Niecodziennie jest niedziela, Paul Pierce (5/7 za trzy) nie trafił najważniejszego rzutu meczu , a mógł doprowadzić do remisu. Marcin Gortat (1/7 z gry) rozegrał najgorsze spotkanie play off, jeśli chodzi o skuteczność w ataku i trafił ledwie jeden rzut z gry. Ponadto goście z Atlanty wyjątkowo mocno wykorzystali absencję Johna Walla, podczas gdy Jeff Teague (26 pkt i 8 as) rozgrywał najlepszy mecz serii. Mimo, że Hawks wrzucili już 65 oczek do przerwy, dominując na parkiecie Verizon Center to zespół Randy’ego Wittmana i tak mógł znów wygrać spotkanie, z tylnego siedzenia…
Paul Pierce (4/4 zza łuku w pierwszej połowie i 14 pkt) fantastycznie otworzył spotkanie i w pierwszych 6 minutach miał już na koncie 9 oczek. Zupełnie jakby był w transie i myślami przy ostatnim zwycięskim rzucie. Trójka siedziała stołecznym , a kolejne próby w koszu gości umieszczali Bradley Beal i Drew Gooden. Mimo wszystko, gracze Mike’a Budenholzera grali najlepszą swoją koszykówkę w serii. Jeff Teague pchał kolejne akcje Jastrzębi (6 pkt), a z jego podań korzystał Al Horford (8 pkt), notabene ogrywając Marcina Gortata.
Efektywne zmiany Dennisa Schroedera, Pero Antića i Mike’a Muscali przynosiły przewagę gościom. Trener Budenholzer podkręcał tempo dzięki obniżeniu piątki i posiadania na placu pary Teague-Schroeder. Dennis był X-factorem drugich 10 minut i po kilku z rzędu akcjach miał już na koncie 9 oczek. John Wall pewnie palił się do gry…ale kontuzjowany nadgarstek to jak na razie największy problem Wizards i samego gracza. Goście fantastycznie dzielili się piłką, notując przed przerwą już 20 podań zespołowych, korzystając przy tym ze skuteczności Paula Millsapa (15 pkt i aż 5 asyst Sapa). W połowie drugiej kwarty nastąpił zryw przyjezdnych, którzy seryjnie rozbijali – słabą na dystansie – obronę miejscowych. Jeff Teague i Kyle Korver wynieśli prowadzenie do 11 oczek, a po chwili alley oppem zaimponował Muscala. Rozgrywanie spod ręki Willa Bynuma wyglądało FA-TAL-NIE, TRA-GICZ_NIE!
Uwaga, Wizards w pierwszej połowie kompletnie zawodzili w defensywie i ofensywie podkoszowej. Wysocy i niscy Hawks zdobyli aż 32 punkty z pomalowanego, podczas gdy Wizards odpowiedzieli 16 oczkami…
Trójki Pierce’a i Portera (nie wyróżnił się wczoraj niczym szczególnym) zniwelowały straty do rywala do 10 punktów (55-65). Jednak start trzeciej odsłony rzucił nutkę optymizmu na głowy fanów Wizards, Hawks się zacięli, miejscowi z tego skorzystali, rzucając do ataku swoje największe działa. To właśnie Bradley Beal (najlepszy występ w play off i 13 oczek w 4kw) oraz Paul Pierce doprowadzili do stanu 65-64. Po trzech minutach zareagował coach Budenholzer, po czasie na żądanie obejrzeliśmy świeżych zmienników – Pero Antića i Kenta Bazemore’a. Obaj zaraz wpisali się na listę strzelców, Macedończyk zdobył 4 oczka z rzędu, Bazemore celnie przymierzył zza łuku i Hawks znów odlatywali Wizards. W składzie Czarodziei znów brakowało Walla, zdolnego uspokoić grę, odszukania nowych rozwiązań czy kończącego akcję w skuteczny sposób. Randy Wittman miał znów problem i nawet ponowna celna próba Pierce’a nie uspokoiła gry. Alley oop Horforda i kolejne punkty Schroedera przywróciły Jastrzębiom 10-punktową zaliczkę (85-75).
Szeroki skład Budenholzera – tym razem Mike Muscala – przynosił kolejne punkty i wlewał w głowy Wizards coraz więcej pesymizmu. Odpowiedź wysyłali Bradley Beal (2+1) oraz Bynum. W rewanżu swojego dobrego grania nie zaprzestawał Schroeder. Niemiec nie tylko trafił zza łuku, ale kapitalnie współgrał z Teague’iem , który zbierał punkty w dwóch kolejnych akcjach (osobiste i 2+1). Po drugiej stronie, jednoosobowy atak prowadził Beal. Wizards bez jego trafień nie potrafili znaleźć drogi do kosza. Dopiero na trzy minuty przed końcem finałowej odsłony pierwsze trafienie z gry (dobitkę) zanotował Marcin Gortat. Wizards zwarli szyki i poprawili obronę , niwelując straty do 4 oczek. Nadzieja była krótka, bowiem akcję dalej – po rzucie osobistym Portera – trójką popisał się Teague. Kolejne trzy rzuty Schroedera nie trafiły do kosza i w odpowiedzi dwukrotnie trafili Czarodzieje – Beal i Nene.
Na 9 sekund przed końcem meczu o czas poprosił Randy Wittman. Paul Pierce dostał świetną zasłonę, ale wydawało się, że zbyt długo zwlekał z oddaniem rzutu z czystej pozycji, a przy wykończeniu go przeszkodził mu upadający na parkiet DeMarre Carroll. The Truth (nie zdobył punktów od drugiej połowy trzeciej kwarty) miał pretensje do sędziów, domagając się faulu…przy niecelnej próbie. Fakt, faktem, że Nene mocno pracował na zasłonie i poniekąd spowodował upadek rywala…
Akcję później, Kyle Korver, przy próbie chwytu piłki poślizgnął się i ewidentnie popełnił błąd kroków. Sędziowie jednak milczeli…
Drugiego happy endu nie było. Faulowany Millsap skutecznie przypieczętował wygraną nr2 na konto Hawks.
Gorsza wiadomość dla fanów stołecznych, w jednej z ostatnich akcji podkoszowych, Nene nadepnął na nogę Beala i nie wiadomo czy nie wywował u kolegi z drużyny poważniejszej kontuzji? Seria wraca do Phillips Areny i zobaczymy czy Hawks zdobędą prowadzenie w serii.
Wynik: Wizards (2) – Hawks (2) 101-106
Punkty: Teague 26, Millsap 19, Horford 18 (10zb), Schroeder 14 oraz Beal 34, Pierce 22, Sessions 13, Nene 12, Bynum 10.
Gortat zagrał bardzo słabo. Dużo punktów Hawks zdobyli bo szedł niepotrzebnie do podwajania. A najśmieszniejsze, to tego podwajanie wyglądało jakby robił zasłonę do pick@rolla. Takie odniosłem wrażenie.
Najgorszy mecz Gortata od bardzo dawna. Już nawet nie chodzi o same cyferki, ale o kiepską grę i proste błędy.
wiadomo czy Wall w ogóle zagra jeszcze ?
Strasznie się wkurzałem oglądając gre Gortata – Horford chyba ze sześć lub siedem razy zdobywał punkty w taki sam sposób po Pick and pop-ie. Polak nie doskakiwał do niego, a dominikańczyk pokazał że umie rzucać. Pierwsza linia wizards była ogrywana stanowczo zbyt łatwo, teague i schroeder penetrowali jak chcieli. Odniosłem wrażenie że czarodzieje nie mają pomysłu jak grać, najczęściej próbowali rzucać za trzy, lub oddawali piłkę bealowi[bardzo dobre spotkanie, wziął ciężar zdobywania punktów na siebie}. Hawks grali bardziej ogarniętą koszykówkę.
Nie wiem jak stoicie z portalami plotkarskimi ale jest duza afera z udzialem Gortata od dwoch dni.Mysle,ze moglo to miec wplyw na jego gre.Mianowicie jego przyrodni brat stwierdzil,ze Gortat ma gdzies ojca.Oczywiscie rowniez nie zabraklo watku z pieniedzmi.Nastepnie matka Gortata zaczela wybielac Marcina po czym sam ojciec przyznal,ze jest troche zawiedziony Marcinem.
Plotki i niedorzeczne publikacje na temat koszykówki zostawmy pewnemu portalowi który mieni się mianem jeden na naszym rynku.
Ta 'afera’ wyszła jakoś w czwartek lub piątek, a po niej Marcin zagrał b. dobry game3. Taki mecz się zdarza, szkoda, że akurat ubiegłej nocy kiedy mogli wygrać z Hawks i potrzebowali Marcina. Nie mniej to jego pierwsze słabsze spotkanie w tych PO. Liczę na jego dobry wystę w czwartek.
To sorki,myslalem,ze dwa dni temu.