Phil Jackson przystając na propozycję Jamesa Dolana trafił w miejsce, które bardziej przypominało park rozrywki na Bronxie niż poważną organizację koszykarską, której wartość finansowa jest zbliżona do rocznego budżetu ZUS. Organizacje o której spokojnie mógłby powstać talk show, a największe jego gwiazdy jak Bargnani, JR Smith, Raymond Felton czy nieśmiertelny Metta World Peace przyciągnęłyby przed telewizory o wiele większą publiczność niż wówczas gdy musieli- za karę – grać w koszykówkę.
Organizację, której jedynymi wartościowymi elementami byli Carmelo Anthony i pierwszorundowy pick, choć ten więcej radości sprawił w Denver niż w Nowym Jorku, natomiast pierwszy skorzystał z możliwości i zdezerterował (choć wciąż tli się nadzieja, że wróci do bazy nim obiema nogami opuści teren obiektu). Poza tym w Big Apple nie było niczego poza sutymi kontraktami graczy, których lata świetności są odległe jak wizja romansu Ziemianina z Marsjanką (choć wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Ron Artest był tego naprawdę blisko).
Przybycie Jacksona ogłoszono więc dniem w którym historia miała zaliczyć obrót o 180 stopni i sprawić, że Knicksi przestaną być Rubikami wśród kompozytorów i nawiążą do sukcesów drużyny z Waltem Frazierem w składzie. Kibice przywdziali więc różowe okulary, zaufali że Dolan zajmie się relaksem na prywatnych plażach, a Jax wymieni kontrakt Stoudemire’a na Duranta czy innego Jamesa, którzy w duecie z Melo stworzą zabójczy duet i staną się postrachem tak na Wschodzie jak i na Zachodzie kontynentu amerykańskiego.
Oczywiście droga do tego miała być długa i kręta, jednak osoba Jaxa była niejako gwarancją tego, że krok przed nowojorską karawaną będą podróżować życzliwi (bądź odurzeni psychotropami wyznawcy Jacksona) rozrzucający na lewo i prawo płatki róż. Mimo, że z pustego i Salomon nie naleje, wielokrotny mistrz NBA, Zen Master, postanowił włożyć łyżkę do niemal suchego kociołka Panoramixa i zakręcić ostatnimi kroplami magicznego napoju wierząc, że fizycy się mylą i da się stworzyć coś z niczego. Bez boskiej pomocy ten plan nie mógł się udać, jednak Jackson prawdopodobnie ma jakieś kontakty ze światem pozaziemskim (Ron Artest ponownie się kłania) bo udało mu się pozbyć z Nowego Jorku niechcianego i przypominającego pomniki Buddy- Raymonda Feltona, który swoje 500 godzin prac społecznych będzie musiał odbębnić Teksasie.
Cena za wytransferowanie największego fana waty cukrowej z wesołego miasteczka Dolana, oraz przedstawiciela gangu makaronowego okazała się niemała. Jedyny podkoszowy Knicks, który w obronie nie ograniczał się do oglądania pleców rywali Tyson Chandler, ponownie trafił do Dallas z którym ma stworzyć mistrzowski duet, podobny do tego z 2011 roku. Stajnie Augiasza Knicks zasili za to Jose Calderon i wielka nadzieja czarnych Samuel Dalembert. O ile przybycie tego pierwszego można uznać za nadwyżkę w stosunku do rewolwerowca Feltona, o tyle już świadomość tego, że podkoszowymi Knicks w przyszłym sezonie będą- Bargnani, Stoudemire, Aldrich i Dalambert musi działać na wyobraźnie wszystkich tych, którzy liczą, że rekord punktowy Wilta Chamberlaina może zostać pobity.
Czym więc kierował się Jax zgadzając się dobić targu z Cubanem? Czy chciał pomóc właścicielowi Dallas jeszcze raz powalczyć o coś więcej niż 1 runda PO licząc, że jak Knicksi będą kiedyś w potrzebie ten odpłaci mu się taką samą przysługą? A może jednak w tym szaleństwie tkwi jakaś metoda?
Knicks, a właściwie Jackson, byli chorzy na punkcie picków w tym drafcie, jednak jak to Knicks, wszystkie zdążyli już dawno porozdawać także musieli liczyć na przechwycenie wyborów od innych drużyn. Niestety dla nowojorczyków niewielu było chętnych na pozbywanie się swoich wyborów w nadchodzącym drafcie, zwłaszcza te pierwszorundowe zdawały się być celem nie do osiągnięcia dla włodarzy Knicksów. Wprawdzie wielokrotnie w mediach pojawiały się plotki o tym, że Shumpert jest już blisko gry w Oklahomie za cenę picku z numerem 29, jednak suma summarum nie ruszył się on z miejsca.
Dzięki tej wymianie Knicksi pozyskali picki z numerem 34 i 51, którego jak pewnie sprawnie policzyliście nie mieszczą się w 1 rundzie, ale dają jakąkolwiek możliwość szybowania w górę draftu, bo o ile same w sobie nie mają zbyt wielkiej wartości o tyle po dodaniu do nich Shumperta można spokojnie liczyć na wybór pod koniec 1 rundy -niewielkie to wzmocnienie? Cóż, Knicksów czeka wielka przebudowa więc i takie drobnostki powinny być krzepiące dla fanów drużyny z Nowego Jorku.
Kolejnym- umiarkowanym- sukcesem tej wymiany jest przybycie Jose Calderona. Hiszpan jest po jednym z najsłabszych statystycznie sezonów w karierze w trakcie którego notował średnio 11,4 punktu na mecz oraz dokładał 4,7 asysty- cyferki niezbyt imponujące jak na podstawowego rozgrywającego drużyny NBA, ale jak dodamy do tego prawie 45% skuteczność zza łuku oraz niewielką liczbę strat, które notował były gracz Raptors to wydaje się być sporym wzmocnieniem dla Knickerbockers . Hiszpan to gracz, który potrafi dobrze prowadzić grę i kreować partnerów, a w przeciągu całej swojej kariery notuje średnio 7 asyst na spotkanie.
Następnym atutem wczorajszej wymiany jest zejście poniżej poziomu luxury cap, Knicksi wraz z odejściem Anthony’ego mają mniej kasy w kontraktach nawet od Indiany, wprawdzie ich możliwości na rynku wolnych agentów wciąż są malutkie, ale to i tak krok do przodu, nawet jeśli nie w stronę mistrzostwa to chociaż w kierunku racjonalności.
No i tyle z dobrych wiadomości dla fanów Knicks, pora przyjrzeć się minusom płynącym z tej wymiany.
Knicksi odpuszczają najbliższy sezon, to już pewne. Wraz z Chandlerem odeszła nadzieja na play-offy (no dobra, to Wschód, tu nie można nikomu tej możliwości odbierać). Nie to żebym uważał pozbycie się Tysona za poważne osłabienie, sam zresztą sugerowałem pozbycie się byłego mistrza NBA za cenę Miles Plumlee już kilka miesięcy temu (za co zostałem ostro skrytykowany przez jednego z fanów Knicks, Samuel Dalembert pozdrawia i potwierdza, że głównie pieprzę głupoty) jednak to co w zamian przyszło pod kosz w Nowym Jorku spokojnie można nazwać defensywnym strachem na wróble. Jedyne co w tym momencie będzie chronić pomalowanego Knicksów to cud.
Przyszłoroczna taktyka NYK będzie zaczynała i kończyła się na rzucaniu, kibice w Madison Square Garden będą krzyczeć gromkie „ole” po każdej akcji w której dojdzie do większej liczby podań niż 3 przed oddaniem rzutu, a już 4 zmiany posiadania będą taką nowojorską odpowiedzią na tiki-takę. Bukmacherzy już pytają, kto wymieni więcej podań w przyszłym sezonie- San Antonio Spurs w ciągu 15 spotkań czy Knicks w 82?
Calderon- JR Smith- Tim Hardaway jr- Stoudemire- Bargnani- czujecie ten potencjał defensywny?
To będzie zespół JR Smitha- on będzie gwiazdą, liderem, łowcą triple-double i pierwszą strzelbą drużyny. JR „41%FG” Smith ma być twarzą tej organizacji, królem Nowego Jorku i magnesem dla innych allstarów na przybycie do Knicks i wspólny marsz po upragniony tytuł. JR Smith!
Brak fundamentów do walki o najwyższe cele, o ile przybycie Calderona byłoby wzmocnieniem na tu i teraz, bo gwarantowałby te 2-3 dodatkowe wygranie w trakcie sezonu w porównaniu do Feltona, o tyle w perspektywie najbliższych kilku sezonów transfer ten nie daje zupełnie nic organizacji. Nie jest to gracz wokół którego można budować zespół, raczej solidny role player, który lada moment stanie się przyzwoitym wsparciem z ławki. Pozostali gracze również nie rokują jakoś spektakularnie, młody Tim pokazał się wprawdzie z dobrej strony w ubiegłym sezonie, ale w tak grających Knicks naprawdę nie trzeba było wiele aby się wyróżnić. W Shumperta zdaje się nikt w Big Apple specjalnie nie wierzy, a Cole Aldrich nie okazał się nowym Blakiem Griffinem. No to może Larkin? Nie, Larkin też HoF nie będzie (choć jego ojciec też na początku kariery bujał się po klubach farmerskich). Skoro nie ma fundamentów to nie ma również sensu inwestować w Carmelo Anthony’ego, Melo chce tytułu, a taki skład gwarantuje co najwyżej osobny, cotygodniowy, odcinek Shaqtin a fool.
Ewidentnie widać, że dla Knicks najbliższy sezon ma być rokiem przebudowy i stawiają na jak najwyższy wybór w przyszłorocznym drafcie. Stąd nie mogę zrozumieć po co Knicksi chcą tak bardzo ponownie podpisać Carmelo Anthony’ego wszak ten gracz dałby dodatkowe kilka zwycięstw w sezonie co też przełożyłoby się na niższy wybór podczas następnego draftu. Jackson albo jest szaleńcem, który widzi coś co mi umknęło w tej wymianie, albo po prostu tonący brzytwy się chwyta i robi przetasowania w składzie tylko po to by nie było, że zgarnia 12 mln tylko za siedzenie za stołkiem.
Inna sprawa, że obecny skład i potencjał tego zespołu nie pozwala na więcej. Zespół jest za stary, zbyt drogi i pozbawiony większego talentu by móc walczyć o graczy pokroju allstar czy to w dalszych wymianach czy też na rynku wolnych agentów (+ to, że mimo zejścia poniżej luxury cap, są wciąż ponad salary cap).
Nie rozumiem sensu starania się o podpisanie gwiazdora u schyłku swojego prime przez drużynę, którą czeka gruntowna przebudowa. Jeśli Anthony postanowiłby mimo wszystko pozostawić swoje talenty w Nowym Jorku, możliwe że za 2-3 sezony to jego kontrakt byłby odbierany przez kibiców jak dzisiejszy Amare- jako ten który blokuje możliwość wskoczenia na wyższy poziom #proroctwo.
Co w takim razie powinien zrobić Jax? Odpuścić Melo, olać, zapomnieć, przeboleć, pozwolić mu walczyć o tytuł w przyszłym roku w innym miejscu, a samemu przeczekać rok, zdobyć jak najwięcej picków nawet przepłacając za nie i skupić się na rynku wolnych agentów w przyszłym roku, a tam już Rondo, Love, Gasol… a Nowy Jork to wciąż miejsce w którym żyć chciałby praktycznie każdy, do tego bardzo wysoki pick i może się okazać, że już w 2016 roku Jax powalczy o coś więcej niż 1 runda PO.
Paradoksem w tej sytuacji jest to, że pozbycie się jedynej gwiazdy zespołu jest jedyną możliwością rozwoju dla tej organizacji,
Qcin is back!
I tak nigdzie nie wygram, ale lubię pieniądze.
Jax na razie wysypał puzzle z pudełka i wywalił te oblane złotem i czekoladą – i tak nic z nich nie będzie a pobrudzą inne…
Na układanie i wymiany reszty elementów ma 4 miesiące.
Moim zdaniem z tej wymiany w NYK zostanie Calderon i Dalembert – obaj na 20/max 25 minut niezależnie czy z ławki czy w s5.
Wreszcie qcin dał znak życia :)
Prawda jest taka ze obecni Knicks nawet po dojsciu Rondo czy innego allstara to max 2 runda PO dlatego trzeba poswiecic teraz 2-3 lata i rozgonic holote. Cirkawe tylko czy wlasciciel i kibice zniosa to i jak dlugo? Jak dla mnie to pewne 3 sezony bez PO ale w dluzszym czasir wyjdzie do Nyk na dobre.
Pozbycie, nie Pozyskanie. Fuck, czy to jest az takie trudne do ogarniecia?