W sobotni wieczór odbyło się jedno spotkanie NBA. Los Angeles Clippers podejmowali na własnym parkiecie Portland Trail Blazers i to podopieczni Doca Riversa zwyciężyli 106:102. Bohaterem meczu został J.J. Redick, który zdobył 30 punktów na niesamowitej skuteczności i pokazał, że może straszyć nie tylko na dystansie.
W pierwszej piątce Clippers nastąpiła mała zmiana, a mianowicie miejsce Matta Barnes’a zajął Jamal Crawford. Obie drużyny w pierwszej kwarcie grały na niebywałym procencie skuteczności. Blazers w pewnym momencie mieli 6/6 z dystansu, a pod koszem rządził i dzielił… Robin Lopez. Po drugiej stronie barykady Blake Griffin i J.J. Redick starali się utrzymać swój zespół w grze, bo przewaga gości sięgnęła w pewnym momencie kilkunastu punktów. Blake i Chris Paul często grali akcje pick and pop, które jeszcze w pierwszej kwarcie kończyły się najczęściej powodzeniem. Ostatecznie jednak pierwsze 12 minut padło łupem Blazers, którzy wygrali 38:33.
W kolejnej części gry skuteczność rzutowa trochę spadła, obie drużyny już z trudnością zdobywały swoje punkty. Nie był to na pewno mecz rezerwowych, ponieważ w tym elemencie gracze Terry’ego Stottsa wygrali zaledwie 13:5. Damian Lillard w tym sezonie chce udowodnić, że można go rozpatrywać w kategorii najlepszych rozgrywających ligi. W spotkaniu z Clippers zagrał bardzo dobrze (25 pkt, 7 zb. i 8 as.), a w okolicach triple-double znów zakręcił się Nicolas Batum (10 pkt, 8 zb. i 8 as.). Można śmiało powiedzieć, że zawiódł nieco LaMarcus Aldridge, który trafił 7 rzutów na 22 oddane. Do przerwy goście prowadzili 62:53, ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Nie wiem co Doc Rivers powiedział w przerwie swoim zawodnikom, ale ci w drugiej połowie zaczęli grać dziesięć razy lepiej w defensywie. W pierwszej kwarcie Blazers rzucili 38 punktów, a w całej drugiej połowie udało im się zdobyć 40 oczek. Run 14:0 pomógł graczom z Miasta Aniołów w objęciu prowadzenia. DeAndre Jordan wreszcie zdominował strefę podkoszową, a rzuty z dystansu przestały wpadać gościom. Griffin również nie miał najlepszego dnia (8/24 z gry), ale trafiał wtedy, gdy drużyna tego najbardziej potrzebowała. To samo możemy powiedzieć o Chrisie Paulu (szczególnie w czwartej kwarcie). CP3 zaliczył double-double (22 pkt i 11 as.) i był na parkiecie prawdziwym generałem.
Pewnie nie byłoby tego zwycięstwa, gdyby nie świetna postawa J.J. Redicka. Koszykarz, który do tej pory słynął głównie z biegania po zasłonach i oddawania rzutów z dystansu, dziś pokazał wszechstronną koszykówkę. Trafił 11 na 13 rzutów, łącznie zdobył 30 punktów i był po prostu „on fire” przez całe spotkanie. Końcówka była jednak nerwowa. Blazers zaczęli odrabiać straty za sprawą bardzo dobrej gry Lillarda, pojawiła się również skuteczna taktyka hack-a-Jordan. Przy stanie 104:102 gracze Portland wybronili rzut CP3 na 10 sekund przed końcem meczu i to miała być ich okazja do tego, aby doprowadzić do dogrywki lub wygrać to spotkanie. Tak się jednak nie stało za sprawą DeAndre Jordana, który genialnie zbił piłkę przy zbiórce do Jamala Crawforda i Clippers już swojej szansy nie wypuścili z rąk. Kibice w Staples Center obejrzeli bardzo ciekawe widowisko, ale co najważniejsze, zakończone zwycięstwem swoich ulubieńców.
Będzie ciężko w tym sezonie PTB.Na wynik z przed roku nie mają co liczyć. Ich ławka rezerwowych wygląda bardzo biednie.
Co będzie gdy kontuzji dozna LA lub Lillard?
Haha – przed tym meczem wszyscy chwalili PTB – a teraz po bardzo dobrym meczu – Clippers u siebie to jedna z najlepszych ekip. I tutaj takie bzdury :)