Dzień po kluczowej wygranej nad Warriors, Pelicans zagościli w Memphis. Miśki jednak nie były zbyt gościnne, prezentując Pelicans ich najwyższą porażkę w tym sezonie.
NEW ORLEANS PELICANS (42-36) 74 – 110 MEMPHIS GRIZZLIES (53-25)
Pierwsza kwarta to była wyrównana gra z obu stron, ciągłe minimalne prowadzenie utrzymywali goście, po rzucie Erica Gordona na 5 minut przed końcem Q1 wychodząc prowadzenie 18:12. Grizzlies zaraz po tym zaczęli sukcesywnie odrabiać, wychodząc nawet na prowadzenie 27-22. Kwartę zakończył Anthony Davis ustalając wynik na 27:24 dla Memphis.
Q2 Memphis zaczęli od mocnego uderzenia, gdy po 4 minutach prowadzili już 41-26. Powodem tego były raz za razem pudłowane rzuty przez Ryana Anderson czy Alexisa Ajince. Po stronie gospodarzy dobrze grał Beno Udrih który w te 4 minuty zdobył 7 punktów i zantował asystę przy trójce Vince’a Cartera. Grizzlies nie zamierzali odpuszczać, ciągle powiększając swoją przewagę, a Pelicans pozwalając jedynie na zniwelowanie chwilowe strat do 13 pkt. 55:36 dla Grizzlies.
Q3 to już powolne powiększanie przewagi przez Grizzlies którzy odpowiedzieli na każde punkty ze strony Pelicans, nie pozwalając im na zdobycie 2 koszy z rzędu bez odpowiedzi. Goście byli bezradni, a w barwach Miśków dobre zawody rozgrywał Marc Gasol który wszystkie swoje 6 asyst zanotował w Q3, dodatkowo dorzucił do nich 4 punkty. Trafiał także Jeff Green, który zdobył 9 pkt. 81:55 dla Memphis.
Q4 to już czas dla rezerwowych, znów kilka punktów dorzucił duet Udrih/Koufos. W szeregach Pelicans coś dla siebie dołożył Toney Douglas który zdobył 8 z 19 punktów przyjezdnych w tej kwarcie. Gości zawiodła skuteczność, fatalna na każdym polu tego dnia,w przeciwieństwie do Memphis. Świetne zawody frontcourtu gospodarzy, który udanie wspierała ławka z Udrihem czy Carterem na czele.
Meczu nie oglądałem, widziałem tylko skrót. Fatalne indywidualne błędy, plus Miśki na dystansie zaprezentowali się bardzo solidnie. Mam nadzieję, że to wypadek po pracy i ta porażka w wyniku zmęczenia ze spotkanie z Warriors
Przez pół Q1 wyglądali naprawdę dobrze, przy takiej grze mieliby szanse wygrać. Ale po tym MEM wrzuciło wyższy bieg (tragiczny początek Q2) i nikt nie potrafił pociągnąć gry, po prostu się nie podnieśli. Trzeba docenić frontcourt Grizzlies, asystowali, Koufos świetnie z ławki. Mieć nadzieję teraz iż wyciągną wnioski z tej porażki i nie dadzą się OKC.
a jak widzisz dalsze 4 spotkania. Bilans 2-2 ma szansę dać awans. Może Spursi będą w ostatnim meczu odpoczywać i to Pelicans wykorzystają ? ;)
Suns i Wolves to spotkania z cyklu must win. Prędzej widzę wygraną ze Spurs, jednak jeśli do ostaniej chwili SAS będzie walczyć o ten #2, to nie ma co się łudzić iż Pop nie odpuści. Z Houston mam obawy, zwłaszcza po porażce z SAS każda wygrana dla nich jest ważna i zagrają na 100%. Z drugiej strony plan na spotkanie jakże prosty, zatrzymać Hardena, zwłaszcza że Reke i Eric mogą skorzystać na absencji Beverley’a.
Wbrew pozorom z Rockets i z Spurs szanse są, skądś się te 2-1 z tymi drużynami wzięło. Tym bardziej, że Houston jak i San Antonio swoje spotkania wygrały z większym szczęściem niż Pelicans przeciwko Nim.
Wszystko tak naprawdę zależy od spotkania Houston v Spurs. Jeśli Spurs je wygrają to do końca będą walczyć o 2 miejsce. Jeśli wygra je Houston to Spurs raczej nie zajmą wyżej niż 5 miejsce.