Przed meczami z serii Rockets – Blazers powinno chyba być najpierw wyświetlone ostrzeżenie, że oglądanie tych spotkań jest niezdrowe i grozi zaburzeniami systemu nerwowego lub innymi dolegliwościami. Dziś w trzecim meczu (z czterech dotychczasowych) do wyłonienia zwycięzcy potrzebny był dodatkowy czas dogrywki. W niej lepsi okazali się Blazers pokonując rywali 123:120 i prowadzą już w serii 3-1.
Dzisiejszy mecz w Moda Center w sumie niczym nadzwyczajnym się nie różnił od poprzednich, a więc podobnie jak we wcześniejszych grach można było zejść na zawał. Zwłaszcza jeśli nie jest się bezstronnym widzem i kibicuje się od lat którejś z ekip. Jest to z pewnością najbardziej zacięta i najciekawsza rywalizacja w I rundzie tegorocznego play offs, a kto wie czy podobnych parametrów nie można jej nadać z perspektywy historii NBA.
MECZOWE FAKTY:
– Spotkanie to miało dwóch cichych bohaterów, a mianowicie Chandlera Parsonsa (Rockets) oraz Nicolasa Batuma (Blazers). Pierwszy miał znakomitą pierwszą połowę spotkania, w trakcie której był nie do zatrzymania dla rywali (19 pkt po dwóch kwartach) i w porównaniu z prezentowaną wówczas formą Hardena był o niebo lepszy. Problem w tym, że im bliżej końca tym szybciej skrzydłowy Rakiet gasł, a kolejne czapy jakie zbierał od rywali na finiszu tylko zniechęcały go do dalszej aktywności…
Batum natomiast okazał się prawdziwym X-factorem i jego kolejne akcje pierw wyprowadziły na prowadzenie, a potem przyczyniły się do wygranej w meczu numer trzy. Jego trójki czy wjazdy pod kosz były prawdziwą zmorą dla obrony Rakiet. Dziś śmiało można powiedzieć, że pogrążył on ekipę z Houston. Co ciekawe francuski gracz do NBA trafił w 2008 roku, a w drafcie wybrali go właśnie Rockets – oddając następnie do Portland.
– kolejne udane zawody rozegrał Troy Daniels. Popisywał się tym, co chyba staje się jego specjalnością, a więc trójkami. Widać, że McHale mu ufa i stawia na niego bez wahania. Dla mniej zorientowanych ten gość grał dziś dopiero drugi mecz w play off, a 7 w ogóle w NBA. Historia na dobrą książkę…
– Rakiety kontrolowały przebieg wydarzeń na boisku niemal przez cały mecz. Dopiero druga część 4 kwarty okazała się feralna dla gości, którzy zupełnie się zagubili w tym czasie. Portland Trail Blazers zaliczyli run 14:3 czym dogonili oponentów, którzy przez większość wcześniejszego czasu gry prowadzili w granicach 10 oczek. Prawdę mówiąc nie mieli prawa przegrać tego meczy, gdyż wcześniej byli lepsi w każdym elemencie gry. Asik świetnie krył Aldridge’a i nawet Harden grał na przyzwoitej skuteczności. Nagle wszystko się posypało w dwie minuty. W play offs takie frajerskie porażki mają ogromną cenę…
– Szczytem frajerstwa, które przytoczyłem powyżej było zachowanie Jeremy Lina, który dwukrotnie w ciągu 5 sekund stracił piłkę w kluczowych sekundach. Po niecelnym rzucie Batuma kozłującemu piłkę Linowi przeszkodził Mo Williams i zabrał mu ją po czym zaliczył niecelne podanie i chwila zamieszania pod koszem mogła zostać zażegnana przez… Lina, ale ten znowu stracił piłkę, która za chwilę dotarła do Williamsa, a ten trafił za 3 pkt (na 105:104 dla Portland), kiedy na zegarze pozostawało 18,9 sekund. Gdyby Lin nie stracił piłki akcja by poszła w drugą stronę i Blazers musieliby faulować (a Houston prowadziło 2 pkt).
– W pierwszej części ospały i niewyraźny LaMarcus Aldridge nie radził sobie ze świetnie broniącym Omerem Asikiem. W trzeciej kwarcie turecki gracz złapał kilka fauli nad wyraźnie ożywionym graczem gospodarzy i McHale wybrał na koniec grę niskim składem plus Howardem. W efekcie tego Aldridge znowu zagrał świetny mecz. Co ciekawe jest pierwszym graczem od czasów Hakeema Olajuwona z 1988 roku, który po 4 grach PO ma na swym koncie ponad 140 punktów i 45 zbiórek.
– Znakomite spotkanie zaliczył też Dwight Howard, który w ostatnich minutach popisał się serią bloków, a także dunkiem, który dał dogrywkę. W obronie środkowy Rakiet spisywał się bez zarzutu – moim zdaniem zbyt mało akcji dwójkowych pomiędzy nim i Hardenem. W dogrywce zabrakło Robina Lopeza i zamiast akcji izolacyjnych na Supermana właśnie współpraca z brodaczem mogłaby przynieść lepszy rezultat.
– Trochę kontrowersji w końcówce dogrywki kwarty wywołał faul Howarda na Matthewsie w polu trzech sekund. W tym samym czasie Harden był faulowany przy rzucie za trzy przez Aldridge’a. Sędziów chyba raczej poniósł fakt sporej różnicy masy ciała pomiędzy środkowym Rakiet, a obrońcą gospodarzy.
– znakomicie w najważniejszych momentach zagrała obrona Blazers. Waleczni Matthews i Williams skutecznie odbierali piłki rywalom,a LaMarcus Aldridge zaliczał czapy na kolejnych przeciwnikach (blok z końcówki 4 kwarty na Hardenie palce lizać!)
– Przy stanie 123:120 dla oponentów piłkę spod kosza wyprowadzali gracze z Houston mając 9 sekund na akcję i realne szansę na doprowadzenie do drugiej dogrywki (ale kto by ją przeżył…). Beverly stracił jednak piłkę na rzecz Matthewsa i było po meczu… W decydujących chwilach zawodzi Lin, zawodzi Beverly, a najjaśniejszą postacią jest Troy Daniels… Któż by przypuszczał? Usprawiedliwieniem dla Beverlyego jest jego mała niedyspozycja. Nie uczestniczył on w rozgrzewce rzutowej z powodu słabego samopoczucia. Lina czas w Houston chyba dobiega końca…
– gracze Rockets i Blazers zagrali w czarnych skarpetkach jako wyraz sprzeciwu wobec rasistowskich słów i postawy Donalda Sterlinga – właściciela Los Angeles Clippers.
PODSUMOWANIE:
Najskuteczniejszym wśród przegranych był James Harden, który w pomeczowych statystykach zgromadził 28 pkt i 6 asyst. Dwight Howard zaliczył double double mając 25 pkt i 14 zbiórek. Wspomniany wyżej Daniels ukończył spotkanie z 17 oczkami (4 na 5 za trzy).
W Portland najwięcej punktów miał LaMarcus Aldridge – 29. Nicolas Batum, który był ojcem zwycięstwa zakończył zawody z 25 pkt, a Damian Lillard z 23 (świetna skuteczność na dystansie 5/7 za 3 pkt).
FILMOWE PODSUMOWANIE:
POWIEDZIELI PO MECZU:
Terry Stotts (trener Blazers):
„We’re at our best when our backs are against the wall, have something to prove — whatever phrase you want to use. We have a determination to us. We know what we have to do, and most times, we do it.”
Chandler Parsons (skrzydłowy Rockets):
„We feel like just as easily as it’s 1-3, we could be up 3-1. A couple of plays here and there, it can all change. We fully expect to come back here (for Game 6). This is it — win or go home. We’re not trying to go home.”
HOUSTON ROCKETS – PORTLAND TRAIL BLAZERS 120:123 OT
(29:23, 32:28, 23:28, 22:27, 14:17)
J. Harden 28 pkt, Ch. Parsons 26 pkt, D. Howard 25 pkt – L. Aldridge 29 pkt, N. Batum 25 pkt , D. Lillard 23 pkt.
Blazers prowadzą w serii 3-1
Następny mecz w środę w Toyota Center.
Jak dla mnie to jak dotąd najlepsza seria w tych PO.
Dobry wstęp do realcji… naprawde nie dostac zawalu przy tych meczykach to sztuka
och dzieki Ci Linie, ze zrobiles co zrobiles w koncowce :) chociaż z drugiej strony Lin sporo od siebie dal przy gonitwie Houston ze stanu 102-97
Kolejny mecz, w którym Rakiety wyglądają w 4q jak stado baranów, które pierwszy raz wyszło razem na boisko. Niestety, ale za takie coś odpowiada głównie trener….
A jednak LIN nie grał w tej fazie o ktorej pisałem, zagrał lepszą fazę w połowie kwarty stąd pomyłka. W każdym razie akcja przed trójką MO fuksiarska
Dziękuję Bogu,że nie mogłem oglądać 3 z 4 meczów tej serii( wszystkie z dogrywkami). Wiem,że dużo straciłem,ale zdrowie i życie jest ważniejsze :). Nie będę mógł obejrzeć game5…więc pewno znów będzie dogrywka. Na razie jest świetnie,ale Rockets nie są pędzlem robieni i będą grozni.
Portland wyciągnęli wnioski, te o których mówiłem i teraz obwód grał już agresywniej i wymusili więcej strat. Granie wysokim składem przez Rakiety się musiało odbić. Ostatnio Harden miał 1 stratę, teraz 5. Beverley niestety nie gra na 100% swoich możliwości…
Portland jest już o 1 krok od PO…nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś wrócił z 1-3. Chyba Suns w 2006 z Lakers, tylko to mi przychodzi do głowy.
Wesley grał bajecznie, świetna też zmiana T. Robinsona, osobiscie dziwie się ze gra tak malo bo daje mega zastrzyk energii tej druzynie
energię tak, ale też dwie straty i 2 faule w te krótkie kilka minut.
no to koniec PO dla Rakiet. Mam nadzieje, że Lin i Asik zakończą przygodę z Houston. Kasa z ich kontraktów pójdzie na Parsonsa i weteranów na pozycję 1 i 5. Brawo Portland. Ja już nie wierzę w odwrócenie serii.
Mam nadzieje, ze nie wykrakam….. jak nie bedzie 4:1 to zrobi sie nieciekawie. PTB lubuje sie w horrorach a warto sobie jeszcze przypomniec rok 2000 i wyjscie ze stanu 3:1 do 3:3 z LAL i ostatnia kwarte 7 meczu, ktora nie wiem jak mozna bylo przegrac….
W malych punktach PTB 273 HOU 266. Co za seria
Tzn 473vs466
Roztrwonienie przewagi Houston w ostatnich sekundach jak nic przypomina sytuacje z poprzedniego sezonu z Wielkiego Finału Miami – San Antonio, kiedy to Spurs też zgłupieli w końcówce i przerypali na własne życzenie. Takie porażki bolą szczególnie i siedzą w głowie przez długi czas…
Mam na myśli oczywiście mecz nr 6 w Miami, kiedy to Heat wyrównali na 3:3.
Nieeeeee!!! Znowu te „Smugi” Szaranowiczowe! To są Pionierzy!!!!!!!!!! (Przecieracze szlaków)!