Nie będę się rozpisywał, bo nie widzę za bardzo powodu, dla którego miałbym to robić. Kto widział, ten widział. Kto nie, niech żałuje.
Spurs wzięli rewanż na Heat sprzed roku i zdobyli mistrzostwo NBA. Ten mecz nr 6, w którym Ray Allen dokonał cudu i oddał jeden z najlepszych rzutów w historii tej gry, a następnie spotkanie nr 7 długo siedziały w głowach koszykarzy San Antonio. Nie dziwię się.
Wtedy sekundy dzieliły ich od upragnionego tytułu. Dlatego przez cały sezon byli żądni rewanżu i cieszyli się, że zagrają z Miami w finałach. Mówił o tym przed startem serii Tim Duncan. Dlatego też tegoroczne mistrzostwo wydaje się mieć jeszcze słodszy smak.
Spurs wygrali bezapelacyjnie, trzy mecze kończąc blowoutami i gdyby nie świetny występ LeBrona Jamesa w meczu nr 2 to kto wie, czy fianły nie zakończyły by się sweepem. Cieszę się jednak, że tak się nie stało. Nie dlatego, że kibicowałem komukolwiek, no może skłaniałem się lekko ku San Antonio, ale dlatego, że bardzo fajnie było oglądać zespół z Teksasu, który zadaje decydujący cios u siebie, na własnym parkiecie, przy pełnych trybunach wiwatujących kibiców, ciesząc się z tytułu razem z rodzinami, a nie w hali na Florzydzie.
Mecz nr 5 był meczem w zasadzie tylko w pierwszej połowie, później zaczęła się już dominacja gospodarzy, choć trzeba przyznać, że Heat zaczęli ją z wysokiego c. Przyszli na ten pojedynek z energią, jakiej nie było widać u nich przez ostatnie dwa spotkania i już po kilku pierwszych minutach prowadzili 22-6, a James był wszędzie, dominując pierwszą kwartę, w której zdobył 17 z 29 punktów gości.
Spurs jednak byli jak skunks Pepé Le Pew ze Zwariowanych Melodii uganiający się za kotką, która dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze kończyła z białym domalowanym paskiem na grzbiecie i uciekała przed swoim niezbyt przyjemnie pachnącym adoratorem. Uciekała jednak zawsze nieskutecznie, bo na początku szybko tracąc mnóstwo energii, czyli jak Miami, a Pepé Le Pew metodycznie, bez pośpiechu, krok po kroku ją doganiał. Tak też wczoraj zrobili miejscowi.
Może na początku spotkania im nie szło, ale później swoją systematyczną grą jeszcze na zakończenie pierwszej kwarty zmniejszyli straty do 7 oczek, a w drugiej zbiórce Kawhi Leonarda i jego szybkim ataku zakończonym trójką ze szczytu wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu.
Jeszcze przed rozpoczęciem drugiej połowy Heat tracili tylko 7 punktów i mogli myśleć o przedłużeniu swoich szans na końcowy sukces. Spurs szybko wybili im to z głowy, zaczynając trzecią kwartę od runu 18-4 i kiedy Patty Mills i Manu Ginobili trafili wspólnie trzy trójki z rzędu pomyślałem, że to koniec. Za wiele się nie pomyliłem, bo gospodarze zwiększyli jeszcze przewagę do 22 oczek i nie pozwolili zbliżyć się już przyjezdnym na mniej niż 14 punktów, do końca kontrolując przebieg spotkania.
W połowie kwarty James zszedł z parkietu i w tym momencie Heat nic nie mogli już zrobić. Erik Spoelstra próbował przed meczem dokonać jakiś zmian i wstawił do piątki Ray’a Allena, zastępując nim Mario Chalmersa, ale spowodowało to, że ławka rezerwowych była jeszcze słabsza niż w poprzednich meczach.
Nie pomogła nawet desperacka próba wprowadzenia później w drugiej połowie w piątce Udonisa Haslema zamiast Rasharda Lewisa, ani wpuszczenie na parkiet Chalmersa, a następnie Michaela Beasley’a. Spurs byli zwyczajnie lepsi i trzeba im to oddać.
MVP wybrano Leonarda, choć nie wiem czy nie sprawiedliwiej by było, gdyby otrzymała je cała drużyna Spurs, ponieważ bardziej zbilansowanego zespołu w historii NBA chyba nie było. Wyróżniono jednak Kawhi’ego i trzeba przyznać, że jeśli już do kogoś miała trafić ta nagroda to tylko do niego. Pierwsze dwa spotkania miał bardzo średnie, ale w kolejnych trzech był już najlepszym zawodnikiem San Antonio.
To koniec sezonu. Za kilka dni draft, potem okienko transferowe, więc specjalnie nudzić się nie będziemy, ale to nie jest to samo, co zarywanie nocek i chodzenie do pracy po dwóch godzinach snu, tak jak teraz, w momencie pisania tego tekstu. Uwierzcie mi jednak, warto.
NBA już tęsknimy, wracaj jak najszybciej! Tymczasem gratulacje dla Spurs, ale również dla Heat!
Co za szalona radość Leonarda po odebraniu nagrody :) Od tego chłopaka skromność i pokora aż bije po oczach, oby więcej takich graczy.
Najmniej wyrównane finały od dawna (nawet te 4-1 dla Heat z Thunder były równiejsze). SZOK i MASAKRA.
Dokładnie. Coś się działo w pierwszych dwóch spotkaniach. Ten koszmarny mecz bez klimy, a potem zwycięstwo Heat. A dalej… PYK. I koniec Finałów.
Moje przemyślenia po NBA Finals:
– rywalizacja skończyła się wynikiem 4:1, gdybym znał tylko wynik i nie wiedział z kim grali Spurs to pomyślałbym, że przejechali się po Pacers, a nie Heat, wielkiej drużynie, ze świetną defensywą, w dodatku z oszczędzanym specjalnie na PO Wadem; jak widać wszystkie atuty Miami zostały bezwzględnie zneutralizowane przez SAS
– koszuleczki „Miami Three Peat” jednak nie będą produkowane, więc Pat Riley obejdzie się smakiem :)
– gdyby Spurs wygrali poprzednie finały to za rok oni mieliby szansę na Three Peat właśnie! Choć wiem, że to tylko gdybanie, bo w tym roku mogliby nie mieć aż takiej motywacji i finał mógłby wyglądać inaczej
– w końcu Pop może się uśmiechnąć; pamiętam jak czytałem o nim artykuł, że po przegranym finale rok temu chodził osowiały przez kilka długich tygodni, nie pomagały pocieszenia ze strony Doca Riversa, dopiero córka Popa kazała mu się ogarnąć mówiąc, że taka porażka to przecież nie koniec świata
– pamiętacie pierwszą połowę regular season w wykonaniu Spurs? Przegrywali ze wszystkimi silnymi zespołami (po razie z Pacers i Heat, po kilka razy z Rockets, Blazers, Thunder), lali tylko średniaków i słabeuszy; zastanawialiśmy się tutaj na łamach enbiej.pl czy nie potrzeba jakiś wymian i wzmocnień, w zimie mówiło się, że Spurs będą chcieli pozyskać Evana Turnera, potem Danny`ego Grangera, a tu Pop dostał niechcianego Daye`a, z którego i tak praktycznie nie korzystał; jednak jak widać trzymał rączkę na pulsie i szczyt formy przygotował na PO; ciekawe czy Granger nie żałuje swojej decyzji :)
– pięknie się Kawhi Leonard rozwija
– jak widać kontuzja Parkera nie przeszkodziła mu w solidnej grze
– tak jak napisał autor Dawid- fajnie, że Spurs Mistrzostwo mogli świętować w swojej ukochanej AT&T, należało im się to (zajebistą mają tą maskotkę, tego Kojota :)
– Ostrogi okazały się w tym roku żaroodporne :)
Tylko te porażki w RS były (a przynajmniej większość) pod nieobecność Leonarda
Gdyby Heat wygrali to już widzę jakby się autor rozpisywały, aż pod siebie by robił. Jak wiadomo jednak autorzy tej strony sa żenujący.
POZDRAWIAM AUTORA WPISU.NASTĘPNE OBRAŻANIE AUTORA = ban
To po co wchodzisz? Pohejtować?
naprawdę ciężko w ten wynik uwierzyć, 4-1, jakby to były wyrównane finały to ok, ale tak to SZOK
Kawhi to następny Scottie Pippen!
Oglądałem te finały ze złami w oczach ze wzruszenia – że oto dzieje się historia. Może i finały jak finały ale takiej gry nikt by sie nie powstydził. Najpiękniejsze jest to, że jest to zespół średniaków….(mam nadzieję, że redakcja wybaczy jednorazowy wybryk)…ZAJEBISTYCH średniaków!
To już nawet nie piękna koszykówka, to szkoła koszykówki i wielka lekcja dla idących na skróty. Talenty są wszędzie a wygrywa ten, kto dotrze nie tylko do nich samych ale również w głąb ich umysłów.
Latający łysiejący Argentyńczyk, Stary nieskoczny PF, Niegniewny chłopiec, który gra jak weteran, Niechciany grubasek czyniący z piłką cuda i pokorny wobec jednej tylko osoby mały francuz. Jako sos błąkający się po świecie Danny Green, Splitter i erengizer – pchła Mills.I najważniejsze na koniec – DRUŻYNA!
Pod tym hasłem w encyklopedii powinno być ich zdjęcie.
Drużyna…
Masz absolutną rację.
Pamiętacie jak pod koniec 2 sezonów wstecz POP, podpisał bodajże na 10 dni Borisa? Wszyscy mówili, że przyjechał tłusty emeryt zawalczyć o ostatnie minimum dla weterana. A tu taki psikus.
Mills już w Londynie udowodnił, że jest kapitalną strzelbą.
Należy nie zapominać o takich graczach jak Booner, Baynes, Joseph, Bellineli, którzy w RS odciążali mocno całą starą gwardię Spurs, ludzie często dyskredytują wkład takich zawodników w sukces zespołu.
Co do Leonarda to osobiście sądzę, że najlepszym rozwiązaniem dla niego byłoby pozostanie trzonu Spurs na kolejne 2-3 lata (wiem może się to wydawać abstrakcją ale pęd za kolejnym tytułem może scalić spurs), byłby on dalej pod kloszem, oczywiście dużo mniejszym niż wcześniej. Pamiętajmy, że został on MVP i teraz od niego będzie się wymagało, aby ciągnął zespół. No właśnie ale czy nie robił tego przez cały sezon swoją kapitalną defensywą? Nie wszystko jest wyrażone policzalnie.
Może nie jestem długoletnim fanem NBA i nie mogę powiedzieć jak zaj$biste były lata 90te, ale aktualni Spurs to najlepsza drużyna jaką w życiu oglądałem. Tylko Mavs z finałów równie dobrze wspominam :D
Może to nie ładne co napiszę, ale dawno temu napisałem, że Timiemu Duncanowi na emeryturę przydał by się tytuł jak kiedyś Robinsonowi. No i marzenia się spełniają!!!
POP to jeden z najlepszych trenerów w historii NBA. Tibs powinien się od niego uczyć jak szanować zdrowie zawodników i jak umiejętnie rozkładać siły zespołu w trakcie sezonu. Jak trafić z formą w dobry moment i jak budować kompleksowo zespół. Szacunek.
Bardzo Was proszę nie piszcie tylko o chłopaka z SAS drużyna przeciętniaków. W każdym słabszym zespole Kavi, Tony, Timmy, czy Manu byliby pierwszoplanowymi graczami. Tutaj jest ich wielu, dlatego ich statystyki indywidualne nie zachwycają. Trochę się postarzeli, ale to wciąż czołowi zawodnicy ligi na swoich pozycjach.
Duncan to jeden z najlepszych PF w historii ligi. Wciąż jest kompletnym graczem zarówno w ataku jak i obronie.
Z tym Duncanem, to zabrzmiało jakby był w czołówce najlepszych PF w historii, ale nie miał szans bycia najlepszym.
Moim zdaniem jest inaczej i on coraz bardziej potwierdza, że jest najlepszym.