Washington Wizards – Charlotte Hornets 87:101
Jeszcze na początku czwartej kwarty Wizards po trafieniu Nene, a następnie dwóch celnych wolnych Jareda Dudley’a wyszli na najwyższe w meczu 9-punktowe prowadzenie i wydawało się, że zmierzają ku wygranej. Od tego jednak momentu ich ofensywa zupełnie stanęła i jak się później okazało punkty Nene były pierwszym i ostatnim celnym rzutem z gry gości w tej kwarcie, a Hornets skończyli ten mecz runem 25-2. W tym czasie Wizards spudłowali 17 kolejnych prób z gry i trzykrotnie tracili piłkę. To tylko 1 celny rzut z gry na 20 prób w czwartej kwarcie. Dawno nie widziałem czegoś takiego. Nie wpadało im zupełnie nic i to pomimo tego, że potrafili sobie wykreować dogodne pozycje do rzutu.
Po 17 punktów dla Wizards rzucili Bradley Beal i Marcin Gortat, który dodatkowo zebrał do tego 12 piłek (trzecie double-double w sezonie) i zagrał naprawdę przyzwoity mecz, ale ten trwa 48, a nie 36 minut. 14 oczek z 18 rzutów Johna Walla i 18 (1/13 z gry) z ławki Gary’ego Neala.
Wśród gospodarzy sześciu zawodników skończyło mecz z double figures. Najwięcej rzuciłe jeremy Lamb – 18. Po 16 dodali Kemba Walker i Nicolas Batum, który rozdał do tego 11 asyst, 11 dołożył Cody Zeller, a po 14 oczek i 11 zbiórek zanotowali Al Jefferson i Marvin Williams.
New York Knicks – Orlando Magic 91:100
Pamięta ktoś z was sytuację, gdy najlepszy zawodnik drużyny zaczyna mecz(e) z ławki? Bo właśnie na taką zmianę zdecydował się przed tym spotkaniem trener Magic Scott Skiles i przesunął do roli rezerwowego. Nie wiem czy to na stałe, czy to tylko jednorazowy eksperyment. Jeśli to drugie, to nie jestem fanem tego ruchu, ponieważ to może podkopywać zaufanie do trenera.
Choć wcale nie musi, bo pomimo tego, że Oladipo zaczął mecz z ławki to i tak poprowadził Orlando do wygranej i rzucił najwięcej w meczu – 24 punkty. Co prawda trafił tylko 5 z 15 rzutów, ale za to doskonale dostawał się na linię – 13/15 w całym spotkaniu i w połowie czwartej kwarty trafił ważną trójkę, po której Magic szybko odskoczyli i pewnie dowieźli zwycięstwo do końca.
Wśród gospodarzy trzech zawodników skończyło mecz z double-double. Nikola Vucevic rzucił 22 oczka i zebrał 12 piłek, Tobias Harris skończył mecz z 17 punktami i 10 zbiórkami na koncie, z kolei Efrid Payton do 12 punktów dołożył 11 asyst.
Dla Knicks najwięcej zdobył Carmelo Anthony – 28 punktów z 17 rzutów, zebierając do tego 13 piłek. 23 dodał Jose Calderon, a po 10 Kristaps Porzingis i Aron Afflalo.
Philadelphia 76ers – Boston Celtics 80:84
To już 0-16 Sixers. Może być tak, że nie wygrają już w tym roku żadnego spotkania. Sprawdziłem przed chwilą terminarz i w zasadzie mają tylko dwie okazje – 1 grudnia z Lakers u siebie i trzy dni później z Nuggets, również u siebie. Można powiedzieć, że szanse są jeszcze z Nets, ale ci grają ostatnio trochę lepiej, a do tego spotkanie rozegrane zostanie na Brooklynie. Jeśli chodzi o pozostałe mecze to nie wiem, jak słabo musiałyby zagrać te zespoły, by przegrać z Sixers.
Jeszcze na niecałe dwie minuty przed końcem goście prowadzili 5 punktami, ale 3 kolejne straty w 3 kolejnych posiadaniach oraz spudłowany potencjalny rzut na remis na 3 sekundy przed końcem spowodowały, że to Celtics wyszli z tego spotkania zwycięsko.
Dla Bostonu najwięcej rzucił Isaiah Thomas – 30 punktów z 21 rzutów, rozdając do tego 6 asyst. 16 dołożył Evan Turner, a 10 Avery Bradley. W Phlly najlepszym strzelcem tradycyjnie był już Jahil Okafor z 19 oczkami na koncie.
Miami Heat – Detroit Pistons 81:104
Mecz bez większej historii, ponieważ Pistons już po pierwszej połowie prowadzili 17 punktami i w drugiej części spotkani spokojnie kontrolowali wydarzenia na parkiecie stale powiększając swoją przewagę, która w czwartej kwarcie sięgnęła nawet 30 oczek.
18 punktów i 20 zbiórek Andre Drummonda i oprócz niego, jeszcze czterech graczy Detroit skończyło mecz z double figures. 18 dodał Reggie Jackson, 14 Marcus Morris, 13 Ersan Ilyasova, a 12 Anthony Tolliver.
Dla Heat najwięcej rzucił Gerlad Green – 16 oczek z 17 rzutów, 13 dołożył Goran Dragic, a double-double na poziomie 15 punktów i 13 zbiórek zanotował Hassan Whiteside, Tylko 2 oczka i 1/9 z gry Dwyane’a Wade’a.
Cleveland Cavaliers – Toronto Raptors 99:103
Wynik może być nieco mylący, ale Raptors dość pewnie w czwartej kwarcie przejęli ten mecz. Jeszcze na początku tej cześci spotkania Cavs prowadzili dwoma oczkami, ale następnie spudłowali 10 kolejnych prób z gry, podczas gdy gospodarze odskoczyli na kilku punktową przewagę, a na dwie minuty przed końcem po trójce Patricka Pattersona prowadzili już plus 10 i było w zasadzie po meczu. Cavs jeszcze próbowali, ale dwie kolejne akcje dwójki Kyle Lowry-Bicmack Biyombo zakończone dunkami tego drugiego ostatecznie przypieczętowały zwycięstwo zespołu z Kanady.
27 punktów z 17 rzutów i 6 asyst zanotował Lowry, 20 oczek, 7/16 z gry dołożył DeMar DeRozan, 15 Luis Scola, 12 DeMarre Carroll, a double-double na poziomie 11 punktów i 12 zbiórek Biyombo.
Dla Cavs 24 punkty, 6/16 z gry, ale za to 11/12 z linii, 8 asyst i 6 zbiórek LeBrona Jamesa, 21 oczek, 5/8 zza łuku Kevina Love’a i po 15 punktów J.R. Smitha i Mo Williamsa.
Sacramento Kings – Milwaukee Bucks 129:118
Rok temu Bucks mieli drugą obronę ligi. W tym sezonie mają ostatnią i są jak na razie jednym z największych rozczarowań początku sezonu. Dziś Milwaukee dało sobie rzucił 129 punktów Kings i to bez kontuzjowanego DeMarcusa Cousinsa.
Nie dziwię się, że Jason Kidd jest sfrustrowany. Też by bym, ale to nie ja jestem trenerem Bucks i takie zachowanie, jak wczoraj, kiedy wyrzucił piłkę z rąk sędziego, za co został wyrzucony z parkietu, na pewno nie poprawi gry atmosfery wokół drużyny.
Coś tu się musi zmienić, jeśli Bucks chcą zacząć wygrywać. Może John Henson zamiast Grega Monroe w pierwszej piątce, żeby poprawić obronę?
Dla Kings 36 punktów z 21 rzutów zdobył Rudy Gay. 14 dodał Ksota Koufos, a Rajonowi Rondo tylko jednej zbiórki zabrakło do kolejnego triple-double, rzucając 10 oczek i rozdając 13 asyst. Świetnie zagrała ławka, która złożyła się na 54 punkty – 19 zdobył Omri Casspi, 18 Darren Collison, a 17 Marco Belinelli.
Dla Bucks najwięcej rzucili Khris Middleton i Giannis Antetokounmpo – po 21 oczek. 15 dołożył Henson, 13 Jerryd Bayless, 12 O.J. Mayo, 11 Monroe, a 10 Parker.
Co do Kidda, przeważnie to trenerzy odciągają zawodników, tu było odwrotnie. Wesoły obraz.
nie oglądam meczy bucks, co tam się dzieje? czemu tak słabo grają?
z tego samego powodu o którym pisalem tu przed sezonem, gdy niektórzy typowali ich do topu wschodu – MCW to fatalny rozgrywajacy, a Monroe to fatalny rim protector – wiec wszytsko skumulowalo sie i są słabi
W Bucks od zeszlego sezonu po oddaniu B.Knighta graja slabo. W obronie to moze jedynie Giannis i Henson cos pokazuja. Mam nadzieje, ze sie obudza i Kidd to jakos pouklada bo potencjal jest w Millwakue