11 punktów w pierwszej kwarcie, łatwe mijanie rywali, pewne rzuty z dystansu – Stepha Curry – lub podobne, trójkowe trafienia Harrisona Barnesa. Dalej alley oop Andrew Boguta, przy nieruchliwym Omerze Asiku, po chwili dobitka wielkiego kangura. Warriors wyglądali na głodnych pierwszej wygranej w play off 2015, prowadząc w pierwszej kwarcie 15 oczkami, następnie powiększając ją przed przerwą, do 18 oczek.
Z drugiej strony przestraszeni debiutanci, pudłujący z otwartych pozycji, z regularnie obijanym przez rywali Anthonym Davisem czy w końcu zdołowani przez kontuzję Tyreke’a Evansa. Na szczęście dla Pels energizerem okazał się Jrue Holiday, który poprowadził run przyjezdnych w końcówce trzeciej odsłony. Po nieudanej pierwszej połowie (m.in. air ballu z trzeciego metra, który zagości w programie u Shaqa) przebudził się Quincy Pondexter, trafiając 8 punktów podczas zrywu 14-0. Wprawdzie bohaterami meczu okazali się Steph Curry (34 punkty) i Anthony Davis (35 pkt), ale to gracze zadaniowi zrobili różnicę w meczu otwierającym serię Warriors z Pelicans.
Sensacji nie było, większość (jak Lordam) wyłączali transmisję po pierwszej połowie, której faworyt miażdżył kopciuszka. Defensywa Pelicans praktycznie nie istniała, a typowany na MVP sezonu zasadniczego Curry mijał kolejnych rywali niczym slalomowe tyczki…Steph przy dopingu swojego ojca – Della – oraz wypełnionej po brzegi hali Oracle, grał jak natchniony oraz pewny siebie. 13 z 25 rzutów z gry wpadło do kosza Pels. Całkiem inaczej prezentował się Anthony Davis, osaczany przez kolejnych defensorów (głównie przez Draymonda Greena), nie mający metra wolnej przestrzeni, w końcu zaliczający tylko 10 punktów spod samej obręczy. Davis nie miał łatwego życia, Warriors wytrącali go z równowagi, a łatwe pozycje Anthony’ego nie istniały. Co gorsza, Omer Asik wyglądał na ospałego i nie stanowił wartości dodatniej, gwarantującej wsparcie największej gwieździe gości. Ryan Anderson wypadał jeszcze gorzej, nie tylko nie miał wolnego miejsca na dystansie, ale przede wszystkim zmuszany był do trudnych rzutów – z odchylenia, przy asyście obrońcy. Wydawało się, nic tylko rzucić ręcznik jak rywal Andrzeja Fonfary.
Pels zasłużyli na szacunek , nie dali się stłamsić, dobić i powstali w końcówce trzeciej odsłony. Monty Williams znalazł moment, kiedy Warriors odpuścili, rozprężyli się a w głowach gospodarzy zagościła wygrana. Wypuścił nieco zardzewiałego Jrue Holiday’a, ale ten rozruszał swoich kolegów, trafieniem z dystansu i asystami. Dalej wydawało się, że ta nadzieja była tylko chwilowa (sekundowa) , bo Curry i Thompson szybko przypomnieli sobie, że wygrali ponad 30 spotkań w Oracle na przestrzeni regular season. Ich trójki dały 17 oczek przewagi. Drugi knock down?
Anthony Davis się nie poddawał, grał z większą agresją i chęcią do pokazania rywalom, iż nie skończy się na czterech meczach. Slam dunk i alley oop (zapraszam do TOP10) poderwały gości. Potem jeszcze były haki, a nawet rzut z odejścia. Trójka Erica Gordona i dwójka (minimalnie przekroczona linia łuku). Przewaga stopniała do 4 punktów! Steve Kerr poderwał się z krzesełka, w szeregi Warriors wlała się odrobina strachu, ostatnie dwie minuty zamieniły się długi serial – przerw – reklam etc. Miało być łatwo i przyjemnie, zakończyło się małą nerwówką, z korzyścią dla widowiska i następnych meczów. Draymond Green przypieczętował wygraną , wykorzystując nie pierwszego pick’n’rolla z Currym.
Golden State Warriors – New Orleans Pelicans 106:99 (28:13, 31:28, 25:25, 22:33)
Warriors: Curry 34, Thompson 21, Green 15, Bogut 12, Barnes 12, Iguodala 8, Livingston 2, Ezeli 2, Barbosa 0, Speights 0.
Pelicans: Davis 35, Pondexter 20, Gordon 16, Cole 8, Ajinca 6, Holiday 5, Anderson 3, Cunningham 3, Asik 2, Evans 1.
Stan rywalizacji: 1-0 dla Warriors
Włączyłem mecz dopiero w drugiej połowie z myślą, że chociaż pooglądam jakieś popisówki Splash Brothers… przewaga ponad 20 pkt nie zapowiadała żadnych emocji… a Pels się zerwali jak pies ze smyczy i na prawdę niewiele brakowało, a byłaby sensacja. Davis klasa, jego czwarta kwarta miazga… GSW zupełnie sobie z nim nie radzili. Powiem szczerze, że byłem w rozterce bo z jednej strony życzyłem Pels zwycięstwa (kibicowałem słabszym), a z drugiej w typerze dałem na GSW ;).
NOP wysyłają wiadomość do wszystkich którzy przewidywali sweep;)
W moim odczuciu goście sprężyli się na pierwszy mecz, dalej wierzę w 4-0 lub 4-1, pomimo tego, że NOP bardzo dobrze gra we własnej hali.
Z innej beczki: Bydgoszcz, dołączy do Polic i Wrocławia. Imię, tu Was zaskoczę … Dawid. Wychowany na latach 90-tych w NBA i tego mi nikt nie zabierze. Przywiązuje się do zawodników, a nie drużyn. Kiedyś Pippen, obecnie od wielu lat CP3 i od zeszłego sezonu Kuzyn. Zbieram na psychologa dla Pana Triple-Double, aby był najlepszy w lidze. Stopa rozmiar 49. Tyle od siebie bo jak zawsze brak mi czasu.
Co wy wszyscy macie z tymi „Pels” ? :)
Taki jest skrót jak Mavs Cavs Grizz’s
Szkoda ze Davis obudzil sie tak pozno, mogla byc dogrywka albo i niespodzianka. Cos sie troche przejechalem na GSW, sadzilem ze maja chlopaki wiecej rozumu zwlaszcza Kerr. Odpuscili w 4 i na koncowych minutach mieli gacie pelne a rzuty nie wchodzily. NIestety, nie wieszcze im mistrza, ekipa ktora polega glownie na shooting i to za 3 w play off w koncu ppolegnie. Mecz uratowal Green wg mnie, swietny nabytek.
Mając ponad 20 pkt. przewagi GSW zaczęli grać bardzo nonszalancko. Wystarczyło dalej na zimno punktowa Pelikany i w 4 kwarcie byłby spokój. Mam nadzieję, że wyciągną wnioski bo z bardziej doświadczona drużyną ten numer nie przejdzie.
Hehe, Dawid, girę to Ty masz:D
Służyłem przez 7 miesięcy 12.2000-7.2001w Bydgoszczy na Oddziale Żandarmerii na Augusta chyba, przy dworcu (nie z zamiłowania, a ze względu na posturę). Pamiętam, że w weekendy uciekaliśmy na balety, które były za płotem jednostki. Jeszcze istnieją? Piękne czasy i przepustki na miasto, do Geanta na piwo i pączki:)
Pozdrawiam, Ziomalu;)
Ten mecz pokazał, że GSW nie zdobędą mistrzostwa. Pelicans w 1 kwarcie byli bardzo spięci, natomiast momentami Klay i Kura trafiali wszystko. W 4 kwarcie to Warriors wyglądali niczym zespół debiutantów.
Naprawdę ten sweep wątpliwy. Jak dla mnie to Cavaliers,Spurs w ewentualnej serii powinni zwyciężyć Warriors. Atlanta nie jest bez szans. Nawet Clippersi są wstanie sprawić niespodziankę.
Mam nadzieję, że ten kult Warriors przeminie. Nie przepadam od zawsze za GSW, do tego teraz są jedną z tych drużyn, której sędziowie pozwalają na dużo więcej niż rywalom.
PS. Ciekawe co będzie z Draymondem Greenem po sezonie. Dostanie wielki kontrakt, świetny defensor. Jednak osobiście uważam, że zbyt wiele jego zachowań uchodzi Mu płazem.