Niedziela:
Brazylia – Argentyna 85:65 (13:21, 20:15, 24:13, 28:16)
Jeśli ktoś liczył na wyrównane spotkanie i sporo emocji w konfrontacji dwóch odwiecznych rywali, to musiał się mocno rozczarować drugą połową spotkania, w której to Brazylijczycy zdominowali Albicelestes. Szybkie tempo gry, mocne przejście z obrony do ataku oraz agresywna obrona na dystanie, nie dająca wielu wolnych pozycji rywalom okazały się kluczem do sukcesu i awansu do ćwierćfinału.
Canarinhos dzięki świetnej obronie na dystansie oraz podwojeniach stosowanych na Louisie Scoli pozwolili biało-niebieskim na 19 oczek w drugiej części meczu. Ponadto doskonale dysponowanym okazał się Raul Neto, autor 21 pkt, przy skuteczności 9/10 z pola gry! Neto był w gazie, trafiając m.in. przy podwojeniu czy przez ręce obrońcy.
Brazylia zdominowała walkę na tablicach, 39-26, zatrzymując Argentynę na 39% rzutów z gry. Samemu też imponowała formą strzelcką na poziomie 53%. Zarówno skuteczność z kontr oraz szybki atak miały swój początek na bronionej tablicy.
Canarinhos zagrali konsekwentnie w obronie oraz ataku, stracili tylko 8 piłek i zatrzymali Scolę na poziomie 2/10 z gry. Nawet świetnie dysponowany strzelecko Pablo Prigioni (6/7 z gry) nie był w stanie zatrzymać rozpędzonej ekipy, sąsiada z Ameryki Południowej. Kiedy wydawało się, że zmiana w trzeciej odsłonie i wejście Safara może pomóc ofensywie Argentyny to wynik drgnął i przewaga stopniała tylko na chwilę. Następne 5 akcji z rzędu biało-niebiescy nie kończyli punktami i automatycznie zmierzali w kierunku porażki.
Brazylia: Neto 21, Vieira 13, Barbosa 10, Splitter 10, Varejao 8, Giovannoni 7, Hilario 7, Garcia 5, Taylor 4, Huertas 0.
Argentyna: Prignioni 18, Campazzo 11, Safar 10, Scola 9 Gutierrez 6, Herrmann 5, Nocioni 4, Delia 2, Laprovittola 0, Mata 0.
Turcja – Australia 65:64 (15:18, 19:17, 12:15, 19:14)
To było spotkanie, w którym Kangury mogły wygrać i zarazem sprawić turniejową sensację, awansując do ćwierćfinału. Mówi się, że prezenty i szanse powinno się wykorzystywać, ale podopieczni Andreja Lemanisa nie skorzystali z takiej możliwości.
Ozzies już od pierwszej minuty meczu wyglądali na skoncetrowanych, nie mających respektu dla bardziej utytułowanego rywala oraz realizowali swoje założenia taktyczne. Przede wszystkim dzięki postawie tercetu Baynes-Andersen-Ingles zdominowali walkę na deskach, przez co zatrzymywali kontry Turków i samemu lepiej prezentowali się w przejściu w obrony do ataku. (Omer Asik zebrał tylko 3 piłki!).
W pierwszej odsłonie Australijczycy dali rywalom wrzucić tylko 15 punktów, a przewaga na deskach oraz mocniejsze krycie przyniosły im prowadzenie po trzeciej odsłonie, 50-46. Wówczas wydawało się, że wygrana może paść łupem niżej rozstawionej ekipy. W czwartej kwarcie przewaga gości z Antypodów wynosiła już 10 oczek.
Niestety sporo przestrzelonych osobistych (10/19 tylko) oraz większa liczba strat (16 przy 10 Turcji) przy rosnącej presji w defensywie podopiecznych Ergina Atamana pozwoliła Europejczykom zbliżyć się do rywali. Kolejne niecelne próby Brada Newley’a (1/7 i najgorszy meczu MŚ) oraz nienajlepsze rozwiązania Matthew Dellavedovy (4/9 z gry ) nie wróżyły najlepiej Kangurom.
Kluczowa akcja meczu miała miejsce na 10 sekund przed końcem spotkania, kiedy to turecki bohater dnia, Emir Preldzić, zdecydował się na solową akcję i rzut przez ręce swojego obrońcy. Wcześniej Australijczycy popełnili błąd 24 sekund. Preldzić w całym meczu trafił tylko 5 z 14 rzutów, a mimo to rzutem z dalekiego dystansu przepchnął Turcję do trzeciej fazy Mistrzostw.
Turcja: Preldzic 16, Guler 16, Arslan 11, Akyol 7, Tunceri 6, Asik 4, Gonlum 4, Savas 1, Osman 0, Ermis 0, Hersek 0, Aldemir 0
Australia: Baynes 15, Dellavedova 13, Bairstow 10, Ingles 10, Andersen 6, Broekhoff 5, Newley 3, Motum 2, Gibson 0, Exum 0, Jawai 0.
Serbia – Grecja 90:72 (23:20, 23:22, 18:13, 26:17)
Kiedy po pierwszej fazie turnieju wydawało się, iż Serbowie bez trenera-weterana Dusana Ivkovica grają gorszy basket i nie są w stanie pokazać swojego pełnego potencjału to sensacja a zarazem najlepszy mecz Mistrzostw przypadł im w konfrontacji z niepokonanymi do wczoraj Grekami. Pierwsza połowa nie ukazywała nam jeszcze „greckiej tragedii” ale po Serbach widać było ogromne zaangażowanie w grę, walkę w obronie oraz nieustępliwość po obu stronach parkietu.
Druga połowa okazała się popisem Serbów, którzy trafiali na poziomie 55% z gry i 53% za trzy punkty. Klasą dla siebie był Bogdan Bogdanović, autor 21pkt i 4/7 za trzy pkt. Bardzo dobrze dysponowany był Mirko Radulića (16pkt i 6zb), który jeszcze przed paroma dniami przechodził wymianę klubową z Bucks do Clippers, by za chwilę znaleźć się bez pracy. Pod koszami natomiast wyróżniał się Nemanja Bjelića, autor 8pkt i 10zb. Oczywiście nad wszystkim panował niezastąpiony Milos Teodosić, którego statystyki może nie są imponujące (13pkt i 5as), ale w właściwych momentach udowodnił swoją wyjątkowość
Z drugiej strony sparaliżowani Grecy nie byli w stanie przebić serbskiego muru (dynamiczna obrona, nie zostawiająca sporo miejsca obwodowym, świetna pomoc czy przekazywanie przy graczach z piłką oraz zabezpieczenie własnej obręczy m.in przez nieśmiertelnego Krstića). 13 oczek w trzeciej kwarcie oraz przegarana 9-oczkami ostatnia odsłona to nie tylko efekt niskiej skuteczności (43% z gry), ale również brak pomysłu na rozbicie defensywy rywala. Tylko jeden punkt zanotował Kostas Papanikolaou (zaraz zacznie przygotowania z Rockets), cztery straty i cztery faule popełnił Gianis Antentokounmpo i nie był tym razem x-factorem z ławki, natomiast bardzo przeciętnie wypadał Giannis Bourousis (9pkt i 5zb). Grekom ewidentnie zabrakło lidera i osoby mogącej pociągnąć wynik meczu w finałowej odsłonie.
Zamiast tego mieliśmy „kropkę nad i” Serbów i 26 oczek kompletnie rozbiające mury Hellady. Kolejne trafienia Radulicy, Bogdanovica, Tedosica i Bjelicy budowały przewagę z 11 punktów do 18 przewagi.
Praktycznie Serbowie zagrali najlepszy mecz Mistrzostw, trafiając na najsłabszy dzień Greków. Gdyby ktoś oglądał mecz bez znajmości wcześniejszych wyników oraz rozstawienia obu drużyn, na pewno nie zdecydowałby się na osąd, iż to Grecy byli faworytem podczas ich kolejnej tragedii…
Serbia: Bogdanović 21, Raduljica 16, Teodosić 13, Kalinić 12, Krstić 10, Bjelica 8, Simonović 5, Marković 3, Jović 2, Bircević 0, Stimac 0
Grecja: Calathes 14, Printezis 12, Zisis 12, Bourousis 9, Antetokounmpo 7, Vasileiadis 6, Kaimakoglou 6, Mantzaris 5, Papanikolaou 1, Sloukas 0, Glyniadakis 0, Vougioukas 0.
Nowa Zelandia – Litwa 71:76 (9:23, 17:13, 24:22, 21:18)
Miało być lekko, łatwo czy przyjemnie, a skończyło się z trudem i niepotrzebnymi emocjami. Litwini po bardzo dobrej pierwszej odsłonie wydawali się być pewniakiem do wygrania spotkania z Kiwi’s. Fantastyczna postawa, grającego najlepszy meczu turnieju, Jonasa Valanciunasa (22pkt i 13zb). Dzięki postawie Corey’a Webstera zespół z Oceanii wrócił do gry i zaczął gonić faworytów potyczki.
Webster grał najlepsze spotkanie turnieju i Litwini nie mogli znaleźć właściwego sposobu na zatrzymanie jego kolejnych punktów – w sumie 26. Webster trafił 10 z 21 rzutów i do pełni szczęścia zabrakło mu wsparcia Kirka Penney’a (1/7). Warto podkreślić, iż obie drużyny miały problemy ze skutecznością i obie zakończyły spotkanie na poziomie 41% z gry. Stąd też wyjątkowość Valanciunasa (8/11).
Na 7 minut przed końcem meczu, po trójce Webstera – Nowa Zelandia objęła prowadzenie 59-58. Następnie już oglądaliśmy wymianę ciosów na linii Webster – Valanciunas, ale bardziej skuteczny i dokładniejszy okazał się Litwin. Mimo wszystko Nowozelandczycy trzymali się blisko i potrafili jeszcze na 2 minuty przed końcem doprowadzić do remisu (Vukona). Dwie akcje Valanciunasa i Motiejunasa (dwa wolne) zbudowały 4-punktową przewagę, a zwycięstwo naszym wschodnim sąsiadom zagwarantował Jonas Maciulis, trafiając trójkę na minutę przed końcem (72-65).
Nowa Zelandia: C.Webster 26, Fotu 11, Vukona 9, Penney 6, T.Webster 6, Abercrombie 6, Anthony 4, Frank 3, Kenny 0, Tait 0, Bartlett 0, Loe 0.
Litwa: Valanciunas 22, Pocius 11, D.Ławrynowicz 10, Seibutis 9, Motiejunas 8, Maciulis 5, Vasiliauskas 3, K.Ławrynowicz 2, Jankunas 2, Juskevicius 2, Kuzminskas 2, Jasaitis 0.
Sobota:
Hiszpania – Senegal 89:56 (23:17, 18:11, 21:15, 27:13)
Spotkanie, w którym faworyt pożarł Kopciuszka…Gospodarze przez trzy kwarty obnażali braki techniczne i taktyczne rywali by w końcu w finałowej odsłonie rozstrzelać rywala. Mimo słabszej postawy Juana Carlosa Navarro (1/6 z gry) miejscowa publiczność mogła liczyć na wysoką dyspozycję braci Gasol. Pau trafił 8 z 10 rzutów, Marc dołożył 4/4 a wsparciem okazał się również Serge Ibaka (11pkt,6zb,3blk).
To było spotkanie w którym ujrzeliśmy nie tylko popisowy atak gospodarzy (57% z gry), ale również świetną obronę duetu M. Gasol- S.Ibaka . To oni obaj zniechęcili do gry Gorgui Dienga, dając mu małe szkolenie w 27 minut. Gwiazdor pierwszej rundy zaaplikował Hiszpanii tylko 6 punktów, trafiając 1 rzut z 9 z gry.
Hiszpania: P. Gasol 17, Calderon 11, Reyes 11, Ibaka 11, M. Gasol 9, Rubio 7, Llull 7, Fernandez 5, Rodriguez 5, Navarro 4, Abrines 2, Claver 0.
Senegal: Faye 12, Badji 12, Dieng 6, Ndiaye 6, Dalmeida 5, Niang 4, Ndour 4, Thomas 2, Diop 2, Ndoye 2, M. Ndoye 1.
Dominikana – Słowenia 61:71 (15:15, 13:23, 20:16, 13:17)
Nieszczęście w szczęściu Słoweńców, bowiem wygrany spotkania miał zmierzyć się w kolejnej rundzie – z pewniakiem do awansu – z USA. Znów na głównych autorów awansu Słowenii wyrośli bracia Dragić. Zoran zdobył 18 pkt (i jest bacznie obserwowany przez wysłanników Pacers) a Goran dodał 12. Ich efektywność ofensywna dała o sobie znać w drugiej odsłonie, w której to Słoweńcy odskoczyli Dominikańczykom na 10 oczek.
Jak się później okazało to wystarczyło by spokojnie kontrolować przebieg spotkania w kolejnych dwóch kwartach. Spotkanie nie porywało widowiskowością, a obie drużyny gubiły sporo piłek (po 16) oraz nie mogły się zbliżyć do poziomu 45% skuteczności z gry. (Dominikana 40% a Słowenia 43%). W tej sytuacji o zwycięstwie zadecydowało doświadczenie na wielkich imprezach oraz postawa liderów (Zoran 8/15 z gry, Goran 6/12).
Dominikana: Feldeine 18, Martinez 12, Baez 9, Garcia 7, Sosa 6, Vargas 3, Coronado 3, Ramon 3, Sanchez 0, Liz 0, Fortuna 0.
Słowenia: Zoran Dragic 18, Goran Dragic 12, Slokar 9, Lorbek 8, Balazic 7, Prepelic 5, Klobucar 5, Zupan 3, Omic 2, Blazic 2, Muric 0.
Francja – Chorwacja 69:64 (7:15, 16:7, 23:12, 23:30)
Najciekawsze spotkanie II fazy Mistrzostw, w którym Francuzi wrócili z dalekiej podróży (7-15 po I kw) i byli w stanie narzucić swój styl gry, w dwóch kolejnych kwartach. Na przestrzeni drugiej i trzeciej odsłony to Trójkolorowi dyktowali warunki i jak przystało na Mistrzów Europy ustawili mocną obronę, której nie byli w stanie sforsować ani Roko Ukić (zero) , ani Dario Sarić (4).
Być może to tylko moje wrażenie z tego meczu, ale osobiście wydawało mi się, jakby Francuzi skoncetrowali się na wszystkich pozostałych graczach poza Bojanem Bogdanovićem. Właściwie lider Chorwatów robił bardzo wiele zdobywając 27 pkt (11/19 z gry) i 7zbiórek, ale wszyscy inny zawodnicy byli lepiej kryci przez Trójkolorowych i nie mieli łatwych pozycji do zdobywania punktów.
Francuzi w kolejnym meczu turnieju odowodnili nam jak bronić w starciu z groźnymi obwodowymi (19 punktów Chorwatów na przestrzeni II i III kw) , wypracowując sobie 12 punktów zaliczki przed 4kw. Ponadto ich dzielenie się piłką w ataku, gra bez kozła oraz szukanie wolnych pozycji okazało się podręcznikowe czy godne naśladowania. Najczęściej z tego korzystał Mickael Gelabale (3/3 za trzy pkt1 11pkt). Nieco lepiej wypadł Nicolas Batum (14pkt) i wraz Florantem Pietrusem i Borisem Diawem kierowali oni defensywą Trójkolorowych. Mistrzowie Europy ostatecznie zatrzymali Chorwatów na 37% skuteczności, co okazało się najgorszym wynikiem ekipy Jasmina Repesy w całym turnieju.
Francja: N. Batum 14, E. Fournier 13, M. Gelabe 11, T. Heurtel 10, J. Lauvergne 8, F. Pietrus 6, B. Diaw 3, R. Gobert 2, A. Diot 2, E. Jackson 0.
Chorwacja: B. Bogdanović 27, A. Tomić 17, K. Simon 6, D. Sarić 4, D. Markota 3, D. Rudez 3, O. Lafayette 2, L. Zoric 2, R. Ukic 0.
USA – Meksyk 86:63 (23:13, 19:14, 24:11, 20:25)
Amerykanie może nie zachwycili , ale również nie mieli problemów w starciu ze swoimi południowymi sąsiadami. 6 trójek z 9 oddanych trafił lider USA w tym meczu – Steph Curry. Ponadto na 100-procentowego pod względem skuteczności DeMarcusa Cousinsa (5/5 z gry).
Meksykanie zagrali na niskiej, 38%, skuteczności z gry i mieli problemy z zatrzymaniem dystansowych trafień teamu US. Podopieczni Mike’a Krzyzewskiego trafili 13 trójek i zakończyli mecz na poziomie 44% zza łuku. Sombreros do końca trzeciej kwarty wrzucili rywalom tylko 38 pkt i praktycznie tylko mogli liczyć na Gustavo Ayona (25pkt; i przebiera w ofertach europejskich klubów).
USA: Curry 20, Thompson 15, Harden 12, Cousins 11, Gay 10, Faried 8, Davis 4, Irving 4, Drummond 2, Plumlee 0, Derozan 0, Rose 0.
Meksyk: Ayon 25, J. Gutierrez 7, Martinez 7, Cruz 6, Stoll 5, Mendez 5, Ramos 4, Meza 2, Zamora 2, Parada 0, Hernandez 0, I. Gutierrez 0.
Pary ćwierćfinałowe:
LITWA – TURCJA
USA – SŁOWENIA
SERBIA – BRAZYLIA
HISZPANIA – FRANCJA
Ciekawostka: do ćwierćfinałów awansowały wszystkie reprezentacje z GRUPY A (oczywiście te które weszły do II rundy MŚ).
MVP 1/8: Jonas Valanciunas (22pkt i 13zb)
Najlepsza piątka 1/8: Steph Curry – Raul Neto – Bogdan Bogdanović – Pau Gasol – Jonas Valanciunas
Najlepszy rezerwowy: Bogdan Bogdanović (Serbia, 21pkt i 7/11 z gry)
Największy przegrany: Kostas Papanikoloau (0/3 z gry, 1 pkt i porażka Grecji z Serbią).