Niewiele osób wie, że Under Armour produkuje buty do koszykówki – jeszcze mniej decyduje się na ich zakup. W stu procentach to rozumiem – nie znamy tej marki, więc naturalnie nie kupujemy butów, które ona produkuje. Od jakiegoś czasu fascynowały mnie buty spod szyldu UA – gra w nich kilka gwiazd NBA (Stephen Curry, czy do niedawana DeAndre Jordan) oraz multum zawodników w lidze uniwersyteckiej. Dlatego, kiedy pojawiła się możliwość przetestowania modelu Spine, zdecydowałem się je zrecenzować. Jak wygląda Under Armour w porównaniu z bardziej mainstream’owymi markami jak Nike lub Adidas ? Możecie o tym przeczytać poniżej.
Moim zdaniem najsilniejszą stroną Spine jest przyczepność – wzór jodełkowy na całej długości doskonale wykonuje swoje zadanie. Guma jest twarda, a wzór głęboki, więc można bez problemu grać w nich na zewnątrz. Jedynym problemem jest to, że wzór jest bardzo drobny i pomiędzy kolejnymi „gałęziami” jest bardzo mało miejsca. To powoduje że w tę przestrzeń wchodzi bardzo dużo piasku i kamyczków powodując zapychanie się wzoru. W tych butach obowiązkowe jest przecieranie podeszwy. Pomimo, że Spine zostało zaprojektowane dla Big-menów, to mniejsi i szybsi zawodnicy nie będą narzekali na brak przyczepności.
Przyczepność – 9,5/10
Dla mnie największym rozczarowaniem jest amortyzacja – była twarda i niesprężysta. Najgorzej było pod piętą – UA postanowiło zastosować wielką plastikową płytkę usztywniającą, która konstrukcyjnie przypomina Sprint Frame Adidasa. Niestety zapomnieli dołożyć jakiegoś crashpad’a (tak jak to robi Adidas), więc stopa siedzi bezpośrednio na twardym plastiku – przy każdym lądowaniu, lub nawet gwałtownym zatrzymaniu pięta nie jest w żaden sposób amortyzowana. Jest to nieprzyjemne uczucie, a po kilkudziesięciu minutach gry staje się wręcz bolesne. UA postanowiła rozwiązać ten problem poprzez dodanie grubych, prawie półcentymetrowych, wkładek wykonanych z pianki Micro G. Osobiście kocham Micro G – jest bardzo podobny do Lunarlonu, tylko jest bardziej sprężysty, niestety pół centymetra to za mało, żeby zapewnić odpowiednią amortyzację. Tak naprawdę ta wkładka ratuje sprawę – raz włożyłem cieńsze wkładki z innych butów i nie mogłem wytrzymać 15 minut na boisku – czułem się jakby ktoś mi przywiązał dwie deski do stóp. Mając w pamięci fantastyczny model Torch, nie jestem w stanie przeboleć tak słabej amortyzacji w Spine, zwłaszcza że jest to model skierowany do większych zawodników (przez jakiś czas Spine były reklamowane przez DeAndre Jordana).
Amortyzacja – 7/10
Kwestia wymiany powietrza w Spine została rozwiązana w klasyczny sposób – po wewnętrznej stronie buta umieszczono panel wentylacyjny. Ponadto Spine wyposażono w bardzo cienki język, który przepuszcza sporo powietrza. Jednak cała cholewka jest wykonana z plastiku i jest to odczuwalne, zwłaszcza jak się w nich pogra tak z 2-3 godziny – stopy wręcz pływają w pocie. Oczywiście jeśli gra się do 40-50 minut to nie będzie problemu – stopy będą tylko lekko wilgotne – jednak jeśli planujesz dłuższy trening lub mecz z kumplami to weź ze sobą dodatkowe buty lub grube skarpetki.
Wentylacja – 7,5/10
Spine zostały zaprojektowane z myślą o dużych zawodnikach i jest to aż nadto widoczne w kwestii stabilizacji stopy. Problem pojawia się już przy zakładaniu butów – żeby założyć Spine trzeba się naprawdę namęczyć. Jednak kiedy już stopa wejdzie do środka od razu czujemy jak buty oplatają stopę. Po zawiązaniu kostka praktycznie przestaje się poruszać – jedni to lubią, ja tego nienawidzę i w związku z tym grałem w lekko rozwiązanych butach, aby zachować swobodę kostki. Uczucie bezpieczeństwa jest jednak bardzo wysokie. Dodatkowym elementem jest plastikowy klips na piętę połączony z wielką płytką usztywniającą biegnącą od pięty aż do śródstopia. Konstrukcyjnie przypomina to Sprint Frame. Stopa jest maksymalnie zabezpieczona i ustabilizowana. Jedyny problem jaki miałem z Spine (w sumie to wciąż mam) to obtarcia. Spine to pierwsza para butów koszykarskich, która obtarła mi okolice mięśnia Achillesa. Nawet w grubych skarpetkach. Po 20-30 minutach gry skóra rozcinała się i mecz dla mnie się kończył. Aby tego uniknąć musiałem stosować tapeing, co kosztuje. Jednakże naprawdę doceniam stabilność tych butów – polecam wszystkim zawodnikom potrzebującym tego efektu placebo, zwłaszcza po kontuzji kostki. Gdyby tylko tak nie ocierały…
Stabilność – 9,5/10
Nigdy nie grałem w tak źle dopasowujących się butach jak Spine. Sama konstrukcja buta jest przedziwna – z tyłu jest ciasno i sztywno, do takiego stopnia że obciera, a z przodu jest luźno i swobodnie, a stopa lata na prawo i lewo. Spine mają bardzo szeroki toebox, co początkowo mnie ucieszyło, ponieważ mam szeroką stopę i często muszę nosić buty o pół rozmiaru za duże, tylko po to, żeby mi się zmieściła stopa. W Spine zaryzykowałem i wybrałem swój „prawdziwy” rozmiar – palce prawie dotykają krawędzi buta, a w toeboxie miałem dużo miejsca – byłem bardzo zadowolony. Niestety po pierwszym meczu uśmiech zniknął z mojej twarzy – pięta trzymała się w jednym miejscu, ale palce latały po bokach i boleśnie uderzały o bardzo sztywne krawędzie buta. Jakby tego było mało, język w Spine jest po prostu za szeroki. Cholewka sama w sobie jest dosyć ciasna, natomiast język jest tak duży jak w oldschool’owych butach z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Tyle tylko, że język w Spine jest cienki i zamiast układać się na stopie, zwija się w trąbkę i boleśnie uciska. Ponadto zastosowany plastik jest co prawda miękki, ale za nic nie chce się rozciągnąć i dopasować do stopy. Niefajnie.
Dopasowanie – 6/10
Jakościowo nie ma co narzekać – plastik jest wysokiej jakości, szwy są równe i nie ma śladów kleju. Ponadto buty jak na swój rozmiar są naprawdę lekkie. Niestety buty są w stu procentach zrobione z materiałów sztucznych – moim zdaniem Hyperfuse zniszczył buty – ze świeczką można już szukać obuwia koszykarskiego zrobionego ze skóry lub zamszu.
Jakość – 8/10
Gra w Under Armour Spine nie była przyjemna – było za dużo bólu i krwi jak na buty do koszykówki. Mocnymi stronami tego modelu jest przede wszystkim przyczepność i stabilność. Spine wypadają bardzo słabo w kategorii amortyzacji i dopasowania. W pozostałych kategoriach nie jest dużo lepiej. Mogę polecić te buty zawodnikom potrzebującym dużo stabilizacji, oraz przede wszystkim komfortu psychicznego np. po kontuzji kostki. Może być tak, że te wszystkie hi-end’owe buty mnie rozpieściły i nie jestem w stanie grać w butach z niższej półki ? Jest to możliwe, jednak przypominam że cenowo Spine powinny być w tej hi-end’owej klasie. Nie oznacza to, że Under Armour robi złe buty – Torch i Anatomix są podobno bardziej wygodne i ogólnie lepsze (na pewno Torch – kiedyś miałem parę i zajechałem je aż podeszwa odpadła – były aż tak wygodne).
Buty Under Armour można kupić w mmsport.com.pl
Przyczepność – 9,5/10
Amortyzacja – 7/10
Wentylacja – 7,5/10
Stabilność – 9,5/10
Dopasowanie – 6/10
Jakość – 8/10
Ocena końcowa – 8/10
Dominik, jeśli nigdy nie grałeś w tak źle dopasowujących się butach to czy nie powinieneś dawać 1/10? :)
Też zdziwiłem się kiedy czytałem, że niewygodne, że dwie deski przywiązane do stóp, krew i pot i nagle oceny z których najgorsza to 6/10. Jak już się korzysta z 10 stopniowej skali to trzeba być konsekwentnym. 1/10 oznacza, że urywa nogi i łamie kolana?
1/10 oznacza że już lepiej grać boso. Proszę dokładnie czytać – deski by były wtedy, gdyby nie było wkładki z Micro G – gdyby nie one Spine dostałyby 3/10, bo coś tam amortyzują ale wesoło nie jest.
A co do krwi, to może się okazać że mam specyficzną stopę i innych ludzi nie będą obcierały – w takiej sytuacji nie wolno dawać najniższej możliwej oceny – przejrzałem sobie zagraniczne blogi i okazało się że tylko garść osób miała taki problem – może dostałem lewą parę. Poza tym, kiedy zatape’woałem sobie stopy wszystko było w porządku.
O tym samym pomyślałem:-) „Nigdy nie grałem w tak źle dopasowujących się butach” i ocena 6/10… Czy najnizej dostalyby sandały?
Zero wentylacji i „zwłaszcza jak się w nich pogra tak z 2-3 godziny – stopy wręcz pływają w pocie”, a dajesz 7,5 punkta? Jak dla mnie to trochę zbyt hojnie.
Muszę przyznać, że z coraz większym zainteresowaniem czytam tą część bloga (pewnie jak każdy, co jakis czas jak pora zmienić buty) i też jak przedmówców mnie to zastanowiło, że pewnie żaden but nei dostał 1/10, po to jest skala, aby się po niej poruszać. Jak najgorsze to 6 daj skale do 4 ;>. Szczególnie, że bawisz się w połówki.
Po za tym świetny artykuł.
1/10 dostałby u mnie tylko najgorsze buty – Spine wcale nie są najgorsze, ogólnie są do przeżycia. Ponadto mają świetną amortyzację i stabilizację.
Dałem 6/10 dlatego że bardzo dobrze oplatały od śródstopia do pięty – tylko z przodu buta było tragicznie.
7,5 dla wentylacji było dlatego że do pierwszej godziny było w porządku, dopiero później brak materiału, który wchłonąłby wilgoć (choćby materiałowa wyściółka) powodował nadmierne pocenie. I tak było dużo lepiej niż w butach retro, stąd ocena 7,5.