Wszyscy ci, którzy spodziewali się jakiegoś blowoutu już w pierwszym meczu muszą być rozczarowani. Hawks mimo, że wygrali i prowadzili niemal przez cały mecz nie mieli łatwo w tym meczu. A wynik mógłby być inny gdyby Nets grali jak w sezonie zasadniczym z Lopezem, a nie bez niego. Ale o tym poniżej. Końcowy wynik 92:99 w pierwszym meczu tej serii.
Kwarta po kwarcie
Atlanta – jak to ma w zwyczaju w tym sezonie – świetnie operowała piłką w ataku. Hawks od początku mieli wielką przewagę w tym meczu – trójki. Nets nie trafili pierwszych 5 prób, w przeciwieństwie do Hawks, którzy trafili wszystkie 3. Swoją drogą we wszystkich zapowiedziach na każdym portalu traktującym o NBA pisano, że dyspozycja Brooka będzie kluczowa dla losów Nets w tym meczu. Wszyscy wiedzą, że Brook to wielkie zagrożenie pod tablicami i w low-post – tylko nie wiedzą tego jego koledzy z ekipy. W pierwszej kwarcie ani razu nie wykorzystano go w ofensywie – wszystkie punkty zdobył po zbiórce lub dobitce do kosza. Patrzenie jak Lopez walczy o dobrą pozycję pod koszem z Horfordem, by potem piłka trafiła do Clarka na linii trzech punktów gdzie ten jest blokowany bolało. A bardziej bolało to, że Nets zakończyli kwartę bez asysty i z 6 stratami. Szybkie 4:0 – oto co zapowiadało pierwsze 12 minut tej serii.
Korver rozpoczął drugą kwartę od trójki i – o dziwo – odpowiedział mu Clark tym samym… po asyście! Nets popełniali znów głupie turnovery i gospodarze mogli tylko powiększać przewagę. Po 7 meczach przerwy na parkiecie zameldował się Alan Anderson. Nets kontynuowali grę w ataku w czwórkę – nie zauważając obecności Lopeza. Zero P’n’R Derona z Brookiem, zero zagrań do Brooka w low-post.. Pierwszy punkt Lopeza, którego nie zdobył dobijając piłkę po zbiórce nastąpił na 1:44 przed końcem pierwszej połowy. Nets wygrali tą odsłonę dwoma oczkami i do przerwy było 45:55.
Nets dobrze rozpoczęli trzecią kwartę. Run 9:0 pozwolił zbliżyć się na 3 punkty. Dobra obrona i pewny w ataku D-Will to coś czego brakowało przez pierwsze 24 minuty. Niestety wtedy znów coś się zacięło w ataku i Siatki nie trafiły sześciu kolejnych rzutów, tym samym Hawks zdobyli 10 kolejnych punktów i przewaga znów wzrosła. Zawodził Bojan – 0 na 4 za trzy i tylko raz trafił z pola. Z tak grającym Bojanem nie ma czego szukać w ataku, zwłaszcza, że Brown zagrał 5 minut w pierwszej kwarcie i tyle go widzieliśmy.
Na początku czwartej kwarty przy walce o piłkę Al Horford doznał urazu palca i momentalnie udał się do szatni. Jak się okazało po kilku minutach zwichnął mały palec w dłoni. Mimo dobrego startu Jacka i Andersona w tej odsłonie Nets nie zdołali dojść Hawks, gdyż ci natychmiast odpowiadali. .Jednak i gospodarze popełniali błędy. W połowie kwarty na 6 posiadań popełnili aż 4 straty. Szkoda, że Nets tego nie wykorzystywali. Niestety pogoń Nets zakończyła się porażką mimo wygrania ostatniej kwarty 30:25.
Podsumowanie meczu
Atlanta grała w tym meczu jak Atlanta w tym sezonie. Może nie tak jak to miało miejsce w styczniu, ale nie da się utrzymać takiej formy cały sezon. Dzielenie się piłką w ataku, wyjście na pozycje, wymuszanie turnoverów i Kyle Korver zrobili różnicę – 21 punktów (5-11 za trzy), 7 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty i blok.
Joe Johnson (17 punktów, 6 zbiórek, 6 asyst, 2 steale) był wygwizdywany przy każdym dotknięciu piłki. Wszak spędził w barwach Hawks 7 lat zanim przeniósł się na Brooklyn. W ataku to on brał na siebie ciężar gry i mimo, ze jego rzuty za trzy mijały się z celem (0/6) to występ na plus. D-Will (13p/2a/4z) ciężar gry zrzucał na Johnsona i bał się oddawać rzuty, mimo, że stał np. niekryty z piłką na linii trzech punktów – wolał oddać ją do Browna, który wiadomo, że żadnym strzelcem nie jest. Chwilowy przebłysk Deron miał na początku 3Q, ale trwało to chwilę i szybko minęło. Niestety kolejny raz potwierdzały się słowa Paula Pierce – nikt nie chce być liderem w tej ekipie. Statek bez kapitana prędzej czy później wpłynie na górę lodową i zatonie. Nets udało się przetrwać sezon i nawet awansować do palyoffów, ale w takim stylu ta ekipa nie ma prawa dalej istnieć.
Dosyć fajnie wypadł Thadd Young na tle Millsapa (6p/ 7z / 2a). Grał energicznie po obu stronach parkietu, mimo braków fizycznych. Mecz skończył z double-double – 15 punktów, 10 zbiórek i 3 asysty.
Zupełnie nie wykorzystywany był w pierwszej połowie meczu Brook Lopez. Sam pracował na swoje punkty i zbiórki (swoją drogą poprawił się znacznie w tym aspekcie gry po ASG). O tym jak niewykorzystywany w ataku był Lopez niech powiedzą jego statystyki – oddał zaledwie 7 rzutów, trafiając 6. 7 rzutów, gdy podczas ostatnich 16 spotkań sezonu notował średnio 17 na mecz. Skończył mecz z 17 punktami i 14 zbiórkami (6 w ataku).
Zresztą rezerwowy środkowy Mason Plumlee też nie był wykorzystywany przez partnerów z ataku. Mimo 12 minut na parkiecie ani razu nie oddał rzutu. Z ławki na plus jedynie Jack z 13 punktami i 2 zbiórkami i asystami. Zawodnik, który miał być dla mnie jokerem Nets, czyli Bojan Bogdanovic zagrał bardzo bezbarwnie – 5 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty.
Gdyby w tym meczu Brook był dostrzegany w jakiś sposób przez kolegów i Bojan trafił więcej niż dwa razy w swoich próbach to wynik mógłby być nieco inny. Nie twierdzę, że od razu Nets by wygrali, ale różnica w punktach mogłaby być mniejsza. Mam nadzieję, że wnioski zostaną wyciągnięte w następnym meczu i będzie można coś ugrać w tej rundzie.
PS. #HelloBrooklyn - nie miałem innego pomysłu na nazwanie tej serii ;)
@KDE
„Niestety kolejny raz potwierdzały się słowa Paula Pierce – nikt nie chce być liderem w tej ekipie. Statek bez kapitana prędzej czy później wpłynie na górę lodową i zatonie.”
Kto jest liderem Hawks?
pozdrawiam
Coach Bud ;)
Tam nie ma swoistego lidera bo tam jest TEAM. Coś czego nie ma też w BKN.
@KDE
Dzieki za odpowiedz. W jednym zdaniu piszesz, ze ne ma lidera i to jest zle, a w komentarzu, ze w Hawks rowniez nie ma lidera, czyli kierujac sie Twoim rozumowaniem Hawks rowniez wplyna na gore lodowa :)
Jak to w koncu jest z tym liderem – jest potrzebny, czy nie?
pozdrawiam
@Skitour
Ale pisze, że w Hawks jest zespól, który sam w sobie jest liderem. Grają świetną zespołową koszykówkę dzięki której nie potrzebny im jest taki Bestbrook. W Nets tego nie ma i tak nie grają, więc przydałby się ktoś kto by ich wziął „za mordy” i by zaczęli pod jego dyktandem grać. Przynajmniej ja tak to widzę.
Skitour
Chodzi o to, że są takie zespoły jak Hawks czy Spurs, które nie potrzebują gościa, który zdobwa 30 punktów co spotkanie ponieważ wystarczy, że 8 z nich zdobędzie 10-20 oczek i mająłatwo wygrane spotkanie. Są też zespoły, w których wszystkie klocki nie są tak idealnie poukładane i bez gościa, który jest bestią nie potrafią grać na wysokim poziomie (Cavaliers i Lebron). Dlatego pisanie czy lider jest potrzebny czy nie w drużynie jest trochę bez sensu ponieważ każdy zespół to inny, kompletnie odmienny organizm. Jest zespół, który sobie poradzi nawet jak wypadnie im najlepszy zawodnik, a jest taki, który zaraz pada na twarz bo nie potrafią nic bez niego zrobić. W Nets nie mamy ani prawdziwego lidera, ani kolektywu w postaci zespołu kompletnego więc albo trzeba umiejętnie pozmieniać klocki żeby ten zespół zbudować albo wprowadzić jednostkę, która będzie zdecydowanie górowała nad nimi i wprowadzi harmonię w drużynie (samiec alfa + świetny grajek).
Dokładnie, tak naprawdę ani Deron Williams ani Joe Johnson nie mają charakteru czy mentalności lidera. Jak uzależnienionym od systemu graczem był Williams poznaliśmy na przykładzie przenosin z Utah na Brooklyn. Innym wielkim przykładem systemowego sieroctwa jest Luol Deng. W NBA często mówi się, że szufladkuje się graczy czy oni giną nam. Prawda jest tak, iż nie każdy odnajdzie się w innym zespole lub nowej roli. To potrafią nieliczni i wybitni.
Dzieki panowie za odpowiedzi.
Poruszylem temat, bo mialem wrazenie, ze panuje jakis paradygmat (tu na forum), iz zespol powinien miec lidera. I dalej nie jestem pewien czy to nie jest prawda :) Moje rozumienie jest takie, iz zespoly generalnie powinny miec kogos takiego, ale sa druzyny grajace bez kogos takiego, swietnie poukladane, i wtedy taki ktos nie jest potrzebny. Aczkolwiek dalej wydaje mi sie, ze te druzyny maja jednak lidera, ale w tych przypadkach jest nim trener :) Tak jest wg. mnie w San Antonio, a czy tak samo jest w Atlancie?
pozdrawiam
Co do tezy odnośnie Lopeza to nie było tak że był znakomicie odcinany od podań przez Hawks? Ja oglądałem tylko pierwszą kwartę i przyznam szczerze że nie widziałem zbyt wielu okazji do podania do niego. Chociaż tutaj też kwestia zagrywek bo wszystkie posiadania to było wygranie pojedynku 1 na 1 – super już było jeśli udało się to zrobić z zasłoną.
Nets brakuję właśnie takiego Pierce;a albo D – Willa który rzuca za trzy, bo spacing jest tragiczny i zawodnicy się dublują. Young stoi za linią trzech metrów ale wszyscy wiedzą że będzie atakował w stronę kosza.
Swoją drogą Deron to naprawdę zdziadział , ładnie zacznie akcję minie kogoś / ktoś mu dobrą zasłonę postawi jest sam w okolicy linii rzutów wolnych obraca się i… szuka kogoś żeby podać do tyłu. Ja sam już bym 5 razy oddał rzut, on albo powinien rzucić albo wejść pod kosz jeden szybki krok i już muszą go faulować albo jest pod samym koszem.
Z taką jego grą mam wrażenie że będzie to serie 4-0 z wyrównanymi spotkaniami. Jeśli wróci do czasów świetności to może być jeszcze ciekawie
„Co do tezy odnośnie Lopeza to nie było tak że był znakomicie odcinany od podań przez Hawks? ”
Kilka razy stał trochę odpuszczony z wystawionymi rękami w górę czy w stronę posiadacza piłki by mu podać.
Może coś się podziało u nich w szatni. To nie jest normalne żeby nie podawać do swojego najlepszego zawodnika. Do tego Lopez był ostatnio w bardzo dobrej formie.