Spurs wygrali po raz drugi w Miami i są o krok od mistrzostwa

Wczoraj wieczorem wyszedłem z dwoma kolegami na piwo. Jeden zna się trochę na NBA i kibicuje Spurs od ich pierwszego mistrzostwa w 1999 roku, z kolei drugi zna się trochę słabiej, żeby nie powiedzieć wcale.

Rozmowa przy piwku, jak to rozmowa przy piwku, w pewnym momencie musiała zejść na rozpoczynający się wczoraj mundial w Brazylii i choć pewnie będę go śledził, tak powiedziałem im wczoraj, że póki co pieprzyć mistrzostwa świata – trwają jeszcze finały NBA. Tylko, że mam wrażenie, że te finały już długo nie potrwają.

Kiedy rozmowa z pierwszym kolegą zeszła na chwilę NBA (drugi błądził wtedy wzrokiem, trochę się nudząc, ale w sumie miał piwo, więc nie było najgorzej) powiedziałem mu, że mecz nr 4 to jest must win dla Heat. Że jeśli przegrają, to będzie już koniec, bo nie wyobrażam sobie, by potem mieli wygrać trzy spotkania z rzędu, z tymi fantastycznie dzielącymi się piłką Spurs, z czego dwa z nich w San Antonio. Poza tym na niekorzyść Miami przemawia to, że drużyny, które prowadziły 3-1 wygrały 31 z 31 serii w Finałach.

Akurat w tej serii nie kibicuję nikomu, nie mam faworyta, więc wstając w nocy liczyłem po prostu, że będą emocje i że obejrzę dobry mecz. I obejrzałem. Szkoda tylko, że ze strony Spurs.

Pierwsze punkty w spotkaniu zdobył Chris Bosh i było to… jedyne prowadzenie gospodarzy w tym meczu. Następnie goście zrobili run 13-2 i stale, z każdą kolejną minutą powiększali przewagę. Heat naprawdę grali słabo, przede wszystkim w obronie. Gubili się rotacji, mieli problemy z przekazywaniem zawodników i chyba tylko przez jakieś kilka minut, a może nawet nie kilka minut, a raczej kilka pojedynczych posiadań pokazywali tą swoją agresywną obroną.

To za mało. To dużo za mało, kiedy grasz ze Spurs, którzy mieli tak świetny ruch piłki jak dzisiaj. 25 asyst przy 40 rzutach, z czego 9 należało do samego Borisa Diawa, na którego grę w tych play offach mógłbym chyba patrzeć bez końca.

Diaw nie tylko świetnie podawał, ale również wybił Heat z głowy pomysł, żeby w trzeciej kwarcie krył go Dwywne Wade, grając z nim w post up, kiedy drużyna z Florydy wyszła na drugą połowę z Ray’em Allenem w pierwszej piątce zamiast z Rshardem Lewisem. Ta zmiana nic nie dała.

Zresztą oglądając trzecią kwartę można było odnieść wrażenie, że poza LeBronem Jamesem nikogo innego nie ma na parkiecie. James zdobył wtedy 19 z 21 punktów Miami, trafiając 7 z 8 rzutów z gry, podczas gdy reszta zespołu rzuciła 2 (!) oczka, trafiając tylko 1 z 10 prób. W taki sposób nie da się wygrać.

James poza trzecią kwartą też nie prezentował się najlepiej. Był dobrze kryty przez Kawhi Leonarda i do przerwy zdobył 9 oczek. Niski skrzydłowy Spurs był obok Diawa najlepszym graczem na boisku. Nie tylko zdobywał punkty, zapisał na swoim koncie 20 z 12 rzutów, ale również zebrał 14 piłek, z czego 5 na atakowanej desce, rozdał 3 asysty i był świetny w obronie, notując 3 bloki i 3 przechwyty i zatrzymując LeBrona. Do tego miał to.

MVP Finałów?

Heat już w pierwszej połowie przegrywali 20 punktami i zastanawiałem się, czemu jeszcze w hali jest tylu kibiców (ot, taka drobna złośliwość). Poza tym tylko raz w trzeciej kwarcie był moment, kiedy pomyślałem, że to może jeszcze nie koniec. Miejscowi zbliżyli się wtedy na 13 oczek, ale Greg Popovich wziął czas i Spurs zaraz zanotowali run 13-1, i znowu zrobił się plus 20. W ostatniej ćwiartce już tylko utrzymywali przewagę, zupełnie kontrolując wydarzenia na parkiecie, a kiedy na trzy i pół minuty do końca Erik Spoelstra ściągnął Jamesa był już koniec. Tzn. on był już wcześniej, ale przecież nie można było się tak łatwo poddać.

Oprócz LeBrona w drużynie Miami nikt nie grał dobrze. Zawiedli przede wszystkim Wade i Bosh. Pierwszy rzucił 10 oczek, z czego jedynie 4 przez pierwsze trzy kwarty, trafiając 3 z 13 rzutów, natomiast drugi zanotował 12 punktów i był 5/11 z gry. James powinien otrzymać większe wsparcie (Melo czekamy?). Allen dodał jeszcze 8 oczek i Heat nie dostali nic od reszty drużyny. 11 punktów Jamesa Jonesa zdobytych, kiedy na boisku byli rezerwowi już nie liczę.

Dla Spurs drugim strzelcem był Tony Parker, który zdobył 19 punktów z 15 rzutów, Tim Duncan zapisał na swoim koncie 10 oczek i 11 zbiórek i było to już jego 158 double-doble w play offach. Jest już samodzielnym liderem pod tym względem i wyprzedził dziś w tej klasyfikacji Magica Johnsona. Boris Diaw oprócz wspomnianych 9 asyst dodał do tego 8 punktów i 9 zbiórek.

Mecz nr 5 w niedzielę w San Antonio. Czy to już koniec finałów?

heat spurs

San Antonio Spurs – Miami Heat 107:86 (26:17, 29:19, 26:21, 26:29)

Komentarze do wpisu: “Spurs wygrali po raz drugi w Miami i są o krok od mistrzostwa

  1. Ball-movement San Antonio był N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-Y. Akcja po akcji kręciłem z niedowierzaniem głową, że można tak nie samolubnie grać. Podawali dopóki ktoś nie był na 100% sytuacji. Bardzo się zawiodłem na Miami. Gdzie ten pazur, który zawsze był. Teraz przypomina to Cleveland LeBrona, który ma zerowe wsparcie. Formuła Big-3 na ten moment wydaje się wyczerpana. Przegrać 2 razy z rzędu na swoim parkiecie w Finałach średnią różnicą 20pkt? C’mon! Wade jest chyba myślami na swoim ślubie a Bosh nie jest w ogóle wykorzystywany.

    1. Poszedłem spać po pierwszej połowie jak pisałem @Dawidowi. Spoelstra zjedzony przez Popa. Heat grają jak Cavs z LeBronem w erze Browna. Leonard MVP dwóch meczów na Florydzie (dziś 20pkt i 14zb), a (O)brona Mistrzów to ser szwajcarski z dziurami po erozji wulkanu.
      Skuteczność 57-45% na korzyść Spurs. Zbiórki 44-27 (!!) , asysty 25-13. Heat druga porażka z rzędu w play offs i na własnym parkiecie czyli coś co do ECF im się nie przydarzyło.
      Nie wiem co muszą zagrać Heat by wrócić na G6 do siebie?

    2. Możemy liczyć na „10 powodów dlaczego wygrali …” oraz na „10 powodów dlaczego przegrali…” po zakończeniu rywalizacji? Też fajnie by to zweryfikowało dwa wcześniejsze artykuły.

  2. Wade kryjący Diawa i podwajanie go? Naprawdę to była odpowiedź Spoelstry na taktykę SA dzielenia się piłką? Podwajanie gościa, który od kilku lat udowadnia, że jest jednym z najlepiej podających wysokich w lidze. Efekt 9 asyst Borisa. Do tego kolejne bardzo dobre spotkanie Leonarda, który ostatnimi dwoma występami udowadnia, że mówienie o nim jako o fundamencie SA w erze po Duncanie nie jest na wyrost.

    Jeśli Miami chce się jeszcze liczyć to James musi zacząć grać kosmiczne mecze. 50+ pkt lub 35 pkt z triple double. Jednak nawet po nim widać, że nie jest w mistrzowskiej formie. Szanse na 3-peat są już bardzo małe.

  3. Z taką grą jak 2 ostatnie mecze w Miami, to Heat nie mają szans. Mimo wszystko liczę na ich przebudzenie i na 7 mecz, w którym wszystko będzie mogło się zdarzyć.

  4. Czy to pierwszy raz od powstania BIG3 kiedy to Miami przegrywa w PO dwa mecze u siebie pod rząd?

  5. Spurs są za dobrzy na obecnych Heat. Stawiałem na wygraną San Antonio i widzę, że się nie pomyliłem. Ostatni mecz będzie raczej formalnością. Nie ma możliwości wygrania z zespołem, który gra taką koszykówkę jaką grają Spurs w tych finałach. Koszykówka bliska ideału a Diaw jest cichym bohaterem Popa.

  6. jesli by sas wygrali w game 5 kto wedlug was mvp finalow?

  7. Spoelstra jest bezradny jak chłopaczek przy doświadczonej kurtyzanie. Jones 3/3 za trzy, Haslem zebrał 2 piłki z atakowanej tablicy i wymusił faul. Razem zrobili w 5 minut więcej niż Wade przez cały mecz.
    Miami nie jest drużyną – rotują 8 graczy, fatalnie gra Chalmers – nietykalny w s5, Wade i Bosh zdemotywowani.

    Oni już te finały przegrali.

  8. Boję się pisać cokolwiek po tych dwóch meczach w Miami, bo znowu będzie że jestem stronniczy ;)

    1. już śmierdzi stronniczością:-)-)
      pewnie w sondzie sam stawiałeś 4-1!
      Btw. liczę na super G5 w wykonaniu obu drużyn – to będzie wojna!!

  9. Chociaż jestem fanem SPURS i obstawiałem że zamkną serię w 5-ciu meczach to pamiętajmy o jednym:
    NEVER UNDERESTIMATE THE HEART OF A CHAMPION
    San Antonio zagrało kapitalnie w 2 meczach na wyjeździe, ale w dwóch pierwszych walka był wyrównana (w pierwszym póki grał LBJ). Wierzę że SAS takiej okazji nie przepuszczą a TD będzie świętował swój piaty tytuł razem z Popem, ale skreślanie przed ostatnim gwizdkiem Miami, i wybieranie już MVP finałów, to trochę za szybko.
    Co do samego meczu wyglądało to jak starcie SAS vs LBJ, a i LeBron poza 3 kwartą niewiele zdziałał.
    Chalmers jest fatalny, Wade praktycznie nie istniał, Spo jeśli chce powalczyć powinien mocniej wykorzystać potencjał Bosh’a, ale szczerze mówiąc to ich problem a dla mnie SAS może znowu wygrać różnicą 20pkt. :)

  10. Lubię Wade’a, ale powiedzmy sobie szczerze, że gra taką biedę, że żal się na to patrzy. Kontuzje jednak zniszczyły tego gracza i teraz jest takim lepszym przeciętniakiem. Bosh to ja zawsze twierdziłem, że jest cipka, więc jego forma mnie specjalnie nie dziwi. Lebron gra na przyzwoitym poziomie, ale po tych finałach już tylko jego najwięksi fani będą próbowali porównywać go do Jordana. Mimo, że nie jestem hejterem Miami a wręcz to im kibicowałem w finale, to moim zdaniem powinni rozejść się po sezonie a nie dokoptowywać jeszcze Melo do tego „kurwidołka”. Z Anthonym w składzie może i zdobędą mistrza, ale to raczej bez respektu ze strony kibiców. Popovich powinien być najlepszym ternerem ligi rok do roku, bo jest po prostu najlepszy. Mimo wszystko to nie koniec rywalizacji. Może Miami zacznie grać na miarę swojego potencjału, ale ja już w to za bardzo nie wierze. Limit szczęścia wykorzystali w zeszłorocznych finałach.

    1. To samo mi dziś przelatywało przez głowę… Z tym porównaniem do Jordana. Naprawdę lubię James’a, chyba głównie za ten hejt jakiego doświadcza i jak się chłopak ogarnął po głupiej Decision, patrzyłem z przyjemnością jak dojrzał po błędach. Ale porównania z Jordanem wydają się coraz bardziej bez sensu… Gra świetnie, gra inaczej niż Jordan (bardziej all-around), miał świetne mecze w PO gdy zespół tego potrzebował ale jeezz… Jordan by w takiej sytuacji jak dziś pyknął jakieś 45p/12zb/8as/5stl/2bl i wyrwał cudem taki mecz. A LeBron był tylko „dobry”. Nie chcę grzebać Miami i chciałbym jakiegoś cudu, ale czuję, że to już koniec (obym się mylił). Wtedy Bron będzie miał 5 Finałów i 2 tytuły, lepsze to niż żaden ale u zawodnika porównywanego z Jordanem nie wygląda to dobrze.

  11. Coś jest na rzeczy. W pewnym momencie pokazana była statystyka 4/15 Miami z pomalowanego. Oni nie trafiali prostych layupów, Wade w szczególności. Co się z nimi dzieje? Brak motywacji czy jak? Tylko Lebron gra na swoim poziomie, reszta kompletny piach aż brak słów. Pop to jest jednak za Jaxem najlepszy trener w historii tego sportu

  12. SAS juz to wygrali. Moze heat jeszcze powalcza ze dwa mecze, ale juz bez szans na zwyciestwo.
    Natomiast intryguje mnie w tej chwili pytanie czy big3 Miami zostanie jak przegraja finaly?
    Jakbyscie napisali artykul na temat spekulacji na ten temat bylbym wdzieczny :) Wiem, ze juz cos bylo (Melo), ale wydaje mi sie, iz milczacym zalozeniem tamtego artykulu bylo mistrzostwo dla Miami.

    pozdrawiam

  13. Przyznam szczerze że zawodzą te finały. Bo niewiele by brakowało a zobaczylibyśmy Sweep. Prawda jest taka w game 1 Spurs wygrywają , drugi mecz gdyby nie te osobiste ( problemy z koncentracją poszczególnych zawodników) byłoby 2-0. A w Miami to porażka, niewiele osób podejrzewam oglądało te mecze do końca. Bo i po co? Jak wiadomo że Spurs wygra – jedyna ciekawość to iloma punktami.
    Spurs są ekipą o klasę lepszą w tym momencie. Wszyscy rzucają pomyjami na Wade’a ale prawda jest taka że on jest genialnie rozpracowany. On żyję z wjazdów pod kosza a Spurs w większości akcji we czterech bronią pomalowanego. Bo reszta drużyny bez sensu stoi. Birdman w akcji stoi na Mid-range ? I czemu ma to służyć ? Przecież wiadomo że będzie atakował obręcz. Chalmers to nawet nie wiadomo po co stoi w rogu. I tak nikt go nie pokryję bo po co – skoro pudłuję ciągle.
    Problemem Miami to wąska rotacja- a zatrudnienie Melo tego nie ułatwi. W miami w tej chwili gra James, Wade, Allen , Lewis no i Bosh na pół gwizdka. Z czego tylko tych 3 stara się coś zrobić – od Lewisa większy wymagań mieć chyba nie można.
    Po takich meczach zastanawiam się gdzie jest np taki Beasley? Był uważany za dobry prospect , potem problemy wychowawcze. Ale jednak w ataku to on potrafi poszaleć.

    Liczę na wielki mecz Wade + James i powrót to Miami. Ale spurs i tak wygrają tytuł w tym sezonie.

    1. trudno się nie zgodzić Adrian, mnie bardzo zawodzą. Generalnie co runda to słabsza:-)!!

    2. Jordan rzygając jak kot, pocąc się jak mysz z potężną sraczką i mega odwodnieniem zagrał w 1997 roku 44 minuty zdobywając 38 ptk, 7 zb, 5 asyst, 3 przechwyty i 1 blok. LBJ to świetny gracz, naprawdę fantastyczny …ale gdzie mu tam do MJ-a….

  14. Zwycięstwo gry zespołowej nad indywidualnościami, to cieszy zawsze w koszykówce.

  15. Tego się nie spodziewałem :-(
    Po 2 pierwszych meczach, które były w miarę wyrównane, byłem pewien, że w Miami, na własnym parkiecie Heat poradzą sobie bez problemu. A tu ciężko nie odnieść wrażenia, że to nie były przegrane tylko mega porażki. O co tu chodzi???
    Nagle jakby nie było drużyny – LeBron coś tam gra, biorąc pod uwagę wydarzenia z pierwszego meczu to i tak uważam, że jego postawa jest naprawdę dobra. Myślałem o tym dlaczego nie gra jakiś mega meczy na poziomie 40-50 punktów skoro drużyna gra słabo – ale mam wrażenie, że brak sił na to. Może ktoś powie, że to zasługa Leonarda, pewnie może być w tym sporo prawdy, ale przy takiej postawie Miami myślę, że LeBronowi też trudniej. Ale reszta? Wadea mogę jakoś wytłumaczyć, choć w PO grał lepiej niż rok wcześniej, więc też jest to dla mnie negatywna niespodzianka. Bosh na pewno może dać więcej – pytanie czy Spo daje mu szanse na lepsze granie(mam wrażenie, że nie) czy po prostu Bosh gra słabo.
    A mnie i tak najbardziej dołuje Chalmers, bo on naprawdę zawsze miał duże znaczenie, a teraz gra piach.
    Zakończę tak:
    Skoro ma się przejść do historii jako jeden z najlepszych zespołów w dziejach NBA, to lepszej okazji nie będzie – trzeba zostać pierwszą drużyną która wyjdzie w finałach ze stanu 1-3 :-) Tylko czy jest to możliwe??? Ta drużyna pokazała, ze w trudnych momentach potrafi się wznieść na wyższy poziom, a lepszej okazji aby pokazać swój charakter może już nie być.
    Ja im kibicuje i w nich wierze :-) To było by dla mnie epickie zakończenie sezonu.

    1. Jordan miał tak zwaną żyłkę hazardu i rywalizacji. Zawsze znajdywał sobie dodatkową motywację. Był po prostu wyjątkowy. James sam nic nie zrobi i ja bym mu aż tak wiele nie zarzucał. Bardziej zastanowiłbym się czy nie iść w stronę obniżki kontraktów dla Wade’a i Bosha (z Flasha to już nikt lepszy nie będzie) albo LBJ nie ucieka z tonącego okrętu w inny rejon USA. Jeśli miałbym wskazać team w którym by się sprawdził to Dallas (nie jakieś tam L.A. czy N.Y)!

    2. Taką Jordan miał motywację, że odszedł na emeryturę w swoim prime…

    3. są dwie teorie na ten temat:
      1/ zabójstwo ojca (nie wiem czy niejednego sportowca by to zdemotywowało)
      2/ hazard i granie przed meczami NBA (Stern mógł interweniować).
      coś na pewno pchnęło M.J.’a w stronę przerwy.

  16. Zawsze byłem wielkim fanem Wade, ale to co prezentuje obecnie ten facet to jest parodia. Już z Indianą go krytykowałem za defensywę, ale to co gra przeciwko Spurs to jest żenada. Największy przegrany tych PO. Gorszy niż Chalmers. Spurs gwałcą Miami…

    Szkoda tylko LeBrona…sam przeciw wszystkim…

    1. napisałem na 'PRIVIE’ Mateuszowi już wcześniej, że to Pop „gwałci” Spo. (Sorry za słowa, ale tak to wygląda, bo Erick nie zrobił nic by przeszkodzić rywalom)

  17. LeBron jest sam przeciw wszystkim „dzięki” Spoelstrze. Miami gra jak OKC, czyli James i Wade wjazd pod kosz i albo faul, albo oddanie na 3. Kiedy gwizdanie dziwnych fauli się kończy a przeciwnik nie pozwala na łatwe rzuty, to nie masz nic do powiedzenia… Do tej pory wygrywali indywidualnościami, ale jeśli te indywidualności są bardzo mocno ograniczone przez genialnych obrońców to bez dobrego systemu możesz co najwyżej pogratulować mistrzostwa przeciwnikowi.

    2.Mvp powinno trafić do przynajmniej 5 osób bo wybrać kogoś z grona Parker, Duncan, Leonard,Diaw,Manu jest mission impossible a tacy gracze jak Green czy Mills również zasługują na uznanie.

    3. Chciałbym serdecznie podziękować „geniuszowi” z Indiany który oddał Leonard’a za Hill’a… Powinien dostać honorowe obywatelstwo San Antonio.

    1. znów Larry B. (+Morway), po Dannym G. i Evanie T. oraz Andrew B.
      w 2012 wybrany działaczem roku:-)

    2. Łatwo powiedzieć, że zrobił błąd wtedy Larry Bird – Leonard w innym zespole pod innym trenerem nie byłby taki dobry można być prawie na 100% pewnym tego, nie dawali by mu tyle szans, nie byłby otoczony takimi świetnymi kolegami jak w SAS, no i trener POP! A George Hill był naprawdę fajnym zmiennikiem Parkera w sezonie po którym nastąpiła wymiana – świetnym defensorem i energizerem z ławki z ładnym rzutem, był młody i dobrze pasował do Indiany – co widać było po tym jak Indiana nieźle grała. Minusem Hilla był słaby przegląd pola z czego brało się mało asyst no ale Leonard był wielką niewiadomą – ( w końcu wybrany był z 8 numerem – jakoś inni nie stawiali na niego) a Hill był gotowy do grania. Każdy dostał co chciał – a że teraz wygląda to jak wygląda…

    3. Pingwinos – tak dla ścisłości to Leonard poszedł z 15 pickiem ( co jest jeszcze bardziej niesamowite). Niesamowite jak w San Antonio potrafią „szlifować” talenty

  18. Trochę obawiałem sie tego meczu. Uważałem, że SAS lepiej nie zagra niż w poprzednim meczu, a Miami nie gorzej. A tu szok. Widać siłę w SAS i niesamowitą chęć rewanżu. Miami już przegrało te finały w głowach. Chociaż…Ozdobą meczu był dunk Leonarda i podanie Diawa do Splittera. Jak KW zagra jeszcze jeden taki mecz to powinien zostać MVP. Chłopak zasłużył.
    Mnie te finały nie rozczarowywują. Bardzo mnie zabolała porażka SAS rok temu i bardzo mnie cieszy, że teraz tak dominują.

    1. Liczę na nich,serio. Oczekuję ,że z nożem na gardle pójdą na całość, o życie. Będę oglądał ten mecz na pewno. Chciałbym by było 2-3 i powrót na Florydę. Tylko chyba Pata Riley będzie musiał sprzedać kilka tajników Spo. Mnie dziwi ,że w Heat nie grają rezerwy a ich atak wygląda jednowymiarowo „LBJ i nic”.

  19. Pamiętam te statsy z nocy Wade 1-10 z gry a chyba 9 rzutów to było spod kosza. PORAŻKA

    4 kwarty nie oglądałem bo mi się już nie chciało, więc nie wiem jak on te kolejne pkt zdobył

  20. To co w zasadzie nie jest istotne w grach zespołowych, w których zdobywa się dużo punktów to jedna, druga czy nawet trzecia pomyłka. W siatkówce, piłce ręcznej czy nawet koszykówce nie da się zrobić wszystkiego na 100%. Będą pomyłki. Ba, będą nawet sekwencje pudeł i błędów. Ale tutaj następuje to co jest decydujące. Wiele drużyn słabych potrafi grać przeciwko mistrzom i długo dotrzymywać im kroku. Mogą nawet narzucać niektóre warunki gry. Ale w pewnym momencie zaczynają się błędy, niecelne rzuty, a one implikują nieporozumienia i pretensje. I to jest największym sukcesem Popa, że to wyeliminował. Wiadomo, że dobra skuteczność im sprzyja, ale nawet Spurs mają w tych finałach przestoje czy Heat sprawiają im kłopoty. Zaczynają się wtedy też problemy w ataku, czyli niecelne rzuty, błędy konkretnego gracza itp. I to wielka różnica między Heat, a SAS. Jak w Heat kilka wejść pod kosz nie powiedzie się to są pretensje do Wade’a, czy innych wykonawców, a ciężar gry przenosi się na inne elementy i graczy. A w Spurs? Kilka błędów spod kosza? Co z tego? Nie rezygnujemy z tego, bo to jest nam potrzebne. A gracz, który się pomylił wcale nie dostaje od kolegów nienawistnych spojrzeń i pełno uwag od kolegów. Od opieprzania graczy tam jest Pop, a nie poszczególni gracze. I zawsze to co ceniłem w Timie najbardziej – to zupełnie inny lider niż reszta. Bryant potrafi mieć pretensje do wszystkich, nawet do Gasola i trenerów, James nieczęsto, ale czasem wybucha na wszystkich oprócz Wade’a. A Duncan? Pełen spokój i wiara w kolegów. Nie ma co opieprzać i się denerwować, a trzeba egzekwować swoją grę. I to głównie zasługa Popa i Tima. Duncan nie musi rzucać 20 rzutów, zbierać masę piłek, ani nawet grać pierwszych skrzyp w obronie. Dla jego zespołu ważna jest jego solidność, stabilność i doświadczenie. Jak Diaw gra dobrze w ataku i obronie to on będzie liderem w tym meczu. Jak Leonard rzuca jak natchniony to on prowadzi zespół.

    Wszyscy chwalą tak SAS, a ja widzę ich mankamenty. Chwilami przeciętnie, czy poniżej oczekiwań gra Parker. Ale mimo wszystko nikt nie ma pretensji o jego straty, niecelne rzuty, czy przeciętną grę w obronie. Ekipa jest razem i nie ma co mieć pretensji między sobą, a grać dalej. Znamienne jest to, że dla większości Spurs wygrywają, bo grają drużynowo, a Heat przegrywają bo zawodzi Wade/Bosh/Chalmers. To niby prawda, ale jeśli Heat mają się odbudować to nie zawiódł Wade czy Bosh. Zawiodła CAŁA drużyna. I albo CAŁA drużyna się weźmie w garść, albo do Miami już nie wrócą na finał. A jak widzę te pretensje Jamesa, czy patrzeniu na sędziów Wade’a to mam wrażenie, że tam każdy sobie. James się dwoi i troi, chociaż gra „normalnie”. Nie zachwyca, ale swoje robi. Ma problemy z Leonardem i całą obroną Spurs, ale daje z siebie wszystko. Ma prawo mieć pretensje do kolegów, ale musi zostawić te pretensje na później. Teraz pretensjami nic Heat nie wskórają. Pop zjednoczył swoją drużynę i mają swój cel, czyli zemstę za finały sprzed roku. I zdeterminowani do tego dążą. A Heat wyglądają na zmęczonych psychicznie i w wielkim napięciu. Czas na działania Spoelstry. On musi ich zmobilizować i natchnąć do gry. Możliwe, że do szatni przed meczem w SA przybędzie Pat Riley i też coś dorzuci od siebie.

    Tak sobie myślę, że dobrym pomysłem byłoby, aby Andersen czy Wade wdali się w jakąś przepychankę z którymś z rywali. Nie chodzi o zrobienie krzywdy, ale to nieraz bywa impulsem. Złość na rywala, zjednoczenie się w celu obrony kolegi. Może to zadziałać na niektórych pozytywnie. Kosztem jest jeden technik dla gracza… Niewielka strata. Tym bardziej w tej sytuacji. I nie chodzi o złośliwe i chamskie zachowanie, ale o pokazanie, że nadal walczą i im zależy.

    1. małe wtrącenie przy Parkerze, wydaje się, że nie jest w 100% sprawny i jednak ból kostki mu doskwiera, stąd decyzje o rzutach dystansowych.

  21. I skończy się jak z PTB 4-1. Przynajmniej przegralismy z mistrzami :)

  22. Wielka trójka z Miami zamieniła się w wielką jedynkę + dwóch gości którzy czasem grają jak wilekie gwiazdy a czasem nie. Ani Bosh, ani Wade nie zasługują już na kasę którą dostają więc tym bardziej powinni spuścić z tonu po sezonie jeżeli chcą utrzymać, a najlepiej wzmocnić tę drużynę.
    Ja nie widzę powodu dla którego losy serii miałaby się odwrócić. Mamy dobry materiał porównawczy i jak na moje oko to w Heat nikt nie gra lepiej niz przed rokiem, a wręcz przeciwnie. Tymczasem w Spurs poziom zachowany i niektórzy na plus (Manu, Diaw, Lenard). Gdyby Miami wyciągnęli z tego mistrza to mimo że ich nie trawię to zyskaliby mój dozgonny respekt. Ale w cuda w koszykówce już nie wierzę. Jeden się zdarzył. Nazywał się MJ a terazi siedzi na emeryturze :-)

Comments are closed.