Kozły z Milwaukee nie zwalniają tempa i wygrały swój drugi mecz z rzędu, tym razem pokonując na własnym parkiecie New York Knicks. Ostateczny wynik nie odzwierciedla jednak przebiegu tego spotkania, bo Bucks na własne życzenie doprowadzili do nerwowej końcówki – na starcie 3 kwarty prowadzili nawet różnicą 25 punktów i w pełni kontrolowali boiskowe wydarzenia. W końcówce jednak goście za sprawą tercetu Shumper-Anthony-Hardaway przycisnęli i byli o krok od wygrania tego pojedynku i odwrócenia losów dzisiejszej rywalizacji. Ostatecznie jednak wygrała chłodna głowa Jerryda Baylessa i dzięki jego trafieniom z linii rzutów wolnych, Bucks zaliczają na swoje konto szóstą wygraną w tym sezonie.
Jason Kidd ciągle zmienia wyjściowe ustawienie swojej ekipy i po ostatnim zwycięstwie w Miami postanowił, że Giannis Antetokounmpo zostanie w pierwszej piątce Bucks. Jak sam przyznał chce sprawdzić jak na dłuższą metę będą wyglądać od początku spotkania, obok siebie Jabari Parker i pan Antoni. Dla młodego Greka spotkanie to ma dodatkowy smaczek, bo w ubiegłym sezonie, a dokładniej w grudniu, właśnie przeciwko Knicks zaliczył swój pierwszy występ w wyjściowej piątce Kozłów i wtedy wypadł nieźle na tle Carmelo. Larry’ego Sandersa zastąpił dzisiaj Zaza Pachulia, a Jareda Dudleya, wracający do pierwszej piątki, Kyle Middleton.
Życie jednak zweryfikowało plany Jasona Kidda i Antetokounmpo złapał dwa przewinienia w półtorej minuty i na boisku musiał niestety zaprezentować nam się Dudley. Niestety, bo każdy kto oglądał już w tym sezonie Bucks wie, że w defensywie były kolega Marcina Gortata jest bardziej pozorantem niż realnym wzmocnieniem. Podobnie było dzisiaj i sprzed nosa trafiali mu Carmelo oraz Shumpert, ale na jego szczęście gospodarze byli dzisiaj zadziwiająco skuteczni z dystansu. Zza łuku dwukrotnie celnie rzucił Middleton, raz główny aktor dzisiejszego przedstawienia – Jared Dudley, a cztery oczka dołożył Jabari Parker i w połowie pierwszej kwarty to Bucks prowadzili 15-13. Dobrą robotę w pomalowanym wykonywał Samuel Dalembert, który rozdał dwie piękne czapy i skutecznie uprzykrzał życie pod koszem Pachulii. Szybko wstrzelił się dzisiaj Iman Shumpert – autor 11 punktów w tej części gry i to głównie na nim opierała się gra ofensywna Knicks. Do końca kwarty już gra toczyła się praktycznie kosz za kosz, a na celne rzuty Ersana Ilyasovy i O.J Mayo bez problemów odpowiadał Anthony. Po 12 minutach gry mieliśmy więc remis 30-30.
Obie drużyny postanowiły, że nie będą dzisiaj broniły i tutaj trzeba oddać co królewskie Dudley’owi, który po prostu wcielił się w tłum i nie chciał wychodzić przed szereg z defensywą. Lepiej szło mu za to w ataku, gdzie popisał się dwoma naprawdę niezłymi akcjami i razem z Ilyasovą, który miał 4/5 z gry, dokładali kolejne punkty na konto Bucks. Po stronie gości sporo ożywienia i skutecznych akcji wniósł Tim Hardaway Jr, dzięki czemu wynik ciągle oscylował w okolicach remisu. Gospodarze mogli liczyć na dobrze dysponowanego dzisiaj Mayo, a pod basketem trwała bardzo twarda walka na linii Pachulia – Stoudemire. Po punktach tego pierwszego oraz kapitalnej akcji Knight&Bayless, przewaga Kozłów urosła do rekordowych 10 oczek. Chwilę później kolejny raz w kontrze świetnie odnalazł się Jabari Parker i Derek Fisher musiał prosić o przerwę na żądanie, aby przerwać run rywali 24-6. Na nic się to jednak nie zdało, bo po powrocie na parkiet rządził i dzielił Brandon Knight, który najpierw trafił zza łuku, a potem obsłużył kapitalnym podaniem Parkera i do przerwy to Bucks wygrywali aż 66-49.
Drugą połowę akcją 2+1 rozpoczął Antetokounmpo i powiększył przewagę swojej ekipy do 20 punktów. Szybko przekonaliśmy się, że Knicks nie mieli zamiaru zmieniać swoich przedmeczowych założeń i bronili się przed defensywą jak przed ogniem, tylko nie jestem pewny czy Samuel Dalembert i jego koledzy ogarniali co dzieje się na boisku i wiedzieli, że ich sytuacja pogarsza się z każdą kolejną minutą. W każdym razie taką świadomość mieli gospodarze i spokojnie zdobywali kolejne punkty przewagi. Honor Knicks ratował Iman Shumpert, który jako jedyny dzisiaj potrafił zdobywać punkty na wiele sposobów i gdyby nie jego cztery celne rzuty to w połowie trzeciej części gry mielibyśmy już solidny blowout. W drugiej połowie tej ćwiartki troszeczkę obudzili się goście i złamali granicę 20 oczek, ale to nie zmienia faktu, że Amare Stoudemire przybijał piątki sam ze sobą:
W końcówce obrona z NY zaczęła mieć spore problemy z panem Antkiem, ale na ich szczęście zza łuku trafiali Prigioni oraz Hardaway, a Stoudemire czując, że zaczynam się z niego nabijać, zaliczył efektowny wsad nad Pachulią i zmniejszył straty swojej ekipy do 15 oczek. Bucks wygrywali więc już „tylko” 95-80, a goście byli lepsi w trzeciej kwarcie o 2 punkty (31-29).
Na starcie ostatniej kwarty dzisiejszego spotkania przypomniał o sobie Ersan Ilyasova i po jego 5 punktach wróciliśmy do stanu normalności czyli +20 dla Kozłów. Travis Wear raczej nie powiesi sobie nad łóżkiem plakatu Turka, bo Ilyasova ogrywał go dzisiaj w każdej możliwej sytuacji. Pobudka Stoudemire’a okazała się nieco dłuższa niż można było się tego spodziewać i center Knicks zdominował w tej części gry Pachulię, zbierając mu piłki znad głowy i dokładając kolejne punkty na konto swojej ekipy. Na 7 minut przed końcem meczu żarty się skończyły i goście przypomnieli sobie o grze w defensywie. Przewaga Bucks stopniała do 11 punktów, ale kolejna trójka Ilyasovy uspokoiła nieco sytuację w szeregach gospodarzy. Co by jednak nie mówić – w połowie czwartej kwarty Kozły wygrywały 108-96, a Knicks podświadomie zaczęli czuć, że mogą jeszcze w tym spotkaniu mieć swoją szansę.
I były to dobre przeczucia, bo podopieczni Jasona Kidda zaczęli pudłować nawet z otwartych pozycji, Amare wrzucił piąty bieg, a problemów z trafianiem nie miał za to Tim Hardaway Jr. Do tego przypomniał o sobie Carmelo Anthony i kiedy na zegarze widniały już tylko dwie minuty do końcowego gwizdka to przewaga gospodarzy wynosiła raptem 6 punktów. Chwilę później Shumpert zaprosił na plakat Giannisa, a Brandon Knght wymyślił sobie rzut z 8 metrów, który przestrzelił i w Bradley Center zaczęło robić się naprawdę gorąco.
W jednej z kluczowych akcji tego spotkania, Ilyasova świetnie zgubił na zasłonie Carmelo, potem nabrał go na pompkę i pewnym rzutem z połdystansu sprawił, że Knicks mieli już tylko 30 sekund na odrobienie sześciopunktowej straty. Po szybkiej akcji trzy oczka zdobył J.R Smith (no też się dziwie, że on dzisiaj grał), a z linii rzutów wolnych tylko jeden punkt dołożył Bayless. Chwilę później obrona Bucks zaspała i nie upilnowała Anthony’ego, który na 12 sekund przed końcem meczu sprawił, że było raptem 113-111 dla gospodarzy. Tym razem oba osobiste wykorzystał Bayless i ponownie Carmelo ograł Antetokunmpo dzięki czemu utrzymywał nam się status quo. Na zegarze zostawało jednak już tylko 6 sekund, kolejny raz Bayless wykorzystał rzuty wolne, a goście nie mieli już czasu i stało się jasne, że nie wyrwą już rywalom tej wygranej.
- Bucks pokonali Knicks 117-113 i w pełni zasłużyli na to zwycięstwo, ale nie mogą dopuszczać do takich końcówek jak dzisiaj, bo mieli już naprawdę ogromną przewagę i wystarczyło tylko mądrze i spokojnie utrzymać swoją dyspozycję.
- Nie wiem czy w tym sezonie da się lubić koszykówkę spod znaku Knicks, bo grają fatalnie i nawet te ostatnie 12 minut dzisiejszego meczu nie zmienia tego obrazu. Światełkiem w tunelu dla Fishere’a mogą być dzisiejsze dobre występy Hardawaya oraz Shumperta, ale jeśli jego podopieczni nie zaczną bronić to faktycznie skończą gdzieś w okolicach dna Wschodu.
- Hej, Milwaukee Bucks wygrali 2 mecz z rzędu i tym razem nie dali się ograć w końcówce i zrobić z siebie frajerów jak w pierwszym meczu sezonu przeciwko Hornets.
- Kibice Kozłów naprawdę mogą się cieszyć, bo ich ulubieńcy w tym sezonie będą z każdym meczem coraz lepsi. Z panem Antonim na czele.
(6-5) Milwaukee Bucks 117-113 New York Knicks (3-9)
(30-30, 36-19, 29-31, 20-33)
Bucks: Ilyasova 20, Pachulia 14, Knight 14, Giannis 13, Middleton 13, Parker 12, Mayo 11, Dudley 7, Henson 4
Knicks: Anthony 26, Hardaway Jr 24, Shumpert 21, Stoudemire 14, Prigioni 11, Smith 9, Wear 6, Dalembert 2
A w Milwaukee rośnie następca Giannisa, tylko jeszcze o tym nie wie:
NY przegrało żadna nowość