W drugiej odsłonie zapowiedzi zapraszamy Was do GRUPY B w której zmierzą się zarówno faworyci Mistrzostw jak i przysłowiowi 'dostarczyciele punktów’, dla których każdy kolejny występ będzie oznaczał dodatkowe doświadczenie i szukanie szans na sprawienie niespodzianki, na szerokim koszykarskim morzu. Przed Wami osłabieni brakiem Manu Ginobiliego – Argentyńczycy – zawsze groźni i gotowi do walki – Chorwaci ze swoim super-strzelcem Bojanem Bogdanovićem oraz kochający zespołową koszykówkę – Grecy –z nazwiskami wysoce szanowanymi w europejskim baskecie. Następnie próbujący dostać się do drugiej fazy turnieju, podparci doświadczonymi z NBA graczami jak Carlos Arroyo – JJ Barea – Reinaldo Balkman czy przysłowiowe kopciuszki – Senegal i Filipiny (o których opowiem Wam nieco niżej).
Faworyci grupy czyli Argentyna, Chorwacja i Grecja
Albicelestes argentyńskiej koszykówki to ekipa turniejowa, która po pierwsze mocno przygotowuje się do każdej podobnej rangą imprezy, po drugie znająca się ze zgrupowań od lat – czyli bazująca na zgraniu i dobrej chemii w drużynie. Jeśli analizujemy skład Julio Lamasa to widzymy w nim „stare konie” takie jak Louis Scola, Walter Hermann, Pablo Prigioni i Anders Nocioni. Nazwiska te, w połączeniu z wielkim nieobecnym Manu Ginobilim (Spurs nie zezwolili mu na grę na mundialu, gdyż gracz jest po złamaniu kości w prawej nodze) stanowią o sile argentyńskiego basketu od dobrej dekady. W międzyczasie jednak nie pojawiło się w kadrze żadne nazwisko, z którego Argentyńczycy mogliby być aż tak dumni jak z piątki w/w graczy (mających w CV występy w lidze NBA). Są solidni gracze i przy okazji bardzo ambitni jak Facundo Campazzo, Selem Safar i Leo Guttierez, ale każdy z nich to już przyjmniej jedna półka niżej przy koszykarskich umiejętnościach byłych medalistów Mistrzostw świata i olimpijskich.
Jak zatem zagrają Argentyńczycy?
Będziemy oglądać doświadczonych graczy, grających prostą i efektywną koszykówkę. Zawodników szukających przewag i szachujących siłami. W końcu wybierających proste rozwiązania, bez fajerwerków. O ile Senegal i Filipiny to powinny być pewne wygrane, to o wyższe miejsce Albicelestes muszą walczyć z Portorykańczykami oraz Chorwatami. Wydaje mi się, że Grecy mogą w ostatecznym rozrachunku okazać się lepsi od graczy z Ameryki Południowej.
Biało-czerowna szachownica to barwy Chorwatów, kadry prowadzonej przez nieśmiertelnego w europejskiej koszykówce Jasmina Repesę. Zespół szkoleniowca, który zaliczył epizod w lidze polskiej, ze Śląskiem Wrocław, wystąpi z jedną zmianą w składzie w porównaniu do Eurobasketu 2013, ze Słowenii. Obrońcę Dontay’e Drapera zastąpi inny naturalizowany Amerykanin – Oliver Lafayette (combo obrońca, notabene też z przeszłością w lidze polskiej i Asseco Gdyni). O sile zespołu decydują ciągle gracze wysokiego formatu, którzy albo byli już próbowani w NBA – Roko Ukić (ex Raptors i Bucks) lub rozpoczną swoją przygodę w NBA – Bojan Bogdanović (Nets). Ten ostatni to strzelec seryjny (G-2-G) który w pojedynkę potrafi rozstrzygnąć losy meczu czy końcówki spotkania. Pod koszami walczyć będą bardziej wszechstronny Mistrz Hiszpanii – Ante Tomić oraz doświaczony w Eurolidze – Luka Zorić. Oczywiście jokerem w talii Repesy jest wybrany w ostatnim drafcie Dario Sarić. Wszechstronny skrzydłowy błyszczał już nieprzeciętnym potencjałem podczas Mistrzostw w Słowenii, a hiszpański mundial ma tylko podnieść jego rolę w drużynie i wartość na koszykarskim rynku.
Czym mogą zaskoczyć Chorwaci?
Płynną strefą, którą imponowali do bólu podczas ME 2013. Repesa jest fanem tego typu defensywy i potrafi zniszczyć przeciwnika w przejściu z obrony do ataku, używając swoich szybkich obrońców oraz wszechstronnych strzelców jak Bogdanović i Sarić. Jeśli zawodnikom nie będzie „siedział” rzut dystansowy to wówczas atak Chorwacji będzie bazował na zdolnościach i podkoszowych manewrach Ante Tomića, który równie dobrze czuje się w grze pick’n’rollem. Czerwono-biali są dla mnie zawsze turniejową zagadką i ich wyniki będą w dużej mierze uzależnione od pierwszych wygranych bądź przegranych spotkań. Jeśli uda im się ograć Argentynę i Portoryko to powalczą o zwycięstwo w grupie z Grekami. Jeśli jednak pierwsze mecze zaczną z gorszej strony…to atmosfera w zespole będzie podgrzana do czerwoności.
Hellada to najpewniejszy zespół grupy D. Atutem ich, jak i poprzednich dwóch ekip, jest stabilność składu i kontynuacja gry najlepszymi potencjałem zawodnikami. Dodatkowo ich atutem może być młody, utalentowany opiekun Fotsis Katsikaris, który przed rokiem był uznany za najlepszego trenera Europy. Grecy to przede wszystkim świetna para strzelców obwodowych – wprawdzie już bez Vassileosa Spanoulisa – ale z Nikosem Zisisem i Nickiem Calathesem . Następnie tercet skrzydłowych ocierających się o NBA – Papanikolaou –Printezis-Antetokounmpo. Pod koszami mamy prawdziwe wieże, lubiące przymierzyć z dystansu jak Giannis Bourousis lub Kostats Kaimakoglou.
Atutem reprezentacji Greków jest zgranie, częste dzielenie się piłką oraz szukanie otwartych pozycji. Doświadczona i zaprawiona w bojach – gracze występują w najlepszych europejskich klubach – potrafi podręcznikowo i na pamięć rozgrywać kolejne spotkania. Ich plusem jest też bogata rotacja i praktycznie każdy wchodzący z ławki gracz nie obniża poziomu grającej piątki.
O co zagrają Grecy?
Szalenie ambitni i grający z wielkim sercem zawsze, przy każdej imprezie walczą o medal. Jeśli dziś rzucimy im wyzwanie walki o brąz to głośno tego nie powiedzą, ale w głowach będą myśleć o złocie. Nawet mimo takich reprezentacji Hiszpanii i USA, które potencjalnie przyjdzie ograć w drodze na szczyt globu. Atutem Hellady jest zawsze walka do ostatnich sekund meczu, nawet wydawałoby się w tych przegranych pojedynkach. Charakter i duma to najlepszy opis greckiego Dream-Teamu.
Oni mogą sprawić niespodziankę – Portoryko
O ile Chorwaci bazują na szybkości i umiejętnościach strzeleckich pary Ukić-Lafayette , o tyle Portoykańczycy polegają na duecie Carlos Arroyo i J.J. Barea. Różnica w obu reprezentacjach zaczyna się od pozycji niskiego czy wysokiego skrzydłowego. Na niej jakość Portorykańczyków spada i zawodnicy występujący w rodzimej i sezonowej lidze już budzi w nas pewne wątpliwości. Pod koszem pojawia się nam przymierzany do niejednego klubu NBA – Daniel Santiago – który gwarantuje pewien poziom zbiórek, czasem bloków i nieco rozwija ofensywne możliwości kadry Paco Olmosa. Portorykańczycy to zespół bazujący na ataku, szybkości swoich rozgrywających – uprawiający radosną koszykówkę – ale niestety gorzej radzący sobie w obronie. Kluczowe dla kadry z 4-milionowego państwa będzie potyczka z Senegalem. Jeśli dojdzie do zwycięstwa to meczem o wszystko będzie bój z Filipinami. Te dwa mecze mają pozwolić Arroyo – Barei i spółce na grę w drugiej fazie turnieju. Takie jest ich minimum.
Skazani na pożarcie – Senegal i Filipiny
Senegalczycy to przede wszystkim podkoszowy duet Gorgui Dieng – Mouhammed Sene. Jeden bardziej defensywnie nastawiony, drugi bezskutecznie szukający zatrudnienia w NBA i lubujący się akcjach ofensywnych. Ta para wież gwarantuje całkiem solidną jakość w zbiórkach, blokach czy zalepianiu strefy podkoszowej. Dużo gorzej gracze z Afryki wypadają na obwodzie, gdzie spotykamy dwóch graczy powyżej 34-roku życia. Rozgrywający Mamadou Ndoye oraz skrzydłowy Maley’e Ndoye (dwaj bracia) napędzający ataki drużyny nie gwarantują ani stałej jakości ani regularności w ataku. Ich akcje są często rwane i praktycznie większość z nich kończy się rzutem , gdy tylko pozwoli na pozycja na parkiecie. Jak w większości reprezentacji Czarnego Lądu musimy obawiać się ład i pewną taktykę trenera Cheikha Sarra, słabą dyscyplinę i elementy radosnej koszykówki. Senegal czekał 8 lat na występ w MŚ i wszystko wskazuje na to, że na występach grupowych zakończą oni ten turniej.
Filipińczycy to drużyna zagadka, z której 95% graczy występuje w swoim kraju, w bardzo specyficznej lidze (zakaz zatrudniania obcokrajowców, a sezon rozgrywa się systemem pucharowym i na przestrzeni jego odbywa się kilka turniejów o puchary różnych nazw…). Najgłośniejszym nazwiskiem w kadrze trenera Chota Reyesa jest naturalizowany Andray Blatche i podjerzewam, że w oparciu o jego umiejętności będzie rozgrywane co najmniej 50% akcji mundialowego Kopciuszka. Warto też zauważyć , że gracz (nie wiemy jeszcze czy ex) Nets to jedyny dwumetrowiec w piątce m która posiada rozgrywających o wzroście 177cm (La Tenorio) i 183cm (Paul Lee). Niski skrzydłowy mierzy 195 cm (Jared Dillinger)…
Podsumowanie:
Ta grupa to znów mieszanka kultur grania, paru kontynentów oraz odrobina niespodzianki (w stylu – nie wiemy czego się po nich spodziewać). Faworyt jednak jest jeden – Grecja. Następne miejsca powinny należeć do Chorwatów lub Argentyńczyków, ale walki o każde z pierwszych trzech miejsc nam na pewno nie zabraknie. Natomiast swoistą sensacją byłoby, gdyby Portoryko przegrało któryś z dwóch meczów przeciwko Senegalowi lub Filipinom. Wydaje się, że również potyczki niżej notowanych ekip , walczących o 4 miejsce mogą przynieść sporą dawkę wrażeń i emocji.
Mój typ:
1. Grecja
2. Argentyna
3. Chorwacja
4. Portoryko
5. Senegal
6. Filipiny