Telegram z Enbiej 9.01.2015 – spotkania na szczycie Wschodu (świetny mecz Gortata, przerwana seria Pistons)

Witam Was serdecznie. Ubiegłej nocy mieliśmy przyjemność oglądać, aż 11 spotkań w tym kilka bardzo interesujących. Boston Celtics dopiero po dogrywce ugięli się „sile” Indiany Pacers, a Philadelphia 76ers sprawiła kolejną niespodziankę pokonując tym razem Brooklyn Nets. Phil Jackson już zaciera ręce;). Zapraszam Was do krótkiej relacji z dwóch najciekawszych spotkań ubiegłej kolejki na Wschodzie.

Atlanta Hawks 106:103 Detroit Pistons

Kto by przypuszczał, że to właśnie te 2 zespoły będą do ubiegłej nocy posiadaczami najdłuższych wtedy serii zwycięstw. Hawks wygrali ostatnie 6 spotkań, a Pistons 7 i było pewne, że jeden z tych zespołów zakończy swoją fenomenalną serię. Najlepsza obecnie drużyna konferencji wschodniej świetnie zaczęła spotkanie. Duet Paul Millsap i Al Horford dzielił niezaprzeczalnie po obu stronach parkietu. Ani Greg Monroe, ani Andre Drummond nie potrafili przeciwstawić się świetnej grze podkoszowych Atlanty. Zarówno „Sap” jak i Horford pięknie pracowali na nogach, a wysocy Pistons kompletnie za nimi nie nadążali. W momencie zacieśnienia się defensywy bliżej pomalowanego piłka wędrowała do świetnie grającego w tym sezonie DaMarre Carrolla. Gra Hawks wyglądała świetnie. Bardzo dobrze dzielili się piłką, nie oddawali niepotrzebnych rzutów, oraz dzielili punkty na wielu zawodników. Już po pierwszej kwarcie mieli 9-punktowe prowadzenie. Maszyna Jastrzębi się nakręcała czego potwierdzeniem było prowadzenie po pierwszej połowie 64 do 45. Pistons w pierwszych 24 minutach praktycznie nie istnieli.  W zasadzie tylko sprowadzony nie dawno Anthony Tolliver grał na wysokim poziomie. Drugą połowę Tłoki rozgrywały dużo lepiej. W tym fragmencie gry trafili aż 5 „trójek”, a swoje punkty dorzucali także Monroe i Drummond. Gracze Hawks mimo wszystko mieli wynik dalej pod kontrolą, choć ich gra nie była tak płynna jak w pierwszej połowie, a na 12 minut przed końcem spotkania widniał wynik 90:75 dla Atlanty. 4 kwarta zapowiadała emocje i tych rzeczywiście się w końcu doczekaliśmy. Na trójkę Millsapa odpowiedzieli trafieniami Tolliver i Kentavious Caldwell-Pope, a Pistons tracili już tylko 9 punktów. Ostatnia kwarta był bardzo szarpana z wieloma niecelnymi rzutami. Wystarczy powiedzieć, że Hawks zdobyli w tej odsłonie tylko 17 punktów, lecz wystarczyło to do ostatecznego zwycięstwa. Pomimo trzech trafień zza łuku Caldwell-Pope zbyt pochopnie decydował się na kolejne „trójki”. Miał nawet okazję doprowadzić do dogrywki, ale jego rzut równo z syreną odbił się od obręczy.

Hawks wygrali to spotkanie przede wszystkim ze względu na głębie składu. Naprawdę czasami miałem wrażenie, że oglądam spotkanie San Antonio Spurs. Inteligentna gra, brak głupich rzutów, strat, liczba zawodników zaangażowanych w akcje to olbrzymie atuty Jastrzębi. Dla mnie jednak ich największą siła jest umiejętność gry 1vs1. Nawet Horford, a przede wszystkim Millsap to są bardzo dobrzy gracze kozłujący. Jak na wysokich świetnie poruszają się z piłką, która ich nie parzy, a wręcz przeciwnie daje im olbrzymie możliwości gry. Nie ma chyba drugiego duetu podkoszowych tak dobrze grających na koźle jak Sap i Horford.

hawks

 

Chicago Bulls 86:102 Washington Wizards

Miałem ogromne obawy przed rozpoczęciem się tego spotkania. Nie chodziło o poziom gry, ale o styl. Miałem przeczucie graniczące z pewnością, że ujrzymy pojedynek John Wall vs Derrick Rose, zamiast Wizards vs Bulls. Jak się okazało myliłem się i ujrzeliśmy jedno z najciekawszych spotkań Wizards w tym roku. Trzeba przyznać, że nikt nie musi podopiecznych Randy’ego Wittmana mobilizować na spotkania z Bykami. Po poprzednich play-off i wygranej serii przez Wizards 4-1 już wszyscy w lidze wiedzą, że obydwa zespoły nie darzą siebie zbyt wielką sympatią. Do tych spotkań zawsze dużo lepiej podchodzą także Nene oraz Marcin Gortat, którzy zostali po raz kolejny bohaterami spotkania z Bulls.

Pierwszy skład Chicago kompletnie nie mógł sobie poradzić ze swoimi oponentami z Waszyngtonu. Wizards postawili przede wszystkim na twardą defensywę, zastawienie deski i kontratak. Trzeba przyznać, że wychodziło im to świetnie. Już w pierwszej kwarcie duet Nene & Gortat pokazał, że w niczym nie ustępuje swoim vis a vis z Bulls. Ani Pau Gasol, ani tym bardziej Joahim Noah nie mogli znaleźć sobie miejsca w pomalowanym Czarodziei. Gortat z Nene świetnie zmieniali się kryciem nie zostawiając podkoszowym Bulls miejsca, ani czasu na rozegranie akcji z pozycji post-up. Marcin dodatkowo świetnie łatał dziury w całej defensywie. Pierwsze połowa momentami przypominała egzekucję. Bulls bili głową w ścianę i tylko dobra postawa Entuana Moore’a i Tony’ego Snella utrzymywała ich w grze. Marcin Gortat tylko przez 3 minuty pierwszej połowy siedział na ławce, lecz nic w tym dziwnego ponieważ, już w trakcie drugiej kwarty miał na swoim koncie double-double. Nasz rodak nie radził sobie z mniejszymi Moorem i Aaronem Brooksem w momencie kiedy mijali oni coraz wolniejszego już na nogach Andre Millera. 5 punktów zdobył Rose, na co 3 trafieniami pod rząd odpowiedział mu Wall. Po pierwszej połowie Wizards dosłownie miażdżyli Bulls i prowadzili 60 do 42.

Drugą połowię Wizards zaczęli nerwowo. Znowu uwidocznił się u nich syndrom trzeciej kwarty. To własnie w tej odsłonie zazwyczaj Czarodzieje się gubią i tracą przewagę. Wyraźnie uaktywnił się pewniak do nagrody MIP Jimmy Butler, który zdobył w trzeciej odsłonie 7 punktów. Kiedy wydawało się, że Bulls już mają remis na wyciągnięcie ręki po dobitce Gasola ich marzenia rozbił fenomenalny w tym sezonie Rasual Butler, który dwa razy celnie odpalił zza łuku. Bulls jednak względem pierwszej połowy zredukowali stratę do 12 punktów i wszystko miało się wyjaśnić w ostatniej kwarcie. Tę lepiej rozpoczęli Wizards, którzy za sprawą rezerwowych podkoszowych Krisa Humphriesa i Kevina Seraphina dołożyli kolejne 5 punktów do swojej przewagi. Jednak celny rzut zza łuku Nikoli Mirotića i 2 kolejne Brooksa w ciągu zaledwie minuty przywróciły Bulls do gry. Tradycyjnie już odpowiedzią na stagnację w ofensywie rezerwowych okazał się Butler, który w dwóch kolejny akcjach dał Wizards 5 punktów. Kolejną trójkę trafił Brooks, a następne 4 punkty rzucił rywalom Gortat, lecz wynik był już tak naprawdę sprawą zamknięta. Dzięki świetnej defensywie, bardzo dobrej grze na tablicach, mądrej selekcji rzutowej oraz świetnemu kontratakowi Wizards wyraźnie wygrali te spotkanie. Bulls momentami utrzymywali się tylko dzięki grze Brooksa i Moore’a, a to okazało się zbyt mały czynnikiem, aby odnieść zwycięstwo w hali Verizon Center.

Marcin Gortat zagrał jedno z najlepszych spotkań w sezonie. 21 punktów, 13 zbiórek i 2 bloki, a przede wszystkim świetna gra w obronie były wielkim dodatkiem do sukcesu Wizards w tym meczu. Moim zdaniem zdecydowanie najlepszy zawodnik na boisku w tym spotkaniu.

Duet Nene & Gortat = 36 punktów, 24
Duet Gasol & Noah  = 15 punktów, 23 zbiórki

Uwaga:

Pamiętajcie, aby głosować na Gortata i jego udział w All Star Game. Codziennie należy udostępnić frazę „Marcin Gortat #NBABallot” na facebooku, instagramie lub twiterze. Można głosować także przez stronę http://allstarballot.nba.com. Wspomóżmy Marcina, a takich spotkań jak tej nocy będzie jeszcze więcej. Do roboty;)!

Wiz

 

Komentarze do wpisu: “Telegram z Enbiej 9.01.2015 – spotkania na szczycie Wschodu (świetny mecz Gortata, przerwana seria Pistons)

  1. Zastanawia postawa Noaha, ja wiem że kontuzję go nie oszczędzają, ale jego gra jest w tym sezonie zwyczajnie słaba…

Comments are closed.