DeMarcus Cousins i Rajon Rondo wyglądali wczoraj tak, jakby nie dotyczyły ich wszelkie doniesienia o kłopotach w zespole Sacramento Kings. Pierwszy z nich zaliczył fantastyczną drugą połowę (zdobył w niej 30 punktów), a drugi już po raz trzeci w tym sezonie wykręcił triple-double. Ostatecznie, Cousins zakończył mecz z 40 punktami i 13 zbiórkami, a Rondo z 23 punktami, 14 asystami i 10 zbiórkami.
Kings pokonali Brooklyn Nets na własnym parkiecie 111-109. Przy właśnie takim wyniku i niecałych dwóch sekundach do końca meczu, Rondo wyprowadził piłkę z autu w taki sposób, że ta trafiła w nogi Hollisa-Jeffersona, a później w samego Rondo, stojącego cały czas poza boiskiem. Dało to szansę Nets na wygranie spotkania, bądź doprowadzenie do remisu, jednak rozgrywający Kings zrehabilitował się za poważny błąd, przechwytując piłkę w ostatniej sekundzie meczu.
Do Rondo idealnie pasuje tytuł z Gwiezdnych Wojen: „Przebudzenie mocy”. Zawsze lubiłem Rondo, bo grał w stylu dawnych Bad Boys, czyli z pasją, jakby każdy mecz był o mistrzostwo. Choć czasem emocje brały w nim górę nad rozumem… Widać, że w Sacramento znalazł dla siebie miejsce i drugiego niepokornego, który przy nim rozkwita. Kuzyn wygląda jakby skorzystał na obecności Rondo.
Super. Potrzebują niestety jeszcze kogoś trzeciego do pary :) i dopiero wtedy będą potęgą. Bo na razie reszta zespołu jakby nie nadążała.
nie spodziewałem się, że się Rondo odbuduje po przygodzie w Dallas, a tu proszę. gra naprawdę świetnie.