Warto zapamiętać to spotkanie, bo był to prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz na przestrzeni ostatnich jak i najbliższych dwóch, trzech lat kiedy Milwaukee Bucks przystępowali do pojedynku z OKC w roli faworyta. I to mimo tego, że rotacja Thunder liczy już 10 osób, bo do świata żywych wrócił dzisiaj Anthony Morrow, a Reggie Jackson pobił swój punktowy career-high w sezonie regularnym. Kozły jednak presję wytrzymały i odprawiły z kwitkiem swoich rywali, pokonując Grzmoty 85-78. Kolejny raz losy spotkania zmienili gracze rezerwowi Bucks, którzy brutalnie wykorzystali wszystkie problemy przeciwników i zapewnili sobie czwartą wygraną w tym sezonie.
Początki bywają trudne i to potwierdziło się dzisiaj w Bradley Center. Przez pierwsze dwie minuty obie ekipy licytowały się kto wypadnie gorzej w ofensywie i naprawdę rywalizacja w tej kategorii stała na najwyższym światowym poziomie. Błędy kroków, niecelne rzuty, obijanie się o własnych kolegów na zasłonach, Brandon Knight uderzający piłką w głowę Ersana Ilyasovę – po prostu spektakl. Dobra gra zaczęła się dopiero w połowie pierwszej kwarty, kiedy na boisku zameldowali się Kendrick Perkins i Zaza Pachulia. Mimo, że brzmi to pewnie jak słaba fabuła filmu sci-fiction, to właśnie rezerwowi centrzy obu ekip sprawili, że na boisku zaczęło się coś dziać, a defensywa po obu stronach zaczęła funkcjonować. Gospodarze mieli problem z zatrzymaniem Reggiego Jacksona (6 oczek w tej części) i Anthony’ego Morrowa, który swój powrót na parkiety NBA zaczął od dwóch celnych rzutów. Odpowiedzią na duet gości był tylko Brandon Knight, ale i on wstał wczoraj lewą nogą i jego cztery straty mocno przyczyniły się do tego, że po 12 minutach gry to Thunder prowadzili 22-15.
Chwilę później przewaga OKC wzrosła do 10 oczek, bo trójkę z tradycyjnie już, naburmuszoną miną trafił Reggie Jackson i mogło zacząć się wydawać, że nawet drużyna z Lancem Thomasem w pierwszej piątce będzie w stanie rozstrzelać defensywę Bucks. Larry Sanders był ciągle ustawiany do pionu przez Kendricka Perkinsa, a Reggie Jackson mijał pierwszą linię defensywy gospodarzy zawsze kiedy tylko miał na to ochotę. Obudził nam się jednak w ofensywie Giannis Antetokounmpo i po jego dunku przewaga Thunder zmalała do 6 punktów.
O przerwę musiał prosić Brooks i od tego momentu na boisku grali już tylko gospodarze. Łącznie Kozły zaliczyły run 12-2, a Zaza Pachulia praktycznie ośmieszał Stevena Adamsa, pokazując mu, że wzięcie udziału w akcji Movember i zapuszczenie wąsów, nie zrobiło z niego lepszego koszykarza. 6 punktów, 6 zbiórek i 2 asysty Gruzina wystarczyło, żeby w połowie drugiej ćwiartki na tablicy wyników pojawił się remis – po 31. Do końca już gra toczyła się kosz za kosz – goście mądrze wymuszali przewinienia, a Jabari Parker swoją akcją 2+1 sprawił, że Bucks wyszli na prowadzenie 41-38 i takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa spotkania.
Warto odnotować honorowe zachowanie Jeremy’ego Lamba, który postanowił w Milwaukee oddać hołd Bryantowi i na cześć jego dzisiejszego rekordu nie trafił żadnego rzutu z gry w pierwszej połowie (0/5), a w całym spotkaniu miał 2/13 i dołożył do tego 3 straty. Nie wiem czy o takich następcach marzył Bryant, ale liczą się chęci.
Trzecia kwarta była najciekawsza w całym spotkaniu, bo miło upłynęła nam dzięki strzeleckiemu pojedynkowi Jacksona z Knightem. Później do zabawy dołączył się O.J Mayo i przejął miano głównego aktora, aplikując dziewięć oczek w tej części gry. Cała trójka trafiała naprawdę ładne rzuty sprzed nosa rywali, a wynik ciągle kręcił się w okolicach remisu. Kolejny raz nieźle grał Giannis, który co prawda miał momenty mocnego zagubienia, ale w defensywie robił dzisiaj sporo dla swojej ekipy. Gospodarze zyskali nieco większą przewagę dopiero w końcówce, kiedy niezawodny Pachulia najpierw dołożył do dorobku Bucks 2 oczka, a chwilę później popisał się piękną asystą za plecami do Jerryda Baylessa. W ostatniej akcji jeszcze na równe nogi poderwał z krzesełek swoich kibiców Jabari Parker, który bardzo ładnie zablokował Kendricka Perkinsa i nie pozwolił rywalom na zmniejszenie strat. Po 36 minutach gry Kozły prowadziły 69-64.
Niestety w decydującej kwarcie wróciliśmy do zasad z początku spotkania i obie ekipy znowu zaczęły pudłować wszystko co tylko się dało. Jeremy Lamb dalej próbował spotkać się z obręczą, ale nie wchodząc chociażby nogą w pole trzech sekund, a OKC naprawdę mają sporo szczęścia, że solidarnie zachowali się gospodarze i postanowili także trafiać tylko wtedy, kiedy już było to konieczne (czyli przewaga topniała do 4 oczek). Oczywiście można się sporo nabijać z tego co działo się w pierwszej i czwartej kwarcie, ale defensywa Bucks z Sandersem, Giannisem i Jabarim pod basketem oraz Mayo i Knightem na obwodzie, kiedy rozłoży ręce nie wygląda wcale łatwo do przejścia. Sytuację ratował nieco duet Jackson-Ibaka, ale po oczkach pana Antoniego Bucks na 6 minut przed końcem spotkania wyszli na 11 punktowe prowadzenie, co przy dzisiejszej dyspozycji rzutowej Thunder, było dosyć bezpieczną zaliczką. Jak się potem okazało – nie dali sobie wyrwać tego prowadzenia już do końca i nawet trójka o deskę Smitha nie sprawiła, że goście nagle przypomnieli sobie jak się trafia. Bucks pokonują rywali 85-78 i tym samym wyrównują swój bilans zwycięstw i porażek.
Rezerwowi Bucks są obecnie najlepsi w lidze – zdobywają blisko 45 oczek w każdym spotkaniu i pod tym względem nie mają sobie równych w całej NBA. Oczywiście spora w tym zasługa Mayo i Giannisa, którzy ustępują miejsca w piątce chociażby Dadleyowi, ale przynajmniej widać w grze Kozłów różnicę, kiedy ci zawodnicy meldują się na boisku.
P.S Gdybyście spotkali dzisiaj na mieście Jareda Dudleya z piwem w ręce i chwalącego się wam, że zatrzymał Jeremy’ego Lamba na 2/13 z gry to mu nie wierzcie. To nie jego zasługa.
(4-4) Milwaukee Bucks 85:78 Oklahoma City Thunder (2-6)
(15-22, 26-16, 28-26, 16-14)
Bucks: Mayo 19, Knight 16, Giannis 14 (9 zb), Pachulia 8 (10 zb), Walters, Henson i Parker po 6, Sanders 4, Dudley 4,
Thunder: Jackson 29, Ibaka 14, Morrow 10, Perkins 7, 6 Lamb, Thomas 5, Smith 3, Adams (10 zb) i Telfair po 2
W tym sezonie nikt nie prezentuje się w Bucks (a może i w całej lidze:D) od Jareda Dudleya. Rzuca na skuteczności 36% (27% zza łuku) nic nie wnosi ani w obronie, ani w ataku, a tylko zabiera minuty Mayo/Giannisowi. Kidd powinien ogarnąć rotacje. Jak Parker ma się ogrywać i powoli przygotowywać się do „przejęcia” drużyny skoro w 4Q gra po 3-4 min na mecz.
PS- Poszukałbym chętnych na Knighta. Gość średnio się nadaje do tej drużyny. W ostatnich 3 meczach 17 strat, najgorszy +/- w drużynie (ponad -6), średnio 4 straty na mecz. Szukać wymiany! Nawet na sam pick + jakiś role player na PF lub C starczy.
Mam takie samo odczucie :) Jest takim piątym kołem u wozu – za słaby w obronie żeby bronić lepsze 2, za słaby koszykarsko żeby robić różnice na 3 i za słaby i za wolny żeby ogarniać na 4. Fajnie, że Mayo zrobił się takim 6th manem, ale za dużo chyba momentami gra Jared