CLIPPERS (6-4) – PISTONS (5-4) 101:96
(25:28, 26:32, 30:20, 20:16)
Ze względu na kontuzje Chrisa Paula i J.J.’a Redicka w pierwszej piątce Clippers dość nieoczekiwanie wskoczył Jamal Crawford – specjalista od wchodzenia z ławki rezerwowych. Wczesna popołudniowa pora nie przeszkodziła mu w zdobyciu aż 37 punktów (najwięcej w sezonie) i w połączeniu z kolejnym bardzo dobrym występem Blake’a Griffina (blisko triple-double – 34pkt-9as-8zb) wystarczyło to na ogranie dobrze dysponowanych Detroit Pistons. Bezpośredni pojedynek jednego z najlepszych big manów NBA i DeAndre Jordana wygrał ten pierwszy, który zaliczył dziewiąte double-double (18pkt-19as) w dziewiątym meczu tego sezonu.
PKT: Crawford 37, Griffin 34, River 13 – Ilyasova 20, Jackson 20, Drummond 18
WIZARDS (4-4) – MAGIC (5-6) 108:99
(29:27, 21:29. 29:20, 29:23)
Patrząc na to spotkanie, nie uwierzylibyśmy, że w kilku ostatnich sezonach Kris Humphries nie trafił żadnej trójki. Orlando Magic zaaplikował wczoraj aż 5 takich rzutów, będąc najlepszym strzelcem zespołu z 23 punktami. W obu drużynach brakowało podstawowych rzucających obrońców: Bradleya Beala i Victora Oladipo. W miejscu Beala dobrze spisał się jednak Garrett Temple, który popisał się najlepszymi w karierze 18 punktami. Marcin Gortat zapomniał o słabym spotkaniu z Oklahoma City Thunder (miał w nim 1 zbiórkę w obronie) i zaliczył solidny występ przypieczętowany double-double (13pkt-10zb).
PKT: Humphries 23, Temple 18, Wall 15 – Vucevic 19, Fournier 18, Payton 17
ROCKETS (4-6) – MAVERICKS (6-4) 98:110
(20:32, 14:25, 33:25, 31:28)
W pierwszej połowie Mavericks wypracowali sobie sporą przewagę i w pewnym momencie prowadzili na wyjeździe z Rockets nawet 26 punktami. Houston wracali powoli do meczu, jednak ostatecznie 7 kolejnych punktów Raymonda Feltona w czwartej kwarcie pozwoliło dość spokojnie wygrać mecz Mavs, którzy grali w tym spotkaniu bez Dirka Nowitzkiego, Wesa Matthewsa i Chandlera Parsonsa. James Harden zaczął mecz od 10 kolejnych pudeł, by skończyć mecz ze skutecznością 5/21 z gry. Nie mógł on liczyć na pomoc Dwighta Howarda, który również wczoraj odpoczywał. Przez jego absencję, Dallas dość łatwo zdominowało strefę podkoszową, zdobywając 54 punkty z „trumny”.
PKT: Harden 25, Jones 23, Terry 19 – Felton 23, Villanueva 19, Harris 15
BUCKS (5-5) – CAVALIERS (8-2) 108:105
(23:23, 27:21, 20:17, 18:27, 8:8, 12:9)
Po raz pierwszy w tym sezonie Jason Kidd miał do dyspozycji swoją całą pierwszą piątkę i jak się okazało, zapracowała ona wczoraj na przerwanie zwycięskiego marszu Cleveland Cavaliers. Ośmiomeczowa seria wygranych Cavs została przerwana przez grających drużynowo Milwaukee Bucks, których siedmiu zawodników zdobyło ponad 10 punktów. W dwóch dogrywkach najtrudniejsze zadanie miał jednak Jerryd Bayless, który krył… LeBrona Jamesa. Wywiązał się z tego zadania całkiem nieźle, bowiem przez ostatnie 3 minuty meczu, James (37 pkt-5zb) nie rzucił ani jednego punktu. LeBron miał w tym meczu 7 strat, cały zespół Cleveland aż 20, które zaowocowały 27 oczkami Bucks.
PKT: Carter-Williams 17, Bayless 17, Antetokounmpo 16, Monroe 16 – James 37, Love 24, Jefferson 14
SPURS (7-2) – 76ERS (0-10) 92:83
(20:12, 23:27, 33:21. 16:23)
Philadelphia dość nieoczekiwanie napędziła stracha San Antonio Spurs, zmniejszając przewagę gospodarzy do zaledwie 4 punktów na trzy minuty do końca meczu. Ostatecznie jednak, Ostrogi zachowały spokój i spokojnie doprowadziły do 10 porażki Sixers w tym sezonie i 20 kolejnej przegranej, licząc jeszcze ubiegły sezon. Tim Duncan przesunął się na 5. miejsce w historii NBA, jeśli chodzi o bloki. Wyprzedził swojego byłego kolegę z drużyny, Davida Robinsona. W kolejnym meczu, najlepszym graczem Spurs był LaMarcus Aldridge, który zaliczył double-double (17pkt-19zb). 21 punktów dla gości zdobył Jahlil Okafor.
PKT: Aldridge 17, Parker 16, Duncan 15 – Okafor 21, Grant 12, Sampson 9
SUNS (5-4) – NUGGETS (5-5) 105:81
(27:13, 33:15, 28:26, 17:27)
Granie back-to-back przerosło tym razem Denver Nuggets, którzy nie mieli wczoraj żadnych odpowiedzi na solidnych Suns. Phoenix wypracowało sobie w pierwszej przewagę 37-punktową przewagę, której nie wypuścili do końca spotkania. Goście z Kolorado trafili zaledwie 34.7% swoich rzutów, w tym tylko 6 z 35 prób zza łuku. Jedynym zawodnikiem, który zaprezentował się na plus był Will Barton (19pkt-12zb-4as). Słońca poprowadził wczoraj Eric Bledsoe, autor 30 punktów (11/16 z gry). Kenneth Faried nie wyszedł na drugą połowę z powodu bólu pleców.
PKT: Bledsoe 30, Goodwin 12, Chandler 11, Teletovic 11 – Barton 19, Mudiay 13, Papanikolaou 9
WARRIORS (11-0) – NETS (1-9) 107:99
(21:36, 31:18, 18:23, 27:20, 10:2)
Mistrzowie NBA, osłabieni brakiem Klaya Thompsona mieli wczoraj nie lada problemy z zaskakująco nieźle prezentującymi się przeciętniakami ze Wschodu. Brooklyn Nets byli bardzo blisko przerwania zwycięskiej serii Warriors, lecz Andre Iguodala swoją trójką w końcówce czwartej kwarty doprowadził do dogrywki. Zapobiec jej mógł jeszcze Brook Lopez, który przestrzelił wydawałoby się łatwy rzut spod kosza w ostatniej sekundzie regulaminowego czasu gry. W dogrywce, Golden State nie dało już większych szans Nets. Wojownicy jak zawsze mogli liczyć na swoich liderów: Stephena Curry’ego (34pkt) i Draymonda Greena, który wykręcił triple-double (16pkt-12as-10zb). W zespole gości dobry pojedynek z Currym stoczył Jarrett Jack (28pkt-9as).
PKT: Curry 34, Green 16, Iguodala 15 – Jack 28, Young 26, Lopez 18
Kluczem do wygrania meczu prz ez Clippers było granie Hack-a-Drummond w drugiej połowie, nawet nie dlatego, że wolne mu nie wpadały, ale że SVG szybko posadził go na ławce i LAC zdominowali wtedy obie tablice. Do tego doszła słaba obrona na Crawfordzie i Griffinie, którzy momentami naprawdę fajnie dzielili się piłką (głównie między sobą).
Z Clips trzeba grać tak, jak pokazali np. Mavs – korzystać z Hack-a-Jordan, starać się sfrustrować graczy Riversa, wystarczą jeszcze 1-2 błędy/wątpliwe decyzje sędziów i zaczynają się nerwy, płacze i techniczne (tu głównie Griffin i Rivers „błyszczą”).
Okafor widać, że był od zaraz gotowy do gry w NBA, bo staje się już teraz jednym z czołowych środkowych w lidze. Wiadomo, że Philadelphia to słabiutki zespół i łatwo być w nim czołową postacią, ale w starciach z dobrymi podkoszowymi Okafor wciąż przyzwoicie wypada. No i jest zaskakująco szybki na jego wzrost i wagę.
Gorzej, że Noel jakoś nie potrafi się odnaleźć przy Okaforze. Chyba musi się jak Monroe uwolnić i znaleźć miejsce w innym zespole. Co będzie jak (jeśli) wróci Embild?
Kurak wciąż imponuje. Ciekaw jestem czy będzie MVP w tym roku.