Jeszcze kilka dni temu Brooklyn Nets byli panem swojego losu i sami mogli decydować o tym czy zagrają w play-offach czy też nie. Dziś po kolejnej przegranej, tym razem z Chicago, ten stan rzeczy uległ zmianie i wszystkie oczy kibiców z Brooklynu skierowane są w stronę Indiany, która musi przegrać albo dziś w nocy z Wizards, albo kolejny mecz z Grizzlies. Zakładając przy tym, oczywiście, że Nets ograją Orlando w ostatnim meczu sezonu zasadniczego. Także, jak nigdy, dziś jestem fanem Wizards ;)
Spotkanie zakończyło się wynikiem 113:86 i było bliźniaczo podobne ze strony Siatek co mecz z Bucks. Zawodziła strasznie skuteczność w ataku – 36.8%. Słabo funkcjonowało rozegranie w ataku co przyniosło 12 asyst. Nets stracili swoją główną broń, czyli pomalowane. Byli gorsi w punktach z pomalowanego od Bulls i także słabiej zbierali na tablicach.
Pau Gasol przez całe spotkanie skutecznie uwalniał się spod opieki Lopeza i dochodził do otwartych pozycji, na szczęście w pierwszej kwarcie za dużo razy nie trafił i myślałem, ze Brook coś na to poradzi z biegiem meczu, ale nie niestety. Hiszpan zakończył mecz z dorobkiem 22 punktów, 11 zbiórek, 4 asyst i 2 bloków.
Podczas gdy Byki chciałby grać pick’n’role dwójki Rose – Gasol, to Nets szukali Lopeza jako głównej broni w ofensywie w low-post i półdystansie. Mimo 11 oddanych rzutów BroLo trafił tylko 5 razy, co przełożyło się na 13 punktów i 8 zbiórek.
Od początku meczu (do czasu aż nie zmienił go Bogdanovic) bardzo aktywny był Markel Brown. Ucierpiał nawet w jednej z kontr i musiał grać z opatrunkiem w nosie, żeby nie krwawił na parkiet. Niestety ten zawodnik ma to do siebie, że czasem trafi trudny rzut, gdy jest ściśle kryty, a czasem przestrzeli łatwy mid-range jumper, gdy stoi sam. Nie mam zupełnie do niego przekonania i zdecydowanie wolałbym widzieć w S5 Bojana, bo według mnie na pozycji SG to Nets mają najsłabszego zawodnika w pierwszej piątce spośród wszystkich ekip w lidze.
Co do Bojana to był najlepszym graczem Nets w tym meczu. Wszedł z ławki i rzucił 17 punktów, trzy razy trafiając z dystansu. Do jego poziomu wpasował się Jarrett Jack, który także z ławki dorzucił 15 oczek i 2 asysty. Skuteczność nie była jego mocną stroną, ale na szczęście coś trafiał, jednak zawsze przy tych jego rzutach z półdystansu mam mały stan przedzawałowy.
D-Will to znów ten sam zawodnik z reszty sezonu, który nie potrafi się odnaleźć. Mecz skończył trafiając 3 na 13 rzutów co dało 9 punktów plus 5 asyst i 7 zbiórek. Jeden czy dwa przebłyski w tym meczu były niczym choćby przy takim Derricku Rose (13p/7a/3z). Nawet jeśli już minął swojego rywala to akcje kończył zazwyczaj tak:
Nie wiem gdzie uleciało powietrze z tego zespołu, który kilka dni temu zniszczył Wizards, ale trzeba było je złapać do woreczka (dużego) i przechowywać na te trzy ostatnie mecze, alby zawodnicy mogli się go nawdychać. Jak wspomniałem teraz wszystko zależy od Indiany. Z Wizards może być różnie, a Memphis będą mogli jeszcze chcieć powalczyć o 5 miejsce w tabeli. Sezon dla Nets jeszcze nie jest skreślony, ale też jego barwy z kolorowych stały się bardzo wyblakłe.
po co w tym roku play offy na wschodzie? Powinni od razu zacząć od finału Atlanta-Cavs
Chyba mało się naoglądałeś NBA, że tak uważasz. Przecież ta liga nie raz już zaskoczyła kibiców.
Jako wieloletni kibic Indiany pragnę zwrócić uwagę na błąd w tytule bo powinno być że teraz kibicujemy Indianie a nie Waszyngtonowi :)
Ja tam wolę Pacers w Playoffach
Z tym ogrywaniem Wizards – to przypadkiem Wall nie odpoczywał w tamtym meczu?