Analizując przebieg całej dotychczasowej serii Warriors-Grizzlies skupialiśmy się na defensywie teamu z Memphis. Omawialiśmy różne warianty krycia niskich i wysokich graczy, wskazując na priorytetową obronę nad Stephem Currym. Tymczasem zapomnieliśmy w tych wszystkich rozważaniach o defensywie Wojowników. Jeśli spojrzycie na czyste wyniki całej serii to zauważycie jeden ważny fakt, Grizzlies w żadnym ze spotkań nie wrzucili rywalom więcej niż 99 punktów. Warriors natomiast dwukrotnie przekroczyli ten próg. Minionej nocy byli blisko – notując 98 oczek – ale tak naprawdę spotkanie rozstrzygnęło się w końcówce trzeciej odsłony. Niedźwiedziom zabrakło ich istotnego stopera – Tony’ego Allena.
W Oracle pachniało niespodzianką, wybudzony przez budzik przecierałem oczy ze zdumienia, oglądając popisowe pierwsze minuty w wykonaniu Zacha-Dirka-Randolpha. Wielki Grizzly wyglądał jak superstrzelec trafiając wszystkie rzuty, w tym jedną trójkę (11 pkt w 1kw). Zaraz do dorobku punktowego gości dołożył się Marc Gasol i Grizzlies pędzili po parkiecie w Oakland. Andrew Bogut pospieszył się z dobitką (strata) rzutu, następnie Warriors zostali zatrzymani przez 24 sek bez rzutu na kosz (kolejna strata) i Courney Lee dał gościom 12-punktowe prowadzenie (19-7). Wydawało się, że będziemy świadkami sensacji.
Chwilę później swoje klepki odnalazł Steph Curry i zaczęła się pogoń Warriors. Pierwsza celna trójka, druga celna, trzecia…na koniec pierwszej odsłony. Wynik 25-26 dla gości. Cała strata z pierwszej części odsłony została zniwelowana. Łatwo przyszło, łatwo poszło…
Następnie, trzy z rzędu rzuty zza łuku przestrzelił Vince Carter (który jest mocno zardzewiały w tej serii). Dopiero czwarta akcja Vincenta (2+1) przyniosła Grizzlies punkty. Odpowiedź była natychmiastowa; znów zabłysnęli zmiennicy Steve’a Kerra – Andre Iguodala nie po raz pierwszy w całej serii trafił trójkę na starcie II kw. Dalsze akcje należały do Randy Livingstona. Baa trójkę numer 2 w meczu trafił Harrison Barnes. Przez ponad pięć minut kwarty goście z Memphis trafili tylko raz z gry (Mike Conley). W tym samym czasie GSW budowali przewagę, piękną trójkową akcję zaprezentowali nam gospodarze. W końcówce jej Andrew Bogut otrzymał podanie nad kosz od Draymonda Greena i popisał się alley oopem (obecny w TOP5 minionej nocy). Miejscowi próbowali dobić gości rzutami zza łuku. Curry , Thompson i Barnes korzystali z nieobecności Tony’ego Allena (kontuzja -> płynnej rotacji w obronie tym razem zabrakło) , a dwie kolejne trójki Splash Brothers zatrzepotały w siatce rywala. 49-41 do przerwy.
Steph Curry został #1 graczem jeśli chodzi o szybkość trafienia pierwszych 100 trójek w całej historii play off. Uprzedzając nieco końcowe fakty, Curry również ustanowił rekordowe dla siebie w play off – 6 przechwytów.
Start trzeciej ćwiartki to mała nerwowość w poczynaniach GSW. Być może zbyt szybko chcieli „dobić” rywala. Steph Curry nie trafił dwóch rzutów, a Andre Bogut spudłował alley oopa. Dopiero akcje i trafienia skrzydłowych – Greena i Barnesa przywróciły spokój w ofensywie Warriors. Również kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie. Goście najpierw polegali na Randolphie, a później częściej ogrywali Marca Gasola , który zdobył 6 oczek z rzędu. Przyjezdnych uciszył trójką Curry i za chwilę oglądaliśmy ucieczkę, dzięki świetnej postawie Thompsona i Iguodali. Iggy popełnił trzy z rzędu slam dunki , wykańczając kontry swojego zespołu i windując wynik do stanu 74-57. Grizzlies, w wyniku strat piłki, słabej selekcji rzutowej i zabójczych kontr miejscowych – leżeli na deskach…
Pierwsze pięć minut finałowej odsłony dobiło gości. Atak Steve’a Kerra nadal wykańczał rywala, odbierając Grizzlies resztę nadziei czy woli walki. Akcje miejscowych skutecznie egzekwowali Iguodala i Thompson (deja vu końcówki trzeciej odsłony i znów seria trójek z ich rąk). Do ataku włączyli się również David Lee (6 pkt) oraz Shaun Livingston. Praktycznie każdy zawodnik piątki Kerra zdobywał punkty. Ale momentum gry nastąpiło przy kolejnych popisach (dystansowych) Thompsona oraz (slam dunkowych) Iguodali. Warriors prowadzili 94-70 , było po meczu. Dalej nie było co/kogo oglądać…
Klucze do zwycięstwa GSW: 46% do 26% za trzy oraz 29 – 6 w punktach z szybkiego ataku.
Pointa, martwiliśmy się o zdrowie i obecność Mike’a Conley’a, tymczasem jednym meczem zobaczyliśmy ile wartości dodatniej wnosi w szeregi Grizzlies Tony Allen. Czy ktoś jeszcze wątpi w jego zdolności defensywne oraz wysoki wpływ na wynik obwodowej obrony Miśków?
Golden State Warriors (3) – Memphis Grizzlies (2) 98:78 (26:25, 23:16, 25:16, 24:21)
Warriors: Thompson 21, Curry 18, Iguodala 16, Barnes 14, Draymond Green 7, Bogut 6, Lee 6, Livinston 6, McAdoo 4, Barbosa 0, Ezeli 0, Holiday 0, Rush 0.
Grizzlies: Gasol 18, Conley 13, Randolph 13, Jeff Green 10, Carter 8, Lee 7, Adams 3, Udrih 3, Leuer 2, Koufos 1, Calathes 0, JaMychal Green 0, Smith 0.
Stan rywalizacji: 3-2 dla Golden State Warriors
Warriors naprawdę fajnie bronią ale nie zmienia to faktu, że przy nieco słabszej formie Z-Bo, poobijanym Conleyu i bez wsparcia z ławki Cartera opcje ofensywne Niedźwiedzi są bardzo ograniczone. Liczyłem, że Green coś więcej wniesie ale się przeliczyłem. Zapachnie to demagogią ale uważam, że teraz właśnie przydałby się Rudy Gay. NIe da się wygrać meczu rzucając dwie kwarty po 16 punktów, po prostu się nie da, nie z najlepsza drużyną NBA w RS…
Iguodala gra naprawdę świetnie , a niektórzy śmiali się z niego i jego rzutów za trzy. A tutaj sprawdza się świetnie.
Zaczął grać Lee a gdy na boisku jest Lee to nie ma Zacha w najlepszym wydaniu i co za tym idzie nie ma ofensywny podkoszowej Miśków, czyli ich najważniejszej broni.
Innymi słowy jak dla mnie 4-2 i GSW w finale.
Jak myslicie,gdyby byl zdrowy Allen i Conley to Miski przeszlyby GS?Obecnie raczej wydaje sie,ze Warriors ich przejda.