1. NBA Finals 2009, Courtney Lee pudłuje i odbiera Orlando Magic szansę na sensacyjną wygraną w Staples Center
2. Miniona noc, konfrontacja Memphis Grizzlies z Sacramento Kings
Lee tym razem trafia a Grizzlies ogrywają Kings jednym punktem (111-110). Courtney pokonał swoje demony ;-)
Wykonczenie super i fajnie ze Lee zrobil to co mu nie wyszlo jako mlodzikowi. Druga sprawa to zegar, ktory moim zdaniem wlaczono za pozno. 0.3 to czas na najwyzej dotkniecie pilki a nie wymach rekami. Na wymach to przynajmniej 0.6-0.7. No ale takie zasady. Jest super buzzer beater.
Raczej demony w umysłach sędziów. 0.3 sekundy wg przepisów to tip-in, a nie złapanie piłki i rzut. Poza tym ktoś się mocno spoźnił z uruchomieniem zegara. Nie rozumiem jak można było to zaliczyć, szczególnie po powtórce wideo (chyba, że tego sędziowie nie mogli zakwestionować)…
NIgdy nie uważałem, że Lee jakoś to spierniczył. 0,6 sekundy to może dużo dla Wenty i naszych ręcznych ale Lee po prostu miał za mało czasu na celowanie. Wiedział, że musi tylko dotknąć piłki. Niby proste ale na tyle trudne moim zdaniem, że nie miałbym żalu.
BTW szacun dla Kings, bo rzucić 110 ptk Miśkom to nie lada sztuka.
Widać ze zegar za późno uruchomiony nie wiem jak można było to zaliczyć ale obrona Kings zachowała się fatalnie w ogóle jak można stracić taka wielką przewagę
Myślę, że CZAR Kings powoli pryska.
Ten gość chyba nigdy nie przestanie mi się kojarzyć z… Courtney Love…