Niezbyt dobre wieści nadeszły z USA, otóż dziś zmarł Anthony Mason – ex gracz m.in New York Knicks, Miami Heat czy Charlotte Hornets. Mason w lutym przeszedł zawał serca i mimo kolejnych operacji nie udało mu się niestety wrócić do zdrowia. Miał 48 lat…
Przyznam się, że ciężko mi o tym pisać, gdyż Mason był jednym z tych graczy, którymi fascynowałem się na początku mojej przygody z NBA. Trwa ona już jakieś 23 lata i zawsze miałem ogromny szacunek dla Masona za jego nieustępliwość i serce do walki. Był członkiem tych Knickerbockers, którzy pod wodzą Pata Rileya toczyli zaciekłe boje z Jordanem i jego Bulls – a każdy fan NBA wie, że mecze te przeszły do annałów koszykówki.
Jego dość niezdarny sposób poruszania sie po parkiecie z piłką był jedynie zasłoną dymną dla ogromnych umiejętności, które drzemały w tym graczu.
Znakomicie czuł się zarówno w podkoszowym tłoku jak i na półdystansie. Największym jego atutem była jednak zadziorność i niepokorność, którą w graczu tułającym się między NBA i CBA dostrzegł Pat Riley. Mason odnalazł się wśród takich graczy jak Charles Oaklay czy Charles Smith, którzy do spółki z Patem Ewingiem tworzyli grupę największych podkoszowych twardzieli w NBA lat 90-tych.
Może nie była to postać tak kontrowersyjna jak Dennis Rodman, ale jednak równie barwna. Do dziś mam w pamięci napisy powycinane na jego głowie. W play off 1994 można było go oglądać z charakterystyczną fryzurą z wypisanym imieniem córki.
Po 5 latach w Nowym Jorku został oddany do Charlotte za Larry Johnsona. Tam stworzył wraz z Vlade Divacem i Glennem Ricem równie ciekawą ekipę jak ta Knicks, choć już sukcesy nie te same.
W 2000 roku trafił ponownie pod skrzydła Para Rileya, który był szkoleniowcem Miami Heat. Okres ten zaowocował jedynym w jego karierze występem w meczu gwiazd. Dla wielu jego wybór był dość kontrowersyjny w ówczesnym czasie, ale patrząc przez pryzmat jego formy z tego czasu myślę, że w 100% zasłużył na to wyróżnienie.
Po roku 2001 jego umowa z ekipą z Florydy wygasła i kariera też zaczęła się chylić ku końcowi. Potem był jeszcze dwuletni epizod w Milwaukee Bucks po którym oficjalnie zakończył profesjonalną grę na boiskach NBA.
Dla mnie – dość fanatycznego kibica basketu wychowanego na NBA z lat 90-tych to chwila, w której zdaje sobie po raz kolejny sprawę z tego, że niejako ta liga i pasja tworzy pewną więź niczym rodzina. Pamiętam Masona z czasów kiedy biegał po boisku, do dziś mogę wymienić jego akcję, które na trwałe zostały mi w pamięci i tym bardziej trudno pogodzić się z jego śmiercią.
Niedawno zmarł Jerome Kersey, dziś Mason – gracze, którzy jeszcze niedawno biegali po parkietach NBA. Pamiętam, że równie emocjonalnie zareagowałem na informację o śmierci Waymana Tisdale’a w 2009. Jako kibice darzymy jednych graczy większą sympatią innych mniejszą, ale tak czy inaczej większość z tych ludzi zapada nam w pamięć. Mimo, że ich nie znamy stają się nam w pewnym sensie bardzo bliscy, chociaż tak na co dzień chyba nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę.
Spoczywaj w pokoju Anthony…
Ja piernicze ….. Smutne wiadomości Niech spoczywa w pokoju.
Który to już tego typu news ostatnio… Żal gościa – mógł jeszcze sobie pożyć… R.I.P.
No nie, znowu tragedia -conajmniej 25 lat za szybko. RIP Anthony. Jeszcze do tego zszokowałeś mnie Waymanem Tisdale’m. Nie miałem pojęcia, że On też:((
Dziękuję, że to napisałeś, ja nie byłem w stanie.
Szkoda, że tak smutne wiadomości do nas docierają.
Mamy luty, a już tylu zawodników odeszło, oby to był koniec.
Spoczywaj w spokoju Wielki Wojowniku.
Strasznie smutna wiadomość…. Jak nie cierpiałem tamtych Knicks tak akurat Masona strasznie szanowałem. Prawdziwy wojownik w cieniu gwiazd. Spoczywaj w pokoju.
Kersey, Lloyd a teraz Mason…dopiero marzec. Niech odpoczywają w pokoju[*]
Mason – Oakley – para niezapomnianych, najtwardszych skrzydlowych NYK przy ktorych wiekszosci ligi rozkladaly sie rece. Mimo ze bylem kibicem Miami, to pelen szacun dla NYK.
Szkoda człowieka, młody był. A jako zawodnik prawdziwy twardziel.
Ciężko się czyta takie newsy RIP Anthony Mason szkoda człowieka wielki gracz z jeszcze potężniejszym sercem do gry. Troszkę za szybko …..
R.I.P. Szkoda chłopa, bardzo charakterny zawodnik. Pojedynki Knicks vs Bulls właśnie między innymi dzięki niemu były takie barwne.
Wstaję rano, otwieram enbiej.pl i jakbym dostał obuchem w głowę. A jeszcze kilka dni temu pisano, że jego stan się poprawił i w miarę ustabilizował. Niestety, jak widać, walki tej nie wygrał. I coś w tym jest, że NBA jest jak rodzina. Niby nie znałem człowieka, a mam wrażenie, że odszedł ktoś mi bliski. Ostatnio zmarł mój jakiś czas niewidziany kolega za studiów i czułem się podobnie jak teraz. Naprawdę ta liga znaczy dla nas więcej niż nam się wydaje, choć może nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę na co dzień.
Aż się łezka w oku zakręciła. To były czasy kiedy zaczynałem interesować się NBA. Jeden z 10 a może i nawet z 5 ulubionych koszykarzy z tamtego okresu. Członek najlepszego składu KNICKS w historii. Uwielbiałem go za to że był taki twardy zresztą jak wszyscy w tym teamie. Potrafił się przebić do NBA mimo że był w 3 rundzie draftu. Szacunek dla Pata Rileya że dostrzegł w nim potencjał. Szacunek dla Anthonego Masona i spółki bo sprawili że co sobotę czekałem z utęsknieniem na mecz NBA w tvp2 mając nadzieję że będą to Knickerbokers. Spoczywaj w pokoju.
Prawda jest taka, że często kibicujemy bardziej zawodnikom niż klubom. Kiedy zawodnik zmienia drużynę, nierzadko za nim rusza nasza sympatia. Mason był jednym, wielkim grającym sercem-za takimi jak on zmieniałem kluby z nielubianych w ulubione….
R.I.P Mason!
Pamiętam jak zobaczyłem go na boisku po raz pierwszy. Facet miał siłę tura i wielkie serce do walki.
Tragiczne jest, że tak szybko odszedł z tego padołu.
Wielka szkoda…
Moje pierwsze wspomnienie to komentarz Szarnowicza, który stwierdził, jak sam przyznał pieszczotliwie, że Mason zrobił pivocik. Tak zwinnie się poruszał, silny, sprawny, nieustępliwy…
Ależ to byli gracze, Mason, Starks, Oakley…