LeBron James nie miał litości dla swoich byłych kolegów walczących o play-offy. Jego 23 punkty, 8 zbiórek, 7 asyst i 3 bloki walnie przyczyniły się do pokaźnego zwycięstwa Cavs. Jego przyjaciel i rywal Dwayne Wade w drugiej kwarcie poślizgnął się na parkiecie i prawdopodobnie jeszcze podkręcił lewe kolano. Nie wyglądało to dobrze i boję się, że Heat mogą stracić swojego asa na resztę sezonu. Swoje zagrał też Kyrie Irving (23 punkty, 3/7 zza łuku, 5 asyst, 4 przechwyty), który przejął spotkanie w trzeciej kwarcie zadając decydujący cios próbującym nawiązać jeszcze walkę Heat.
Drużyna z Ohio przystąpiła do meczu bez Kevina Love. Wynik trójką otworzył jego zmiennik w pierwszej piątce – James Jones. Kilka nieskutecznych rzutów pozwoliło jednak Heat na run 7-0 i objęcie prowadzenia. Mecz był jednak bardzo zacięty i drużyny wciąż zmieniały się na czele. Imponowała skuteczność zza łuku Cavs. Wśród gości świetny początek mieli Wade (7 punktów w około 5 minut) i Whiteside. Po trójce J.R. Smitha Cavs zaczęli jednak odjeżdżać. W pewnym momencie było już 30-22 dla gospodarzy, ale dwie kolejne straty i trójka Dragica zatrzymały run Cavs. Ostatecznie po punktach Shumperta z ostatnią syreną gracze z Cleveland wygrali pierwszą kwartę 34-27. Wściekły po takim zakończeniu Eric Spoelstra miał bardzo dużo uwag do obrony swoich podopiecznych.
Druga odsłona nie zatrzymała pociągu z Ohio. Szybka trójka Shumperta z rogu, akcja 2+1 LeBrona (nie trafił osobistego) i nagle przewaga wzrosła do dwucyfrowych rozmiarów. Heat co prawda udało się wzmocnić defensywę, ale razili nieskutecznością w ataku. Spoelstra szukał różnych rozwiązań. Słabo grał Dragic (tylko 3-10 z gry w meczu) i gorszy okres notował Wade. Przewaga Cavs rosła więc systematycznie. Po punktach Irvinga było już 49-31 i Spoelstra poprosił o czas. Dodatkowo w pierwszej akcji po przerwie Wade poślizgnął się i jego lewa noga napięła się w nienaturalny sposób. Dwayne zszedł do szatni kulejąc i niestety nie wyglądało to dobrze. Boję się, że możemy zobaczyć komunikat „out of the season”. Przewaga Cavs oscylowała między 15-21 punktów. Na ofensywnej tablicy szalał po raz kolejny najlepszy w NBA w tej specjalności Tristan Thompson (dzisiaj „tylko” 5 ofensywnych zbiórek). Rezerwowi gospodarzy jednak również obniżyli loty i w końcu Heat zaczęli delikatnie zmniejszać stratę. Po runie 7-0 pod koniec kwartz zakończonym dunkiem Luola Denga było już tylko 48-59. Po pierwszej połowie było 61-50 dla Cavs, co wciąż dawało nadzieję Heat.
Po przerwie Irving i LBJ zafundowali na dzień dobry dwie trójki. Rezegrał się Kyrie, który przejął na siebie ciężar zdobywania punktów (12 punktów w 3 kwarcie). Heat w grze przy bardzo słabej postawie Dragica trzymał Deng. W końcu po udanej trójce Gorana i runie Heat 8-2 ich strata spadła do 10 oczek (75-65). Ciekawe co powiedział swoim podopiecznym David Blatt, ale w dwóch kolejnych akcjach po timeoucie trójkę trafił Irving i po chwili z półdystansu Shumpert. Od tego momentu Heat nie zbliżyli się już w tej kwarcie do Cavs na mniej niż 12 punktów. Po trójce J.R. Smitha w ostatniej akcji kwarty było 91-72. Jeśli ktokolwiek miał jakieś wątpliwości, że niespodzianka jest możliwe w tym momencie stało się jasne, że gospodarze tego zwycięstwa już z rąk nie wypuszczą.
Niestety dla widowiska w ostatniej kwarcie przewaga Cavs tylko przez moment spadła poniżej 20 oczek. W zasadzie te 12 minut nie miało historii. Po dwóch trójkach w końcówce Dellavedovy Cavs wygrali 114-88. W ekipie gospodarzy warto wyrazić uznanie dla dwójki byłych Knicksów – J.R. Smitha (12 oczek, 3 trójki) i Imana Shumperta (17 oczek, 3 trójki). Znakomicie ograniczali przez całe spotkanie Gorana Dragica. Trzeba przyznać, że z nimi na pokładzie obrona Kawalerzystów (i z Mozgovem pod koszem) wygląda o niebo lepiej niż na początku sezonu. Heat zaś czekają bardzo trudne chwile. Teraz ekipę z Miami czekają dwa wyjazdowe mecze z Pistons i dołującymi ostatnio Pacers. Już spadli na 8 miejsce zrównując się bilansem z Celtics i na wpadki nie ma żadnego miejsca.
To jednak się nie dogadali ;) Zresztą myślę, że Cle nie chciałoby wpadać na MIA np.: w pierwszej rundzie, którzy by byli dodatkowo zmobilizowani. Z drugiej strony teraz wygląda to na konfrontację z Nets, którzy są w gazie i też nie będą łatwym przeciwnikiem.
Myślę, że Cavs wszystko jedno z kim zagrają w I rundzie. Chyba nikt tam nie zakłada trudnej przeprawy. Emocje powinny się zacząć od finału z Hawks.