Kiedy w połowie drugiej kwarty po trafieniu fantastycznego w pierwszej połowie DeMara DeRozana Raptors objęli 17-punktowe prowadzenie odniosłem wrażenie, że tego dnia widziałem już podobny mecz, w którym jedna z drużyn zdominowała drugą. Jednak tak jak Bulls się nie podnieśli, tak Nets się to udało i mieli okazję na wygranie tego pojedynku.
Jeszcze przed końcem pierwszej połowy zanotowali run 14-4 i zmniejszyli straty do tylko 7 oczek. Drugą połowę rozpoczęli od serii 14-2 i wyszli na prowadzenie 58-53. Goście z kolei przez pierwsze 6 minut trzeciej kwarty spudłowali 7 kolejnych rzutów i 3-krotnie stracili piłkę. Zupełnie oddali inicjatywę zawodnikom Brookynu i nie potrafili poradzić sobie z ich defensywą.
Dalej też nie było lepiej. Dopiero w końcówce trochę się rozkręcili po tym jak Kyle Lowry wszedł pod kosz i zanotował akcję dwa plus jeden, a po chwili trafił za trzy. Raptors i tak jednak skończyli tę część meczu z 19 proc. skutecznością, trafiając jedynie 4 z 21 rzutów z gry i przed czwartą kwartą po zbiórce w ataku i rzucie niemal równo z końcową syreną Mirzy Teletovica był remis po 67.
I jak Toronto zagrało słabo w trzeciej ćwiartce, tak w czwartej rolę się odwróciły i to Nets mieli później kłopoty ze zdobywaniem punktów. Jeszcze na 6 minut do końca po wejściu pod kosz Paula Pierce’a gospodarze prowadzili 4 oczkami. Jak się jednak okazało były to ich ostatnie punkty z gry w tym meczu i przedostatnie w ogóle.
Raptors po trójce Patricka Pattersona i lay upie Jonasa Valnciunasa objęli prowadzenie, które zmieniło się jeszcze na korzyść Brooklynu po dwóch celnych wolnych Kevina Garnetta, ale to by było już na tyle, jeśli chodzi o zdobycz punktową miejscowych w tym pojedynku.
Do końca spotkania nie zdobyli już punktów, a w 6 kolejnych posiadaniach dwa razy spudłowali, a następnie 4-krotnie stracili piłkę. Przyjezdni w tym czasie zrobili natomiast run 7-0 i kiedy na jego zakończenie Lowry wszedł pod kosz i trafił nad Garnettem, zrobiło się plus 6.
O czas poprosił trener Jason Kidd, ale następnie za trzy spudłował Deron Williams. Co prawda Joe Johnson zdołał jeszcze zebrać piłkę na atakowanej desce, ale Shaun Livingston nie trafił spod kosza na 45 sekund do końca i było już po meczu. Wynik rzutami osobistymi ustalił Lowry.
Dla Raptors to zwycięstwo to nie tylko wyrównanie stanu serii i odzyskanie przewagi parkietu, ale również pierwsza wygrana na wyjeździe od 2001 roku, czyli przez 13 kolejnych spotkań.
24 punkty, czego 20 w pierwszej połowie zdobył DeRozan. Trafił 7 z 19 rzutów i 9/11 z linii. 22 oczka dodał Lowry, 7/17 z gry, z czego 3/8 zza łuku, 17 z 11 rzutów Amir Johnsona, a 9 punktów, 9 asyst i 6 zbiórek zanotował Greivis Vasquez.
Dla Nets najwięcej rzucił Pierce – 22 punkty z 14 rzutów, w tym 3 celne trójki. Po 10 dodali Garnett i Williams, ale ten drugi miał problemy ze skutecznością i trafił tylko 4 z 12 rzutów, w tym 0/5 za trzy. KG był 3/6. 12 9 rzutów dołożył z ławki Teletovic.
Mecz nr 5 w środę w Toronto.
Toronto Raptors – Brooklyn Nets 87:79 (35:22, 16:22, 16:23, 20:12)
Liderzy zespołów:
Punkty: DeRozan 24 – Pierce 22
Zbiórki: Patterson 9 – Blatche 7
Asysty: Vasquez 9 – Williams 6
Przechwyty: Johnson, Patterson 2 – Anderson 3
Bloki: Valanciunas 2 – Kirilenko 2
Ten mecz chyba ucina bzdurne gadanie o sędziach pomagającym Nets, by doszło do ich rywalizacji z Miami Heat…