We The North – czyli koszykarski sen po kanadyjsku

Smutni ci, którzy nie załapali się na NBA w latach 90. Tak powinno brzmieć jedno ze zdań świętej księgi basketu. I nie chodzi tylko o samego Michaela Jordana i Chicago Bulls. Ani o to, że gracze mieli świetne ksywy jak: Listonosz, Robak, Admirał, Szybowiec. Ostatnia dekada XX wieku po prostu miała w sobie to coś.

Na całe szczęście za wielką wodą wiedzą jak działać na emocjach odbiorcy. Z okazji 20-lecia w NBA, Toronto Raptors uraczyli nas niezwykłym prezentem. W meczu przeciwko Washington Wizards na własnym parkiecie, wybiegli w strojach z lat 90! O dokładnie takich:

toronto-raptors

Mi momentalnie morda wykręciła się w szeroki uśmiech, oczy zaszkliły od łez wzruszenia, a całe ciało pokryło się ciarkami. Oczywiście nie wszyscy ten niezwykły moment zrozumieją. Jeśli nie oglądało się NBA w latach 90, to będzie to co najwyżej ciekawostka. Jednak dla tych, którzy pamiętają mecze w TVP, a następnie w TVN, kupowali Magazyn ProBasket  i Magic Basketball, a wyniki meczów sprawdzali w telegazecie, spotkanie w Toronto było wyjątkowe. To przecież w tych fioletowych jerseyach z dinozaurem z przodu swoje pierwsze rzuty w NBA oddawali Damon Stoudamire, Marcus Camby, Tracy McGrady no i Vince Carter. Dla mnie tego typu powroty do korzeni są zawsze czymś świetnym. Nie miałbym nic przeciwko, by z okazji jakiejś okrągłej rocznicy NBA postanowiło, że cały sezon drużyny NBA rozegrają w jersey’ach z lat 90. Byłoby pięknie.

Raptors zaczęli świętowanie dwudziestolecia w lidze okazale. Rozgromili Wizards, Kyle Lowry zaliczył triple double, a atmosfera na trybunach była wyjątkowa. Tym bardziej, że zaproszono wielu byłych zawodników ekipy z Kanady. Miło znów było zobaczyć i posłuchać Anthony’ego Davisa, który z biegiem lat wygląda z twarzy coraz bardziej podobnie do Busta Rhymesa. Wracając do sedna sprawy. W Kanadzie nastają lepsze koszykarskie czasy. Wiele w tym zasługi GM-a, który całkowicie odmienił los Raptors, a więc Masai Ujiriego. Urodzony w Nigerii 44-latek sprawił, że ekipa z której drwiono i szydzono zamieniła się w pełną potencjału bestię naszpikowaną talentami.

Gdy 31 maja 2013 roku obejmował posadę w składzie TOR było wielu przepłaconych zawodników. Zarabiający 16,5 mln Rudy Gay, Andrea Bargnani, który dostawał 10 mln. Od tamtej pory minęło półtora roku, a Ujiri oczyścił skład ze szrotu, uporządkował salary cap i sprawił, że Raptors są drużyną, którą ogląda się z miłą chęcią. Najwyższy kontrakt posiada Kyle Lowry, który zarabia 12 mln za sezon. Poza nim żaden inny zawodnik nie przekracza wynagrodzenia powyżej 10 mln. Pierwsza piątak kanadyjskiej ekipy jest także bardzo młoda. Lowy ma 28 lat, DeRozan 25, Ross 23, Valanciunas 22, a Amir Johnson 27. Średnia wieku tu równiutkie 25 lat. Co ważne wszyscy gracze S5 poza AJ’em mają ważne umowy przynajmniej do sezonu 2015/16.

Jednak nie tylko podstawowy skład jest zbudowany bardzo mądrze. Toronto ma jedną z ciekawszych ławek rezerwowych. Przed tym sezonem do zespołu dołączył Lou Williams, który może grać zarówno jako PG i SG. 10 lat doświadczenia przy zaledwie 28 roku życia. W Hawks był czołową postacią. W Raptors jest rezerwowym, ale pełni niezwykle istotną rolę. Obok niego na pozycji obrońcy mamy Greivisa Vasqueza, a więc mega utalentowanego rozgrywającego. Do tego bardzo solidni podkoszowi w postaci Patricka Pattersona i Tylera Hansbrougha. Na pozycji niskiego skrzydłowego dobrym uzupełnieniem jest James Johnson, który powrócił do Kanady po dwóch sezonach nieobecności.

Toronto mają więc naprawdę wyrównany, głęboki skład, którego średnia wieku wynosi zaledwie 26,7. Najstarszym graczem jest 31-letni Chuck Hayes. Ciekawostką jest też to, że trójka Ross – Valanciunas – DeRozan od początku swych karier grają dla Raptors. W Air Canada Centre będą robić wszystko, by uniknąć starych demonów, a więc posiadania świetnych, młodych zawodników, którzy z powodu braku możliwości dalszego rozwoju odchodzili z ekipy Raptors. Ma już nie być sytuacji jak z Carterem czy Boshem.

Trzeba uczciwie przyznać, że Toronto to jedna z najmądrzej zarządzanych organizacji obecnie. Mieszczą się w luxury tax, mądrze wydają pieniądze na transfery i nie próbują budować teamu w oparciu o głośne nazwiska. Stawiają na młode, pełne potencjału talenty. Marketingowo odwalają kawał dobrej roboty. Doceniają to kibice. Air Canada Centre mieści 19800 miejsc. Średnio w tym sezonie na mecze przychodzi 19492 osób (7 średnia w całej NBA). Daje to organizacji świetne wpływy z biletów.

Czy zatem możemy już mówić o tym, że Raptors się odrodzili? Bilans 5-1 na początek sezonu to dobry prognostyk. 5 najlepszy atak i 12 najlepsza obrona ligi także nastraja pozytywnie. Aż chce się krzyknąć: We The North!

Komentarze do wpisu: “We The North – czyli koszykarski sen po kanadyjsku

  1. Odrodzili się? żeby można było mówić, że klub się odrodził to musieliby być na szczycie i z niego spaść. Więc kiedy był ten szczyt Twoim zdaniem? że się musieli odradzać? Zawsze byli co najwyżej średniakami – za czasów Cartera i T-maca średniakami których oglądało się z wypiekami na twarzy, ale średniakami.

    Wpis wygląda jakby miał być wstępem do dłuższego artykułu na temat zespołu rzeczywiście jak na razie świetnie budowanego przez Ujirę. Szkoda że się urywa bo sam temat jest fajny. Czy powinni iść w stronę zespołowości i liczyć tylko na rozwój talentów. Czy może powinni zapolować na jakąś mega gwiazdę na rynku FA? A może próbować wymian? Co jest im potrzebne, żeby zrobić krok naprzód? Bo na ten moment 2 runda PO to dal nich max. Jakby nie patrzeć Bulls i Cavs(jak się rozkręcą w co wierzę) są poza zasięgiem

  2. Kapitalny artykuł. Sam pamiętam te stroje bardzo dobrze.

  3. Doskonale pamietam te czasy Nba w polskiej tv i codzienne sprawdzanie wyników w telegazecie przed pójściem do szkoly. To byly czasy, hehe kupowanie pro i magica czy zbieranie naklejek i wklejanie w album:)

    1. Naklejki były razem z gumą do żucia NBA. „Guma NBA, zwycięstwa smak”:D

    2. Udało się wam zebrac wszystkie?? Bo ja pamiętam, ze mi jednej naklejki brakowało, kumplom tez, ale nie pamietam juz jakiego zespołu :)

  4. Ja niestety ze względu na wiek nie miałem możliwości interesować się w tamtych latach NBA.
    Również nie wiadomo co będzie jak skończą się umowy DeRozan’a i Lowry’ego, bo patrząc na to że już są na wysokim poziomie a pewnie będą jeszcze lepsi to na pewno nie będą chcieli dalej grać za takie pieniądze jak teraz a będzie się im należała spora podwyżka. Salary zapełnione czyli brak następnej gwiazdy chyba że sami będą czołowymi zawodnikami w lidze i doprowadzą Raptors do czegoś więcej niż półfinał konferencji.

    1. Jakie wypełnione salary-cup??? Człowieku co ty mówisz??? W Toronto pod tym względem jest idealnie, liderzy mają długie kontrakty i niezbyt tłuste, a po sezonie spada grubo ponad 30mln$! Spokojnie wystarczy na podpisanie Lou Williams’a, Amir’a Johnson’a czy Tyler’a Hanbrough’a (reszta wypad z Raptors) i spokojnie pieniędzy wystarczy na zawodnika typu All-Star (Paul Millsap będzie FA) a i kolejne wzmocnienia także się znajdzie kasa. Ujiri genialnie prowadzi ten zespół. Wystarczy że dołączy „All-Star” na pzoycję PF bo Amir to raczej nie startowiec ale byłby świetny z rezerwy. GM Raptors na pewno ma w głowie już „szatański plan”…

    2. @Hawk Czytałeś dobrze ten tekst?

      Gdy 31 maja 2013 roku obejmował posadę w składzie TOR było wielu przepłaconych zawodników. Zarabiający 16,5 mln Rudy Gay, Andrea Bargnani, który dostawał 10 mln. Od tamtej pory minęło półtora roku, a Ujiri oczyścił skład ze szrotu, uporządkował salary cap i sprawił, że Raptors są drużyną, którą ogląda się z miłą chęcią. Najwyższy kontrakt posiada Kyle Lowry, który zarabia 12 mln za sezon. Poza nim żaden inny zawodnik nie przekracza wynagrodzenia powyżej 10 mln. Pierwsza piątak kanadyjskiej ekipy jest także bardzo młoda. Lowy ma 28 lat, DeRozan 25, Ross 23, Valanciunas 22, a Amir Johnson 27. Średnia wieku tu równiutkie 25 lat. Co ważne wszyscy gracze S5 poza AJ’em mają ważne umowy przynajmniej do sezonu 2015/16.

      Trzeba uczciwie przyznać, że Toronto to jedna z najmądrzej zarządzanych organizacji obecnie. Mieszczą się w luxury tax, mądrze wydają pieniądze na transfery i nie próbują budować teamu w oparciu o głośne nazwiska. Stawiają na młode, pełne potencjału talenty.

      WYPEŁNIONIE nie równa się ZAPCHANE.

      Btw. starter, starterzy (jaki startowiec?)

      P.S. dojdzie podwyżka w salary cap, nowa umowa telewizyjna.

  5. Strony 265 i 267 w telegazecie ;-) Urywki informacji, trochę statystyki. Świat bez internetu, ale przynajmniej z Michaelem rozkładającym wszystkich na łopatki tak, że nawet wtedy nikt się nie musiał zastanawiać, kto jest prawdziwym królem. Nie tylko koszykówki. No i Vince w Kanadzie szalał tak, że człowiek się za głowę łapał. Kto by wtedy pomyślał, że lata 00-te nie będą w NBA pod jego dyktando…

  6. Woy ma racje.
    Toronto jest idealnie zarządzaną ekipą.
    Życzę im by zaszli jak najwyżej w PO, nie zdziwi mnie wcale finał konferencji.

  7. W NBA Live 2000 gralem sezon Toronto. Moje S5 to bylo Oakley, A. Davis, Carter, McGrady, Dee Brown. Na lawce m.in. K.Willis, Muggsy i Del Curry :) to byly czasy, w pokoju mialem plakat z dunkiem Cartera na Horrym :)

  8. A swoją drogą to te nowe stroje dinusiów to porażka, zresztą jak wiele innych drużyn. Nie wspomnę o rękawkach.

  9. W 98 roku potrafiłem 2 razy dziennie zasuwać 1,5 kilometra do kiosku żeby sprawdzić czy już jest MBasketball lub Probasket. Sama NBA przyznaje się do wyjątkowości tych lat a w programach brylują Chuck, SHAQ, Reggie Miller, Webber, Steve Smith i inni.

    Co do ksywek Woy to spowodowałeś we mnie refleksję. Dziś mamy głównie megalomanię pt. KING, lub zlepek inicjałów z numerem CP3, CB4 bądź część imienia/nazwiska D-Wade, J-Will, Melo. Czy to wina braku charakterystyczności zawodników (nie twierdzę, że tak jest ale jak np. Chris Paul nie doczekał się pseudo w stylu np. Muggsy – jak Tyrone Bogues, muggsy od muggling czyli kraść.) czy wyobraźni/kreatywności komentatorów?

    Z aktywnie grających ciekawsze to Black Mamba, Cobra(Ariza), Slim Reaper czyli Durantula, Manimal,
    Tak z pamięci czy ktoś rozszyfruje bez googla nicki jak:
    The Beast of the East – któremu Szaranowicz nadał inny lepiej znany(tylko w Polsce) przydomek
    Iron Man – bo opuścił z 20 meczów w karierze
    Euro Magic – bo w Europie przy 211 rozgrywał piłę jak Mjohnson
    Dunkin Dutchman – bo co miałby robić przy 224 cm?
    3D – bo był taki Dennis tylko od trójek :)

    ?

  10. Ewing, Kukoc, Smits i D. Scott ale Iron Mana nie kojarze jakos :) ja na dodatek mam mnostwo kart od upper deck :)

    1. Też zbieram :) Jest kilka fajnych paczek z kartami z lat 80 i 90. Mam nawet kartę Rodmana w stroju z All Star Game ;)

    2. Hehe, Iron man to AC Green. Na upper decku miał same sezony po 82 mecze i tak mi to zapadło w pamięć. Mi udało się uzbierać 2 pełne edycje – tzn polskie edycje, które wypuszczały po 5-6 zawodników z zespołu i jedną w 60%. Ileż kieszonkowego na to poszło…:)

  11. A.C. Green – Iron man. Kojarzę go z dużego artykułu w Probasket gdzieś tak z 99 roku ;-) W tamtych latach miał rekord największej ilości rozegranych meczów pod rząd, nie pobity do dzisiaj. Serii nie przerwało nawet zdarzenie, w którym J.R. Reid z Knicks łokciem wybił Greenowi 2 zęby. Grał potem z ochronną maską na twarzy.
    Mi zdarzało się jako małemu ministrantowi uciekać ze mszy do domu tylko po to żeby o 17:12 zobaczyć 15 sekund skrótu NBA w sporcie Teleexpressu :-D. 15 sekund ekstazy i sprint 700 metrów na mszę ;-)
    Wytłumaczcie mi, czy to jest normalne? Czy coś przebije NBA lat 90? ;-)

  12. Ze starszych czasów fajne pseudo miał też Nick Van Exel. Nick The Brick:)

  13. The Beast of the East miał jeszcze ksywę King Kong:)

Comments are closed.