Witam po krótkiej przerwie. Niestety nie było mnie przy dwóch poprzednich meczach zakończonych zwycięstwami Nets, za to jestem przy porażce. Wynik końcowy meczu numer 5 – 97:107. A wiec mamy 3:2 w serii dla Atlanty. Wielu przed tymi play-offami w ogóle nie spodziewało się, ze dojdzie do meczu numer 5 i będziemy mieli szybki sweep.
Atlanta spotkanie zaczęła od mocnego uderzenia i w pierwszej kwarcie pokazała, który zespól w tym sezonie doznał 22 porażek, a który dwa razy więcej. Piłka chodziła jak po sznurku od zawodnika do zawodnika, ruch bez piłki graczy Hawks przypominał ten z przełomu grudnia i stycznia – wszystko to co cechowało tamtą Atlantę było i Nets nie potrafili sobie z atakiem gospodarzy poradzić. Pierwsza kwarta zakończona gładkim zwycięstwem Hawks 33:16.
Później na szczęście dla Nets Atlanta zaczęła nieco częściej pudłować i Siatki przyłożyły się do obrony. Mimo iż Hawks utrzymywali przewagę przez cały mecz (głównie trzymają dwucyfrowe prowadzenie – maksymalna przewaga 17 punktów) to Nets walczyli do końca i nie poddawali się. Przewaga Atlanty przed czwartą kwartą wynosiła 12 punktów, jednak podobnie jak w poprzednim spotkaniu tak i tutaj Nets na przełomie trzeciej i czwartej kwarty zaliczyli run, który pozwolił im dogonić rywala. Tym razem było to 14:2 i znów stery w ekipie przejmował Jarrett Jack, który napędzał ataki Nets. Na dwie minuty przed końcem meczu przewaga Hawks wynosiła jedynie dwa punkty, ale wtedy przestrzelony layup przez Joe Johnsona (chwilę wcześniej zaliczył dwie kolejne trójki), który dawałby remis, poprowadził gospodarzy do rzucenia kolejnych trzech koszy i odskoczenia na 8 punktów przy 42 sekundach do końca meczu.
Deron Williams po wyśmienitym meczu numer cztery znów powrócił do „swojej” formy. Przypomnę tylko, że w poprzednim meczu D-Will zdobył 35 punktów, rzucał na skuteczności 52% i miał do tego 7 trójek. W trzech pierwszych meczach łącznie zdobył 18 punktów, 26.9% skuteczności i 3 trójki. Jasne, ze nie można było od niego oczekiwać kolejnego występu na poziomie 30 punktów, ale takiej beznadziei też nie. 5 punktów (2-8), i po 6 zbiórek i asyst. Wjazdy pod kosz z których nic nie wynikało, faule i straty. Ani razu w tym meczu nie wyglądał tak jak w poprzednim.
Brook Lopez o którego powinna opierać się gra Nets także nie błyszczał mimo 15 punktów, 3 zbiórek, 2 asyst i 3 bloków. Partnerzy nie podawali mu piłki za często, a gdy już to robili to dostawał piłkę późno i często forsował rzuty i rzucał z nieczystych pozycji. Ciągle był także wypychany z pomalowanego co nie mogło dać Nets korzyści.
Siłą napędową tego meczu w obozie Nets był wchodzący z ławki Alan Anderson. 23 punkty (9-11, z czego 4-4 za trzy) i 7 zbiórek. Dwoił się i troił w obronie i ataku aby mecz nie skończył się blowoutem. Pierwszy niecelny rzut zaliczył dopiero w trzeciej kwarcie, po bezbłędnej pierwszej i drugiej.
Wspomagał go Jack, który w pierwszej połowie meczu grał słabo, ale po przerwie otrząsnął się. Zdobył nawet 12 kolejnych punktów dla Nets w ostatniej kwarcie, rzucając przy tym dwie kolejne trójki. Jednak nie byłby sobą gdyby nie grał swojego małego hero-ball i nie rzucał tych głupich floaterów tuż po przekroczeniu połowy boiska, czy nie gubił piłek w łatwy sposób.
W obozie Hawks spustoszenie siała cała pierwsza piątka, która skończyła mecz z dwucyfrowymi dorobkami punktowymi. Zabójczy znów okazał się Kyle Korver i jego trójki. Horford znów wypadł najlepiej notując 20 punktów, 15 zbiórek, 5 asyst, 2 przechwyty i 2 bloki. Nets nie mogli nic odpowiedzieć na jego P’n’R z Teaguem.
Następny mecz w sobotę o 2 w nocy naszego czasu. Teraz wracamy na Brooklyn, gdzie mam nadzieję na kolejne wyrównanie w serii.
KDE pisałeś coś o stremach HD, nie chciałeś ich tu podawac, jak możemy sie na priv dogadać ??
Podrzucę Ci na mejla.
Dziękuje bardzo.
Stream HD zawsze znajduje na Drakulastream.eu i ide od dolu i tam zawsze trafiam na Hd :)