W piątek kibice NBA już o godzinie 19:00 mogli obejrzeć pierwsze spotkanie. W TD Garden miejscowi Boston Celtics podejmowali Chicago Bulls. Mecz obfitował w wysokie prowadzenie gospodarzy, a goście przez prawie cały pojedynek musieli odrabiać straty po to, aby w końcówce wykazać się większym doświadczeniem i wygrać 109:102. Dominacja Bulls na tablicach, mądra gra w końcówce i kluczowe akcje rozegrane na plus zadecydowały o końcowym zwycięstwie.
Joakim Noah i Derrick Rose powrócili do pierwszego składu Bulls po drobnych problemach ze zdrowiem. Goście byli faworytami pojedynku z Celtics, ale początek meczu zupełnie na to nie wskazywał. Gospodarze rozpoczęli dobrze to spotkanie na dystansie (3/4 zz łuku) i przy stanie 19:14 trener Tom Thibodeau poprosił o przerwę na żądanie. Zawodnicy z Bostonu grali jednak bez kompleksów i „siedział” im rzut (10/15 z gry). Z kolei Byki nie potrafiły złapać odpowiedniego rytmu. Rzuty forsował Pau Gasol, często akcje były kreowane pod niego, ale Katalończyk był dobrze kryty przez podkoszowych Celtics. Pierwsza kwarta wyraźnie wypadła na korzyść Bostonu, a w zdobyczach punktowych przewodzili: Sullinger, Bradley oraz Bass.
Kolejna część gry to zazwyczaj pokaz umiejętności graczy rezerwowych. Dobrą jakość wniósł Aaron Brooks, ale zmiennicy w ekipie gospodarzy nie dawali za wygraną. Dwucyfrowa przewaga Celtics wciąż się utrzymywała (nawet 16 punktów różnicy), a po stronie gości nie było odpowiedzi. Słabo rzucał Gasol (4/12), nie rzucał się w oczy Rose. Za to w końcówce kwarty dał o sobie znać Mirotić, który jest kluczowym elementem układanki Toma Thibodeau. Najpierw trafił za trzy punkty, a po chwili zanotował przechwyt i asystę do Jimmy’ego Butlera. Po tej akcji szkoleniowiec gospodarzy musiał poprosić o przerwę, bo przewaga jego zespołu zmalała do 9 „oczek”. Na niewiele się to zdało, bo Chicago odrobiło jeszcze trzy oczka i ekipa z Bostonu do przerwy prowadziła 60:54. Trzeba podkreślić świetną grę zmienników w drużynie gospodarzy, którzy łącznie zdobyli 29 punktów przy 16 zespołu Byków. Z drugiej strony aż 15 fauli i kłopoty w tym elemencie Zellera, Greena i Olynyka, którzy mieli po trzy przewinienia.
Już nie raz byliśmy świadkami, że kilkanaście minut przerwy potrafi zdziałać cuda. Wydawało się, że tym razem będzie podobnie, bo gracze z Wietrznego Miasta agresywnie rozpoczęli trzecią kwartę. Szczególnie Derrick Rose, który zdobył pierwsze 9 punktów dla swojej ekipy, a łącznie 12 w kwarcie. Poziomem dostosował się Butler, który po raz kolejny udowodnił, że jest bardzo dobry w wymuszaniu przewinień. Przewaga Celtics była niewielka, ale brakowało gościom kropki nad „i”. W efekcie Jared Sullinger trafił z dystansu prawie równo z końcową syreną i status quo po 12 minutach został zachowany. Wciąż sześć punktów różnicy.
Najlepsze miało jednak dopiero nadejść. Po akcji 2+1 Brooksa goście wreszcie wyszli na prowadzenie 92:91. Byki świetnie rozpoczęły ostatnią część gry, zaliczyli run 11:2. Wydaje mi się, że za mało wykorzystywany był Avery Bradley, który dobrze się czuł tego dnia i mógł oddać kilka rzutów więcej. Na miano bohatera meczu zasłużył sobie pewnie Joakim Noah, o którym będzie trochę więcej za chwilę, ale z pewnością nie ze względu na spudłowany wsad bez żadnego obrońcy w pobliżu. Rzadko zdarzają się takie rzeczy Francuzowi. Przez kilka chwil na parkiecie trwała prawdziwa niemoc strzelecka. Szczególnie wśród gości, którzy nie trafiali z czystych pozycji. Na trzy minuty przed końcem Sullinger zaliczył akcję 2+1 i mieliśmy remis – 100:100.
Z kolei na minutę przed końcem Rajon Rondo nie trafił dwóch rzutów osobistych, ale szczęśliwie piłka została po stronie gospodarzy. Na nic się to jednak zdało, bo wszystko zmieniało się, jak w kalejdoskopie i po faulu rozgrywającego Celtics, na linii rzutów osobistych stanął Jimmy Butler i nie pomylił się. Następna akcja była kluczowa. Noah zablokował rzut Turnera, by za chwilę po akcji pick and pop dał swojej drużynie cztery punkty przewagi (102:106) na 24 sekundy przed końcem. Celtics rozegrali końcówkę spotkania najgorzej jak mogli. Na linii rzutów wolnych stanął za chwilę Sullinger i spudłował obie próby. Po zbiórce Gasola było jasne, że Bulls sięgną po 10. zwycięstwo w tym sezonie. W czwartej kwarcie goście w rzutach za jeden punkt mieli bardzo dobrą skuteczność (10/11), a z kolei gospodarze fatalną (1/5). W dodatku gracze Bostonu pozwolili aż na 18 zbiórek ofensywnych! Popełnili także 30 fauli, co skutkowało tym, że Chicago wykonywało aż 37 rzutów osobistych, trafiając 30 z nich. Nie da się ukryć, że Bulls wygrali doświadczeniem i świetnie rozegraną czwartą kwartą. Celtics pokazali, że mają potencjał, ale na potentata to za mało.
Boston Celtics (4-9) – Chicago Bulls (10-6) 102:109
(35:24, 25:30, 31:31, 11:24)
Celtics: Sullinger 23 (10 zb.), Bradley 18, Bass 16 (9 zb.), Turner 13, Green 10, Rondo 8 (7 zb. i 9 as.), Zeller 6, Olynyk 4, Thornton 2
Bulls: Butler 22, Rose 21, Gasol 15 (15 zb.), Noah 15 (14 zb., 6 as. i 6 bl.), Brooks 15, Mirotić 13 (8 zb. i 5 bl.), Dunleavy 4, Hinrich 3, McDermott 1
Fajny mecz,a dodatkowo byki wygrały.Dobrze było zobaczyć Rose’a bez kontuzji w meczu.Dużo piłek dostawał Gasol co po pewnym czasie wydaje mi się nie było dobre bo raz że był dobrze broniony a dwa że pa paru akcjach było widać że dużo go kosztują takie przepychanki.Super zagrał Mirotic będzie z niego dobry grajek czego nie moge powiedzieć o Snell’u kompletnie nic nie pokazuje.fakt dostaje mało minut ale rzut ma fatalny,bronić też nie broni jakoś rewelacyjnie,nie atakuje obręczy,chyba nic z niego nie będzie w Chicago.Butler na swoim poziomie,ładnie wymuszał faule,dzisiaj czytałem że odrzucił oferte 4/40mln,po takim początku sezonu dostanie napewno większą kase,czy jest warty takiej kasy jak dostał Klay Thomson?czy może być lepszym graczem niż Klay,kogo byście wybrali do swojej drużyny?
Byczki po raz kolejny męczyły się ze słabą drużyną. – tak powinien brzmieć tytuł.
Przy takiej grze jakoś nie widzę szansy nawet na finał konferencji.
Wszystko fajnie, mecz zajebisty dużo walki i wogóle. ale co ten Noah może wk****ać z tym swoim darciem japy po każdym kontakcie z piłką czy też faulu. Szkoda że Celtics nie potrafili kontrolować meczu przy swojej przewadze. Go Celtics!
Kolor strojów Celtics sprawił, że chwilowo zaniemówiłem…prawie jak Spurs z zielonymi wstawkami. Ktoś chyba przekombinował…