Po porażce z Miami Heat i zwycięstwie nad Orlando Magic, koszykarze Washington Wizards dosyć pewnie pokonali Kozły z Milwaukee 108-97 i zaliczyli drugą wygraną w tym sezonie. Kolejny raz liderem Czarodziejów był Marcin Gortat, który zdobył łącznie 20 oczek i zebrał 9 piłek i to do niego należała pierwsza połowa tego meczu (16 punktów, 5 zbiórek). Goście nie potrafili zatrzymać dzisiaj ani Gortata, ani Nene, a kiedy w końcówce przyśpieszył jeszcze John Wall to stało się jasne, że Bucks nie wyrwą gospodarzom tej wygranej. Co prawda robił co mógł Brandon Knight, ale był w tych staraniach mocno osamotniony. Larry Sanders nie będzie zbyt chętnie wracał do tej nocy, bo był niemiłosiernie ogrywany przez podkoszowy duet Wizards.
Ponieważ było to pierwsze spotkanie Wizards przed własną publicznością (hej, jak zaczynać to tylko przeciwko przyszłym mistrzom NBA), przed samym meczem doszło do oficjalnej prezentacji Czarodziejów, którą poprowadził lokalny raper Wale, ale trzeba przyznać, że nie porwał nią tłumów. Na jego szczęście całą imprezę uratowali John Wall i Paul Pierce, a w zasadzie kibice w hali Verizon Center, którzy gorącym wiwatem na cześć tej dwójki, szybko dali do zrozumienia kto w Waszyngtonie kochany będzie w tym roku najmocniej. Ale to tyle jeśli chodzi o wrażenia artystyczne i pora przejść do spektaklu, który czekał nas dzisiejszej nocy w stolicy USA.
Początek należał do gospodarzy, którzy szybko wyszli na prowadzenie 12-4, a punkty po koleżeńsku zdobywali wszyscy zawodnicy ze startowej piątki Wizards. Gracze z Milwaukee od pierwszych minut planowali strajk na atakowanej połowie i trafili tylko jeden rzut z dziewięciu pierwszych prób, ale cała zabawa nie za bardzo spodobała się Brandonowi Knightowi, który zdobył dziewięć oczek z rzędu i utrzymywał swój zespół w grze. Czarodzieje mądrze szukali akcji ze wysokimi zawodnikami i tak za sprawą duetu Nene-Gortat, w połowie pierwszej części gry, wyszli na pierwsze w tym spotkaniu, dwucyfrowe prowadzenie. Jason Kidd szybko zaczął rotować składem, ale ani Zaza Pachulia, ani Larry Sanders nie potrafili skutecznie zatrzymać podkoszowego zestawu gospodarzy. Nie wiadomo czy halloweenowa impreza w Milwaukee nieco się przeciągnęła czy to efekt tego, że Bucks byli dziś back 2 back (wczoraj wygrana z 76ers), ale po punktach Otto Portera przewaga Wizards wzrosła do 16 oczek. Na szczęście dla Kozłów, trener Wittman postanowił wpuścić na parkiet Krisa Humphriesa i po dwóch celnych akcjach Jerryda Baylessa, goście przegrali pierwszą kwartę tylko 17-29.
Na start drugiej ćwiartki, Wizards także wystawili rezerwowych i konsekwentnie wykorzystywali to Bucks, a dokładniej Giannis Antetokounmpo (2 udane akcje) oraz Kendall Marshall, który trafił zza łuku i zmniejszył straty swojego zespołu zaledwie do 7 punktów. Chwilę później na boisku zameldował się Ersan Ilyasova i szybko zapisał na swoim koncie trójkę oraz blok na Nene. Wydawało się, że podopieczni Jasona Kidda powoli łapią wiatr w żagle, ale wtedy na parkiet wrócił Marcin Gortat, który najpierw zaprosił na plakat Larry’ego Sandersa, a potem dołożył jeszcze cztery oczka z rzędu i zmusił legendę Nets do wzięcia przerwy na żądanie. Sytuacja szybko wróciła więc do stanu pierwotnego i w połowie drugiej kwarty Wizards prowadzili już +12.
Bucks mogli jednak liczyć na Brandona Knighta, który potwierdzał swoją dobrą formę na starcie nowych rozgrywek i powolutku niwelował straty swojej ekipy. Goście mieli ogromne problemy nie tylko z Gortatem, ale także z Nene, bo zachęcali reprezentanta Brazylii do rzutów z półdystansu, a ten z uśmiechem na ustach aplikował rywalom kolejne punkty. W końcówce przypomniał o sobie wreszcie Jabari Parker, który trafił trójkę z rogu i znowu przybliżył swój zespół do wyniku remisowego. W ostatniej akcji z kontrą wychodzili goście, a faulem przerwał całą sytuację Paul Pierce, który został ukarany dwoma przewinieniami technicznymi i dla niego to spotkanie już się skończyło. Rzuty wolne na punkty zamienił Knight i tym samym po 24 minutach gry, Wizards prowadzili z Bucks tylko 49-44.
Goście z Milwaukee wyciągnęli wnioski z początku meczu i nie pozwolili rywalom się rozpędzić, ale ciągle nie potrafili znaleźć odpowiedzi na Marcina Gortata, który miał na swoim koncie już 20 punktów i drugi raz wziął na plakat Sandersa. Lepiej zaczęła jednak wyglądać ofensywa Bucks i dzięki punktom Middletona goście ciągle kręcili się w okolicach pięciu-siedmiu oczek straty. Przebudzać w ofensywie zaczynał nam się John Wall, który dzisiaj może nie imponował ogromną zdobyczą punktową, ale kapitalnie dowodził swoim zespołem, widząc że w gazie są jego koledzy. Tak na prawdę wystarczyła chwila większej aktywności lidera Wizards, a jego zespół znowu zaczął nabierać wiatr w żagle. Świetnie grali przede wszystkim Otto Porter oraz Garrett Temple i to dzięki nim w końcówce trzeciej części gry, Wizards znowu uciekli na dystans 15 oczek i przed ostatnią kwartą prowadzili 68-83.
Obraz gry jednak nie zmienił się, a to zasługa głównie dobrej obrony Czarodziejów, która nie pozwoliła sobie na rozluźnienie i sprawiała sporo problemów gościom. W ofensywie świetnie po zasłonach dalej uciekał Otto Porter i trafiał ze swoich pozycji, co także wlewa nadzieję w serca kibiców z DC, że ten chłopak zaliczy w tym sezonie ogromny postęp. Bucksi za sprawą Jerryda Baylessa starali się zmniejszyć straty (tak, tak – serio), ale nawet jego dwie trójki i łącznie 14 punktów w tej części gry, nie wystarczyły żeby powstrzymać Johna Walla i spółkę. Gospodarze bardzo mądrze rozgrywali końcówkę tego pojedynku, zresztą tak jak i całe spotkanie i nie pozwolili, żeby Kozły z Milwaukee zbliżył się do nich na dystans mniejszy niż 10 oczek. Ostatecznie więc Wizards okazali się lepsi od swoich rywali w stosunku 108-97 i dopisali na swoje konto drugie zwycięstwo.
Cieszyć może kolejny już kapitalny mecz Marcina Gortata – 20 punktów, 9 zbiórek, 2 asysty i 3 bloki oraz wskaźnik +/- na poziomie +26, co było najlepszym wynikiem spośród wszystkich zawodników tego pojedynku. Na pochwały zasługuje oczywiście cała ekipa Wizards, ale nic tak nie cieszy jak widok naszego rodaka dominującego w pierwszej części spotkania. Po trzech występach Gortat ma średnie na poziomie 19.3 punktów oraz 9.3 zbiórek.
Milwaukee Bucks (1-2) 97:108 Washington Wizards (2-1)
Bucks: Knight 24, Bayless 20, Parker 13, Ilyasova 8, Sanders 8, Middleton 6, Dudley i Giannis po 4, Marshall 3, Mayo 3, Pachulia i Henson po 2
Wizards: Nene 22, Porter 21, Gortat 20, Wall 19, Temple 18, Rice4, Gooden 2, Pierce 2
Nieźle to wygląda. Mam nadzieję, że Beal szybko wróci po kontuzji do formy, dodając Webstera, to Wizz naprawdę o PO nie muszą się martwić, a groźny mogą być dla każdego.
Nieźle to wygląda u Gortata.
Jednak żeby nie było tak kolorowo to moim zdaniem Gorti zbyt długo przebywa w własnym pomalowanym nie pilnując żadnego zawodnika. Ociera się to o błąd w obronie.
Dodatkowo nie podoba mi się że taki wysoki zawodnik zamiast walczyć o piłkę to znajduje sie daleko od atakowanego kosza i szybko cofa do obrony.
Cieszę sie że zostały wygnane duchy gier przedsezonowych, trener poszedł po rozum do głowy i nakazał częstszą grę na Marcina.
Zapewne Wittman dał mu takie zadania, nie atakować kosza rywala tylko wracać i zapobiegać kontrom a że jest szybszy od Nene to właśnie polak dostał takie dyrektywy
Gortat ładnie grał w ataku – ma niezły arsenał rzutów – fajny był taki rzut o tablicę ale Duncan oraz rzut hakiem lewą ręką po piwocie nad Sandersem:) ale tak naprawdę to Gortat robi ogromną różnicę w obronie – jak go nie było od razu Bucks łatwo rzucało punkty;)