Ostatnio miałem okazję przeprowadzić ciekawy wywiad dotyczący motosportu. Pod koniec spytałem swojego rozmówcę o to, kogo uważa za najlepszego kierowcę w historii bez podziału na serie. W swej odpowiedzi zaznaczył, że musi to być jeden z obecnych kierowców. Dlaczego? Bo poziom wciąż się podnosi, jest inny sposób szkolenia, zwiększyły się umiejętności itp. Dało mi to do myślenia jeśli chodzi o koszykówkę. Czy w NBA także możemy powiedzieć, że obecni zawodnicy są pod wieloma względami lepsi od tych z lat 90 czy 80? Czy Michael Jordan niesłusznie jest uznawany za najlepszego w historii?
Co definiuje bycie najlepszym? Ilość tytułów? Miejsce na liście najlepszych strzelców, zbierających i asystujących, czy też blokujących? Jak wiele rozegrał sezonów i ile razy znajdywał się w fazie Play-Off? Styl gry? A może to ile dawał swej drużynie? Bierzemy pod uwagę czy zmieniał kluby? Ponawiam pytanie. Co definiuje bycie najlepszym koszykarzem w historii NBA? Znacie odpowiedź? Jesteście pewni swego wyboru? Co bierzecie pod uwagę gdy macie uargumentować swojego faworyta? Dziś wszyscy zadają sobie pytanie czy Kobe Bryant lub LeBron James są lepsi od Michaela Jordana. Analizują, biorą pod lupę każdy aspekt. I o ile jeszcze jako tako można porównywać MJ’a i Kobe’ego gdyż mieli okazję przeciwko sobie grać, tak już LeBrona możemy jedynie równać z Black Mambą. Jedni twierdzą, że Jordan zjadłby LBJ’a w grze jeden na jeden. Inni mówią, że King James jest zbyt silny i szybki, by Mike mógł sobie z nim poradzić gdyby zmierzyli się w czasach swej dominacji. Jednak nigdy tego nie sprawdzimy. Możemy tylko gdybać. Mnie jednak zastanawia kwestia ze wstępu. Czy rzeczywiście obecni gracze NBA mają prawo uważać się za lepszych? Chodzi mi oczywiście o tych najlepszych. Czy Carmelo Anthony może stwierdzić, że jest lepszy od Charlesa Barkleya? Chris Bosh mierzyć się z Karlem Malone? Chris Paul z Ervinem „Magic” Johnsonem? Czy gdy LeBron i Kobe skończą swoje kariery będziemy mówić o tym, że są lepsi od Michaela Jordana? A może po prostu uderzam kijem o gniazdo szerszeni?
Właśnie przeczytałem pewnego tweeta. Zwykły zbieg okoliczności, przypadek. Ale napisano w nim, że dzisiejszy gracze NBA spokojnie poradziliby sobie z ekipą z lat 90. Aby na pewno? Czy Chris Paul, Carmelo Anthony, Kevin Durant, LeBron James i Dwight Howard (Kobe’ego nie biorę pod uwagę gdyż startował jeszcze w latach 90 w NBA) pokonaliby Johna Stocktona, Michaela Jordana, Scottiego Pippena, Karla Malone’a i Shaqa? Oczywiście gdyby wszyscy byli w formie ze swojego prime time. Dwie różne epoki, zupełnie inne czasy. Inny sposób gry, ale i inny atletyzm graczy. Weźmy jednak pod uwagę wpierw same statystyki graczy, którzy sięgali po MVP w danej dekadzie. W przypadku gdy dany zawodnik zdobywał trofeum więcej niż raz, sięgnijmy po najlepszy z sezonów, w którym został wybierany najlepszym graczem ligi.
Michael Jordan w sezonie 91/92: 30,1 pkt, 6,4 zbr, 6,1 ast, 2,3 stl, 0,9 blk.
Charles Barkley w sezonie 92/93: 25,6 pk, 12,2 zbr, 5,1 ast, 1,6 stl, 1,0 blk.
Karl Malone w sezonie 96/97: 27,4 pkt, 9,9 zbr, 4,5 ast, 1,4 stl, 0,6 blk.
David Robinson w sezonie 94/95: 27,6 pkt, 10,8 zbr, 2,9 ast, 1,6 stl, 3,2 blk.
Hakeem Olajuwon w sezonie 93/94: 27,3 pkt, 11,9 zbr, 3,6 ast, 1,6 stl, 3,7 blk.
Shaquille O’Neal w sezonie 99/00: 29,7 pkt, 13,6 zbr, 3,8 ast, 0,5 stl, 3,0 blk.
Tak prezentowały się statystyki Most Valuable Players w latach 90. A jak wyglądało to w XXI wieku? Biorę pod uwagę tylko tych, którzy zaczynali grać w NBA już po roku 2001, więc pomijam Nasha (dwukrotny MVP), Bryanta, Nowitzkiego, Garnetta i Duncana.
LeBron James w sezonie 09/10: 29,7 pkt, 7,3 zbr, 8,6 ast, 1,6 stl, 1,0 blk.
Derrick Rose w sezonie 10/11: 25,0 pkt, 4,1 zbr, 7,7 ast, 1,0 stl, 0,6 blk.
Kevin Durant w sezonie 13/14: 32,0 pkt, 7,4 zbr, 5,5 ast, 1,3 stl, 0,7 blk.
Co rzuca się w oczy? To, że każdy z MVP w latach 90 był lepszym defensorem. Że nagrody zdobywali klasyczni podkoszowi jak Malone, Barkley, Robinson, Olajuwon i O’Neal. To też daje nam pewne rozeznanie. Dziś zawodnikom obwodowym jest łatwiej. Brakuje klasycznych centrów, a silni skrzydłowi silni są już tylko z nazwy. Koszykówka bardzo się zmieniła. Jest szybsza i bardziej finezyjna. Dużo bardziej stawia się na grę 1 na 1. Wysocy zawodnicy nie mają już dominować pod tablicami, ale rozciągać defensywę i robić miejsce szybkim, zwinnym obwodowym. Czy to lepiej? A może gorzej? W 2010 roku Michael Jordan promując NBA 2K11 udzielił wywiadu, w którym został zapytany o to jak bardzo różni się dzisiejsza koszykówka od tej gdy grał Air. Odpowiedział, że jest mniej fizyczna. Że przy obecnych regułach i tym jak gwiżdżą sędziowie albo schodziłby za swoje faule, albo stawał na linii rzutów wolnych tak często, że przy swoim stylu gry mógłby zdobyć 100 pkt bez problemu. I coś w tym wszystkim jest.
Przyglądałem się niedawno zdjęciom obecnych graczy i porównywałem sobie ich warunki fizyczne z koszykarzami, którzy grali w latach 90. Nie ma porównania. Dziś jest moim zdaniem łatwiej. Gracze nie muszą być tak fizyczni. Z całym szacunkiem i uznaniem dla niezwykłych umiejętności Kevina Duranta, ale w latach 90 zostałby zniszczony przez skrzydłowych pokroju Larry’ego Johnsona, Charlesa Oakley’a, Dennisa Rodmana czy Karla Malone’a. Oczywiście. Dziś podkoszowi potrafią trafiać z dystansu i mają lepszy ball handling. Ale obrona jest jest mniej istotna. W latach 90 średnia najlepszych przechwytujących ligi wynosiła 2,82. Biorąc pod uwagę 10 ostatnich sezonów wynosi 2,51. Bloki? W latach 90: 3,97. Obecnie: 3,12. Warto też wziąć pod uwagę, że w latach 2004-2008 najlepszym blokującym był Marcus Camby, a więc gracz, który mierzył się z dominującymi podkoszowymi lat 90. Także ilość zbiórek zmalała. Lata 90: 15,76. Obecnie: 13,60. Jasne. Trzeba brać pod uwagę to, że w latach 90 szalał pod obiema tablicami Dennis Rodman, ale on jest idealnym przykładem tego, że liczyli się wtedy gracze typowo defensywni. Zmniejszyła się też liczba popełnianych fauli. Pod tym względem prezentuje się to następująco. Lata 90 średnia zawodnika z największą ilością fauli wynosiła 345,9. Obecnie: 300,1. A co jeśli weźmiemy pod uwagę łączne statystyki drużyn? Liczba popełnionych fauli łącznie w latach 90 przez wszystkie drużyny wyniosła średnio 1792,7. Pamiętajmy, że grało wtedy mniej drużyn, a w sezonie 98/99 rozegrano zaledwie 50 spotkań. Obecnie średnia ta z ostatnich 10 sezonów to: 1701,6. Jeśli chodzi o bloki. Lata 90: 407,8. Obecnie: 388,4. Przechwyty? Też lepiej wypadają lata 90 w stosunku 660,4 do 596.
Biorąc to wszystko pod uwagę uważam, że w przypadku koszykówki lepsze nie oznacza lepsze. Na pewno jednak oznacza łatwiejsze. Dlatego też nie można brać pod uwagę tego, że obecni gracze NBA mają prawo być bardziej brani pod uwagę do miana najlepszego. Michael Jordan grał przeciwko najlepszym. Mierzył się z Larrym Birdem, Magikiem Johnsonem, a gdy atakował kosz nie miał wsparcia sędziów, którzy byli mniej wrażliwi na faule, a i przepisy były inny. No i gdy to robił nie miał przed sobą Chrisa Bosha, Pau Gasola, Zacha Randolpha czy Andrei Bargnaniego, a Ewinga, Olajuwona czy Shaqa. Jest różnica, prawda? Dlatego bez wątpienia to MJ jest najlepszym zawodnikiem w historii. Świadczą też o tym inne fakty. Nigdy nie przegrał w finałach. Zawsze stawał na wysokości zadania i oddawał decydujące rzuty. LeBron tego nie ma. Ma to oczywiście Kobe, ale obydwaj przegrywali finały. Bilans Black Mamby to: 5/7. LBJ’a: 2/4. Michael Jordan w finale nie przegrywał. Był też lepszym defensorem. W trakcie swych 13 sezonów w Bulls notował średnio 2,5 przechwytu, a także 0,9 bloku. Kobe pod tym względem wypada słabo: 1,5 bloku i 0,5 przechwytu. LeBron, który przecież ma już 11 sezonów za sobą średnie w defensywie ma na poziomie 1,7 blk i 0,8 stl. Nawet jeśli chodzi o umiejętność podawania, o brak którego wiele osób Jordana oskarżało to nie wygląda to w porównaniu z Jamesa (który jest uważany obecnie za najbardziej wszechstronnego gracza NBA i słusznie) nie wypada o wiele gorzej. 5,3 ast w całej karierze (5,4 w Bulls) przy 6,9 LBJ’a. Kobe pod tym względem wypada gorzej – 4,8.
Dlatego gdy słyszę, że należy się poważnie zastanowić czy Michaela Jordan wciąż może być uznawany za najlepszego gracza w historii, ogarnia mnie śmiech. MJ przewyższa LeBrona pod względem umiejętności strzeleckich, Kobe’ego pod względem podawania i obydwu jeśli chodzi o obronę. I też pewna rzecz powinna dawać do myślenia. James bardzo ciężko pracował nad swoim ciałem. Stał się kapitalnym atletą. Warunkami fizycznymi znacznie Jordana przewyższa. Jest wyższy, silniejszy. I uważam, że poradziłby sobie w latach 90 i to na dobrym poziomie. Jednak nie tak dobrym jak obecnie. MJ też nad sobą ciężko pracował, ale wiadomo było, że nie oszczędzał się przed meczami. Lubił zajrzeć do kasyna, grać w karty z kolegami z zespołu do późnych godzin nocnych, albo dzień przed meczem rozegrać pełną partię w golfa. A 24 godziny później dominować na parkiecie.
Wątpię, by kiedykolwiek znalazł się ktoś kto Jordanowi dorówna. Kobe moim zdaniem był tego blisko, ale nawet jeśli jeszcze uda mu się zdobyć szóste mistrzostwo, lub jakimś cudem przeskoczyć pod tym względem dorobek Mike’a, to i tak nie będzie on tak dobry jak swój idol. Michael Jordan był jedyny w swym rodzaju. Potrafił grać świetnie w latach 80 i 90, a nawet gdy wrócił na chwilę, by pograć w Washington Wizards notował niesamowite statystyki. Dla mnie więc usilna próba negowania tego, że jest najlepszy nie ma sensu.
A wg mnie kolega od motorsportu ma rację. Koszykówka nie jest magiczną wyspą, która jako jedyna z innych sportów nie poszła do przodu. Jest 20 lat później, kompletnie inne możliwości analizy gry, treningu, itd., itp. Nie ma możliwości, aby obecni gracze nie byli lepsi od tych sprzed 20 lat. Oczywiście nie jest to łatwo porównywać, bo zmieniły się trochę zasady i to jest inna gra. Gdyby np. przenieść zasady gry, treningu i szkolenia sprzed 20 lat w dzisiejsze czasy to gwarantuje, że znalazłoby się sporo fizycznych centrów i silnych skrzydłowych, których wielu z łezką w oku wspomina. Po prostu gra jest już inna i to jest jak mówił Bill Russell porównywanie duchów. Fajna zabawa, ale nie ma większego sensu.
Zgadzam się w 100%. Zmieniły się zasady, analizy, styl gry. Teraz nie ma potrzeby by PF był takim PFem jak 20 lat temu. To samo z centrami. Porównywanie duchów faktycznie nie ma sensu. Myśle że na upartego można porównywać graczy z ostatnich 10-15 lat, ale nie obecnych z tymi którzy swój prime mieli w lata 90-tych. To tak jak z piłkarzami – powiesz mi że Pele był najlepszym piłkarzem ever? Wybacz ale gdzieś tak do lat 90-tych w nogę grali często gęsto goście o aparycji typowego janusza. Nikt nie przejmował się jaki powinien być % tłuszczu w ciele. Dopiero później zwracano na to uwagę, zmienił się styl gry (coraz mniejsza rola klasycznego rozgrywającego, aczkolwiek wraca to do łask). Teraz mamy kolejną zmiane stylu – odejście od 4-4-2 na rzecz gry 1 napastnikiem (notabene bardziej odgrywającym niż typowym snajperem) i szybkimi bramkostrzelnymi skrzydłowymi. Niestety trzeba się pogodzić z tym że 10 lat to szmat czasu i podejście do sportu się zmienia.
ja pójdę w drugą stronę Behemot, taktyka gry w koszykówce zmierza ku najprostszym rozwiązaniom, a to oznacza, że bazuje się głównie nie wyszkoleniu technicznym najlepszych. To coś zmieniają dopiero Spurs i próbują wdrożyć Cavs i Bulls. Zobacz ,że wielkie indywidualności mogą być przegrane w konfrontacji z kolektywem (Spurs, wcześniej Mavs).
Teraz tylko nawiążę do jednego zdania z felietonu, o fizyczności. Rok 1994 lub 1995 czyli złote lata Knicks , wyobraźmy sobie ,że LBJ jest kryty indywidualnie przez Anthony’ego Masona a z pomocą przychodzą mu Charles Oakley i Patrick Ewing…Dla mnie kosmos i ściana Knicks zatrzymuje dzisiejszą gwiazdę NBA. Podejrzewam, że na Zachodzie Seattle Supersonics z Kempem, Paytonem, Schrempfem, Gillem i McMillanem zatrzymaliby Lakers z Kobem (nawet tych z 2009 roku).
Ale to gdybanie i potraktujmy to z przymrużeniem oka.
Zależy kogo by miał wokół siebie wg których zasada by grali ;)
BTW:
https://twitter.com/Sobriquet84?original_referer=http%3A%2F%2Fszostygracz.pl%2F2014%2F10%2F17%2Fdurant-6weeks%2F&tw_i=522826819997683712&tw_p=embeddedtimeline&tw_w=345279830041968640
„kogo by miał wokół siebie i wg których zasad by grali” – sorry za pośpiech.
„Dlatego bez wątpienia to MJ jest najlepszym zawodnikiem w historii. Świadczą też o tym inne fakty. Nigdy nie przegrał w finałach”
Skąd bierze się to przekonanie, że porażka w finale jest gorsza od odpadnięcia w pierwszej czy drugiej rundzie?
1988, 5ty sezon Jordana, sweep w drugiej rundzie z Pistons.
2007, 5ty sezon Jamesa, sweep w finałach z Spurs.
Czy jest coś szlachetnego w tym, że jak już ktoś wyeliminował Bulls MJ’a to zrobił to dużo wcześniej niż w finałach?
Czy LeBron zasługuje na łatkę przegranego za to, że cudem wprowadził do finałów zespół w którym więcej niż 6pkt zdobywali: Igauskas, Gooden i Hughes? I czy można go krytykować za tegoroczne finały i wykręcanie w nich 28/8/4?
Tak, tak pamietam o Dallas w 2011 i daleki jestem od stwierdzenie, że LbJ jest lepszy od Jordana. Pamiętajmy o tym, że brak porażek w finałach jest też równoważny czemuś o wiele gorszemu – odpadaniu we wcześniejszej fazie!
święte słowa.
MJ też dostawał przez wiele lat bitki (nawet do finałów nie mogł dojść, dopiero gdy stworzono mu zespół wygrał NBA)
A dla mnie każda dekada, epoko miały swoje gwiazdy i nie ma co porównywać kogoś co grał 20 lat temu do tego co jest teraz bo to jest przepaść inna gra nie ma już takich podkoszowych i trudno będzie o nich i nie ma co porównywać ich umiejętności każdy ma w sobie to coś co sprawiało że byli gwiazdami i są
Zastanawia mnie dlaczego nigdy nie jest wymienianu jednym tchem przy MJ,KobeLBJ, Wilt chamberlain .Facet zaliczal takie sezonych, ze nikt z wczesniejszych panow nie mial wiecej niz 30 meczy w calym zyciu takie jak mial szczudlo prezez caly sezon sreednie…..
2 sprawa gdyby z twojej listy autorze zrobic podsumowanie i spojrzec na wyniki pod wzgledem rownym: mam na mysli 1 pkt ( w meczu) 1 punkt , 1 asysta – 1 punkt, 1 zbiorka – 1 punkt itp
To kto mial najlepszy pojedynczy sezon w historii?( poza willem) MJ 45,8 , LBJ 48,2…. z reszta sie sami pobawcie.
Ja ogladalem Mj jak bylem bardzo maly – czapeczka bulls itp, byl swietny. Ogladalem LBJ od 03 byl rowniez swietny ( na tym samym poziomie) ale fakt ze taki potwor jak LeBron jeeszcze nie biegal po parkietach nba daje mu przewage ( w moich oczach)
Brawo dla autora za świetny tekst!
Taki felieton w większości będzie miał tylko komentarze negujące tezy autora. Dlaczego? Tak szanowny panie, wsadzasz pan kij w mrowisko ;-) I brawo!
Odniosę się do kilku kwestii z komentarzy, bo jakoś rzuca się w oczy jednowymiarowość tych opinii.
– oczywiście koszykówka nie jest magiczną wyspą, która ostała się przed pójściem do przodu. Porównując jednak co teraz widzę w NBA nijak się to ma do tego co było w latach 90. Owszem zawodnicy są przypakowani, szybcy, te niesamowite wsady Griffina i w ogóle. Jednak mimo Internetu i tej całej przesadzonej promocji nijak się to ma do gwiazd NBA z lat 90.
– Popieram stwierdzenie, że Knicks z 94 i 95 byliby trudni do przejścia nawet w chwili obecnej.
– Stwierdzenie Russela zawiera dużo racji.
– brak porażek w finale, w tym wypadku w 6 finałach, świadczy o tym co napisał autor teksu: drużyna, trener i MJ wznosili się na wyżyny możliwości i pokazywali mistrzowską klasę. Nie wiem czy w koszykówce NBA oprócz dużej kasy i zabawy chodzi jeszcze o coś innego poza mistrzostwem. A mówimy właśnie o mistrzostwie, które zdobywa się dochodząc do finału i wygrywając go. W tym wypadku 6 razy.
– odnośnie Wilta Chamberlaina, to trzeba by było rzucić okiem na dokładną charakterystykę tamtych czasów. Czy widziałeś Guti jak wyglądali przeciwnicy Chamberlaina przy nim? I tutaj zgadzam się z kwestią, że były różne epoki w koszu. Jednak James, Bryant czy MJ nie grali lub nie grają z przeciwnikami, tak ustępującymi pod względem, np. wzrostu. Kurcze, podejrzewam, że jego przeciwnicy musieli być bardzo sfrustrowani. Nie wiem kiedy została wprowadzona zasada o blokach w obecnej postaci jednak oglądając nagrania z Wiltem mam wrażenie, że czasami blokował/zbierał opadające piłki.
– pozostaje jeszcze kwestia tego co Michael Jordan zrobił dla koszykówki i NBA. Czy mógłby to zrobić zawodnik nie będący najlepszym w historii?
Oczywiście, my wychowani na koszykówce lat 90 będziemy widzieć to wszystko inaczej niż Ci przed nami i po nas. Taka już kolej rzeczy. Pozdrawiam.
Super artykuł . Defensywa drużyn z lat 80 zniszczyła by fizycznie i psychicznie każdą z obecnych drużyn. Tak jak wyżej pisał Woy co zrobiłyby obecne gwiazdy gdyby stanęła naprzeciw nich ściana i sędziowie nie gwizdaliby na każdy krzyk.
Lebron ma 2/5 jak chodzi o finały (2007 rok pewnie dziennikarzowi umknął). Co do reszty jak najbardziej się zgadzam.
Nie da się jednoznacznie stwierdzić kto jest najlepszym koszykarzem bo każdy z nich grał przeciwko zupełnie innym przeciwnikom. O ile w przypadku Wilta wszyscy stwierdzają, że grał z zawodnikami dużo słabszymi zarówno pod względem fizycznym jak i technicznym tak nikt nie powiedział, że w latach 80-90 jakość całej ligi była gorsza niż obecnie- oczywiście poza gwiazdami. Tak jest w każdym sporcie. Obecny przeciętny zawodnik byłby świetnym zawodnikiem kilkadziesiąt lat temu. Spowodowane to jest obecnym poziomem szkolenia, większą rywalizacją, lepszą technologią. Autor pisze, że Jordan nie musiał spędzać całego dnia na siłowni i regeneracji. Czy uważacie, że obecnie też by tak robił? Dla mnie odpowiedź jest oczywista- musiałby zasuwać. Podsumowując: jeżeli nie patrzymy na czasy w jakich grali to najlepszym zawodnikiem jest Wilt Chamberlain.
to czy MJ jest najlepszy w historii nie podlega dyskusji ale jednoczesnie nie demonizujmy tak tych lat 90tych.
tez sie na nich wychowalem ale daleki jestem od tego zeby mowic ze wtedy bylo wszystko naj naj
nie mam zamiaru deprecjonowac wielkosci tamtych gwiazd ale np pisanie ze Lebron wygral tylko 2 z 4 finalow, coz spójrzmy na dokonania innych – mallone, stockton – 2 przegrane finaly, Ewing 1 przegrany, barkley 1 przegrany… nie sa to laurki ktorymi mozna sie chwalic
ze lebron by nie przebil sie przez ugly ball Knicksow, rownie dobrze mozna powiedziec ze by zabiegal ich w kontrach.wtedy bylo fajnie, teraz tez fajnie choc troche inaczej i dobrze
@Mario, Knicks mieli najlepszą defensywę również najszybciej wracają do obrony ze Starksem czy Harperem oraz Masonem i Smithem. Ogólnie atakowali mocno deskę rywala, co ciągnęło za sobą hamowanie kontr. Najlepszym przykładem tego jest zatrzymanie Bulls i Pacers w 1994 roku oraz mocnej ofensywy Rockets z Kennym Smithem , Vernonem Maxwellem (który kochał 'run and gun’) i Robertem Horrym (Horry i Smith byli słabiutcy mimo zwycięstwa w finałach).
Powtórzę pomysł ze swoim plastrem na LeBrona – Anthony Mason. Siła, dynamika i nieustępliwość z mocnym charakterkiem.
Co to znaczy być najlepszym w historii? Mieć najwięcej tytułów? witamy Panie Russel. Największa średnia pkt w sezonie? Wilt. Najwięcej punktów w historii? Kareem. Najwszechstronniejszy? Oscar Robertson(średnie TD za cały sezon). Można tak jeszcze trochę wymieniać.
Czy może umiejętności stricte koszykarskie mają o tym decydować? MJ vs LBJ? Kto by wygrał? Pomimo tego że LeBron ma niewątpliwie lepsze warunki fizyczne – osobiście stawiam na Micheala bo był jednak zdecydowanie lepszym obrońcą niż LBJ.
Porównywanie lat teraźniejszych do lat 90 czy 80 jest mylące. Bo oprócz zmieniających się graczy to sama koszykówka ewoluowała(czy na lepsze czy na gorsze to już osobna sprawa) Kiedyś można było bronić tak twardo, że w dzisiejszych czasach gracze jak Rodman, Bowen czy Stockton ze swoimi łokciami wylatywaliby po pierwszej kwarcie z 6 faulami. Pamiętajcie, że w latach 90 zniesiono np hand check. Do tego dla centrów i PF w obronie zasada była jedna jeśli ktoś wchodzi pod kosz tzn że prosi się o lanie. Dlaczego teraz tak dużo jest slasherów? Bo nikt ich porządnie nie sfauluje przy wjazdach pod kosz – porządnie tzn tak, że zanim kolejny raz tego spróbują zastanowią się trzy razy czy warto ryzykować. Polecam open court i wypowiedź Reggiego Millera który wspomina swój sezon debiutancki i grę przeciwko Bad Boys z Detroit:)
Wróćmy jednak do tego kto jest najlepszym graczem w historii. Dla mnie zasada jest prosta. Każdy dostaje drużynę złożoną z 11 dokładnie tych samych zawodników. Drużyna której gwiazdy miałaby największe szanse na wygranie tytułu? Dla mnie bezwarunkowo wygrywa tu MJ zaraz za nim Magic, Bird, Russel, Kobe, Duncan. Potem Wilt Shaq Hakeem, Kareem, Thomas. W tym momencie LBJ jest jeszcze za nimi(powiedzmy na poziomie Barkleya, Millera, Malone, Stocktone). Po prostu dla mnie najlepszym graczem jest ten który swoją obecnością daje drużynie największe szanse na wygranie mistrzostwa.
Czy Lebron ma szansę dojść do poziomu MJ-a – jak najbardziej w końcu jeszcze sporo czasu przed nim. Jeśli udowodni, że potrafi być graczem który przewodzi bezwarunkowo swojej drużynie(a przecież po to przeszedł z powrotem do CLE) i pociągnie ten zespół do 2-3 mistrzostw, grając najlepsze mecze w finałach(na poziomie TD) przeciwko najgroźniejszym przeciwnikom wtedy podciągnie się też w moim rankingu. Na ten moment widzę go jednak cały czas przez pryzmat finałów z tego roku czy tych z Dallas. Jestem pewny, że MJ na miejscu LBJ wyrwałby kilka meczy więcej o ile nie wygrałby przynajmniej jednego mistrzostwa z tych dwóch prób. Jeśli byłoby trzeba rzuciłby 50+ rozdałby 13 asyst itd. LBJ jednak tego nie zrobił. Dlatego na ten moment w moim rankingu otwiera drugą dziesiątke.
Prze wiele lat jednak MJ nie wyrywał mistrzostwa. Ile razy przegrał? Nikt nie napisał.
Dla mnie nie ma najlepszego zawodnika w historii.
Każdy miał swoj PRIME.
Thomas, Magic, Jordan, Hakeem, Shaq, Kobe, Duncan, James – oni potrafili poprowadzić swoje zespoły.
ZESPOŁY.
Nawet Bulls z Jordanem bez Pippena i innych przegrywali.
Wygrywa drużyna.
Warto jeszcze zwrócić uwagę że Jordan w wieku 35 lat wciąż był najlepszym zawodnikiem w grze i właśnie zdobywał swój 6 tytuł wykonując decydującą akcję finałów. Nieco później dobiegając 40-tki potrafił rzucić 50 pkt w meczu. Kobe już nie gra na takim poziomie a Lebron też nie sądzę aby wciąż dominował przez kolejne 5 lat. Choć z drugiej strony Jordan miał mniej sezonów w nogach. Ta 1,5 roczna przerwa w karierze po 3 tytule paradoksalnie mogła mu pomóc, bo być może później grał dzięki temu na większej świeżości, a motywacja też pewnie inna po powrocie.
Dokładnie @Elwood, regeneracja, aktywny wypoczynek w innej dyscyplinie i praca nad mięśniami mniej używanymi w koszykówce to coś co mogło mu pomóc. Również odpoczynek dla innych partii ciała. Kto wie czy Kobe po finałach 2010 roku nie powinien też zrobić przerwy;-)
A to James nie był 5 razy w finałach? Odnośnie artykułu, każdy z Was ma racje :)
Pojawiają się komentarze, że MJ przegrywał z DP. Jasne. Problem w tym, że trafił do drużyny pokroju 76 z ubiegłego sezonu z podobną polityką kadrową (Charles Oakley), w dodatku cholernie skąpych.
Natomiast Detroit Pistons byli kompletnym, zbudowanym zespołem (porównajcie składy – potem piszcie posty). A i tak koniczna była specjalna strategia „jordan rules”.
Dlaczego Jordan był najlepszy – niesamowita determinacja, charakter (poza atletyzmem i talentem).
Pamięć podpowiada mi jedną sytuację (MJ zablokowany przez Rodmana).
Dalej było to: http://www.youtube.com/watch?v=GCNK0Nntvl8
Poza zdobywaniem pkt MJ potrafił „wybronić” wynik (ostatni finał i wiele innych).
Można go było lekko ograniczyć – na zatrzymanie nie było sposobu, nawet przy poprzednich przepisach.
Przy dzisiejszych, niemożliwe byłoby nawet ograniczenie.
Wymiernego porównania nie będzie nigdy, a ile własnych sympatii, tyle stanowisk i tez:)
Autor się solidnie napracował przy analizie – chapeau bas.
Oto chodzi, Daly miał gotowy system i zawodników świetnie dopasowanych do niego. Jordan nie grał w żadnym systemie, Collins coś próbował stworzyć, ale to Jackson ze swoimi pomysłami na defensywę i atak zaczął ewaluować z drużyną (Polecam książki Jamasa Houghtona – „Latający Byk” lub „Grać i Wygrać” Davida Hallberstama). Bulls na kolejne wymiany tracili graczy pokroju Oakley’a ale Granta i Pippena dobrali już do potrzeb nowego systemu . Pytanie czy Pippen pod innym trenerem i w innym systemie, bez Jordana, stałby się tak dobrym zawodnikiem? Jak wiadomo Jordan miał ogromny wpływ na rozwój Scottiego.
Ta pokrojów 76ers.
Przecież przy pierwszych wakacjach MJ Pippen pociągnął byki do finałów konferencji. Więc nie piszcie, że miał słabą drużynę pokroju 76ers.
Zobaczcie gdzie spadli Lakers po odejściu Shaqa, Cavs po odejściu Lebrona.
Nawet nie powąchali PO.
A drużyna Jordana bez Jordana prawie dotarla do finałów NBA!!!!!!!!
nie zmieniaj historii @Darku. Bez Jordana zagrali w II rundzie, którą przegrali 2-4 z Knicks. Teraz odwróćmy sytuację i wróćmy do ostatniego sezonu Jordana z Bulls. Pippen opuścił pół sezonu. Rozegrał 44 spotkania. (W ostatnim meczu finałów siedział przez większość jego w szatni.) 40-42 bilans w sezonie 1986-87. Poza Oakley’em i Jordanem to nie pamiętam wielkich nazwisk w Bulls (coś tam świta przy Paxsonie, Threattcie, Vincencie czy Sellersie ale wirtuozi to nie byli).
@darek
Opcja I, nie czytasz postów na które odpisujesz (udanie lub nie).
Opcja II, podbijasz (na siłę) ilość wejść na stronę (wątpię).
Opcja III dekada to 10 lat, nie miesięcy (kwestia interwałów).
Opcja IV „YouTube”, nie jest historią basketu.
Wybierz opcję i przemyśl swój post!!!
Jeszcze warto dodać że gdy Jordan wszedł na szczyt (pierwszy tytuł w 1991 roku), to już z niego nie zszedł. Od tamtej pory jego jedyna „wtopa” to porażka z Orlando w II rundzie PO 1995 ale to był ten sezon gdy wrócił do gry w połowie rozgrywek. Potem kolejny three-peat i odejście w glorii chwały na emeryturę. Oczywiście był jeszcze jeden powrót i dwa sezony w Wizards ale tej drużyny nikt na poważnie nie brał w kontekście walki o tytuł choć nieco szkoda że nie udało się im wtedy ze starym ale jarym Jordanem przynajmniej raz zakwalifikować do PO.
1) Magic
2) Abdul-Jabbar
3) Wilt
4) Russell
5) Jordan
Hate Me Now
Zastanawiam się ile meczów tych pierwszych czterech widziałeś?
Dla mnie z perspektywy lat 90’tych do dziś:
1. Jordan
2. Olajuwon
3. O’Neal
4. James
5. Bryant
6. Duncan
7. Garnett
8. Malone
9. Iverson
10. etc.
9.
Taka ciekawostka – czy wiecie dlaczego MJ „poszedł” w drafcie z Nr 3?
Cały zachód na siłę szukał przeciwwagi dla Jabbara, tylko to dawało w tych czasach szansą na finał.
Nikt nie przepuszczał, że za kilka lat będą szukać przeciwwagi dla 3 nr i to cała liga. Dlatego z 2 do PTB poszedł ten kto poszedł (mieli już Clydea Drexlera).
Staty MJ z pierwszego sezonu – 28 punktów, 6,5 asysty, 5,9 zbiórki i 2,4 przechwytu.
Z Wilta powtórkę meczu 100-punktowego. Z Billa nic :-). Z Kareema schyłki kariery. Z Magika i MJa multum.
Ja też chciałbym zobaczyć 100pkt mecz Wilta, tylko szkoda że takie wideo nie istnieje ;-)
Lars, podziel się tym nagraniem ze 100-punktowego meczu Wilta. Cały koszykarski świat szuka tej zaginionej kasety od dobrych kilkunastu lat, a Ty skurczybyku ją trzymasz. :-D
WoW SZACUN, za kasetę/płytę z meczu z setką Wilta „płacę jak za prezydenta”!
A może obejrzał sam i ją „zlikwidował” ;-) Wtedy nici z prezydenta :-D
Ja skomentuję to krótko , wystarczy rzucić piłkę…:)
Nie czytałem i nie chce czytać (no przeczytałem początek).
Naprawdę nadal chcecie to maglować? Było juz tyyyyyle razy.
Oczywiście wszystko już zostało powiedziane ale ja dodam jeszcze tylko, że:
W dzisiejszych czasach możliwości medyczne są dużo większe niż kiedyś —- i —- można powiedzieć równoważą tym samym większe obciążenia*
Jordan pozostanie największym z najlepszych, bo 2 razy wracał z emerytury i za pierwszym razem złoił całej lidze tyłki 3 razy pod rząd a za drugim w wieku 40(!!WTF-40!!!!) lat potrafił rzucić 40 ptk. w meczu. Jeśli Lebron to przebije, Kobe to przebije to będę pierwszym który zwątpi.
Tych rzeczy nie da się przebić i powtórzyć.
*czy w mniej fizycznej lidze te obciążenia sa naprawdę większe?Ile dziś jest kontuzji spowodowanych ostrym wejściem?
Różne opinie na ten temat. Jedni piszą że Jordan miał takie statystyki bo grał w latach 80. I 90. ale przecież jeszcze w 2002 i 2003 grał w NBA i mimo wieku co na pewno nie pomagało potrafił rzucać po 40+ pkt. w meczu. Mimo prawie 40 lat na karku i po 3 letniej przerwie miał na koniec sezonu średnio ponad 20 pkt . Od 2002 r. do dziś chyba niewiele się zmieniło więc co by było gdyby wówczas że tak powiem zamiast 40 latka skopiować MJ z lat 1990-1993? Wówczas z pewnością byłaby taka sama dominacja jak w latach 90.
Mimo że Jordan nie posiada rekordów w ilości zdobywanych punktów w pojedynczym meczu i średniej z.całego sezonu, jest 3 w.klasyfikacji w ilości zdobytych punktach w historii nie ma najwięcej pierścieni to jego wkład w gre , talent i łatwość w grze powodują że można go nazwać najlepszym.
NAJLEPSZY KIEDYKOLWIEK BYŁ NAJLEPSZY KIEDYKOLWIEK BĘDZIE
nikt nie miał i nie ma takiej psychiki i osobowośći jaką ma Michael ,
urodzony zwycięzca który nigdy nie odpuszczał i tu sie musicie zgodzić !!!
dlatego był największy i do tego miał oczywiśćie sukcesy indywidualne i drużynowe
i statystyki, lecz jego OSOBOWOŚĆ stowrzyła go gigantem ,niebywałą odporność psychiczna
cechy przywódcze, jestem fanem mike od zawsze przeczytałem wiele ksiażek i artykółów,
oglądałem wiele meczy i on jest GOAT bo zmienił świat zmienił tą ligę i miał najwięszy wpływ
na rozój tej gry w historii ,najwiecej dla niej zarobił o nike nie wspominając ,człowiek epoka
najwybitnieszy sportowiec ameryki 20 wieku według wielu rankingów i opinie…
jak michael przyjeżdżał na mecze wyjazdowe szczególnie 3 ostatnie sezony to było widoczne
hale pełne, biletów brak an mecz z bykami już przed startem sezonu…
mógłbym pisać i pisać i argumentować swoje racje ale on był i jest najwybitniejszy,najpopularniejszy
najlepszy ine lubie tego słowa bo trudno to faktycznie obiektywnie ocenić ale on zmienił życie wielu
ludziom w latach 90 tych…
Gdzieś mi ktoś dawniej to podesłał i dał do świadomości, że „obie drużyny grały umownie, żeby Wilt zdobył setkę” jestem pewien, że chyba prawdopodobnie napewno (xD) nie był to cały mecz, tylko jakiś dokument na tym tle. Teraz bym musiał poszperać daleko w znalezieniu tego materiału. Ale z zaliczką prezydentową mogę przyszpieszyć poszukiwana. Możecie mi nie wierzyć. Ja wiem swoje. Jak znajdę w przyszłym millenium wam podeślę ten dokument.
Nie ma takiego nagrania. Jest tylko legenda, że jeden typek to niby nagrał i schował do pudła z kasetami i przez lata nie mógł znaleźć. Umarł i zabrał do grobu wiedzę i niewiedzę a bajka pozostała. W przyszłym milenium? :-)
Jakkolwiek byśmy rozpatrywali aspekty statystyczne czy też słabe-silne strony NBA lat 90, to MJ był i jest najlepszy z powodów czysto artystycznych. Po prostu nie da się tego nie zauważyć. Płynność ruchów, ich precyzja i celowość, panowanie nad ciałem to składowe motoryki, które dla mnie osobiście stanowią szczyt koszykarskich możliwości. To może zbyt subiektywne wyzwanie ale proszę, niech ktoś wrzuci materiał video z zawodnikiem, który w lepszy od MJ sposób poruszał się po parkiecie. Nie sądzę aby ktoś sprostał. A to i tak tylko kwiatek do kożucha jego możliwości – super psychiki, chęci rywalizacji i wygrywania, wspaniałemu ciału, które rozwijał przez całą karierę czy choćby tych wielgachnych dłoni. GOAT!
Świetny artykuł. Bez dwóch zdań Jordan był najlepszy, a lata 90 i wcześniejsze wg. mnie były stokroć bardziej ciekawe i obfitujące w znakomite osobowości aniżeli dzisiaj i nie tyczy się to tylko NBA, ale również innych sportów NHL chociażby z niesamowitym Gretzkym.
Dziś sport przeżywa zupełnie inny proces i to na szerokim polu- mianowicie skończyła się era wyrazistych postaci, a zaczęła era pijarowych, kartonowych person- niestety to spowodowało, ze sport nigdy nie będzie już taki sam. Gracze kreowani są przez biznes w takim wymiarze, w jakim nigdy nie miało to miejsca.