Markieff Morris i Marcus Morris od początku swojej przygody z koszykówką chcieli grać razem. Los jednak sprawił, że braterska miłość została wystawiona na próbę, gdy Marcus został wybrany w drafcie do Houston, a Markieff trafił do ciepłej Arizony. Jak się jednak okazuje uczucie zawsze jest silniejsze i przyciąga jak magnes – tym razem oddalonego o kilkaset kilometrów Marcusa od Phoenix. Suns postanowili ściągnąć bowiem do siebie drugiego z braci i stworzyć bardzo efektowny Duet Morrisów.
W Phoenix Suns mamy od tego lata już dwie pary związanych ze sobą braci. Wspominani już Morrisowie oraz bracia Dragić, Zoran i Goran.
Markieff i Marcus otwarcie mówią o swoim przywiązaniu do siebie i tym, że lubią robić dokładnie to samo, razem. Nie inaczej mogło więc być z negocjacjami w sprawie nowego kontraktu z drużyną z Phoenix. Od kilku dni mówiło się o tym, że Morrisowie podjęli wstępne rozmowy z zarządem i będą starać się razem pozostać w klubie. Udało się.
Bracia dostaną do podziału okrągłe 52 miliony dolarów za 4 lata gry. Markieff dostanie 32 mln $ z tej sumy, a Marcus 20 mln.
Obydwaj są ważnymi zawodnikami w rotacji Jeffa Hornacka, który już w pierwszym roku w roli szkoleniowca, był bardzo blisko dostania się do Playoffs, co było prawdopodobnie jedną największych niespodzianek kampanii 2013-14.
Markieff w udanym sezonie dla Słońc notował imponujące 13.8 punktu, 6.0 zbiórki oraz 1.8 asyst w 26 minut na parkiecie, wchodząc za każdym razem jako rezerwowy. Rzucał też na dobrej skuteczności 49% z gry.
Teoretycznie gorszy z braci, Marcus, dorzucał od siebie 9.7 punktu oraz 3.9 zbiórki w 22 minuty, rzucając przy tym na 44% z gry.
oboje? czegos nie wiemy?
Chyba jednak za dużo kasy na nich wydali. W granicach 40 mln za obu na 4 lata byłoby ok moim zdaniem.
Markieff gra już na poziomie solidnego startera PF więc kasa dla niego jest ok moim zdaniem. Gorzej z Marcusem który generalnie wcale nie jest o wiele gorszym graczem od brata tyle że na swojej pozycji SF nie wyróżnia się na tle ligi. Generalnie widać, że Suns stawiają na dalszy rozwój swoich młodych graczy i mając Hornacek’a na ławce to chyba lepsza droga niż czekanie aż jakieś duże nazwisko z rynku wolnych agentów zawita do Arizony. Warto też zwrócić uwagę w jakim są położeniu. To teraz młody perspektywiczny zespół z trzonem drużyny zaklepanym na lata. Tymczasem jeszcze 3 sezony temu ich grę ciągnęli dobiegający 40-tki Nash i Hill, a rok później po szybkiej przebudowie ofensywę miał napędzać Beasley. Tak, ten Beasley. Na szczęście przyszedł nowy GM i zrobił z tym bajzlem porządek lepiej i szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.