Washington Wizards, Chicago Bulls, a wcześniej Milwaukee Bucks i New Orleans Pelicans . Te wszystkie drużyny poczuły podczas trwających play offów , coś , co nazywamy zmarnowaną szansą. Wizards zabrakło kontuzjowanego Johna Walla i dwóch detali do odwrócenia losów serii. Bulls nie wybronili rzutu LeBrona Jamesa i wpadli w dołek. Natomiast Bucks mieli na wyciągnięcie ręki, co najmniej dwa przegrane mecze z Chicago. Pelicans byli bardzo blisko zwycięstwa w Oakland…blisko było też w Smoothie King.
Minionej nocy byliśmy świadkami najlepszego dotychczas pojedynku w obu finałach konferencji. Goście z Houston, mimo problemów z kolanem Dwighta Howarda wrócili do gry, po pierwszej nieudanej kwarcie i mieli ogromną szansę na – co najmniej – wyrównanie stanu meczu oraz doprowadzenie do dogrywki. Gdyby nie ich błędy…
Pierwsza kwarta wyglądała jakby Warriors mieli zjeść rywala na kolację (ew. wczesne śniadanie). Wychodziło im praktycznie wszystko, kolejne postacie włączały się do ataku, a obrona Rockets delikatnie mówiąc – nie wyglądała najlepiej. Andrew Bogut testował kolano Dwighta Howarda i w pierwszych akcjach wyglądał jakby był numerem 1 ligi na pozycji centra (slam dunk i alley oop niczym Howard za najlepszych czasów). AB już w pierwszej kwarcie zmazał swój słaby występ z G1. Akcję później swój festiwal strzelecki rozpoczynał MVP ligi – Steph Curry. Steph przypomniał Kevinowi McHale , że krycie przez Jasona Terry to niedobry pomysł ze strony trenera gości. Curry trafił trzy z rzędu trójki i dopiero przy czwartej próbie chybił. Z drugiej strony za zdobywanie punktów zabierali się Harden-Jones-Howard i dzięki nim Houston przegrywało tylko 8 oczkami (28-36).
Wydawało się, iż druga kwarta może być końcem Rockets w tym meczu. Steve Kerr znów uruchomił swoje pokłady energii przy osobach rezerwowych. Doskonale przypomnieli o sobie Shaun Livingston, Andre Iguodala i Leo Barbosa. Każdy z nich znajdywał dziury w defensywie rywala i punktował. Livingston (4/4) i Iguodala (2/2) byli bezbłędni , a do ich poziomu dopasował się trafiający trójkę Harrison Barnes (po jego trafieniu było juz 49-32). Josh Smith, Pablo Prigioni oraz Corey Brewer (joker McHale’a wyraźnie zawiódł , kończąc mecz z ledwie 3 oczkami na koncie) próbowali przerwać serial punktowy GSW, ale kolejne dystansowe próby Rockets trafiały tylko w obręcz. Kevin McHale widząc bezradność swoich graczy przerwał ten serial czasem…
Rockets wznowili grę i od razu pokazał się Howard (dunk). Dalej Harden znajdował wolnych partnerów i dogrywał piłki ze szwajcarską precyzją pod kosz Warriors (punktowali Jones i znów Howard). Następnie to James przeobraził się w rolę głównego punktującego i zdobywając 10 punktów z rzędu stopił przewagę faworytów serii. 10 sekund przed końcem kwarty Jones nagrał loba do Howarda, a center nie zmarnował okazji i doprowadził do remisu (55-55). Oracle zostało uciszone…
Trzecia ćwiartka to kolejna huśtawka natrojów u fanów obu drużyn. Rockets wyszli naładowani energią i zmotywowani do granic możliwości. Siedział im rzut. Trzy trójki Hardena, Terry’ego i Arizy przyniosły prowadzenie , sześcioma oczkami. W odpowiedzi przypomnieli o sobie Splash Brothers, najpierw Thompson (znów efektowne wejście zakończone „paczką”) oraz Curry (trójka i w tym momencie miał już na koncie 24 pkt). Pojedynek strzelecki dwóch najlepszych strzelców ligi trwał w najlepsze. Curry zakończył odsłonę #3 z 27 pkt, Harden natomiast uzbierał 26 oczek.
Warriors mieli tylko 2 oczka zapasu przez finałową partią meczu (77-75). Nastąpiło deja vu drugiej kwarty, pokłady energii uruchomili dwaj niezawodni zmiennicy – Iguodala i Livingston. Warriors wykorzystywali stratę Brewera czy pudła w wolnych Howara . Uwaga, Rockets byli w tym meczu tylko 19krotnie na linii i trafili 13 rzutów za punkt.
Trevor Ariza i James Harden trzymali gości w grze, a swoje najlepsze spotkanie nadal rozgrywał – znów pakujący piłkę do kosza – Bogut (14 pkt / 8 zb / 5 blk / 4 as). Wielki Kangur oraz Steph Curry wyprowadzili GSW na 7 oczek przewagi i nieco ponad 2 minuty do końca meczu (96-89) i wydawało się, że miejscowi dowiozą wygraną bez problemów, do ostatniej sekundy tej odsłony. Rakietom trzęsły się ręce, pojawiały się emocje, startą nie popisał się Ariza , wolnego przestrzelił Brodacz. Na niespełna 2 minuty przed końcem z lewego łuku trafił swój rzut z wyskoku Curry. Po celnych osobistych Hardena, znów Steph, dograł piłkę do Draymonda Greena (który znów popisywał się wszechstronnością i flirtował z potrójnym dubletem; 12/8/7). Draymond trafił jednego osobistego, ale Rockets nie składali broni. Sygnał na pogoń za rywalem wysłał Harden, pakując piłkę do kosza, po penetracji. W ospowiedzi Barnes spudłował trójkę i po chwili Harden wymusił kolejny faul, na Greenie. Dwa osobiste wpadły do kosza Warriors, a przewaga stopniała do 96-99. Dalej Rockets zastosowali pułapkę na połowie rywala i złapali Curry’ego na błędzie 8 sekund. Steph nie zdołał przeprowadzić piłki przez połowę. Harden znów spenetrował w pomalowane rywala i narzucił piłkę na alley’a Howardowi. Center wpakował ją do kosza i mieliśmy już tylko 98-99!
W ostatniej akcji Rockets znów zostawili zbyt wiele miejsca Barnesowi a ten spudłował swoją próbę rzutu. Piłka dostała się w ręce Hardena i ten próbował zmienić wynik mając 6 sekund na decydujące zagranie. Niestety niepewność i brak decyzji wyrzuciła Jamesa poza 7 metr i następnie doszło do podwojenia ze strony Splash Brothers. Strata Hardena kosztowała gości bardzo wiele. Być może był to kluczowy moment serii? ( btw. Gdzieś na skrzydle czaił się wolny Corey Brewer). Brodacz był wściekły na siebie za ostatnią akcję , czego dowód dał przy wyjściu z parkietu.
Rockets wracają do swojej, Toyota Center , gdzie postarają się odmienić losy rywalizacji. James Harden i Dwight Howard nie wygrali z Warriors w 6 kolejnych meczach. Oracle Arena pozostaje halą , w której Warriors przegrali tylko trzy spotkania (w tym jedno z Grizzlies w play off) podczas całego sezonu. Warriors mają genialny bilans 54-0 , kiedy w jakimkolwiek meczu prowadzą na moment 15 oczkami!
Wynik: Golden State Warriors (2) – Houston Rockets (0) 99:98 (36:28, 19:27, 22:20, 22:23)
PKT: Curry 33, Bogut 14 , Thompson 13, D.Green 12 (8 zb, 7 as), Livingston 8, Barnes 7 . Iguodala 6 oraz Harden 38, Howard 19 (17 zb), Jones 12 , Smith 10, Terry 9 , Ariza 7.
Wszystko już powiedziałem. Teraz jadę na urlop i nie obejrze pozostałych meczow. Daj Boże żebym wrócił na ewentualne game 7 :)
brawo dla houston, osłabiony kontuzjami skład, mniejsza rotacja, a potrafią poukładać grę po tych nagłych odlotach, z których słynie gsw. ciągle są blisko, ale trochę brakuje. jeśli wyrównają u siebie, nabiorą pewności i wówczas będzie szansa na zdobycie wreszcie oracle arena.
@sasoo
Obyś miał do czego wracać…obyś na kolejny finał konferencji nie musiał czekać kolejnych 18 lat, a może właśnie wrócisz do nowej, znakomitej dla Houston rzeczywistości (powrót do przeszłości – pierwszy tytuł dla Rockets to był mój pierwszy, oglądany na żywo finał NBA).
Nie wiem czemu Ale dla mnie są to najnudniejsze Playoffs od lat.. Pierwszy raz od 5 lat kompletnie nie interesuje się tym co obecnie dzieje się w finałach konferencji mojej ulubionej ligi..
Fakt, miałem podobne przeczucia do wczoraj, może do finałów konferencji. Ale czekaj na Finał, który jak mi się zdaje przebije ten zeszłoroczny, a James pokaże who’s the daddy :)