Patrick Beverley, James Harden, Chandler Parsons, Chris Bosh, Dwight Howard. Tak w tym sezonie mogła wyglądać pierwsza piątka Houston Rockets. I to wcale nie w serii gier NBA 2K, czy też NBA Live. Był taki moment tego lata, kiedy Daryl Morey naprawdę mógł rozbić bank i Rockets byliby wtedy jednym z głównych, jeśli nie głównym faworytem do zdobycia tytułu.
Na papierze ta piątka wygląda super i choć wiem, że na boisku różnie to bywa, talenty tych zawodników uzupełniają się całkiem nieźle. To naprawdę mogłoby się udać, a przecież brakowało bardzo niewiele.
Po tym jak Lebron James zdecydował się na powrót do Cleveland, a Rockets nie byli wśród faworytów do wyciągnięcia z Nowego Jorku Carmelo Anthony’ego Daryl Morey skierował swoją uwagę w stronę Chrisa Bosha. Zaoferował mu maksymalny kontrakt i powiedział „sprawdzam”. Ze sportowego punktu widzenia to był najlepszy wybór, bo jeśli Bosh zdecydowałby się na przenosiny do swojego rodzinnego Teksasu (urodził się w Dallas), wtedy Rockets wyrównaliby ofertę kontraktu dla Parsonsa od Mavericks i dysponowaliby najlepszą pierwszą piątką w lidze.
Do gry wkroczył jednak Pat Riley i dał Chrisowi dodatkowe 30 milionów powodów do zostania na Florydzie. Ten piąty rok i 30 mln więcej w kontrakcie, a także cztery sezony spędzone w Miami, w mieście, które mu się bardzo spodobało, wystarczyły, żeby zatrzymać Bosha w Heat.
Jak powiedział jednak sam Bosh w rozmowie z Kenem Bergerem z CBS Sports.com był jeszcze jeden powód, dla którego podkoszowy Miami nie zdecydował się na powrót w rodzinne strony. Mianowice presja.
W Miami Bosh musi zmagać się z presją bycia pierwszą opcją zespołu, ale nie czarujmy się. Po tym jak odszedł James nikt nie wymaga od Heat świetnej gry. Wystarczy, żeby awansowali do play offów i wszyscy będą zadowoleni, co zresztą na nie powinno być trudne, biorąc pod uwagę, że Heat grają na Wschodzie.
W Houston ta presja byłaby większa. Powstałoby przecież kolejne Big3 i wszyscy oczekiwaliby, że Rockets awansują przynajmniej do finałów konferencji, a nawet dalej. Ponadto wszystkie media w Stanach przyglądałby się temu, co dzieje się w Houston i każda historia byłaby dokładnie prześwietlana i opisywana, a każde potknięcie wypominane. Brzmi znajomo? Oczywiście, że tak. Bosh przecież przechodził już przez to w 2010 roku, kiedy zdecydował się połączyć siły z James i Dwyanem Wadem.
– Wiedziałem, że ludzie będą myśleć, że to atrakcyjne miejsce – zdradził Chris, mówiąc o Houston i o tym, że większość NBA spodziewała się, że tam właśnie wyląduje. – Oni starali się wygrać od razu. I byłbym zadowolony, gdybym mógł tam być. Ale to nie gwarantuje niczego i wiem to. Wszystko co masz zagwarantowane to duża presja.
Mam lekki problem z tym co powiedział Bosh. Zdaję sobie sprawę, że 30 mln piechotą nie chodzi i ciężko zrezygnować z takich pieniędzy i wiem, że Chris podjął po prostu najlepszą decyzję dla siebie, ale wydaje mi się, że w NBA chodzi chyba o wygrywanie mistrzostwa. A na to miał dużo większe szanse z Rockets, niż teraz z Heat.
Wiem, że tak naprawdę swoje Bosh już zrobił. Zdobył dwa tytuły, rozwinął się bardzo jako zawodnik, dodając rzut z dystansu i stając się jednym z najlepszych graczy strech-four w lidze i że przyszła pora zapłaty.
Dalej jednak odnoszę wrażenie, kiedy czytam wypowiedź Bosha o presji, która towarzyszyłaby Rockets, że do jasnej cholery, przecież jesteś profesjonalnym koszykarzem, zarobiłeś już w swoim życiu mnóstwo pieniędzy i dodatkowo jeszcze ją zarobisz, i uciekasz od presji. Come on.
Trochę tego nie rozumiem i nie wiem, czy ta wypowiedź po prostu nie potwierdza opinii, jaka krążyła o nim w mediach swego czasu – że zwyczajnie Chris Bosh jest soft.
Nie każdy ma dusze fajtera. Bosh jej nie ma. No i co? No i nic!
Co do kaski. Jej nigdy za wiele.
Przykłady osób które po zakończeniu kariery nagle okazały sie bankrutami.
Zresztą nie na darmo powstał cytat z wzrastającym apetytem.
Nie chcę go bronić, ale może nad interpretujesz jego słowa, myślę że mógł mieć na myśli, że stworzenie BIg3 nie gwarantuje sukcesu, tylko presje. Po za tym:
„It’s incredibly difficult to win a championship,” Bosh told CBSSports.com. „I know that, and I know it’s a whole process.” – a nie tylko stworzenia 5 rodem z 2k15 oraz tak samo jak Steve Kerr wolał być bliżej rodziny:
„I’m familiar with people,” Bosh said. „I know how to get to work. And if there’s traffic, I know the shortcuts. It’s those small things that I really love about the city and I love about being comfortable that guided me back. And you know, if you can make a couple of dollars on the side, then it works out.”
No i najważniejsze: Nie dali mu możliwości być nawet drugą opcją, mówisz o jego ambicji? Tu jest gwiazdą numer 1, zaufali mu, postaw się w jego miejscu:
Więcej kasy, jestem pierwszą opcją, zadomowiłem się tu kontra:
Musimy wygrać już w pierwszym roku, bo Howard to dziecko i się obrazi (vide Lakers), a to nie udało się nawet z Lebronem i Wadem, który wiedział już jak zdobywać mistrzostwa.
Dla mnie, jak to amerykanie, mówią No Brainer.
Jako fan Houston oczywiście wolałbym go widzieć w Rockets, dodatkowo w mojej piątce marzeń to Ariza, a nie Parson by był ważniejszy, ale trudno, Houston ma dostatecznie dużo talentu, aby wygrać, brakuje tylko trenera.
Ps ktoś z dwoma misiami w Prime, nie powinien iść gdzieś jako trzecia opcja, to by był dla mnie brak ambicji
Zgadzam sie w 100% z TheGodnr12. Swoje wygral, moze nie ma potrzeby wiecej. Fajnie bedzie pokazac dziecdiom ze jest najlepszy w druzynie, moze dostanie jakias nagrode jak np dostal dla najlepszego gracza tygodnia. Po zakonczeniu bedzie mial statystyki na poziomie 23/8 a w Rakietach mialby cos w okolicach 16/5. Dla mnnie to ogromna roznica.
Zdecydowanie wolę 16/5 i dużo większe szanse na mistrzowski tytuł, niż 23/8 i pierwszą rundę play offów.
Oczywiście, że stworzenie Big3 nie gwarantuje sukcesu. I to proces, który musi potrwać, nawet jakby w Rockets była piątka Beverley, Harden, Parsons, Bosh, Howard.
Wypowiedź Bosha odbieram jako „Nie idę do Houston, bo tam będzie za duża presja, żebyśmy wygrali mistrzostwo, a tu w Miami mam spokój i nikt specjalnie tego ode mnie nie oczekuje”. Nie ma tu w ogóle mowy o jego ambicji i sam Bosh o tym też nie wspomina.
Poza tym doświadczenie, jakie zebrał Chris w Heat, kiedy grał z Jamsem i Wadem mogłoby zaprocentować, przy jego ewentualnej współpracy z Hardenem i Howardem.
Świetny artykuł! Doskonale się czyta. Fakty plus opinie. Co do Bosh’a to ostatnie zdanie, przedostatniego akapitu – samo sedno.
Nie wiem czemu, ale Bosh wzbudza moją sympatię…
Ma rację, ile w ostatnich latach było allstar teamów, które miały podbić ligę?
Nawet Heat nie udało się w pierwszym roku tego zrobić, musieli dorosnąć jako drużyna żeby wygrać.
Przez niego przemawia doświadczenie, kto jak nie on będzie wiedział lepiej czym pachną zespoły rodem z 2k15. Miami to świetne miejsce do grania, pod opieką Pata nie będzie mu źle, a i może znowu coś ciekawego wykombinuje…
Bardzo mi sie podoba traktowanie zawodnikow jak mieso :-) Idz do Houston i graj o mistrza. To nic ze w Miami masz rodzine, znajomych, ze Miami pomoglo osiagnac ci najwieksze sukcesy w zyciu a do tego pozwoli ci zarobic olbrzymie pieniadze i stawia cie w roli lidera na lata. Idz lepiej do Houston w ktorym jest kilku dobrych graczy i.. presja. I po kazdym meczu 3/17 z gry powiedza ze jest pussy i trzeba transferowac.
Bosh to nie Mike Miller który dołącza do Dream Teamów jako soldiny zadaniowiec. Nie popadajmy w paranoje z tym tworzeniem drużyn na misia.
Fakty są takie, że z Boshem mimo, byłaby jeszcze większa presja, a wyniki podobne. Nie ma się co oszukiwać dopóki Harden nie zacznie grać mądrzej, rzucać z lepszych pozycji, nie ukryje trochę ego, dopóty Rakiety w finale nie wystąpią.
Zgadzam się z Dawidem. Z Miami po odejściu LBJ nic nie zostało.Także jaj. Oczywiście jest Wade, przyszedł Deng ale to nie ci sami zawodnicy co kilka lat temu.
Rozumiem przywiązanie do pobliskiego sklepiku z nabiałem, dzieciaki chodzą do szkoły z kumplami zza płotu a żona ma przyjaciółkę na zakupy ale kariera zawodnika NBA trwa 15-20 lat i w czasie 10 lat grania na swoich wyżynach zawodnik powinien przeć do sukcesu. Na wygodne życie przyjdzie czas później. W Miami może zagrają w 1 rundzie PO, w Houston oczywiście nie ma nic pewnego ale NA BOGA – byłaby szansa na coś lepszego niż 1wsza runda…
Poza tym, w Houston każdy wysoki nauczy się czegoś nowego.Bosh juz nie chce się rozwijać, nie chce nic zdobywać. chce pykać w kosza rzucając 5/15, zebrac 6 piłek i przybic piatkę z agentem podczas inkasowania czeku….