Przy okazji spotkań NBA zwykle w oczy rzuca się to jak nerwowy, agresywny i często nawet arogancki jest Gregg Popovich. Trener, który nie boi się nakrzyczeć przy kamerach na swoich najlepszych graczy, czy „zgasić” jednowyrazową ripostą dziennikarza.
To jednak nie wszystko. Jeżeli poczytacie wywiadów z zawodnikami Spurs, to usłyszycie, że poza boiskiem jest zupełnie inną osobą. Próbkę tego mogliśmy usłyszeć w końcówce dzisiejszego meczu.
Sam fakt, chwalenia Parkera po meczu, w którym trafił 4/10 z gry i miał 15 punktów i 4 asysty może zaskoczyć, ale chodzi o coś innego. Śledząc codziennie organizację z San Antonio wielokrotnie czytałem o tym, że Francuz jest praktycznie jedynym graczem Spurs, który lubi blask fleszy.
W serii z Heat chodzi jedna o coś innego. Zespołu z Miami nie da się pokonać w pojedynkę – trzeba to zrobić zespołowo i wyjdzie jedynie, gdy zespół będzie się dzielił piłką. Ta nie może więc tkwić w rękach rozgrywającego przez 10-15 sekund każdej akcji – nawet jeżeli jest nim Parker. W G3 widać było, że Tony robił dokładnie to, czego oczekiwał od niego Pop i należała mu się pochwała.
nic dodać nic ująć co do pochwał Parkera i trafione samo sendo pochwał-, natomiast Pop mam wrażanie że praktycznie nie ma słabych, bezcelowych zachowań, jeżeli coś już robi to dla dobra zespołu, zawodników, jest przy tym sprawiedliwy, naturalny i zdobywa przy tym ich zasłużony szacunek