O takim meczu kibice drużyny z Indianapolis chcieliby szybko zapomnieć. Powróciły koszmary z serii z Atlantą Hawks. Świetnie na dystansie zagrał Chris Bosh (25 punktów, 3/5 zza łuku), co kompletnie rozbiło Roy’a Hibberta. Fatalne spotkanie zagrał Lance Stephenson zdobywając swoje pierwsze punkty z gry dopiero w środku czwartej kwarty. Goście nie potrafili dzisiaj zatrzymać LeBrona Jamesa (32 punkty, 10 zbiórek, 5 asyst), który w trzeciej kwarcie zmiótł ich z parkietu. Ostatecznie Heat wygrali 102-90 i to tylko dlatego, że w końcówce rozluźnili szyki i roztrwonili 23-punktowe prowadzenie.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Miami Heat | 3-1 | 27 | 22 | 31 | 22 | 102 |
Indiana Pacers | 1-3 | 19 | 25 | 20 | 26 | 90 |
Przebieg spotkania:
Zaskoczył Eric Spoelstra, który w wyjściowym składzie postawił na Rasharda Lewisa. Być może była to odpowiedź na brak w składzie na dzisiejsze spotkania Birdmana. Początek meczu to run 10-2, a co najważniejsze „odpalił” Chris Bosh trafiając 3/3 z gry w tym dwie trójki. Mimo kilku strat Pacers pozbierali się za sprawą świetnie grającego Davida Westa (14-11). Heat jednak karcili dzisiaj bezwzględnie gości za każdą ich stratę. Po trójce Battiera i punktach z szybkiego ataku LeBrona było 23-13. Pacers mieli szansę dobrego zakończenia kwarty, ale głupi faul Luisa Scoli przy rzucie za trzy Shane’a Battiera nieco w tym przeszkodził. Ostatecznie Heat prowadzili po pierwszych 12 minutach 27-19.
Ważnym momentem zaraz w pierwszej minucie po wznowieniu gry były 2 i 3 przewinienia Lance’a Stephensona. Mimo tego Pacers zaczęli nieco zbliżać się do gospodarzy głównie z powodu niemocy D-Wade’a nie trafiającego dzisiaj z taką skutecznością jak w poprzednich trzech spotkaniach. Niemała w tym zasługa Luisa Scoli, który świetnie wykorzystywał przewagę wzrostu nad obrońcami Heat. Po trójce Butlera było 33-29. Odpowiedź Żarów była jednak natychmiastowa. Trzecią trójkę trafił Bosh, poprawił Wade i przewaga mistrzów wróciła do bezpiecznych granic (38-29), a Frank Vogel poprosił o czas. Ofensywa Heat funkcjonowała zrywami i w kilku następnych minutach rzuty zwyczajnie przestały wpadać. Pacers znowu doprowadzili do 5-punktowej straty, ale szybkie dwie akcje LeBrona dały Heat przewagę 49-39 pod koniec kwarty. Ostatnie sekundy należały jednak do gości. Najpierw trafił West (12 punktów do przerwy), a potem na 3.7 sekund do końca trójkę zaliczył Paul George (11 punktów do przerwy) i do przerwy tablica pokazywała wynik 49-44. W ekipie Heat niewątpliwie najsłabszą połowę w serii miał za sobą D-Wade, co jednak z nawiązką oddał Chris Bosh. Gdyby nie kilka pudeł pod koniec drugiej kwarty Bosh miałby za sobą praktycznie bezbłędną połowę. 17 punktów i 7/11 z gry to i tak najlepszy indywidualny wyczyn Bosha w tej serii (we wszystkich trzech spotkaniach zdobył raptem 27 punktów). W drużynie gości kompletnie bezproduktywny był Stephenson.
Trzecia kwarta zaczęła się od runu gospodarzy 7-0. Jej motorem był nie kto inny jak sam Król James. Pacers byli beradni w ataku i dodatkowo nie bardzo potrafili zorganizować się w obronie przeciw LeBronowi. 4 przewinienie zaliczył Roy Hibbert, który w obliczu gry Bosha niestety przypominał swoją tragiczną wersję z serii przeciw Hawks. Pacers mogli być bardzo zadowoleni, że przewaga Heat nie przekroczyła na tym etapie 20 oczek. James praktycznie samotnie zdominował mecz. W trzeciej odsłonie LBJ rzucił 14 z 31 oczek zespołu. Po kolejnej stracie i szybkim ataku zakończonym jak zwykle dunkiem Króla było już 76-59 na nieco ponad minutę do końca. Z ust Mike’a Breena usłyszeliśmy „it’s been a nightmare game for Lance Stephenson”. Po 36 minutach gry Heat dominowali i z wyniku 80-64 cieszyć powinni się Pacers, bo mówiąc szczerze powinno być już pozamiatane.
Jak mówi przysłowie „co się odwlecze to nie uciecze”. Po trzech minutach i trójce Norrisa Cole’a bariera 20 oczek została przełamana (86-66). Heat tego meczu przegrać już nie mogli. Po dobitce Haslema było już 94-71 na 7:19 do końca. Od tego momentu mistrzowie zupełnie się rozluźnili przez co niemal doprowadzili do zaciętej końcówki. Przez niespełna 3 minuty gry Pacers zaliczyli run 13-1 (95-84). W ostatnich minutach w końcu zaczął grać na swoim normalnym poziomie Sir Lancelot. Można się spierać co by było gdyby sędziowie zaliczyli mu punkty zamiast gwizdać ofensywny na 3:20 do końca (byłoby wtedy 88-97). Dagger przyszedł z rąk LeBrona. Na 1:22 do końca James zaliczył akcję 2+1. W dodatku w akcji gości ofensywny faul odgwizdano Westowi. Zwycięstwo Heat poza kontrowersyjną sytuacją z ofensywnego faulu Stephensona było jednak pewne. 102-90 jest wynikiem rozluźnienia mistrzów w ostatnich 8 minutach gry i nawet ta błędna decyzja sędziego nie miała większego znaczenia.
Własnym okiem:
Król jest tylko jeden. LeBron dzisiaj po raz kolejny zachwycał przejmując mecz w trzeciej kwarcie. Przy produktywności Chrisa Bosha nie miał wpływu słabszy występ Dwayna Wade’a (15 punktów, 4/12 z gry). Heat mieli zaledwie 5 indywidualnych strat (7 jako drużyna), co w świetle 14 strat Pacers jest znakomitym rezultatem. W punktach po stratach gospodarze wygrali aż 20-6 i jest to chyba decydująca statystyka meczu. Znacząca różnica była jeszcze w skuteczności z linii rzutów wolnych. Heat trafili aż 30 z 34 rzutów wolnych, zaś Pacers zaledwie 11 z 17.
Pacers po prostu zagrali źle. Solidne występy Davida Westa (20 punktów, 12 zbiórek) i Paula George’a (23 punkty, 8/16 z gry, ale aż 5 strat) to zdecydowanie za mało. Beznadziejnej dyspozycji Hibberta (0 punktów, 0/4 z gry, 5 zbiórek w 22:14 gry) nie można wciąż tłumaczyć trójkami wysokich przeciwka (w tym przypadku Bosha). Należy przypomnieć, że to wszystko działo się bez obecności Chrisa Andersona, który w pierwszych trzech meczach serii był zdecydowanie najlepszym podkoszowym Heat (w sumie dzięki temu poszalał trochę Luis Scola). Podobnie katastrofalne 3 kwarty zagrał Lance Stephenson. Mimo tego w ataku trudno mieć wielką pretensję do zespołu Vogela. Osobiście nie spodziewałem się, że Pacers będą zdobywać w meczu więcej niż 90 punktów. Zawodzi defensywa. Heat po raz drugi przekroczyli 100 punktów, a w jednym meczu byli tego bardzo blisko (99 w meczu numer 3). Pewnie dlatego ta seria niczym nie przypomina wyrównanej walki sprzed roku czym jestem nieco zawiedziony.
Z tą błędną decyzją to mogła sporo zmienić. Jeśli ktoś gra mniej lub bardziej zawodowo wie że takie sytuację załamują morale. Pacers zaczęło grać i nagle gwizdek z niczego. 8 punktów i 4 minuty do końca – Mcgrady by 3 razy wrócił i wygrał :) A Hill był hot z rogów, Lance przy agresywnych wejsiach nie mial stopera. – Mi po tym gwizdku przestało się chcieć oglądac
No to już po frytkach. W Indianapolis mooooże i Pacers wygrają, ale mecz nr 6 padnie łupem Heat i będzie 4:2 i znowu zobaczymy Miami w Wielkim Finale :/
Heat wygraja. Mam nadzieje,ze NBA rozwazy pomysl zniesienia podzialu na Wschod i Zachod podczas PO.
Kurde, C+ mnie wkurzył. Siadam sobie o 7.00 żeby obejrzeć nagrany mecz który był w programie, a tu piękna niespodzianka- żużel… Po prostu super!
Już lepiej by się oglądało Washington… Szkoda, że ich zjadła trema debiutanta. Na Indianę nie da się patrzeć – tyle talentu, a ten team rozpadł się rok temu…
@Szerszeń
Wschód-Zachód musi być! Nie będzie smaczku… Niby Zachód taki mocny, a w ostatnich 10 latach podzieliło się po pół, 5 razy mistrz był ze wschodu i razy z zachodu. W ostatnich 25 latach nawet 13 razy był mistrz ze wschodu. Podział musi być.
Przecież nie chodzi o mistrza tylko o całą resztę. Na wschodzie jest jedna (w porywach do 3 mocnych drużyn), na zachodzie 9.
Co nie znaczy,że na Wschodzie będzie cienko zawsze. Obecny system się sprawdza i nie warto mieszać.
Chciałem powiedzieć oczywiście, że Indiana rozpadła się PÓŁ roku temu… My bad.
A ja nie wierzę, że ten gwizdek na Stephensonie cokolwiek by zmienił. 2+1 LeBrona zamknęłyby sprawę i tak. Heat owszem ucięli sobie drzemkę, ale w każdej chwili mogli się spiąć i odzyskać kontrolę. I w sumie to zrobili. W erze big 3, Heat są bodaj 7-0 gdy prowadzą w serii 3-1… Innymi słowy ZAORANE!
By the way – 15 punktów Wade’a (7/7 z wolnych) zostaje okrzyczane słabszym występem. Przed startem play-offów mniej więcej takiej gry D-Wade’a oczekiwałem średnio. Tymczasem 15 punktów okazuje się słabym wynikiem. W jak cudownej formie jest Wade! W zeszłym sezonie miał średnią 15.9 i 45.7% z gry. Wszyscy mówili, że to jego koniec i nie zdoła się odbudować. W tym sezonie ma 19.1 i 52.1% z gry. Przy takiej dyspozycji Wade’a nie widzę dla Heat przeciwnika w finale. Bosh niby jest słabszy, ale też potrafi wystrzelić. Co mnie nieco niepokoi to kontuzja Birdmana, który był w super formie i grywał regularnie 20+ minut. Haslem nie jest nawet w połowie tak produktywny. Nie wyobrażam sobie Battiera na Duncanie czy Ibace. Wydaje się jednak, że Birdman powinien być już w rotacji w następnym meczu.
osobiście wolałbym by przenieśli jedną może 2 drużyny z zachodu na wschód i w drugą strone ze wschodu :). czemu ? Wschód by stał się wreszcie rywalizacją a nie walką IND MIA i reszty
Po to jest draft, żeby słabsze drużyny miały szansę się odbudować. to nie jest wina władz NBA, że są źle zarządzanie i za tym idą słabsze wyniki. Moim zdaniem podział na konferencję Wschodnią i Zachodnią musi pozostac. Dodam jeszcze, że ten sezon był chyba wybitny jeśli chodzi o oczekiwania względem draftu – więc wielu drużynom nie zależało na wynikach w RS (zwłaszcza tym na wschodzie)
Ok, tylko czemu te dobrze zarządzane drużyny mają odpadać wcześniej, a te słabsze grać dłużej tylko dlatego, że ktoś je wstawił w tę a nie inną tabelkę.
podział na konferencje i dywizje z założenia był podzialem geograficznym i jako taki się sprawdza, może wymaga małej korekty a może i nie. ale moim zdaniem nie powinno byc rewolucji.
To musiało się tak skończyć, Bosh nie mógł w nieskończoność grać piachu w ofensywie, choć z drugiej strony pociągnęło to mniejszą ilość rzutów Wade’a i słabszy boxscore.
Świetna gra Miami, bezbłędnie wykorzystali popełniane przez Pacers straty. Jak dla mnie jest już po serii, nie wierzę, by gracze z Indiany byli wstanie wygrać 3 mecze pod rząd.
Hibbertowi odechciało się już poważnej koszykówki. Pamiętając ostatnie lata rywalizacji Miami z Indianą trzeba przyznać, że obecny finał między tymi drużynami stoi na koszmarnym poziomie.
Bez, chociaż solidnej gry Hibberta cały system defensywny Indiany wygląda dramatycznie. Liczyłem na więcej. Indiana się świetnie rozwijała w ostatnich latach, by potem przez brak chemii się rozlecieć. Szkoda, bo były papiery nawet na mistrzostwo.
SĘDZIOWIE też się popisują…
powiem tak-jest 12pkt przewagi a różnica w wolnych to 17-34 (z czego 11-30 trafionych), po pierwszej połowie gdzie różnica była mniej więcej 5-7 pkt Pacers mieli oddane TYLKO 2 RZUTY WOLNE. W końcówce 3Q gdzie PACERS tracili 10-15 pkt to oddali o 15 wolnych mniej…wtedy wyłączyłem bo wiedziałem, że z takim sędziowaniem nie ma szans.
I ja wcale nie chce więcej gwizdków dla Indiany, tylko czemu każdy krzyk gracza Heat był nagradzany wolnymi? bo ja nie wiem…
Z takim Hibbertem, Lancem i Hillem nie radzącym sobie z wyprowadzeniem piłki z połowy(choć to też wina jego kolegów a jego ratuje dobra skuteczność) Miami i tak by to wygrało, ale czemu kolejny raz jestem tak ordynarnie cięty w hu**???… I to znowu przy tych samych drużynach? Coś mi się wydaje, że Spurs dziś bardziej niż Ibaką powinni się martwić panem z gwizdkiem…
Bardzo ciekawa jest Twoja teoria…
Ciekawe tylko czemu nie pojawiła się ona po meczu nr 1 kiedy to IND rzucała 37 wolnych a MIA 15…
Nie szukajcie dziury w cały i teori spiskowych. Wygrał lepszy zespół i tyle.
No i po Indianie, na lata. Kontrakty Weata i Hibberta na dlugi czas beda ich kotwica, ten rok byl chyba ostatnim w ktorym mogli sie pokusic o cos wiecej niz 2 runda na Wschodzie. Nie napisze „a nie mowilem” ale mowilem.
Qcin,ja bym z racji wieku nie skreślał ani Hibberta,ani Georgea ani Lancelota. Osobiście pożegnałbym Vogela i zatrudnił w jego miejsce Leo Hollinsa. Powód jest prosty, Vogel to utalentowany i ambitny trener,ale porządku z graczami nie umie zaprowadzić.
Hibberta można spróbować wymienić póki jest jeszcze coś warty. Na pewno ktoś by się skusił na takiego klocka, a i on może by się obudził w innym towarzystwie.
Nie rozumię,jak to jest możliwe,że w ciągu 3 miesięcy z Hibberta zrobiono zero(od bohatera do zera). To niemożliwe,że All-stara opinia publiczna może zdołować do poziomu robaka. Nie chcecie Roya,dawać go do PTB,tylko nie z tą kasą niestety. Ale wierzę ,że Roy jeszcze pokaże,na co go stać. Ja proszę o jedno. Jak się kimś zachwycamy po paru dobrych meczach,to nie gnojmy go po gorszych. I vice versa…
Mam czyste sumienie, bo nigdy ani się nim specjalnie nie zachwycałem, więc teraz nie mam powodów do zawodu i krytyki. Nie wiem czy to co go spotyka to gnojenie – od All-Stara wymaga się utrzymania pewnego poziomu, a Hibbert gra po prostu piach i ta krytyka jest moim zdaniem uzasadniona.
Qukel,ja z tym nie do Ciebie. Od dłuższego czasu się pisze,że Hibbert to nieudacznik,nie zbiera itp.( nie tylko enbiej). A wczesniej było cmokanie,ohy-ahy,allstar,super,mega defender. A w listopadzie Roy walnie średnie 18/10/3.3 i bedzie debeściak i tylko nieliczni będą pamiętali o kwietniu/maju 2014. To tylko człowiek i być może jego wrażliwość jest silniejsza,niż profesjonalizm. Ja również nie lubiłem grać w drużynie z gośćmi,z którymi się kłóciłem. Bez sensu,nawet piątki na legalu nie można było przybić
Taka polska przypadłość, wynosić do rangi bohaterów po 3 meczach i nazywanie szajsem po kolejnych 3.
Ja tam Hibberta bardzo lubię, potrafi wiele w defensywie a i w ataku ma mecze gdzie nie jest kołkiem tylko jakąś tam opcją- Hakeemem nigdy nie będzie (chyba, że Pacers będą rozgrywali 82 mecze w sezonie przeciwko Heat)- ale maks on nie był warty nigdy- to zawodnik na kontrakt rzędu 36 ml za 4 lata.
I @Woy ja ich nie skreślam- zwłaszcza George’a który jest w top20 ligi i na długo w niej zostanie, ale to nie jest team z mistrzowskim potencjałem imo.
Co do Lancelota to ciężka sprawa, ani on wybitny, ani słaby – to gracz z przebłyskami, który grał fantastycznie w pierwszej części sezonu i nijako w drugiej. PO również w kratkę, fantastyczne spotkania jak w G1 z Heat przeplata beznadziejnymi jak choćby ten ostatni – po części to rozumiem, jest baaaaardzo niewielu graczy obwodowych, którzy potrafią trzymać równy, wysoki poziom przez cały sezon, nie mówiąc już o karierze- taka specyfika tych pozycji, trafisz 7 z 11 rzutów i jest woooow rewelacja, ale 3 razy się piłka zakręci na obręczy i nagle jesteś ceglarzem – z nim jest jednak ten problem, że on w defensywie jest baaaaardzo przeciętnym graczem – zwróćcie uwagę jak często gubi krycie, myli rotacje w defensywie, czy też po prostu odpuszcza – oczywiście w dobrym systemie defensywnym jakim wciąż jest Indiana jest to tuszowane, przez co często spotykam się z opinią, że jest on bardzo dobry w obronie, ale cholera, nie jest – dajcie go do Kings i będzie traktowany jak Marcus Thronton.
West natomiast dostał o wiele za wysoki kontrakt i nie chodzi nawet o kasę, tylko o długość jego trwania, przez który Pacers mają baaardzo ograniczone pole manewru podczas przebudowy zespołu- to kontrakt równie niekorzystny co ten Pekovicia dla mnie.
No i zauważcie na koniec, że ja nigdy nie pisałem, że Indiana są beznadziejni, oni po prostu są nijacy, to zespół bez iskry i bez graczy którzy na tę chwilę mogliby ja dać, dlatego jeśli stracą Stephensona to już w ogóle oglądać ich będą mogli tylko czytelnicy meczy gorszego boga. To zespół na pierwszą, drugą rundę PO, której diabli ciężko będzie zagrać kiedykolwiek w finale NBA, nie mówiąc już o zwycięstwie w nim ;)
„Taka polska przypadłość, wynosić do rangi bohaterów po 3 meczach i nazywanie szajsem po kolejnych 3.”
Kolejna osoba mająca widzę kompleks polskości…Jak są pechowe czy frajerskie porażki to mówi się o złej polskiej mentalności, teraz mamy polską przypadłość. Nie zauważyłeś, że tak jest na całym świecie? Myślisz, że na amerykańskich forach piszą inaczej? Hibbert był świetny, nigdy nie byłem jakimś jego wielkim fanem, ale facet potrafił robić wielkie rzeczy w ofensywie przeciwko Heat w poprzednich finałach i zawsze był ostoją defensywy. Teraz wygląda w wielu meczach jak Thabeet. Jaka jest prawda? Hibbert to solidny gracz, który w dobrej formie potrafi być bardzo wartościowy z obu stron parkietu, a że teraz wygląda jak kłoda to zbiera słuszne gromy na głowę. Nie cierpię jak ktoś używa polskości jako czegoś wstydliwego, upokorzającego…
pierwsze primo- nie mam żadnego kompleksu polskości, no chyba że porównuję zarobki z chłopakami z Zachodu.
drugie primo- nie czytam amerykańskich, francuskich czy nawet polskich for o ile nie są one związane z Jazz, więc nie mam zielonego pojęcia co się tam pisze o Hibbercie.
trzecie primo- nie użyłem polskości jako czegoś wstydliwego czy upokarzającego.
Za to bardzo zastanawia mnie/bawi to w jaki sposób szukasz zaczepek- najpierw starałeś się zdewaluować poziom merytoryczny tego co pisałem czy to w tekstach czy komentarzach- a jak okazało się, że jednak nie pieprzę głupot i kilka miesięcy po właściwie każdej przedstawionej przeze mnie tezie wychodzi, że jednak nie pieprzę głupot tylko wychodzi na moje to wmawiasz mi jakieś kompleksy czepiając się jednego słówka- co będzie kolejne? Interpunkcja? Nieodpowiedni rodzaj czcionki? Czy to, że wolę pizzę od pierogów (choć to pewnie dałoby się podciągnąć pod kompleksy).
Zgadzam się – Indiana jest nijaka. Niby to team, ale czegoś brakuje. Tym czymś jest brak silnej osobowości w drużynie. Bez totalnego lidera nie ma mistrzowskiej drużyny.
Paul George! Paul George! Paul George!
Sędziowie! Sędziowie! Sędziowie!
czyżby chodziło o faule LeBrona?
Nie uważasz, że przynajmniej 2 z nich były co najmniej z czapy? 3 (ofensywny), gdy George rzucił się w stronę Jamesa i 5, gdy walczył o piłkę z Floppersonem.