CELTICS (7-13) – HORNETS (6-15) 87:96
Kolejny mecz i podobna porażka ekipy Brada Stevensa. Niemal tradycją tego sezonu staje się, iż bostończycy prowadzą po pierwszej połowie i grają świetne 24 minuty , po czym tracą kontrolę nad spotkaniem i przgrywają je w końcówce. Nie inaczej stało się podczas konfrontacji z Hornets, w której prym wiódł ex gracz Zielonych, Al Jefferson. Big Al zagrał topowe spotkanie swojego sezonu, trafiając 9 z 14 rzutów z gry, dokładając 14 zb do swojego dubletu. Obie drużyny nie imponowały skutecznością trafiając odpowiednio na 41 i 43%. Rzuty za trzy punkty nie były mocną stroną żadnej z ekip (5/23 Celtics oraz 3/14 Hornets). Trzecią kwartę Celtowie wygrali 29-18, by kolejne 12 minut przegrać 21-33. Kluczowe 12 minut odbywało się pod dyktando Big Ala zdobywającego 11 pkt ze swoich 23. W ostatnich dwóch minutach Al popisał się celnym lay upem a swoje ważne punkty zza łuku dorzucił Kemba Walker (18pkt i 7as).
Najlepsi strzelcy: Thornton 16, Green 16, Zeller 13, Rondo 12+10as oraz Jefferson 23+14zb, Walker 18, Stephenson 13
PACERS (7-15) – CLIPPERS (16-5) 96:103
Wydawało się po pierwszej kwarcie, iż goście wygrywający pierwszą kwartę 33-25 moga zdominować spotkanie w Indianie. Gospodarze mogli jednak liczyć na CJ Milesa , który rozgrywał mecz swojego życia, a jego 30 pkt (11/22) pozwoliło Pacers na powrót do gry w trzeciej odsłonie (28-16). Milesowi z pomocą przyszli Lavoy Allen (14pkt i 13zb) oraz Louis Scola (12pkt i 14zb), ale to nie oni okazali się kluczowymi zawodnikami meczu, a Jamal Crawford. Czołowy rezerwowy NBA znów pokazał pewną rękę i na niespełna 3 minuty przed końcem meczu, oddał trafienia (za trzy i za dwa), który pozwoliły gościom podążyć w kierunku 9 z rzędu wygranej… zbalansowany atak Clippers i sześciu graczy z podwójnymi zdobyczami punktowymi odparło pogoń rywala, pieczętując wyjazdową wygraną. Świetnie statystyki zanotował DeAndre Jordan, który nazbierał aż 19 piłek (season high). Ławka Pacers, dzięki Milesowi zdobyła rekordowe dla siebie 66 punktów w sezonie, a mimo to była zmuszona uznać wyższość rywala z L.A.
Najlepsi strzelcy: Miles 30, Allen 14+13 zb, Scola 12+14zb oraz Crawford 18, Paul 17+15as, Griffin 17+10zb, Redick 16, Jordan 12+19zb
MAGIC (9-15) – WIZARDS (15-6) 89:91
Zespołowa koszykówka i 26 asyst Wizards przyniosły stołecznej drużynie, kolejną ważną wygraną w sezonie. To ostatnie decydujące podanie wyszło z rąk Andre Millera, który wyłapał moment ucieczki za plecy obrońcy Bradley’a Beala , a obrońca Wizards wrzucił piłkę do kosza rywal tuż przed upływem regulaminowego czasu. Jednak to nie Beal, a notujący double-double z 21pkt i 11 as – John Wall – był motorem napędowym akcji gości. Podopieczni Jacquesa Vaughna uciekli przyjezdnym na 8 punktów w końcówce trzeciej kwarty. Ostatnia odsłona należała do poprawiających obronę gości, którzy pozwolili miejscowym tylko na 14pkt, samemu wrzucając ich 24. Marcin Gortat tym razem trafił 5 z 9 rzutów, przy 10 pkt oraz zebrał 5 piłek. Dla stołecznych była to 2 wygrana z rzędu, dla Magii 7 porażka w ostatnich 10 meczach. Wizards wraz z Hawks są drugą ekipą Wschodu, mając jedną wygraną mniej od Raptors.
Najlepsi strzelcy: Oladipo 17, Harris 15, Nicholson 12 oraz Wall 21+11as, Nene 12, Humphries 11, Gortat 10
HAWKS (15-6) – SIXERS (2-19) 95:79
Podopieczni Mike’a Budenholzera nie zwalniają tempa i poprawiają wynik swojej serii. Minionej nocy na parkiecie własnej Philips Arena nie mieli żadnych problemów z pokonaniem czerwonej latarni ligi, Sixers. Równa gra pierwszopiątkowych graczy (no może poza Jeffem Teaguem, 1/5 z gry) pozwoliła miejscowym na kontrolę spotkania. W każdej z kwart Jastrzębie zwiększały swoje prowadzenie i wielkimi krokami zbliżają się do najlepszego wyniku w swojej historii; 11 zwycięstw w serii – taki wynik Hawks odnosili w rozgrywkach 1997-98. Kyle Korver trafił 5 trójek i wraz z Paulem Millsapem okazał się najlepszym strzelcem gospodarzy, z 17pkt. 52-39 w zbiórkach, również zrobiło różnicę na korzyść Hawks.
Najlepsi strzelcy: Korver i Millsap po 17, Carroll 14 oraz Shved 13, Mbah a Moute 12, McDaniels i Grant po 10.
BULLS (13-8) – NETS (8-12) 105:80
Chicago Bulls mają receptę na brooklynczyków, bo podczas drugiego meczu sezonu między obiema ekipami wyraźnie ograli rywali znad rzeki Hudson. Tym razem spotkanie przebiegało pod dyktando Derricka Rose’a, autora 23pkt przy 8/15 z gry. Mocne double double z 16pkt i 16zb naskładał Pau Gasol, a sześciu graczy Thibsa przekroczyło granicę 10 pkt. Bulls dominowali pod względem skuteczności (47%), przy czym Nets (33%) ewidentnie przekazali nam , iż są w kryzysie. Bez Brooka Lopeza i Joe Johnsona nie byli w stanie konkurować z Bykami i trafili tylko 3 z 14 rzutów zza łuku. Tomowi Thibodeau i spółce nie przeszkodził brak pauzującego Joakima Noaha. Francuza z powodzeniem zastąpił Taj Gibson, autor 11pkt i 10zb. Po słabszych meczach przebudził się też Mike Dunleavy i trafił 4 z 6 trójek.
Najlepsi strzelcy: Rose 23, Butler 18, Gasol 16+16zb, Dunleavy 14, Gibson 11+10zb oraz Williams 17, Garnett 13 i Anderson 12.
Rondo kolejne triple-double :P to tak jakby ktoś nie wiedział ;)