Ciekawe, że w już w początkowej fazie play-off spotkały się drużyny legitymujące się najlepszymi wynikami na Wschodzie od Meczu Gwiazd. Poza pierwszą kwartą nie było tego jednak specjalnie widać. Od połowy drugiej kwarty prowadzeni przez Uncle Drew Cavs systematycznie odjeżdżali Celtom, aby ostatecznie wygrać 113-100. Poza kilkoma minutami przestoju w trzeciej kwarcie zwycięstwo gospodarzy było całkowicie nie zagrożone. Wymarzony debiut w play-offach zaliczył Irving. 30 oczek i pełna dominacja okazały się zbyt wielką przeszkodą dla słabszych na każdym polu Celtics. Za plecami rozgrywającego zespołu z Ohio świetnie dyrygował kolegami LeBron James (20 pkt, 7 as, 6 zb). Celtics przegrali tablicę 34-46 i tylko Isiah Thomas bronił dzisiaj skutecznie ich honoru.
Recap
Pierwsze minuty upłynęły na kolejnych wymianach ciosów. Od razu zaznaczył swoją obecność LeBron i Irving. Dobrą skuteczność pokazał z drugiej strony Tyler Zeller. Żadna z drużyn nie osiągnęła przewagi większej od jednego posiadania. Celtics wytrzymali napór gospodarzy. Dopiero po dunku bohatera pierwszej kwarty Kelly’ego Olynyka (10 pkt w pierwszej odsłonie) Celtics jako pierwsi przełamali barierę jednego posiadania (17-22). Co prawda udana trójka Jonesa i dobitka Thompsona szybko doprowadziły do remisu. Swoje zaczął jednak robić kandydat na 6th mana – Isiah Thomas. Dzięki jego świetnym wjazdom pod kosz i rozgrywaniu pick&rolli Celtics objęli prowadzenie 24-29. Ostatecznie kwarta skończyła się wysokim wynikiem 27-31 dla Zielonych z czego niezbyt zadowolonym był Brad Stevens.
Zimny prysznic faworytów nie skończył się wraz z końcem kwarty. Kilka niefrasobliwych posiadań i przewaga gości urosła do 29-37. Dobrze pilnowany przez Crowdera nie mógł rozpędzić się LeBron James. Celtics grali na bardzo wysokiej skuteczności z gry. Słabo wyglądał debiut w play-offach Kevina Love, który kilka razy zaliczył air-balla i był kompletnie bezproduktywny w ataku. Graczom Cavs zaczęły puszczać momentami nerwy. LeBron miał wsparcie w zasadzie jedynie od Kyrie Irvinga. W końcu po trójkach Irivinga i J.R. Smitha Cavs odrobili stratę do 37-38 na 8:30 do końca połowy. Był to ewidentnie punkt zwrotny w tej części spotkania i w zasadzie całego meczu. Po przerwie na żądanie trójkę trafił Love i po kolejnej akcji LBJ’a Cavs wrócili na prowadzenie 42-40, którego jak się okazało później nie oddali już do końca spotkania. Ożywienie gospodarzy było widać również w obronie. Celtics przez dłuższy czas nie otrzymali żadnej łatwej pozycji rzutowej. Coraz bardziej dawała się we znaki przewaga Cavs na deskach. Prawdziwym cierniem dla gości był Tristan Thompson (w pierwszej połowie 9 punktów i 4 ofensywne zbiórki). Przewaga gospodarzy rosłaby znacznie szybciej, gdyby nie Isiah Thomas, który umiejętnie dostawał się na linie. To głównie dzięki filigranowemu rozgrywającemu Celtics przetrwali kryzys i zaczęli nawet odrabiać stratę. Z 9 punktów (53-44) po długiej dwójce Smarta zrobiło się jedynie 4 (56-52). Dwie trójki, w tym buzzer-beatera, zaliczył jednak Uncle Drew – bezsprzeczny MVP pierwszej połowy (20 punktów; 4/4 zza łuku). Cavs wygrywali do przerwy 62-54.
Drugą połowę Celitcs zaczęli innym ustawieniem z Olynykiem na centrze. Cavs szybko złapali kilka przewinień. J.R. Smith z 4 przewinieniem musiał usiąść na ławce. Bojowo nastawionych Celtics szybko uciszył jednak piątą trójką Irving. Po chwili LBJ ograł jeden na jeden Turnera i było już 71-58. Stevens szybko wrócił do Thomasa, ale Cavs wciąż byli na fali. Przewaga gospodarzy doszła w końcu do 20 punktów (82-62). Nie wiem czy Cavs w tym momencie stwierdzili, że jest po meczu, ale z jakiegoś powodu nagle stanęli w miejscu. Po runie 14-0 gości nagle zrobiło się 82-76! Kawalerzyści dość szybko jednak pozbierali się i zakończyli trzecią ćwiartkę runem 9-0. Przy okazji mogliśmy zobaczyć kolejny buzzer-beater gospodarzy, tym razem w wykonaniu Jamesa Jonesa. Przewaga gospodarzy wydawała się bezpieczna i tylko jakiś spadek koncentracji mógł pozbawić ich zwycięstwa.
Ostatnie dwanaście minut nie miało większej historii. Celtics nie potrafili przełamać bariery dwucyfrowej straty (najbliżej byli 108-98). W momencie jakichkolwiek oznak kryzysu inicjatywę przejmowali Irving (30 pkt, 5/9 za trzy) lub James (20 pkt, 7 as, 6 zb). Rozegrał się też Kevin Love. To wystarczyło. W ekipie Celtics najlepszym na boisku był zdecydowanie Isiah Thomas (22 pkt, 10 as, ale aż 5 strat), który jako jedyny w drugiej połowie stwarzał nieustanne zagrożenie w ofensywie Zielonych. Końcowy wynik – 113-110 dla Kawalerzystów.
Podsumowanie
Przewaga amunicji po stronie Cavs jest zabójcza. Seria przypomina mi niestety za bardzo obrazek kampanii wrześniowej – szarżujących ułanów (Celtics) nadziewających się na czołgi i karabiny maszynowe (Cavaliers). Mimo bardzo przyzwoicie radzących sobie z Jamesem – Turnerem, Crowderem i Smartem, Cavs posiadają jeszcze Irvinga. Patrząc z perspektywy Brada Stevensa lepszej pracy na LeBronie raczej nie należy się spodziewać. Spore rezerwy są za to w parze – Bradley vs Irving, w której Avery najzwyczajniej nie istniał. Uncle Drew zmiażdżył go, wbił w parkiet, rozjechał, przeżuł i wypluł… (dodaj cokolwiek). Do świetnej dyspozycji w ofensywie dopisał też super obronę. Były momenty, że przecierałem oczy ze zdumienia – ten chłopak potrafi tak bronić? Nie ma co – bez lepszej dyspozycji Bradley’a Celtics nie dadzą rady rozegrać nawet jednej równej końcówki.
Przewaga Cavs widoczna jest również na deskach. Tyler Zeller nie jest w stanie przeciwstawić się silniejszym podkoszowym Cavs. Jedynym zawodnikiem, który pod koszem nie da się przestawić Thompsonowi czy Kevinowi Love jest Jared Sullinger. Niestety ten po powrocie po kontuzji jest wyraźnie bez formy. Z punktu widzenia Davida Blatta rezerwy są wciąż w Kevinie Love. Oglądałem sporo spotkań Cavs, w których Love oddawał w całym spotkaniu mniej niż 10 rzutów i generalnie koledzy w ogóle go nie dostrzegali. Dzisiaj było inaczej. LeBronowi autentycznie zależało, aby często go uruchamiać. Cyferki jakie wykręcił nie są nawet takie złe (19 pkt, 12 zb), jednak gra w ataku wyglądała dużo gorzej i wraz z Avery Bradley’em zgarnął dzisiaj nagrodę na największego ceglarza meczu. Na plus niewątpliwie należy zaliczyć jego starania w defensywie. Szału jednak nie ma.
Co dalej? Odbudować się musi Bradley, któremu lekko doskwiera kontuzja uda. To jest warunek konieczny, aby Celtics wygrali chociaż jedno spotkanie. Druga sprawa to deska. Dwaj podkoszowi Celtics z wyjściowego składu – Brandon Bass i Tyler Zeller – zebrali razem w całym spotkaniu 3 piłki z tablicy (sic!). To jest dramat. Zastanawiam się czy więcej minut nie powinien dostać jednak Olynyk, który chyba jako jedyny wysoki Celtics nie musi się wstydzić swojego występu. Olynyk powinien wyjść w pierwszej piątce zamiast Zellera, a na Thompsona chyba więcej minut powinien dostać Sullinger. Czy to cokolwiek zmieni nie wiem. Tak czy siak na dzisiaj scenariusz sweepa wydaje się być najbardziej prawdopodobny.
Mam dokladnie te same odczucia i wnioski co autor textu. Bez Bradley’a i jego dobrej dyspozycji Irving bedzie zaliczal mecz z 30 pkt za meczem!!! Zeller i Bass bardzo slaba gra na deskach. Jak Zeller poszedl na podwojenie to doslownie tablica wolna. Podoba mi sie pomysl z Olynykiem i Syllym w pierwszym skladzie. Boston musi miec wysokich do przepychania sie pod koszem i do zbiorek!!! Lebron zostal zatrzymany na 20pkt ale sila Cavs polega na tym ze jest jeszcze 2-3 zawodnikow ktorzy moga pociagnac gre i wynik! Wszyscy zawodnicy w Bostonie musza zagrac rowny i solidny mecz. Bradley odstaje i cala dryzyna na tym traci,pomijajac fakt ze Irving mial swoj dzien. Nie wszystko stracone i sweepu na pewno nie bedzie!!!!
Jonas Jerebko jest skrzydłowym, którego Stevens powinien wystawiać w starciu przeciwko Love’owi. Będzie go bronił na dystansie i ogrywał w ataku, przy dobrym rzucie dystansowym i umiejętności minięcia , z wejściem na kosz. Stevens musi znaleźć jeszcze jedną przewagę? Evan Turner niestety nie pasuje mi do gry Celtów. Dziwne , że większej liczby minut nie dostał też Datome, który potrafi celnie przymierzyć z dystansu.
Sorry ale ja się jednak nie zgodzę z Markiem co do Thomasa. Uważam, że 4q była fatalna w jego wykonaniu. Już o tym pisałem… pełno strat i chaotycznej gry, zbędne wjazdy na kosz w dużym tłoku albo nieprzemyślane rzuty. Zamiast jak na lidera przystało trzymać kolegów w ryzach, wprowadzał w grę C’s niepotrzebny pośpiech i chaos.
Hehe, a pamiętam jak jeden z waszych redaktorów napisał kilku stronicowy wywód jak poprawić Cavs, a przede wszystkim wytrejdować Irvinga za Rondo hahaha dobre czasy, ale nie pamiętam gościa :D Kibic Utah bodajże.
Fajnie:-)) oto chodziło Quicinowi by rozśmieszać czytelników Panie Buźka.
http://www.enbiej.pl/2014/02/12/gdybym-byl-gm10-2-kyriecentrzym-cavs/
Nie mogę wytrzymać ze śmiechu, jak wtedy tak i teraz. :D
Wielu pseudo znawców hejtowało Irvinga przez 4 lata, a w tym sezonie wyrasta właściwie na drugiego playmakera świata – za Stefkiem Currym. Zwolennicy nie mieli argumentów, bo Cavs przegrywali mecze. Irving jednak udowadniał, że w dobrym towarzystwie jest jeszcze lepszy (ASG i reprezentacja). Poprawił obronę, rzuca game winnery, trafia na dobrej skuteczności, świetnie kozłuje brakuje mu tylko trochę asyst. Oby tylko zdrowie dopisało. Bogu dziękować, że możecie takiego gracza oglądać!
Ale gdzie konkretnie? Takie hasła są fajne, ale na Onecie…