Jestem bestią! Anthony Davis musi powtarzać sobie te słowa co noc przed spaniem i z pewnością nie są to marzenia ściętej głowy. Davis gra najlepszą koszykówkę w lidze w tym sezonie, idzie po swoje pierwsze MVP w karierze i jedyne czego może mu do zdobycia tej nagrody zabraknąć to New Orleans Pelicans w Playoffs. AD zdominował kolejne spotkanie, przejął mecz koszykówki i postawił swoje warunki, którym nikt nie mógł dorównać, a jego Pelikany wygrały 106 – 94.
Początek spotkania zaczął się bardzo wyrównanie. Widać było, że długie ręce duetu Ajinca-Davis mocno przeszkadzają Jazz w przedostawaniu się pod strefę podkoszową i musieli odchodzić na dystans, skąd jednak skutecznie grali dzisiaj Trey Burke czy Gordon Hayward. Pojedyncze punkty zdobywał Eric Gordon oraz Anthony Davis i po pierwszej kwarcie mieliśmy bardzo otwarty wynik.
Druga kwarta już jednak kompletna dominacja Davisa, który grał skutecznie z każdego miejsca na boisku. Zatrzymywał rywali w obronie, a rozgrywający Pelicans wynagradzali go świetnymi dograniami w ofensywie, które wszystkie kończył. Zdobył kilkanaście punktów z rzędu dla swojej ekipy i wygrał drugą kwartę niemal w pojedynkę 32 – 17. Był do tego poniekąd zmuszony, gdyż poza nim koledzy mieli spore problemy w wypracowaniu sobie dobrej pozycji. Jrue Holiday wykorzystywał do 75% siłę i wielkość w graniu 1 na 1 z Trey Burke’iem. Następne 25% to niecelny rzut lub spotkanie się z blokiem.
Groźnie wyglądała pod koniec pierwszej połowy kontuzja Erica Gordona. Zawodnik został chwycony za prawe ramię, a po chwili złapał się za lewe z dużym grymasem bólu na twarzy. Wyglądało to na jakieś naciągnięcie/naderwanie mięśnia – Gordon nie wrócił już do końca spotkania na parkiet, a więcej o jego zdrowiu powinniśmy się dowiedzieć na dniach.
New Orleans Pelicans z ponad 20-punktową przewagą zaczęli się mocno rozluźniać w trzeciej kwarcie, którą grają najlepiej w całej lidze zdobywając w niej średnio 29 punktów na mecz. Dzisiaj było jednak inaczej i to rywale zaskoczyli Pelikany na rozpoczęciu drugiej połowy. Jazzmani zaczęli porywający run i zanosiło się na kolejny w tym roadtripie Pelicans comeback rywali (Portland, Denver). Świetnie wyglądał Gordon Hayward, który zdobywał punkty na przeróżny sposób, a bardzo aktywnie na deskach działał Derrick Favors, który wykorzystywał swoje rozmiary pod koszem Pellies i zdobywał łatwe punkty spod niego.
Monty Williams bardzo szybko zareagował i ponownie wprowadził do gry swojego lidera – Anthony’ego Davisa i kolejny raz mogliśmy oglądać popis zaledwie 21-letniego (SIC!) skrzydłowego, który zdobył kilka punktów z rzędu, a ludzie zebrani w EnergySolutions Arena momentami przecierali oczy.
Quin Snyder szalał na linii bocznej, a Monty Williams ze spokojem na twarzy czekał na końcową syrenę i w głowie miał już następny mecz, arcyważny, z Sacramento Kings. Pelicans wygrali spotkanie w Salt Lake City 106 – 94, ale stracili – nie wiemy na jak długo – Erica Gordona. Oznacza to, że więcej minut na parkiecie dostanie zdecydowanie Austin Rivers, a na wejście na parkiet liczyć może wreszcie Jimmer Fredette lub debiutant Russ Smith. Swoją drogą, Russ zagrał dziś 5 minut i był to jego drugi mecz w karierze NBA (w poprzednim zagrał zaledwie kilkanaście sekund).
„Pracowałem nad swoją grą w poprzednie lata bardzo dużo. Staram się zawsze mieć duży wpływ na grę. Zagraliśmy dzisiaj na mnie wiele różnych rzeczy – wrzutka, mid-range, post-up – każde rozwiązanie i nad każdym ciężko ostatnio pracowałem. Mam więc dużą pewność siebie i wiem, że mogę tam wyjść i zagrać na 100%, każdej nocy.” – mówił po meczu w szatni Anthony Davis.
Obok Davisa dobrze zagrał Jrue Holiday, który jest jednym z najbardziej inteligentnych młodych rozgrywających. Miał 19 punktów, 9 asyst i 6 zbiórek. Znakomicie zna rywali i widać jak studiuje grę zawodników, z którymi stanie na parkiecie. Monty Williams ma do niego tak wielkie zaufanie, że nie boi się stawiać go na znacznie wyższych zawodników, którzy mają piłkę w ręce, wówczas Jrue utrudnia im życie. Duet Davis-Jrue to zdecydowanie jeden z najlepszych defensywnych duetów inside-outside w lidze.
„On po prostu potrafi wszystko. Przebija wszystkich wszystkim, czym inni chcą przebijać innych. Gdy tylko na chwilę go odpuścisz, on odskoczy i zagra na półdystansie, co jest dla niego łatwizną. Możecie mu związać oczy, ale on i tak wszystko będzie trafiał. Następną rzeczą pewnie będzie rozszerzenie gry do rzutu za trzy punkty…” – o Davisie mówił Jrue Holiday.
Słabiej zagrał dziś Tyreke Evans, który był 4-13 z gry i zdobył skromne 9 punktów, 3 asysty i 7 zbiórek. Kolejny słabszy dzień miał Ryan Anderson, który przeżywa niemały kryzys rzutowy – trafił dzisiaj tylko 2 na 15 rzutów i miał 5 puntów i 6 zbiórek. Strach pomyśleć jaki mielibyśmy dziś wynik, gdyby trafił chociaż połowę z rzutów, które normalnie trafia z łatwością.
Dla Utah Jazz najlepiej zagrał wspominany Gordon Hayward, który rozgrywa świetny sezon i kolejny raz stara się udowodnić, że pieniądze, które zgarnął przed sezonem są zasłużone. Zaaplikował 31 punktów, zebrał 8 zbiórek i rozdał 3 asysty. Był też solidny z gry, 9-16. Obok niego skuteczny był również Trey Burke (8-12) i zdobył 20 „oczek” oraz 4 asysty, słabo wyglądał jednak w obronie. 13 punktów i 11 zbiórek zdołał zdobyć przy Anthonym Davisie Derrick Favors.
Oby był z niego lepszy Camby niż Camby :)