogło się w pierwszej chwili wydawać, że Warriors nie mają żadnej odpowiedzi na Blake’a Griffina. Griffin niszczył O’Neala i Lee w Game 2 i Game 3, a w Game 1 nie zrobił tego tylko dlatego, że miał problemy z faulami. Green jest niezwykle nieustępliwym obrońcą i jest w stanie męczyć Blake’a, switchować pick’n’rolle jeśli zajdzie potrzeba oraz wymuszać na Chrisie Paulu szukanie innych rozwiązań niż dogrywanie do post up dla Blake’a. CP3 będzie głównie szukał Blake’a przeciwko O’Nealowi czy Lee, tak jak miało to miejsce w Game 4, a im więcej Greena na Griffinie tym mniej gry w post up Blake’a = lepsza obrona Warriors.

Wskaźnik +/- to dowód na to jak bardzo przydatny jest Green w grze Warriors. W Game 4 Warriors byli z nim +33. W Game 1 +17. W przegranych spotkaniach już tak dobrze to nie wyglądało. Draymond jest w stanie grać po 40 minut co mecz w tej serii i Mark Jackson powinien go jak najczęściej wykorzystywać.

Klucz nazywa się DeAndre

Defensywa tego gościa w tym sezonie strasznie podskoczyła w górę. DeAndre jest w stanie gryć niskich graczy i jest bardzo dobrym obrońcą pick’n’rolla. Przy podwajaniu kozłującego to jego długie łapy są w stanie wymuszać straty oraz świetnie kontestować rzuty. Stephen Curry nie umie rzucać przez ręce tak wielkiego obrońcy. Jordan zawsze zdąży znaleźć się pod koszem, kiedy będzie tam potrzebny. W pierwszych trzech meczach notował średnio po 5 bloków na mecz, wczoraj miał 2. Zbierał też wtedy po 15 piłek na mecz, w tym 22 w wygranym Game 3.

Przy braku Andrew Boguta Clippers musieli szukać swojej fizycznej przewagi pod koszem i wciąż muszą to robić. Przeciwko niskiemu line-upowi niby powinno im być łatwiej, ale nie jest. Dlaczego? Griffin przegrywa z Greenem, bo ten jest niezwykle inteligentnym i nieustępliwym obrońcą, a DeAndre zdecydowanie woli grać przeciwko O’Nealowi niż Lee, któremu znowu nie wychodzi gra przeciwko Blake’owi. Tak więc Jackson zmienił swoim chłopakom match-upy na te, które im bardziej pasują i od razu przekłada to się na lepszą defensywę. Z Lee i Greenem na parkiecie Warriors są średnio +8 w tej serii.

DeAndre nigdy w życiu nie był i nie będzie gościem do którego możesz zagrać piłkę na low post. Absolutna większość jego ofensywy pochodzi z pick’n’rolla i kontr. O’Neal nie jest w stanie biegać za Jordanem, on jest zwyczajnie na to za stary i za wolny. David Lee z Greenem są za to w stanie wybronić pick’n’roll z udziałem DeAndre, a ograniczenie mobilności Chrisa Paula przez kontuzję też ma tu ogromne znaczenie.

Kontry zostały kompletnie ograniczone przez Warriors, którzy oddali w ostatnim meczu tylko 8 punktów po kontrach i nie pozwalali na ich wyprowadzanie. Warriors zebrali tylko 6 piłek w ofensywie i poświęcili ofensywną tablicę, żeby powstrzymać kontry rywali, w czym też pomaga niska piątka i jej mobilność. Small-ball jest kluczem do serii dla Warriors, powstrzymanie go, odnalezienie swojego centra i ponowne zdominowanie strefy podkoszowej jest kluczem dla Clippers. Ta seria ma jeszcze sporą przyszłość i jestem skłonny stwierdzić, że skończy się na 7 spotkaniach.

Komentarze do wpisu: “Po Game 4: Clippers – Warriors

  1. Wszystko pięknie, ale dlaczego DeAndre Jordan nie zmasakrował wczoraj pod tablicami Warriors? Curry najlepszy zbierający… niech się gracze Clippers skupią na grze lepiej, bo zły Sterling za to im płaci i to w cholerę kasy.

Comments are closed.