Jeżeli przed sezonem powiedziałeś sobie, że będziesz oglądał Bucks ze względu na Giannisa i Parkera oraz zamyśloną minę Jasona Kidda, to właśnie dzisiaj był TEN mecz, który powinieneś widzieć. Pan Antoni pobił swój rekord punktowy w najlepszej lidze świata, a w czwartej kwarcie zrobił razem z Z-Bo bardzo ładne show. Zresztą warto spojrzeć na to spotkanie, aby przekonać się, że Bucks naprawdę mogą kilka ciekawych spotkań w tym sezonie wygrać i niejednemu rywalowi zajść za skórę. Kozły z Milwaukee pokonały Grizzlies 93-92 po świetnej akcji Brandona Knighta i naprawdę kibice Bucks mogą być zadowoleni ze swoich ulubieńców.
Jason Kidd chyba już na dobre ustalił pierwszą piątkę swojej ekipy i to z Ersanem Ilyasovą, a nie Khrisem Middletonem w wyjściowym składzie, kolejne spotkanie rozpoczynali gospodarze.
Jak pokazały pierwsze minuty tego pojedynku – była to dobra decyzja, bo Turecki skrzydłowy nieźle bronił Zacha Randolpha, Brandon Knight trafił zza łuku, a Larry Sanders przypomniał sobie drogę do kosza i Kozły zaczęły to spotkanie od runu 7-0. Po czterech minutach gry powoli do głosu zaczęły dochodzić Miśki, ale wtedy dał znać o sobie Jabari Parker, który trafił trójkę z rogu, a chwilę później Sanders najpierw skutecznie wybronił penetrację Lee, a chwilę później skończył dunkiem kontrę Bucks (serio – był wtedy 2/2 z gry) i gospodarze ciągle bezpiecznie prowadzili. Żeby nie było jednak zbyt kolorowo – startowy center Kozłów złapał dwa faule z rzędu i musiał udać się na ławkę rezerwowych.
W grze swój zespół utrzymywał Ersan Ilyasova (7 pkt i 4 zbiórki w tej kwarcie), ale coraz prostsze błędy, które popełniali podopieczni Kidda sprawiły, że Grizzlies na trzy minuty przed końcem pierwszej części wyszli na pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie. Jak się potem okazało – nie oddali go już do końca pierwszej części gry, bo w szeregach gości przypomniano sobie, że na boisku w ich koszulce z numerem 33, biega pewien duży pan z brodą i to koszykarze z Memphis wygrali pierwszą kwartę 23-21.
Kilka minut przerwy dobrze zrobiło gospodarzom, bo start drugiej ćwiartki znowu należał do nich – najpierw w swoim stylu z półdystansu trafił Jabari (w stylu z Duke), a potem Giannis Antetokounmpo zaczął ogrywać raz po raz Jona Leuera, któremu parkiet Bucks chyba mocno związał nogi – albo po prostu jest słaby.
Jeśli ktoś ma w planach zostać sezonowcem Giannisa to polecam włączyć pierwszych pięć minut drugiej kwarty – sześć oczek z rzędu, mądre wymuszanie fauli, blok, powiezienie dwa razy Z-Bo i ta płynność w grze, która sprawia, że z uśmiechem na ustach patrzysz na faceta z rękami po kolana.
Za to płynność gry Grizzlies była tragiczna, a kolejne oczka z kontry zdobywał Jabari Parker i w połowie drugiej kwarty to znowu Kozły były na prowadzeniu – 35:32. W porę jednak obudzili się goście i w trumnie zaczął rządzić Zach Randolph, a swoje rzuty trafili Tony Allen i Quincy Pondexter. Na boisko wrócił matchup Gasol/Sanders, ale center gospodarzy spędził na nim całe 47 sekund, bo tyle wystarczyło, żeby Hiszpan wymusił trzecie przewinienie Sandersa (i to przy rzucie za trzy) i odesłał młodszego kolegę do spokojnego sączenia Gatorade’a. Goście z Memphis zaliczyli serial punktowy 7-0 i wydawało się, że jeszcze przed przerwą uda im się uciec na większy dystans, ale zza łuku trafił Jared Dudley i ostatecznie Grizzlies wygrali drugą kwartę tylko 28-23, a w całym spotkaniu prowadzili 51-44, po buzzerze z połowy boiska Randolpha – przy którym jak zawsze na 6 z koroną spisała się defensywa Bucks, a dokładniej chwalony wcześniej Ilyasova.
Po powrocie na parkiet znowu rywalom nie dawał spokoju Z-Bo, ale obudził się nam Larry Sanders (gdybyś przez 12 minut wlewał w siebie energetyka pewnie też byś się obudził), który popisał się pięknym blokiem właśnie na Randolphie. Trzecia kwarta płynęła wolno – goście nie pozwalali Bucks przełamać granicy 5 punktów przewagi, a najgorsze wspomnienia z tej części spotkania będzie miał nos Zaza Pachulii, który poszedł na randkę w ciemno z łokciem Marca Gasola, ale na szczęście nic się poważniejszego centrowi gospodarzy nie stało. Defensywa Kozłów też miała swoje sukcesy i takim chociażby było wymuszenie czwartego przewinienia Randolpha. Zresztą podopieczni Jasona Kidda wygrali całą trzecią ćwiartkę 22-21, a wszystko co w tym spotkaniu najciekawsze, miało dopiero nadejść.
Sezonowcu Giannisa – uwaga! Jeżeli obejrzałeś już początek drugiej kwarty o którym pisałem wyżej, to teraz proszę zapiąć pasy, bo pan Antoni tylko się rozgrzewał przed finalnym ciosem.
Od mocnego uderzenia weszli w czwartą kwartę gospodarze dowodzeni przez szeregowego Mayo i najpierw po jego asyście oczka zdobył Henson, a chwilę później już sam zainteresowany zaaplikował Miśkom trójkę i sprawił, że przewaga Grizzlies stopniała do minimum, a na tablicy wyników było już tylko 72-71. To wszystko działo się w minutę, więc nic dziwnego, że trener Joerger nie skakał pod sufit razem z kibicami Bucks.
Wtedy swoje show zaczął Antetokounmpo, który raz po raz ogrywał biednego Joe Leuera. Zresztą cała ekipa gospodarzy grała naprawdę bardzo dobrze w ataku, a szczególnie dobrze wyglądała gra na pic&rollach. Do pełni szczęścia Kozłom brakowało tylko dobrej defensywy – co prawda i tak wyglądała ona nieźle i miała niezłe momenty, ale proste błędy czy brak zastawienia sprawiał, że Grizzlies mogli ponawiać akcje i ciągle utrzymywać się na minimalnym prowadzeniu. Na każdy zryw gości celnie odpowiadał jednak Giannis, który świetnie mijał rywali z obwodu i pewnie kończył kolejne akcje. Jego pojedynek 1 na 1 z Z-Bo był ozdobą tej czwartej części i obaj panowie wzięli ciężar zdobywania punktów na swoje barki.
Na trzy minuty przed końcem, ważną trójkę trafił Jerryd Bayless (po asyście Antka – wiadomo) i Bucksi znowu mieli oczko przewagi. Niesamowitym rzutem z jednej nogi popisał się Z-Bo, ale w obronie nie mógł ustać Giannisowi i młody Grek podniósł z krzesełek całą halę w Milwaukee, grając akcję 2+1 właśnie z Randolphem. Ostatnie dwie minuty to jednak serial błędów i niecelnych rzutów. Na 8 sekund przed końcem spotkania Grizzlies wygrywali 91-90, a na linii stanął Mike Conley, który dołożył jednak tylko jeden punkt do dorobku swojej ekipy. Ostatnia akcja należała więc do gospodarzy – piłkę w swoje ręce wziął Brandon Knight i zrobił to:
Sekundę mieli jeszcze goście na odwrócenie losów tego spotkania, ale zza łuku pomylił się Courtney Lee i trzecie w tym sezonie zwycięstwo Bucks stało się faktem. Oczywiście czapki z głów dla Knighta za tą ostatnią akcję (zresztą zapowiada się, że to może być jego sezon życia), ale warto pochwalić Pachulię, który zrobił swoje i postawił kapitalną zasłonę dla swojego rozrywającego.
Giannis Antetoukounmpo rzucił 18 oczek w dzisiejszym spotkaniu (12 w 4 kwarcie!!), co jest jego najlepszym wynikiem na boiskach NBA.
Jabari Parker wreszcie zagrał na ponad 50% skuteczności.
A Milwaukee Bucks naprawdę potrafią grać w koszykówkę.
Milwaukee Bucks 93-92 Memphis Grizzlies
(21-23, 23-28, 22-21, 27-20)
Bucks: Antetokounmpo 18, Knight 14, Parker 13, Ilyasova 11, Mayo 9, Henson 8, Dudley 5, Sanders, Pachulia i Marshall po 4, Bayless 3
Grizzlies: Randolph 22 (14 zb), Gasol 18, Lee 11, Prince 8, Conley 7, Allen 7, Pondexter 7, Leuer 6, Udrih 4, Koufos 2,
You must be logged in to post a comment.