Wow. To był mecz. Raptors chyba na własne życzenie stracili przewagę 26 punktów z końcówki trzeciej kwarty. Joe Johnson (26 z 30 punktów w drugiej połowie), do którego dołączył Deron Williams, Mirza Teletovic i Alan Anderson doprowadzili do remisu 101-101 na 3:16 do końca. Prawdziwym liderem okazał się jednak DeMar DeRozan, który jak robot wykonywał rzuty wolne (12/13 w meczu). Raptors przetrwali, chociaż musieli czekać do ostatniej decyzji sędziego, która ostatecznie była korzystna dla Raptors. Rewelacyjne spotkanie rozegrał Kyle Lowry, autor 36 punktów (6/9 za trzy) i 6 asyst. Swoje dodał DeRozan – 23 punkty.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Toronto Raptors | 3-2 | 28 | 34 | 29 | 24 | 115 |
Brooklyn Nets | 2-3 | 25 | 19 | 25 | 44 | 113 |
Przebieg spotkania:
Podwajanie DeRozana – to był pomysł na mecz Nets w defensywie. To nie z ofensywą był jednak problem w poprzednim meczu. Dlategp goście położyli nacisk na dzielenie się piłką w ataku i powrót do „swojej” koszykówki. Trzeba przyznać, że na początku meczu udawało się to całkiem nieźle. W połowie kwarty Nets wygrywali 15-11. Pierce wykorzystywał przewagę nad Amirem Johnsonem. Znowu dwa szybkie przewinienia złapał Valanciunas i Raptors musieli grać dwójką Johnson-Patterson. Dla gospodarzy większość punktów w pierwszej kwarcie zdobywali DeMar DeRozan i Amir Johnson, który walnie korzystał z podwojeń swojego lidera. To jednak Nets wciąż byli z przodu. Kilka razy trafił Livingston, jednak ciężar w ofensywie wziął na siebie Paul Pierce. Mniej więcej w tym momencie włączył się do gry Lowry, ale za to jak! Po jego trójce na 1:11 do końca Raptors objęli prowadzenie 25-23 i to rozgrywający gospodarzy ustalił wynik kwarty drugą trójką na 28-25.
Teletovic rozpoczął dwiema trójkami i szybko Nets wrócili na prowadzenie 28-31. Odpowiedział jednak Vasquez. Obie drużyny punktowały na wysokiej skuteczności. Na 3:55 do końca połowy Joe Johnson popełnił trzecie przewinienie i po wolnych DeRozana było 44-40 dla Raptors (run gospodarzy 8-0). Goście przestali trafiać, a Raptors wręcz przeciwnie. Run gospodarzy trwał dalej i po trójce Lowry’ego na 2:58 było już 49-40. Tym razem Nets nie mogli się tłumaczyć gwizdkami sędziów, po prostu grali słabo po obu stronach parkietu. Lowry był kompletnie nie do zatrzymania (21 punktów w pierwszej połowie). Jego buzzer-beater na koniec był kwintesencją pierwszej połowy – trochę szczęścia Raptors, trochę słabej obrony Nets, trochę geniuszu Lowry’ego i 62-44.
Przewaga Raptors jeszcze wzrosła (68-46). Nets wrócili do czegoś co działało. Joe Johnson dwa razy z rzędu punktował w post-up, jednak poczynania gości od razu „ochłodził” DeRozan trójką z rogu. Nets wykańczali sami siebie stratami i po punktach DeRozana przewaga gospodarzy wzrosła do 24-punktów. Serial trójek ciągnęli Ross i Lowry (83-57). Dla Nets punktował samotnie Johnson, który nieco zmniejszył rozmiary klęski do 85-64. Ostatecznie kwarta zakończyła się wynikiem 91-69. Na nic 18 punktów w kwarcie dla Joe Johnsona, bo Nets po prostu nie byli w stanie zdziałać nic w defensywie.
Ostatnie 12 minut zaczęło się od udanej trójki Teletovica, na którą od razu odpowiedział Vasquez. Nets zaczęli powoli odrabiać straty. Przy wyniku 94-79 na 9:56 do końca Casey poprosił o czas. Uwagi trenera Raptors nie pomogły. Anderson trafił akcję 3+1 (96-83). Po chwili po stracie Amira Johnsona trafił D-Will (96-85). Po wolnych Blatche’a przewaga Raptors zmalała do 10 punktów! Na 5:39 do końca gospodarze wygrywali tylko 97-89. Weterani wzmocnili obronę (czymu nie robili tego przez 36 minut?). Punkty zdobył Alan Anderson (97-91) i w końcu odpowiedział DeRozan. Ofensywa Nets wyglądała jednak znacznie lepiej, gdyż wreszcie aktywny w ataku był D-Will. Raptors kierowali w ataku praktycznie każdą piłkę do DeRozana. Jednak w kolejnej akcji Joe Johnson zagrał akcję 2+1 (101-96). Po chwili JJ powtórzył i 101-98! Na 3:16 do końca Johnson za trzy i 101-101! To był jedna z najbardziej niesamowitych pogoni jakie widziałem. Szczególnie, że wzięła się z niczego. Nets grali beznadziejnie. W trzeciej kwarcie ruszył Johnson, ale i tak różnica się nie zmniejszała. Po czasie dwa głupie błędy popełnili gracze Nets (faul Teletovica i ofensywny Andersona). Vasquez trafił bardzo potrzebną trójkę i Raptors wrócili (106-101). Po trójce Teletovica znowu był remis (106-106). Niesamowicie trafił jednak Lowry (109-106). W odpowiedzi Blatche (109-108), ale znowu trafił MVP spotkania Kyle Lowry (111-108) na 27 sekund do końca. W akcji Nets nie trafił Johnson, a DeRozan został sfaulowany i powędrował na linię. Trafił oba i zabezpieczył zwycięstwo gospodarzy. W akcji Nets Anderson trafił akcję za trzy z faulem, który wykorzystał (113-112). DeRozan pokazał jednak, że dorósł do roli lidera. Jak prawdziwy killer trafił dwa kolejne wolne i Nets byli pod ścianą. Na 6.5 sekundy przegrywali 3 punktami. Raptors sfaulowali Blatche, który trafił tylko jeden. Doszło do mega kontrowersyjnej sytuacji. Blatche oddał piłkę do D-Willa, sędziowie ostatecznie odgwizdali błąd połowy, ale równie dobrze mogli odgwizdać „goaltending” i zaliczyć 3 punkty Netsom. Wydaje mi się jednak, że decyzja była słuszna. Raptors wygrali ostatecznie 115-113.
Własnym okiem
Ostatnia kwarta Raptors to chyba jednak wypadek przy pracy. Z drugiej strony dawno nie widziałem tak słabej obrony Nets w pierwszych trzech kwartach. 91 punktów i kolejno 28, 34 i 29 punktów to prawdziwy dramat. Faktycznie Kyle Lowry rozgrywał mecz życia. Wpadało mu dosłownie wszystko i z takich pozycji, że żadna defensywa nic by nie poradziła. Jednak momentami gracze z Brooklynu byli po prostu bezradni. W czasie runu w ostatniej kwarcie weterani zachowali się dosłownie jak wilki, które poczuły krew. Najlepsze 12 minut z całej serii nie wystarczyły Nets. Po prostu było już za mało czasu.
Dla Nets wiele rzeczy zadziałało idealnie. Dobrze szło ograniczanie DeRozana (5/12 z gry) i nieźle szło na tablicy (praktycznie remis i pierwszy raz w serii to oni wygrali na ofensywnej tablicy 10-9). Nie potrafili sobie poradzić z jednym czynnikiem – Kyle Lowry rozbił im totalnie wszystko. Kiedy nie punktował, to łamał obronę. Dodatkowo iskrę z ławki w końcu wniósł Greivis Vasquez – 15 punktów (3/5 za trzy). Jeżeli teamowi z Brooklynu nie pomogła nawet taka dyspozycja Joe Johnsona – 30 punktów i 13/23 z gry, to trudno widzieć powrót do serii dla Nets. Raptors są już naprawdę blisko półfinału i serii z Miami Heat.
Wszystko układa się zbyt pięknie dla Miami:) W kolejnej rundzie szykuje się dla nich przeciwnik z którym seria będzie o niebo łatwiejsza niż z Nets. Pomijając nawet wyniki RS jednak to NJN prezentują styl, który Miami nie leży. W ewentualnym ECF przeciwnik przynajmniej teoretycznie jeszcze słabszy. Mają wielką szansę znaleźć się szybko w fianle, odpoczywać i czekać na to co przyniesie rąbanka na zachodzie. A tam się dzieje dużo i nie widać jeszcze końca:)
Niestety dla Nets ta sera nie układa się najlepiej, ale przynajmniej weszli do tych PO co na początku sezonu wydawało się niemożliwe, a Kidd rozwija się jako Trener. Mimo braku picków w drafcie mają przed sobą niezłą przyszłość.
Ja tej przyszłości nie widzę jakoś w zbyt kolorowych barwach. Garnet i Pierce dogorywają na parkiecie. Jonhson powoli będzie zbliżał się do emerytalnego poziomu gry. Wszystko będzie opierać się na parze Lopez – Williams. Ten drugi pokazał dziś po raz kolejny jaki z niego slaby obrońca. Nie dziwię się, że Lowry w tej serii wykręca takie statystyki.
Valanciunas to jednak idiota. Jak można zrobić coś takiego?! Na szczęście Lowry nawet nie musnął piłki, przez co był błąd połowy, ale Litwin powinien mieć świadomość, że w takiej sytuacji sędziowie przejrzą wideo. Johnson drugi bałwan: Raptors prowadzą pięcioma punktami kilka sekund do końca, a ten skacze na zawodnika rzucające za trzy, choć nie ma najmniejszych szans na blok…. Szkoda słów…
Kurdę, zapowiada się łatwy finał dla Heat i prawdopodobnie łatwe w nim zwycięstwo (wymęczony dogrywkami przeciwnik). Zaczynam byc zwolennikiem teorii o gigantycznej dysproporcji sił wschodu i zachodu. Tam leje się krew, ręka noga mózg na ścianie a tutaj pyk, pyk i zaraz po zawodach..