ROCKETS (5-8) 84 – 96 GRIZZLIES (7-6)
Mimo zwolnienia Kevina McHale’a gra Rakiet nie uległa poprawie. Rakiety popełniły aż 23 straty, dublując wynik rywali. Z pozytywów – po raz pierwszy w tym sezonie zatrzymali rywali na dwucyfrowej zdobyczy punktowej. Natomiast Grizzlies prowadzeni przez duet Mike Conley/Marc Gasol dzięki poprawie spacingu prezentowali się solidnie w ofensywie. Grizzlies uciekli w pierwszej połowie przyjezdnym i nie pozwolili im się dogonic. Gasol ponadto zdobył pierwsze od 2007 roku triple-double dla Memphis. Warto również dodać iż po pozyskaniu Mario Chalmersa Memphis jeszcze nie zaznało porażki.
Pkt: Harden 22, Ariza 19, Howard 12/15 – Conley 26, Gasol 16/11/11, Barnes 12
SPURS (9-3) 90 – 104 PELICANS (2-11)
Pelikany przystępowały do meczu z wracającym po krótkiej absencji Anthony Davisem. Nastroje w obozie noworleańskim nie były najlepsze i zespół potrzebował wygranej by podnieść morale w zespole. Początek zwiastował nieszczęście dla Cans, którzy pozwolili odjechać SAS 8-0 na starcie spotkania. Gospodarzom udało się wyjść na prowadzenie jeszcze w Q1. Gra była wyrówna, aż do Q4, gdy przy stanie 83-82 dla Spurs Pelikany postanowiły odskoczyć rywalom. Anthony Davis zdobył 20 punktów i zebrał 18 piłek, Ryan Anderson był skuteczny zza łuku i zdobył 30 punktów, a Ish Smith po raz kolejny zdobył double-double. Tim Duncan natomiast po raz pierwszy w karierze nie zebrał nawet jednej piłki.
Pkt: Leonard 22, Aldridge 20/11, Mills 11 – Anderson 30, Davis 20/18, Smith 17/13(as.)
KNICKS (7-6) 93 – 90 THUNDER (7-6)
Nowojorczycy niemal nie wypuścili wygranej z rąk, ledwo utrzymując 16 pkt przewagi uzsykanej na 9 minut przed końcem. Thunder znacznie wygrali na zbiórce (49-36), ale trafili zaledwie 3 z 29 trójek. Drużyna z OKC grała również egoistycznie, notując zaledwie 12 asyst przy 23 rywali, z czego 7 było autorstwem Russella Westbrooka.
Pkt: Anthony 25, Afflalo 14, Thomas 12 – Westbrook 37, Waiters 16, Kanter 11/13
BULLS (8-4) 94 – 106 WARRIORS (14-0)
Warriors dalej niepokonani, a w dodatku wygrali po raz 26 z rzędu w Oracle Arena. To Bulls byli zespołem który w styczniu przerwał serię 19 wygranych w Wojowników w Oracle Arena.
Bykom udało się odskoczyć na 11 punktów już w Q1 (23-12), co udowodniło iż Warriors mają małe problemy na początku spotkań. Po nadgonieniu przez Warriors gra wyrównała się, a żaden z zespołów aż do ostatnich minut, nie odskoczył na więcej niż 3 punkty. Losy meczu ustalił ostatecznie Harrison Barnes, który w przeciągu 30 sekund trafił 2 trójki i dał Warriors 10 punktowe prowadzenie.
Pkt: Butler 28, Mirotić 18, Hinrich 17 – Curry 27, Barnes 20, Thompson 15
Pozostałe wyniki:
SIXERS (0-13) 88 – 113 HORNETS (7-6)
NETS (2-11) 95 – 120 CELTICS (7-5)
PISTONS (7-5) 96 – 88 TIMBERWOLVES (5-8)
JAZZ (6-6) 93 – 102 MAVERICKS (9-4)
SUNS (7-5) 114 – 107 NUGGETS (6-7)
CLIPPERS (6-6) 91 – 102 TRAIL BLAZERS (5-9)
RAPTORS (8-6) 102 – 91 LAKERS (2-10)
Mała poprawka w meczu byków „a żaden z zespołów aż do ostatnich minut, nie odskoczył na więcej niż” … 6 punków.
Mecz Wojowników z Bykami był meczem na najwyższym poziomie. Pomysły Hoiberga ofensywnie są coraz bardziej efektywne. Bardzo udany występ Hinricha, który grał przeciwko najlepszemu rozgrywającemu ligi, ale tak naprawdę kluczową rolę miał Buttler, który grał fenomenalnie zarówno ofensywnie, jako decydujący o kreowaniu akcji, jak też oczywiście defensywnie. Natomiast przeciętnie wypadli Snell, Noah, McDermott.
W kwestii Byków, bo mecz z Wojownikami potwierdził ich niewątpliwy potencjał, który tym bardziej na Wschodzie może dać Bykom spory sukces w tym sezonie, co mnie cieszy jako ich kibica, czekam na powrót Dunelavy’ego, który w systemie Hoiberga zarówno defensywnie jak też ofensywnie może być niesamowitym bonusem, jeśli oczywiście wróci do formy, choćby z zeszłego sezonu.
Natomiast oglądanie Wojowników to czysta przyjemność. Ta maszyna może skrzeczeć, rzęzić, zacinać się, ale gdy wrzuca drugi bieg po prostu jest nie do zatrzymania. Curry znów nie zagrał wybitnie – 6 strat – oraz przestoje w grze, ale Wojownicy to ekipa, gdzie każdy zawodnik buduje wynik. Tym razem zwycięstwo przede wszystkim przynieśli świetni defensywnie Ezeli i Green, Igoudala i oczywiście w największym stopniu Barnes.
Dodatkowo oglądanie Wojowników to po prostu oglądanie przyszłej i zapewne wspaniałej historii NBA, niczym oglądanie kiedyś Byków, Rakiet czy Lakersów. Wojownicy wyrównali już najlepszy start drużyny mistrzowskiej Celtów z lat 50. Przebili start mistrzowskich Byków, czyli najlepszy start mistrzowskiej drużyny z ery NBA. Teraz został tylko najlepszy start Rakiet.
Jeżeli ktoś ma chwilę czasu proponuje obejrzeć mavs – jazz, świetny mecz, w szczególności 2 kwarta.
Wybrałem go nie bez powodu ponieważ chciałem zobaczyć pełen mecz w wykonaniu mavs, pierwszy raz w tym sezonie i przekonać się czy bilans 8-4 to przypadek czy cięzka praca i zgranie zespołu.
A nie grali przeciwko byle kim „mlodzi gniewni” czyli Utah Jazz. Muszę przyznać że mile się zaskoczyłem. Pierwsza piątka czyli Deron Williams, W. Matthews, Dirk, wracający po kontuzji Parsons plus chyba największa niespodzianka Zaza Pachulia. Ten Pan rodem z Gruzji przechodzi drugą młodość. Linijki na poziomie 15( 6/11) pkt, 12 zbiórek, 4 asysty i 2 przechwyty mógłby mu pozazdrościć nie jeden center w tej lidze. I prosze zauważyć że to nie pierwszy mecz na takim poziomie w jego wykonaniu. Prawie 11 punktów na mecz plus 10 zbiórek to jego średnie sezonu.
Wielu ekspertów skazywało mavs na 8,9 lokatę na zachodzie, myślę że sie mylili…
pozdrawiam