Moda na polskie pierogi i polską kiełbasę podczas tegorocznych play offs dobiegła końca. Verizon Center pozostanie przez następne tygodnie bez koszykówki, a trzeba powiedzieć, że szansa na kolejny historyczny wynik czyli awans do Eastern Conference Finals była realna i bliska osiągnięcia. To smutna informacja dla fanów polskiego jedynaka w NBA, bowiem znów na własnym parkiecie zespół Randy’ego Wittmana przegrał z kolejnym rywalem. Tak naprawdę to w play offs 2014 Czarodzieje z Verizon wygrali u siebie tylko raz, a kibice NBA cześciej oglądali zwycięskie popisy gości – w tym Mike’a Dunleavy i Paula George’a – niż Marcina Gortata, Bradley’a Beala lub Johna Walla. Minionej nocy, podczas pożegnania Wizards z drugą częścią rozgrywek, katem gospodarzy okazał się rewelacyjny David West. Były skrzydłowy N.O. Hornets trafiał kluczowe rzuty i pozostawał niezatrzymany przez lokalnych defensorów, nieco zapominających o zdolnościach rzutowych Westa (13 na 26 z gry).
Kto oglądał i uważnie śledził serię z Hawks to pamięta ,że David był bohaterem co najmniej dwóch potyczek z Jastrzębiami, podczas których trafiał ważne i decydujące o wyniku meczów rzuty. Nie byłoby jednak Westa gdyby nie znak firmowy Pacers, czyli doskonała obrona i tu znów analogia do meczów z Pacers, czy wcześniejszych występów z Wizards (G2); Pacers znów dzięki agresywnej defensywie i doskonałej wzajemnej pomocy zawodników w obronie, zalepiali pomalowane i nie pozwalali na wiele duetowi Wall-Beal. Jednym z najważniejszych momentów meczu był zryw gości z końcowki trzeciej kwarty, okraszony wynikiem 17-2, podczas którego przekonaliśmy się o potencjale Pacers i dużo większym doświadczeniu w tej części sezonu. Mimo wszystko Wizards mieli jeszcze szansę na wygranie tego meczu, ale gorące głowy Johna Walla i Bradley’a Beala nie pozwoliły im na zwycięstwo…obaj zanotowali skuteczność/nieskuteczność na poziomie 12/35. Za to X-factorem meczu okazał się wychodzący z kryzysu Lance Stephenson (8/13 z gry).
Mimo przejęcia kontroli przez Pacers na przestrzeni trzeciej odsłony to Wizards zdołali wrócić do gry w finałowej odsłonie. Po trójce Beala Czarodzieje wyszli na prowadzenie (74:73 na 8:30 min przed końcem meczu i było to drugie prowadzenie od pierwszej kwarty!). Powrót do gry graczy Wittmana to również zasługa ataków napędzanych przez Walla (run 11-2).
Następnie do gry mocniej wkroczył wyżej wspomniany West, który (cytując Finley’a) zachowywał się niczym Dirk Nowitzki i trafiał jumpery z wielką łatwością m.in. nad rękoma Gortata. Szalone akcje i rzuty z nieprzygotowanych pozycji młodych liderów Czarodziei już nie zmieniły wyniku potyczki…
„I think we had a few turnovers. I don’t think we secured the ball on the defensive glass. I guess it was just a bigger will of winning the game and unfortunately we were not able to close it.” – Marcin Gortat
Tym razem, za słowami Polaka, nie udało się przejąć kontroli w walce na deskach. Pacers mieli tylko 2 zbiórki mniej, 38-40, a to wystarczyło do powstrzymania drugich szans na punkty Wizards oraz nie dało szans gospodarzom na kontry. Kolejnymi słabościami Wizz’s w tej potyczce była niska skuteczność z gry, na poziomie 39% (51% mieli Pacers) oraz fatalna skuteczność zza łuku (11% do 20% Pacers).
O ile cichym bohaterem Indiany okazał się Stephenson , o tyle po stronie miejscowych zawiódł bohater poprzednich meczów z Bulls i Pacers, Trevor Ariza. Niski skrzydłowy, który podobnie do Marcina Gortata (zagrał 41 minut i zdobył 19pkt i 6zb) walczy o wysoki kontrakt tego lata, zagrał najgorszy mecz serii, kończąc go z jednym skutecznym rzutem z gry (1/5 i 6pkt z 7zb). Znów nie było też wsparcia ławki, a 12 oczek od tercetu Miller-Webster-Gooden okazało się zbyt małym bodźcem by przechylić szalę wygranej na stronę stołecznej ekipy.
„Maybe we have to be locked before the game in the hotel and have a team breakfast in the morning, have two buses from the hotel to the game.” – Randy Wittman
O tym samym pomyślałem już przed meczem, a takie praktyki stosowały już poprzednie drużyny NBA. Coach stołecznej drużyny sugerował by przed meczem powinni oni byli spędzić noc w hotelu, podobny sposób jaki ma to miejsce podczas spotkań wyjazdowych drużyn. Być może o tym trzeba pomyśleć przed następnymi play offs, bowiem Washington nie widział finałów konferencji od 1979 roku!
Uwaga, początek finałów Wschodu od niedzieli i godziny 21:30 polskiego czasu. Dla Pacers to drugi rok z rzędu w ECF. Stay tuned!
Wynik: Washington Wizards – Indiana Pacers 80:93 (23:29, 17:23, 23:19, 17:22)
Wizards: Gortat 19, Beal 16, Nene 15, Wall 12 (9 as), Ariza 6 – Webster 4, Gooden 4, Miller 4, Harrington 0, Temple 0, Seraphin 0, Porter 0
Pacers: West 29, Stephenson 17 (8 as, 5 zb), George 12 (3 prz), Hibbert 11 (7 zb, 3 blk), Hill 11 – Mahinmi 5, Scola 4, Watson 4, Turner 0, Copeland 0, Butler 0
Stan rywalizacji: 2-4, awans Pacers
finały bez niespodzianki, jak miało być od początku roku tak też jest
szkoda szansy Wiz bo za rok już wschód może być wiele lepszy, a następny zespół MG to naprawdę niewiadoma, zespół z DC pewnie dużo nie będzie chciał wydać
jak to możliwe że tak słabi Pacers są w finale ? A już wiem przeciwnicy jeszcze słabsi , niestety ale Atlanta i Wizards się skompromitowali . A jednak finał Miami-Indiana , czyżby Andrzej Bynum miałby być w rotacji na Heat ?
nie ma szans Andrzej został zwolniony przez meczami z Wizards.
Woy unikałbym sformułowań typu: wychodzący z kryzysu. Cała drużyna jak i jej poszczególni zawodnicy wychodzą z tego kryzysu tak mniej więcej co drugie spotkanie, tak jakby w odpowiedzi na kompromitację w meczu poprzednim. Tytuł bardzo dobrze oddaje przyczynę porażki czarodziejów. Młodzi i na pewno zdolni zawodnicy z Washingtonu mentalnie oraz psychicznie nie udźwięcznili ciężaru gry. Widać to było zwłaszcza w końcówkach poszczególnych spotkań. Brak umiejętności wygrywania meczów u siebie świadczy o większym problemie dotyczącym nieradzenia sobie z presją. Walla czeka jeszcze dużo pracy aby można było mówić o nim jako prawdziwym liderze. Też się zastanawiam co Indiana robi w tym finale konferencji. Paradoks polega na tym, że jej obecność na tym etapie rozgrywek nie wynika z jej dobrej gry a tylko i wyłącznie ze słabości przeciwnika nie potrafiącego dobić w odpowiednim momencie wyraźnie zamroczonej ofiary.
chciałbym zrozumieć co masz na myśli celując we mnie…3/12 4/13 3/8 http://espn.go.com/nba/player/_/id/4244/lance-stephenson
Nie martw się Marcin, D-Wade Cie pomści ;)
Ja widziałem dużo chaotyczności w poczynaniach rozgrywającego Wizards. Często gubił piłkę przy dryblingu, pakował sie tam gdzie nie trzeba i często swoimi nietrafnymi decyzjami hamował atak.
Wizars muszą pójść krok do przodu.
Najlepszym rozwiązaniem było by ściągnięcie Denga i odpuszczenie Arizy, Deng nie będzie miał takich wystrzałowych meczy jak Ariza (+30 pkt) ale za to za minimum 15 w każdym meczu, do tego da 7 zbiórek i ogrom pracy w defensywie. Tak naprawdę nie licząc rzutów za 3 pkt w których jest odrobinę gorszy w reszcie bije na głowę Arizę ( mam mimo to dużo szacunku dla niego).
Fajnym kierunkiem mogłaby być wymiana Nene za Monroe (lub dojście jakiegoś 3 zespołu) mógłby on fajnie wkomponować się w wspólną grę z Marcinem, dla mnie Monroe to raczej PF niż C.
Ważny będzie ten off-season dla Wizards, bojaźń może skutkować wieloma latami przeciętniactwa.
Podstawą dla mnie będzie ściągnięcie Denga i zatrzymanie Gortata. Myślę, że Marcinowi dobrze jest w tej organizacji i za godziwe pieniądze +/-40mln/4lata zgodzi się podpisać kontrakt. Pamiętajmy, że Marcin to świetny atleta, jeden z najmniej podatnych na kontuzje wysokich w lidze (ogromny + dla niego) oraz mega solidny zawodnik, zawsze da jakąś część od siebie.
W przypadku nie podpisania Denga, może warto było by się obejrzeć za Grangerem i wtedy ewentualnie podpisać Arizę?
Wiele pytań przed sternikami czarodziei, mam nadzieję, że Marcin pozostanie w Waszyngtonie, perspektywa pójścia na zachód i oglądania meczów naszego rodzynka o 4-5 nie cieszy mnie zbytnio.
Szkoda najbardziej Gortata, bo faktycznie ze slabym startem w tej serii, pozniej bylo coraz lepiej i mozna powiedziec, ze prowadzil druzyne w dwoch ostatnich spotkaniach.
Moim zdaniem, wizzards duzej roznicy nie robia, a wynik tego meczu niestety zalezal w wiekszej mierze od dyspozycji zespolu z Indianapolis, bo oni grali jakby mieli zespol dwubiegunowy przez te cale playoffy. Wychodzi brak doswiadczenia u Czarodziejow, nie mniej jednak szkoda, bo finaly bez zaskoczenia. Three-peat juz niedlugo, a szkoda, bo mozna by dla odmiany zobaczyc chociazby Parkera i spolke odbierajacych pierscien.
Wszystkie druzyny, ktorym kibicowalam odpadly (Clippers, Rockets, Wizzards,Mavs) wiec tutaj juz powieje nuda niestety.
A no szkoda szansy, ale co widać było baaardzo wyraźnie w ostatnich 8 minutach gry, zabrakło doświadczenia i opanowania. Te trójki, które walili w ostatniej kwarcie zamiast zagrać na wysokich… ech, jeśli uda im się roster utrzymać to kto wie czy w przyszłym sezonie nie powalczą o więcej :)
A teraz liczę na powtórkę finałów sprzed roku i srogi rewanż :)