Czy potraficie sobie wyobrazić NBA Finals, w których na przeciwko siebie stają Milwaukee Bucks i Minnesota Timberwolves? Sytuację, w której zawodnicy ubrani w stroje tych zespołów odbierają trofeum Larry’ego O’Briena, oblewają się szampanem w szatni i jadą przez miasto odkrytym autobusem podczas parady mistrzowskiej? Takie obrazy możemy uznać za przejaw zbyt wybujałej wyobraźni, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że Bucks ostatni raz grali w Finałach w 1974, a w Minneapolis decydującą o tytule mistrzowskim serię oglądano ostatnio za czasów, gdy jeszcze grali tam Lakers.
Ale kto wie, być może rywalizacja, która zdefiniuje NBA w okresie przełomu drugiej i trzeciej dekady XXI wieku prowadzi właśnie przez te dwa miasta. Być może jej zalążek i rozpoczęcie jej na najwyższym poziomie rozgrywek oglądaliśmy w poprzednią środę. Milwaukee Bucks przyjechali do Minnesoty, a na przeciwko siebie po raz pierwszy w zawodowej karierze stanęli Jabari Parker i Andrew Wiggins. Wprawdzie nie bezpośrednio, bo debiutanci kryli siebie nawzajem tylko po mismatchach lub w pojedynczych posiadaniach. Bucks Parkera pewnie wygrali spotkanie 103-86, a ich wielka nadzieja zdobyła 11 punktów, zebrała 7 piłek i rozdała 3 asysty. Wiggins odpowiedział na to 14 punktami, 8 zbiórkami, 4 asystami i fantastycznym blokiem na swoim rywalu. Na przestrzeni całego spotkania chciał on udowodnić, że jest lepszy od Parkera, grał ze sporą energią, ale okupił to też 6 stratami. Tymczasem Jabari, tak jak nas do tego przyzwyczaił, zachwycał swoim spokojem i wyrachowaniem w grze, nie próbując niczego na siłę udowadniać i podchodząc do tego spotkania jak do każdego innego.
Nie było to pierwsze spotkanie obu pierwszoroczniaków. Wcześniej zmierzyli się oni podczas serii Champions Classic w NCAA. Uniwersytety Kansas i Duke walczyły ze sobą na inaugurację sezonu NCAA, 12 listopada 2013 roku. Jabari zwyciężył w bezpośredniej rywalizacji zdobywając 27 punktów i zbierając 9 piłek, podczas gdy Andrew miał 22 punkty i 8 zbiórek. Jednak to Jayhawks wygrali spotkanie 94-83, odjeżdżając rywalom w samej końcówce.
Pojedynków na takim poziomie musimy spodziewać się więcej. Parker i Wiggins to jedni z najbardziej utalentowanych graczy w lidze, a ich rywalizacja, czy to o nagrody MVP czy o tytuły mistrzowskie może być porównywana do pojedynków LeBrona Jamesa z Kevinem Durantem. Pierwszy rozdział tej sagi to rywalizacja o nagrodę Rookie of the Year, w której Parker powoli zaczyna odjeżdżać Wigginsowi.
1. Jabari Parker (Bucks) – 12.4 punktów, 6.2 zbiórek, 1.7 asyst, 1.4 przechwytu w 30.0 minut gry
W poprzednim tygodniu: 1
Wrócił na pozycję najlepszego punktującego wśród pierwszoroczniaków, dzięki świetnym występom z Cavaliers i Rockets. Zaczął grać jeszcze mądrzej i jeszcze bardziej jak weteran, parokrotnie świetnie przeczytał obronę przy przechwytach. Coraz lepiej dzieli się piłką, w spotkaniach z Rockets i Pistons zanotował 5 asyst. We wczorajszym spotkaniu z Cavs zdobył 22 punkty, trafiał trudne rzuty (z meczu na mecz jego jump shot wygląda pewniej, po tym jak kompletnie nie siedział na początku sezonu) i dał nam kolejny pokaz swoich umiejętności i powód do zachwytu. Trzeba tylko przymknąć oko na to, że krył go Kevin Love.
2. Andrew Wiggins (Timberwolves) – 11.8 punktów, 3.6 zbiórek, 1.1 asyst, 1.1 przechwytu w 28.6 minut gry
W poprzednim tygodniu: 2
Przeciętny tydzień w wykonaniu Wigginsa. Jego najlepszym meczem był ten wcześniej wspomniany z Bucks, poza nim tylko z Clippers zagrał solidnie (14 punktów). W innym spotkaniu w LA młodego przeszkolił Kobe Bryant, który ograniczył poczynania Wigginsa do skuteczności 1/6 z gry i 3 punktów.
3. K.J. McDaniels (76ers) – 10.2 punktów, 3.5 zbiórek, 1.1 asyst, 1.3 bloku w 24.3 minut gry
W poprzednim tygodniu: 4
Czy oglądanie spotkań drużyny, która wszystko przegrywa, może wywoływać jakikolwiek uśmiech na twarzy? Tak, jeśli gra w niej K.J. McDaniels. Z szeroko otwartą gębą oglądałem jego popisy podczas spotkania z Mavericks – 21 punktów, 13 zbiórek, 2 bloki, 2 trójki, 9 zbiórek ofensywnych i putback nad Brandanem Wrightem. Mecz wcześniej – 18 punktów, 6 zbiórek przeciwko Nets. Po raz kolejny McDaniels pokazał swój atletyzm i niesamowitą energię, którą wnosi na parkiet, dzięki czemu pracuje na pozycję mojego ulubionego gracza w tej klasie. Będąc wybranym z #32 numerem.
4. Nerlens Noel (76ers) – 7.9 punktów, 6.5 zbiórek, 1.6 asyst, 1.6 przechwytu, 1.3 bloku w 30.5 minut gry
W poprzednim tygodniu: 3
Solidny tydzień Noela. Bez szału, ale też nie było źle. W spotkaniu z Nets miał 6 punktów, 5 zbiórek i 3 przechwyty, później w spotkaniu z Mavs flirtował z double-double (10 punktów, 9 zbiórek). Przeciwko Spurs pauzował. Zwłaszcza dobrze wygląda rzutowo – trafił 25 z ostatnich 43 prób z gry w ostatnich 6 meczach.
5. Bojan Bogdanovic (Nets) – 9.9 punktów, 2.7 zbiórek, 1.1 asyst w 31.1 minut gry
W poprzednim tygodniu: 5
Gdyby w tym rankingu brać pod uwagę tylko spotkania rozgrywane u siebie, Bogdanovic już dawno odjechałby konkurencji. W meczach na Brooklynie zdobywa średnio 15.0 punktów, 4.1 zbiórek i trafia ze skutecznością 53.9% z gry i 42.1% zza łuku. Na wyjazdach te średnie spadają do 5.9 punktów, 1.6 zbiórek i skuteczności 29.7% z gry i 18.5% za trzy. Chyba nawet sam Serb nie ma pojęcia dlaczego tak się dzieje. Ma za sobą kolejny solidny tydzień, z dobrymi występami przeciwko Bulls (13 punktów, 5 zbiórek, naturalnie mecz odbywał się w Barclays Center) i Knicks (10 punktów). Wczorajsze spotkanie w Madison Square Garden to dopiero drugi mecz wyjazdowy, w którym Bogdanovic przekroczył barierę 10 „oczek”.
6. Nikola Mirotic (Bulls) – 7.1 punktów, 4.8 zbiórek, 1.1 asyst w 17.5 minut gry
W poprzednim tygodniu: 9
Czarnogórzec z hiszpańskim paszportem z meczu na mecz zdobywa coraz większe uznanie trenera Toma Thibodeau i wszystkich obserwatorów. Wygrywa też rywalizację europejskich „czwórek”, które w tym sezonie debiutują w NBA. Korzystając z nieobecności Taja Gibsona, Mirotic gra spore minuty i notuje świetne statystyki. Przeciwko Celtics zdobył 13 punktów i zebrał 8 piłek, z Nets zrobił double-double z 12 „oczkami” i 12 zebranymi piłkami, a w meczu z Mavs miał 15 punktów. Bulls nie odczuwają też braku obecności Gibsona w obronie, bo Mirotic bardzo dobrze broni i w większym czasie gry sporo blokuje (1.8 bloku PER-36). 5 czap rozdał Celtom, dwie graczom Mavericks. Thibs będzie musiał zmierzyć się ze sporym bólem głowy, gdy przyjdzie mu do ustalania rotacji przy powrocie do gry Gibsona.
7. Elfrid Payton (Magic) – 6.6 punktów, 3.5 zbiórek, 5.0 asyst, 1.4 przechwytu w 24.2 minut gry
W poprzednim tygodniu: 6
Chyba udało mu się pokonać Luke’a Ridnoura w walce o minuty. Ma za sobą kolejne solidne występy, robi to co do niego należy – rozgrywa i broni, w żadnym stopniu nie jest nastawiony na zdobywanie punktów. Co nie zmienia faktu, że 38% z gry w tym sezonie to pierwsza rzecz do poprawy. Najlepszy występ ostatniego tygodnia to spotkanie z Warriors u siebie, które skończył z 13 punktami i 5 asystami, a także wskaźnikiem +/- na poziomie +14. Wciąż ma problem ze stratami (2.4 na mecz), ciągle zdarzają mu się głupie podania, których być nie powinno.
8. Kostas Papanikolaou (Rockets) – 6.1 punktów, 4.3 zbiórek, 3.1 asyst w 25.5 minut gry
W poprzednim tygodniu: 7
Grek wciąż ma wahania formy i nie potrafi się wstrzelić. Zdobył 12 punktów przeciwko Bucks, po tym jak wcześniej miał tylko 2 „oczka” przeciwko Clippers i 5 przeciwko Kings. Za to jest stabilizacja jeśli chodzi o asysty. 5, 4 i 4 w tym tygodniu. Papanikolaou w końcu ogarnął się też ze stratami i nie zanotował żadnej w spotkaniu z Kings i tylko jedną przeciwko Bucks. I pokazał, że potrafi skakać, efektownie dunkując w spotkaniu w Milwaukee.
9. Zach LaVine (Timberwolves) – 7.5 punktów, 2.0 zbiórek, 2.4 asyst w 20.7 minut gry
W poprzednim tygodniu: –
LaVine zaczął dostawać swoje szanse od Flipa Saundersa po tym jak kontuzji doznał Ricky Rubio. Grał przeciętnie, poza kilkoma efektownymi akcjami nie pokazywał niczego ciekawego. Sporo pudłował, trafiając słabe 40.7% z gry i 25.0% za trzy. Eskplozja i popis nastąpił w piątek, w meczu z Lakers. LaVine wrócił na stare śmieci (grał na uniwersytecie UCLA) i zagrał najlepsze spotkanie w swojej krótkiej karierze, które było też najlepszym indywidualnym występem debiutanta w sezonie. 28 punktów, 5 asyst, 11/14 z gry. Trafiał na nieszczęsnym dla siebie w tym sezonie półdystansie, a kilkakrotnie pokazał też swój atletyzm.
10. Shabazz Napier (Heat) – 6.8 punktów, 2.6 zbiórek, 2.2 asyst w 23.0 minut gry
W poprzednim tygodniu: 8
Ograniczył straty, które wypominałem mu tydzień temu i w dwóch meczach poprzedniego tygodnia stracił tylko jedną piłkę. Nie poszły za tym inne jego osiągnięcia w spotkaniach z Knicks i Wizards, bo Napier zagrał dwa słabe spotkania. W Nowym Jorku nie zapunktował ani nie asystował, z Wizards zdobył 6 punktów i miał 2 asysty, ale spudłował też wszystkie 5 rzutów za trzy i w żadnym stopniu nie pomógł w tym meczu swojej drużynie.
Wypadli:
Dante Exum (Jazz) – 4.7 punktów, 1.5 zbiórek, 2.2 asyst w 18.0 minut gry
W poprzednim tygodniu: 9
Poczekalnia:
PJ Hairston (Hornets) – 6.3 punktów, 1.9 zbiórek, 0.7 asyst w 16.1 minut gry
Tarik Black (Rockets) – 4.3 punktów, 5.2 zbiórek, 0.3 asyst w 17.0 minut gry
Damjan Rudez (Pacers) – 4.8 punktów, 0.6 zbiórek, 0.8 asyst w 16.5 minut gry
James Ennis (Heat) – 3.6 punktów, 2.4 zbiórek, 0.8 asyst w 13.6 minut gry
najbardziej zawodzi mnie Doug McDermott. Mial byc prawdziwą strzelbą a narazie nie odpalił. Fakt faktem ciezko o minuty pierwszoroczniakowi w rotacji Thibsa. Trzymam za niego kciuki
To jego 1 sezon więc i tak ma farta że gra(ł).
Doug w tym roku gra 11.6 min
Butler w sezonie grał 8.5 minuty.
A Mirotic? Od MVP ligi Hiszpańskiej chyba powinno sie trochę oczekiwać?
W końcu nie jest nieopierzonym młokosem jak Doug tylko koszykarzem z poważną przeszłością.
Dlatego też dostaje więcej minut i nie nosi plecaczków Hello Kitty. :-)
Z racji drużyny oczywiście kibicuję Miroticiowi i McDermottowi, ale bacznie przyglądam się grze LaVine’a. Zwróćcie uwagę, że jak tylko trener pozwala mu grać na pozycji PG a nie SG to od razu ma lepsze wyniki. Chłopak nie jest strzelcem, tylko kreatorem gry. Choć oczywiście punkty zdobywać powinien i jak widać może… Gdy więcej od niego zależy to i wyniki są zaraz lepsze. Mam nadzieję, że go nie zmarnują zmuszając do grzania ławy.
Miasto braterskiej miłości ma co prawda teraz tragiczne wyniki, ale to młodziutki zespół w przebudowie. Jak wszyscy młodzi zaczną wreszcie grać (będą zdrowi) i zrobią postępy, to będzie całkiem obiecująca ekipa. Na środku Embiid (oby był wreszcie zdrowy), PF Noel, SF MCDaniels, PG M. Carter-Williams, SG Wroten. Są młodzi i nieopierzeni jeszcze, ale potencjał mają. No i przy obecnej grze jest duża szansa, że Philadelphia wyhaczy z draftu 2015 znowu dwóch ciekawych graczy… Ciekaw jestem, czy będą czekać na ich rozwój, czy będą chcieli przehandlować zdolnych młodziaków za jakiegoś All-Stara.
A gdzie „ciekawostki.. „??????
A ja wciąż jestem rozczarowany tą klasą. Śledziłem cały ten hype i mocno się nastawiłem na tych graczy wierząc, że jest tam nowy LeBron, Blake, Melo, Durant… Tymczasem nikt tak naprawdę nie odpalił (jeszcze). Oczywiście ich jeszcze nie skreślam – w końcu zawsze może pojawić się nowy Kobe ;) (który też na początku był mocno przeciętny). Ale wracając do naszych debiutantów – średnie około 10pkt/mecz? C’mon! Przypomnę średnie z rookie season wymienionych:
Durant 20.3 pkt 4.4 zb. 2.4 ast. 43% z gry (szału nie ma ale jest naprawdę nieźle)
LeBron 20.9 pkt 5.5 zb. 5.9 ast. 1.6 stl. 42% z gry (nieźle)
Blake 22.5 pkt 12.1 zb. 3.8 ast. 51% z gry (to jest gotowy zawodnik)
Melo 21.0 pkt 6.1 zb. 2.8 ast. 1.2 stl. 43% z gry (nieźle)
i nie mówię tu o panach typu:
Robertson 30.5 pkt 10.1 zb. 9.7 ast. 47% z gry 82% FT (NBA 2k)
Wilt 37.6 pkt 27.0 zb. 2.3 ast. 46% z gry (wyprzedzał swoje czasy)
Jabbar 28.8 pkt 14.5 zb. 4.1 ast. 52% z gry (szybko się zadomowił w lidze)
przykłady które podałem były pierwsze z brzegu, było mnóstwo średnich zawodników którzy mieli świetne rookie season.
Wychodzi na to, że dzisiejsi zawodnicy po prostu nie są przygotowani do NBA. Mają talent ale nie są gotowi. Powinni siedzieć dłużej na uczelni (nawet Bron mógłby się coś nauczyć w collegu).