W meczach w których stają na przeciw siebie drużyny z dwóch różnych konferencji, Zachód ma bilans 103-63. Konferencja zachodnia zdominowała rywalizację w tym sezonie, to tam dzieje się najwięcej i wszystkie oczy skierowane są na zachodnie wybrzeże. Dominacja konferencji jest nie do podważenia. Bilans meczów między Wschodem a Zachodem tylko to potwierdza. Nabijają go jednak drużyny słabsze, których na Wschodzie jest dużo więcej. Tym silniejszym idzie zdecydowanie lepiej, czołowa trójka konferencji ma bilans 20-6 w meczach z rywalami z Zachodu. I to wcale nie z rywalami pokroju Timberwolves czy Lakers. Dzisiaj walkę o podreperowanie wizerunku konferencji wschodniej podjęli Toronto Raptors, którzy mają już na rozkładzie m.in. Memphis Grizzlies. Raptors dzisiaj rozpoczęli wyprawę wyjazdową na Zachód, podczas której zmierzą się jeszcze z Nuggets, Trail Blazers, Warriors i Suns. W sobotę gościli w Los Angeles, gdzie pewnie pokonali Clippers 110-98.
Raptors po prostu rozjechali rywali w czwartej kwarcie, inaczej się tego nazwać nie da. Zdominowali ich po obu stronach parkietu i szybko zamknęli mecz. Kwarta rozpoczęła się od stanu 80-78. W pierwsze trzy minuty zanotowali run 13-2, poprowadzony przez 8 punktów Greivisa Vasqueza i jego asystę do Patricka Pattersona. Clippers jeszcze próbowali, ale gwóźdź do trumny wbił im dwoma trójkami po asystach Lowry’ego Lou Williams. Przy stanie 103-86 na 5 minut przed końcem już nie było o czym mówić.
Kyle Lowry zdecydowanie wygrał swój match up z Chrisem Paulem, zdobył 25 punktów, rozdał 7 asyst i miał 3 przechwyty. Wyglądał niezwykle pewnie w ataku i rozprowadzał ataki Raptors tak jak ma to w zwyczaju. Paul trafił tylko 3/12 z gry, miał 10 punktów i 8 asyst, nie do końca radził sobie też z Lowrym w obronie.
Bohaterem Raptors był też Greivis Vasquez, który zdobył 16 punktów, rozdał 6 asyst i trafił 4/8 zza łuku. Spędził nieco czasu na parkiecie równocześnie z Lowrym, ich współpraca wygląda bardzo dobrze i jest dobrą rzeczą dla drużyny. To Kyle dominuje piłkę, ale potrafi też przejść do roli shootera i rzucającego obrońcy, gdy Wenezuelczyk jest na parkiecie. Obaj gracze świetnie kreowali w tym spotkaniu Jonasa Valanciunasa, który głównie nim zawdzięcza swoje 22 punkty. Jonas wielokrotnie znajdował się samotnie pod koszem po podaniach rozgrywających, ale też potrafił wywalczyć sobie pozycję i zebrał w tym spotkaniu 5 piłek w ofensywie i 11 ogólnie. Mimo tego że był to dobry mecz Litwina to i tak często bywał on zbyt miękki w grze przeciwko DeAndre Jordanowi, który zebrał aż 20 piłek, z czego 7 w ofensywie.
Clippers dostali kolejny dobry występ Blake’a Griffina, który zdobył 22 punkty, jednak znowu brakowało jego gry w pick’n’rollu z Chrisem Paulem, zdecydowanie więcej widzieliśmy go na półdystansie. Wypychali go tam Johnson z Pattersonem, którym udało się ograniczyć skuteczność Blake’a spod samego kosza do 2/7 i 4/11 z trumny. Na półdystansie Griffin miał za to dobry dzień i trafił 5 z 8 swoich rzutów.
Świetne zawody miał znowu J.J. Redick, niezmordowanie biegający po zasłonach i szukający wolnych pozycji. Przeciwko Lou Williamsowi i Terrence’owi Rossowi bardzo często je znajdował, zdobył 23 punkty i trafił 5/9 zza łuku, a aż 11 z jego 16 rzutów było niekontestowanych. Redick trafił 8 z nich. Jamal Crawford też miał dobre spotkanie, zdobył 20 punktów i rozdał 5 asyst, dużo grając z piłką i kreując sobie pozycje po koźle.
Raptors wygrali ten mecz w dużej mierze dzięki ławce rezerwowych. Oprócz Crawforda, Clippers z ławki nie wspomógł nikt, chociaż 6 punktów i 5 zbiórek Glena Davisa to i tak wynik ponad normę. Rezerwowi Raptors wygrali rywalizację między ławkami tylko 37-33, ale zrobili dużo innych przydatnych rzeczy na parkiecie i poprowadzili decydującą serię punktową na początku czwartej kwarty. Słaba ławka to na chwilę obecną główny problem Clippers i średnio 16.5 punktów Jamala Crawforda na mecz w żadnym stopniu go nie rozwiązuje. Nie ma też co usprawiedliwiać jej brakiem Spencera Hawesa. Przed sezonem wielu typowało LAC na zwycięzcę konferencji zachodniej w regular season, tymczasem na chwilę obecną to oni z wysoce prawdopodobnej play-offowej ósemki wyglądają na najsłabszą drużynę. Nie radzą sobie z tymi najsilniejszymi i bez głębi składu będzie im ciężko nawiązać rywalizację. Do trade deadline jeszcze dwa miesiące, Clippers, zróbcie coś z tym. Szkoda by było kolejny raz przepuścić okazję na grę o najwyższe laury.