Po przegranej inauguracji z Heat, Wizards gościli w Orlando, gdzie przed miejscową publicznością mogli już skorzystać z usług Nene Hilario i DeJuana Blaira. Na pierwszym planie odbyły się dwie konfrontacje , twarzą w twarz mocno stanęli Elfird Payton i John Wall oraz Nikola Vucević i Marcin Gortat. Dwaj ostatni wymienieni gracze podpisali niedawno nowe, wysokie i długoletnie umowy i jak przeczytacie poniżej już zaczęli spłacać zainwestowane w nich pieniądze.
Początek meczu to spora liczba strat i nieprzygotowane akcje (zła selekcja rzutowa lub pospieszne oddanie rzutu) z obu stron. Payton próbował rozpocząć prestiżową rywalizację z Wallem od podkoszowych penetracji i solowych wejść, ale już druga z nich zakończyła się błędem kroków (po dziwnym przeskoku z nogi na nogę). Wydawało się, że Wall zechce szybko pokazać swoją wyższość nad rookiem , to też do końca pierwszej odsłony zrobił , mając na koncie 6 asyst! Jednak to nie ani John W (grał nieskutecznie z półdystansu) ani bacznie obserwowany przez nas Gortat ( rozpoczął mecz od dwóch strat – podaniem i błędu kroków a potem już było tylko lepiej) nie decydowali o obliczu przyjezdnych. Team Randy’ego Wittmana był niespodziewanie prowadzony przez Garretta Temple, który trafił dwie trójki i przed końcem 1 kw miał już na koncie 10 z 12 oczek zdobytych w całym meczu. W odpowiedzi Magicy grali sporo przez Nika Vucevića (4/5 z gry i 8pkt oraz 5 zb po 1kw) i Evana Foruniera; Francuz zagrał o niebo lepiej aniżeli to miało miejsce podczas inaguracji, w której zanotował marne 3/10 z gry. Tym razem bardziej agresywny w ataku ex gracz Nuggets trafił 8 z 10 prób z gry i miał na koncie 7 oczek po 1kw! Wizards mieli lekką przewagę 28-23.
Dalsza część gry to udane zagrania powracającego po zawieszeniu Nene (mid-range jest ciągle jego mocną stroną) oraz w odpowiedzi akcje dwóch Gordonów. Aaron dostał podanie od Bena i pięknie przywitał się z publicznością w Amway Center, by po chwili Ben (to on nagrywał alley’a) rozpoczął swój mały festiwal strzelcki, podczas którego zanotował 22pkt (trzymając wynik i trafiając 7 z 12 rzutów z gry). Zmiany Magic jak najbardziej szerzej otworzyły nam mecz i pobudziły smętne tempo z pierwszej odsłony (można było odnieść wrażenie, że Luke Ridnour lepiej organizował akcje gospodarzy niż Elfrid Payton). Warte podkreślenia jest, iż tak naprawdę zmiennicy Magic wnieśli więcej ożywienia w całym meczu aniżeli ławka trenera Wittmana (38-15 dla Orlando). Słabo spisującego się Andre Millera zastąpił Wall i akcje Wizards weszły na II bieg. Popisowe trzy ostatnie minut tej kwarty to najpierw trójka Walla, po chwili odpowiedź Fourniera, i znów po asyście Johna W również zza łuku trafił the Truth i lay upem ponowił zdobycze punktowe Forunier. Jan Ściana zanotował 9 asystę przed przerwą, kiedy popisał się podaniem na wsad Marcina Gortata. Polish Hammer doprowadził za chwilę do remisu (po 51), dobijając dystansowe pudło Temple’a. Buzzer beater Walla ustawił wynik po 24 minutach na 54-51 dla Waszyngtonu.
Momentum to 12 minut po przerwie, które ukazało nam Wizards jako drużynę walczącą o najwyższe miejsca w Eastern Conference. 360 sekund trzeciej partii dało nam dwójkowe akcje Wall-Gortat i kolejne zdobycze punktowe obu zawodników. Przewaga Wizards rosła z płynnością akcji stołecznej ekipy , John W objeżdżał Paytona, wymuszał faule na Forunierze i nie robił sobie nic z defensywy gospodarzy (do tego stopnia , że techniczne przewinienie dostał opiekun Magii, Jacques Vaughn). Vaughn zareagował zmianą, a ofensywę miejscowych znów pobudził Ben Gordon. Jednak dobrze zorganizowani faworyci potyczki oddali piłkę w ręce weteranów, i tak najpierw trafił za trzy Pierce, a następnie serię punktów zanotował Polish Hammer. Gortat po trzech odsłonach miał na koncie 18pkt, Wall zapisał już wtedy 21pkt i miał na koncie drugie z rzędu double-double (11as). 82-66 dla gości.
Niestety Magic za szybko poczuli się jako wygrani, a zmiany trenera Wittmana zepsuły dobry obraz gry z trzeciej części. Stary Andre Miller nie znajdywał drogi do kosza wespół z Kevinem Serphinem oraz Otto Porterem. Gdzieś na moment przebudził się Drew Gooden, ale dosłownie wiatrak z niego w obronie robił Vucević. Bałkański środkowy przypomniał sobie jak łatwo zdobywał punkty w 1kw i znów na kilka sposobów (m.in. z półdystansu, czy grą plecami do kosza) ogrywał Seraphina i Goodena. Wystarczyły 4 akcje na środkowego by Magic stopili przewagę do 9 punktów, a 23-latek mógł się cieszyć z 23 punktów na swoim koncie. Wittman zaregował w porę wysyłając na parkiet swoich czołowych graczy czyli Walla, Nene oraz Gortata (nie trafił wolnych po wejściu, ale za chwilę naprawił stratę celnym lay upem). Przy Polaku środkowy Magic już sobie nie pograł. Jednak nie mający nic do stracenia gospodarze wpadli w swój rytm i przestawili atak na obwodowych a Luke Ridnour napędzał podaniami Tobiasa Harrisa i Evana Fourniera. Francuz zdobył 5 punktów z rzędu (osobiste i trójka) po czym zrobiło się już tylko 93-96 dla gości.
Następnie doświadczyliśmy pewnej oczywistości i dostaliśmy odpowiedź na transfer do DC Paula Pierce’a. Weteran jak przystało na niego dostał dwie kolejne piłki po czym precyzyjnie zdobył punkty, ratując skórę Wizards. Dalej w ostatnich sekundach Magic popełniali straty i niecelne rzuty a John Wall śrubował zdobycze do poziomu 30 punktów. Wizards wygrali pierwszy mecz w sezonie, Magic przegrali drugi…
Wynik: 105-98 dla Washington Wizards
Najlepsi strzelcy: John Wall (30pkt i 12as), Marcin Gortat (20pkt i 12zb) i Paul Pierce (16pkt) oraz Nik Vucević (23pkt i 12zb), Evan Fournier (21pkt) i Ben Gordon (22 pkt)