Od dawien dawna lato w San Antonio było bardzo spokojne. Zawodnicy, których klub chciał zatrzymać podpisywali nowe umowy, ci którzy byli zbędni odchodzili, a poważniejsze zmiany zazwyczaj zachodziły tylko w sztabie szkoleniowym, gdzie raz po raz ktoś sięgał po jednego z asystentów Popovicha. Tego roku miało być jednak inaczej.
Porażka w serii z Los Angeles Clippers pokazała, że forma dzielenia się piłką jest fantastyczna pod warunkiem, że w drużynie mamy też zawodnika, który w razie potrzeby potrafi zagrać indywidualnie i dostarczyć dwa punkty w kluczowych momentach. W drużynie Riversa rolę tę spełniał Chris Paul. W San Antonio miał to być ktoś z dwójki Parker – Leonard, ale pierwszy jest już po złej stronie krzywej formy, a drugi jest nadal zbyt nierówny na atakowanej połowie – wystarczy powiedzieć, że w kluczowych meczach nr 6 i 7 miał łącznie 25 punktów na skuteczności 8/28 z gry. Tak się nie da wygrywać.
Popovich podrapał się więc po głowie, spojrzał na listę dostępnych wolnych agentów i zakreślił flamastrem nazwiska Gasol i Aldridge. Hiszpan nie dawał wielu nadziei na wyrwanie go z Memphis, stąd cały wysiłek skoncentrował się na gwieździe Portland Trail Blazers.
Sam byłem dość sceptyczny. L-Train cały czas opowiadał jak dobrze czuje się w Oregonie. W końcu to był jego jedyny klub NBA. Dodatkowo zebrała się tam ciekawa ekipa, która przy odrobinie szczęścia/zdrowia/wzmocnień na ławce mogła nawet powalczyć o tytuł. Kontuzja i późniejsza strata Matthewsa na rzecz Mavs w połączeniu z wymianą Batuma dała Spurs wystarczające okienko by dobić się do świadomości Aldridge’a.
LA szybko usłyszał, że stanie się naturalnym następcą Duncana, nie będzie musiał tak bardzo eksploatować swojego ciała (również przez ograniczenie grania na środku), a całości dopilnuje Pop, który nie odejdzie z drużyny nawet po zawieszeniu przez Tima butów na kołku choć wcześniej sam to sugerował.
Skrzydłowy zaczął się przekonywać do oferty i wtedy do gry wkroczyli Suns. Przypomnieli o tym jak potrafią dbać o zdrowie swoich gwiazd, pokazali młody i ambitny trzon drużyny, a nawet zaryzykowali ściągając Tysona Chandlera, który miał być gwarantem użerania się z podkoszowymi rywali.
Ponoć było blisko, ale ostatecznie do San Antonio Aldridge’a przekonał wspólny lot z Ime Udoka’ą (asystent i były gracz SAS). Ime tłumaczył że to właśnie Spurs dają największą szansę na tytuł i jak zmodyfikują swoje zagrywki by jak najlepiej wykorzystywać swoją nową gwiazdę.
Podziałało, ale nie obyło się bez strat.
Do swojego klona w Atlancie, w której kilka dni wcześniej ukochane dziecko Popovicha – Budenholzer został drugim po Bogu odesłano zbyt wysoki kontrakt Tiago Splittera. Jednocześnie pogodzono się z tym, że nie będzie szans na zatrzymanie trzech kolejnych zadaniowców – Baynesa (Pistons), Belinelliego (Kings) i Josepha (Raptors).
W końcu stało się i 9-tego lipca Aldridge założył koszulkę Spurs i został formalnie przedstawiony.
Po podpisaniu przedłużenia z Leonardem (5 lat, 94 mln $ – maksymalna umowa), Duncanem (2 lata, 10.8 mln $, drugi rok opcją gracza), Greenem (4 lata, 40 mln $ – mógł dostać więcej na wolnym rynku, ale wolał zostać) i Ginobilim (2 lata, 5.8 mln $, drugi rok opcją gracza) sztab Spurs zaczął szukać uzupełnień składu.
Pierwszą luką była pozycja drugiego/trzeciego rozgrywającego. Jej uzupełnienie było o tyle istotne, że Tony Parker coraz rzadziej jest gwarantem gry na mistrzowskim poziomie, a w tym sezonie możemy się spodziewać, że jego czas gry zacznie oscylować w granicach 25 mpg. Oczywiście – w klubie jest Patty Mills i jego gra (zwłaszcza w ataku) będzie miała kolosalne znaczenie, ale potrzebny był jeszcze ktoś bardziej uniwersalny i głodny gry by wystarczająco obu naciskać. Padło na Ray’a McCalluma. Jestem świadomy tego, że jedynie nieliczni wiedzą kim jest 24-latek, który ostatnie dwa lata spędził w Sacramento, ale gwarantuję że zobaczycie go grającego wartościowe minuty w tym roku. Ray ma dobry balans między byciem agresywnym i rozważnym (pierwszy plus u Gregga), nie boi się rzucać (to ważne, bo będzie miał sporo miejsca; drugi plus), równie skutecznie potrafi dogrywać do partnerów (nie ma ryzyka, że będzie zatrzymywał piłkę; trzeci plus) i… był tani.
Rolę działa z dystansu, którą ostatnio świetnie pełnił Belinelli w tym sezonie będą między sobą dzielić zdrowy Mills, zatrzymany w klubie Bonner i nowy nabytek Fredette. O tym, że Jimmer byłby idealny dla SAS zacząłem pisać jeszcze przed startem okienka transferowego. Będę trzymał za niego kciuki – bo tutaj jego rola będzie prosta – wejdź, rzuć kilka razy z dystansu – wejdzie to świetnie, nie wejdzie to spróbujesz w następnym meczu. Bez presji. Low risk – high reward.
Ostatnim nabytkiem na obwodzie jest Jonathon Simmons a.k.a. ludzki pocisk. Simmons ma 26 lat, nie zagrał jeszcze minuty na parkietach NBA, ale od dawna był na radarze Spurs spędzając czas w Austin Toros. Dwie ważne cechy tego obrońcy – agresja i atakowanie obręczy. Obie się będą przydawać (zwłaszcza biorąc pod uwagę, że poza szklanym Parkerem jedynym niezłym i fizycznie gotowym do ścinania pod kosz zawodnikiem jest Leonard).
Na pozycji niskiego skrzydłowego Kawhi w końcu powinien mieć pełnoprawnego zmiennika. Kyle Anderson okrzepł, a w lidze letniej pokazał, że jest gotowy do grania na wyższym poziomie. Jeżeli chcecie jego charakterystyki to będzie to skrzyżowanie Borisa Diaw z Manu Ginobilim z wszystkimi tego plusami i minusami.
Pod koszem poza Aldridgem doszło do jeszcze dwóch dużych transferów. Pierwszym (dosłownym) było sprowadzenie z Europy Bobana Marjanovicia. To charakterystyczne dla Spurs, że gdy liga idzie w kierunku obniżania składu oni biorą zawodnika mierzącego 7’3’’ i mogącego robić wsady nie odrywając się od ziemi. Boban będzie miał jednak bardzo ważną rolę do odegrania, bo poza 39-letnim Duncanem jest w zasadzie jedynym graczem, którego choćby na wyrost można nazwać obrońcą obręczy. Jeżeli się pokaże z dobrej strony pod swoim koszem i będzie choćby w 50% tak efektywny w trzymaniu rąk w górze jak Roy Hibbert to będzie grał.
Drugi ważny zakup to sprowadzenie z Indiany Davida Westa. 35-letni skrzydłowy odpuścił +10 mln $ w Pacers by móc wrócić do roli ucznia i mieć realną szansę na tytuł na minimalnym kontrakcie w Teksasie. W tym miejscu jestem ciekawy jak Pop będzie rotował swoimi wysokimi – ciężko mi sobie wyobrazić by przez długie minuty zmiennicy grali z parą West – Diaw pod koszem. No ale z drugiej strony jesteśmy w czasach, w których w finałach ligi Dray Green grał minuty na centrze.
Jak widać, dodanie jednej gwiazdy pociągnęło za sobą całą lawinę ruchów. Nie oczekuję jednak od Spurs odejścia od swoich korzeni i powrotu do czasów młodego Duncana – czyli gra oparta na inside-out z wysokim. To już teraz nie przejdzie i mam nadzieję, że Aldridge jest świadomy, że a) nie będzie już grał tak dużo jak wcześniej, b) będzie miał mniej rzutów, c) rzuty które będzie miał powinny być wyższej jakości.
Spurs utrzymają styl gry oparty na kilkunastu podaniach w każdym posiadaniu. Jedną dużą zmianą w stosunku do grania pierwszą piątką rok temu powinno być wykorzystywanie dużo częściej zagrań pick-and-pop, gdy stawiający zasłonę (Aldrige) będzie zmuszał kryjącego go wysokiego do decyzji czy zostawić wchodzącego pod kosz Parkera/Millsa/Leonarda czy pozwolić mu na czysty rzut z kilku metrów. Umówmy się, granie tej samej akcji z Duncanem czy Diawem tak nie straszyło, a ja jako obrońca nie chciałbym mieć teraz takich dylematów.
Równie ciekawe jest dla mnie to, czy LaMarcus będzie kontynuował swój rozwój w kierunku rzutów z dystansu. Dla przypomnienia – w pierwszych 8 latach trafił łącznie 24 razy za trzy punkty, a w samym zeszłym sezonie już 37. Jeżeli tak będzie, a nie wyobrażam sobie by nagle przestał – zwłaszcza w Spurs to Pop będzie miał do dyspozycji w końcu prawdziwą stretch-czwórkę. Umówmy się, Matt Bonner na tym etapie swojej kariery lepiej robi kanapki.
Problemy mogą być po drugiej stronie i paradoksalnie według mnie nie w Playoff, ale w sezonie zasadniczym. W RS Popovich będzie miał dwa zadania – wkomponować w zespół nowe nabytki i zachować w zdrowiu Duncana i Parkera. Tim w zeszłym sezonie grał już niecałe 29 minut na mecz, ale trzeba pamiętać, że rolę obrońcy obręczy dzielił zwykle ze Splitterem lub Baynesem. Co teraz Gregg zrobi z +/- 25 minutami gdy naprzeciw staną silni fizycznie Clippers, Rockets, Grizzlies czy Bulls. Wiem, że Pop jest kreatywny i będzie kombinował dając np. minuty na czwórce Leonardowi czy wpuszczając z myślą o faulowaniu Marjanovicia i Bonnera, ale radzenie sobie ze skoczkami jak Jordan, Drummond, Gobbert czy Davis może być dla SAS sporym wyzwaniem.
Druga sprawa – początek sezonu może być też sporym problemem jeżeli chodzi o jakość gry zmienników. W końcu z piątki Baynes – Diaw – Belinelli – Ginobili – Joseph, która grała najwięcej rok temu pozostali jednie dwaj najstarsi. Dojście do poziomu wymaganego przez trenera może trochę zająć, a my możemy się spodziewać wielu szybkich czasów i Popovicha wrzeszczącego np. na przestraszonego Fredette, który zgubi się na zasłonie.
To wszystko sprawia, że o ile pod względem talentu Spurs mogą być faworytem Zachodu, o tyle ryzyko kontuzji (wystarczy pomyśleć co by było, gdyby urazu doznał Duncan) i planowany wolny start sezonu w ich wykonaniu może sprawić, że trudno będzie im nawet o pierwszą czwórkę na Zachodzie. Myślę jednak, że nauczka sprzed roku teraz się odpłaci i przed PO drużyna będzie rozstawiona (trzecie miejsce), a w nich uwolniony z łańcucha Kawhi Leonard i wypoczęty Aldridge (w tym roku zobaczy swoje pierwsze DNP – Old) pociągną wózek z napisem Spurs w kierunku Finału.
Jak Wy oceniacie ich szanse i letnie ruchy transferowe?
Tiago Splittera i Baynesa żałować nie będę, za to Belinelliego i Josepha zastąpić nie będzie łatwo. Wierzę jednak w Pop’a, że poukłada odpowiednio wszystkie klocki (oczywiście bez błędów się nie obejdzie) i tytuł wróci na właściwe miejsce, czyli do San Antonio.
Liczę na tytuł dla SAS ale konkurencja jest mocna, szczególnie GSW i OKC.
Ciekawe jak mocna okaże sie ławka, Belinelli, Joseph i Baynes dawali bardzo dużo. Pop powinien to jakoś poukładać chociaż preseason nie napawa optymizmem.
Zawsze Mateusz najwyższy poziom – czyta się z przyjemnością.
Teraz zaczynają się wszędzie przedsezonowe zapowiedzi- co mnie zawsze razi to że niektórzy nie staja sobie sprawę tak naprawde kto to jest McCollum – stawianie go jako dużo gorszego od Josepha jest normą. A dwa porównać wzorce, sztab w których grali to jednak Ray grał przyzwoicie i osobiście widze w nim potencjał na numer 2 przed Millsem zdecydowanie. To młody grac który podać umie- rzuca też nie jakoś strasznie nagannie a jeśli dodamy do tego że grał w drużynie bez spacingu. Sporo minut grał w piątce w której nikt poza nim nie rzucał za bardzo za trzy. No Ray czasem rzuci trójkę ale to raczej rzadkość.
Ja też jestem ciekaw jak sobie poradzi Freddette, ale z kolei przy najlepszym ruchu z LMA mam pewien problem. Czy on przestanie być sobą – jest bardzo dobrym graczem. Ale jego selekcja rzutowa czasami razi w oczy. No i rotacja w której większość graczy ma bliżej do PF też ma swoje obawy nawet w erze smallballu.
Tak piszecie o tym Fredette a przecież on raczej się nie załapie do składu, bo jest Rasual Butler, o którym zapomnieliście.
Też mam obawy o zbilansowanie składu Spurs- silnych skrzydłowych od groma (Duncan, Aldridge, Diaw, West, Bonner) a center tylko jeden (Marjanović), który będzie się uczył NBA, jak na razie jest po prostu dużym drewnem. Tak jak piszecie- Pop będzie musiał to wszystko po swojemu poukładać. Drugą część sezonu San Antonio mają z reguły lepszą, myślę że teraz też tak będzie. Na koniec regular season widzę ich na 4.miejscu za Thunder, Clippers i Warriors.
Aldridge dość często grywał na 5, były lata z 50% (ostatni rok mniej). Inna sprawa, że za tym nie przepada.
A obrońcą jest dobrym i nie wiem czemu niedocenianym. Duncan wiadomo. W erze w której mistrza wygrywa drużyna z nominalnym SF grającym na C, taki skład problematyczny raczej nie będzie.
W kontekście sukcesów problematyczna może być forma (a raczej brak) Parkera.
W tej chwili do grania na centrze bliżej chyba Duncanowi niż LMA, chociaż nie zapominajmy że Pop potrafił w PO grac na centrze Bonnerem :). Marjanowic ma warunki, i czas pokaże czy da się z niego zrobić przyzwoitego centra. W każdym bądź razie minuty powinien dostawać, a Pop umie wyciągać z zawodników co najlepsze.
W SAS bardzo dużo nowego, bo Joseph, Belinelli czy Baynes pasowali do taktyki, a póki co McCollum, Fredette, Butler czy Simmons to wszystko niewiadome. Pierwszy wydaje sie mieć spore możliwości, Simmons bardzo fajnie grał w lidze letniej. Na papierze wygląda o fajnie, ale pierwsza część sezonu to może być faktycznie ogrywanie sie razem i wpasowywania do systemu SAS i ni koniecznie muszą byc rozstawieni przed PO.
Ludzie, McCollum gra w Blazers, Ray to McCallum.
Belinelli na eurobaskecie pokazał włodarzom SAS, ze warto było walczyć o niego do konca :) licze, ze ten rok bedzie rokiem Leonarda, musi przejac paleczke jako ten, ktory zna system