Nie wiem za bardzo, co mam napisać. Może będę wiedział jutro, może za tydzień, może na koniec sezonu, a może wcale, ponieważ zwyczajnie nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tak trudno przychodziło mi napisanie klikunastu zdań.
Kiedy dziś w nocy na przerwie w pracy zacząłem przeglądać facebooka każdy fanpage koszykarski, który obserwuje donosił, że ten sezon będzie ostatnim w karierze Kobego Bryanta. Ta podróż, która trwa już od 1996 w przyszłym roku dobiegnie końca. Kawał czasu. I niby powinienem być na to przygotowany, ale czy da się przygotować na coś takiego.
Przecież dla Kobego to już 20 sezon w tej lidze i już od jakiegoś czasu spekulowało się, że te rozgrywki będą ostatnimi w jego karierze, jednak dopóki on sam nie ogłosił tego wczoraj w oświadczeniu dla „The Players Tribune” cały czas odrzucałem tę myśl.
Bo zwyczajnie cięzko wyobrazić mi sobie NBA bez Kobego Bryanta. Bo dla mnie jest jej częścią od kiedy tylko zacząłem interesowac się koszykówką, od momentu kiedy obejrzałem swój pierwszy mecz. Kobe był tam zawsze i teraz dowiaduje się, że już go tam nie będzie. Że do końca tej przygody, pełnej wzlotów i upadków, zarówno indywidualnych, jak i drużynowych, zostało jeszcze tylko 66 spotkań.
Nie ukrywam, tak po prostu jest mi trochę smutno, bo Bryant zwyczajnie był, jest i już zawsze będzie moim ulubionym koszykarzem.
Dlaczego on? Bo kiedy w 1999 roku Miachael Jordan ogłaszał zakończenie kariery 12-letni chłopak musiał znaleźć sobie nowgo koszykarskiego idola. I wybór padł na Kobego. I do końca nie wiem, dlaczego właśniego na niego. Ciężko jest czasem zrozumieć decyzję 12-latków.
Ale tak już zostało, że byłem z nim, kibicowałem mu i trzymałem za niego kciuki przez cały ten czas. Kiedy zdobywał swoje pierwsze mistrzostwo, kiedy kłócił się z Shaqiem o przywództwo w drużynie, kiedy bił kolejne rekordy punktowe, kiedy rzucił 81 punktów w jednym meczu, kiedy chciał, żeby go wytransferowano choćby na Pluton, kiedy po kilku latach znów poprowadził Lakers do tytułu, kiedy później odpadał w post season z Mavs i Thunder, kiedy grał niemal całe mecze, byle tylko wprowadzić Lakers do play offów i w końcu, kiedy zerwał ścięgno Achillesa, co było początkiem jego problemów ze zdrowiem w ostatnich sezonach.
Achilles, kolano, bark. Właśnie te kontuzje, które w ostatnich latach przedwcześnie kończyły sezony Bryanta, sprawiły, że teraz jest już cieniem tego zawodnika, którym był przez większą część swojej kariery i sprawiły, że nie będzie mógł grać już na takim poziomie do jakiego nas przez całą swoją karierę przyzwyczaił. I Kobe chyba w końcu zdał sobie z tego sprawę, o czym sam zresztą napisał.
I tak sobie myślę, że chyba mu z tym ciężko, bo nie wiem, czy to ten typ zawodnika, który potrafi oddać pierwsze skrzypce w inne ręce. Nie każdy jest Timem Duncanem lub Kevinem Garnettem.
Ale czy to źle? Przecież zawsze będzie tylko jeden Tim Duncan. I jeden Kevin Garnett. I zawsze będzie też tylko jeden Kobe Bryant…
Będę tęsknił. I to bardzo… #lakers4life #BlackMamba4Ever #KobeBryant #LakerForever pic.twitter.com/xVNutcTif4
— Dawid Ciepliński (@dcieplinski) listopad 30, 2015
O dwa lata za późno. Gdyby nie wziął tych 50 baniek, to Lakersi byliby w zupełnie innym miejscu teraz niż są.
Szacunek za karierę, kibicowałem mu wiele lat, ale nie bezkrytycznie. Z jednej strony charakter mu pomógł, z drugiej sporo zaszkodził. Tak czy inaczej to legenda i będzie wspominany w kontekście tych największych i za 100 lat. Dzięki Kobe.
dokładnie to miałem tez napisac.Wziac taką kase i jednoczesnie zniszczyc tym własny zespół.Bo zablokował zakupy na wzmocnienie zespołu i teraz ciagnie go na samo dno.
To przeciwienstwo Dunca,który nie dosc ze starszy dwa lata,to nadqal jest filarem zespołu który bez niego na dzisiaj nie bedzie w stanie walczyc o mistrzostwo.Na dodatek deklaracka,iz odejdzie od razu,jesli tylko poczuje ze nie daje wsparcia druzynie.Swiete Słowa! Patrzac jak Tim gra na razie, to powinien takze dociagnac do 20 sezonów w NBA w przyszłym roku,i nie wyobrazam sobie,ze skonczy kariere bedąc samemu na dnie razem z własnym zespołem tak jak teraz Kobe,którego jak cały zespół wrecz niesmacznie sie ogląda i ta sytuacja bedzie powaznym cieniem na jego karierze.
Fajny artykuł, bardzo osobisty. Niemal ideologicznie romantyczny :) Przepraszam, za cynizm.
Często tak bywa, że wybitne jednostki mają trudne charaktery. Dopóki są wybitne, to patrzymy na to z podziwem i szacunkiem, jak upadają, to łatwo krytykujemy. I taki bez wątpienia był (jest) Kobie. Chorobliwie ambitny, bardzo pracowity, nieprzeciętnie zdolny… ale jednocześnie narcystyczny, egocentryczny, przedkładający własne JA nad drużynę, czasem złośliwy. Dla mnie nie do przyjęcia, a dwa wielu idol. Ja wolę Duncana :)
Indywidualnie? SG prawie idealny, może nawet lepszy na swojej pozycji od Jordana, ale nie wziąłbym go do drużyny.
Niebawem wyląduje w Hall of Fame, bo bez wątpienia na to zasługuje. Jego indywidualne rekordy, tytuły mistrzowskie, tytuły MVP, udziały w ASG i inne wyróżnienia są chyba liczniejsze niż Jordana?
Zawsze byłem jego krytykiem, a mimo to z żalem patrzyłem na jego występy w ostatnich miesiącach. Dawno w NBA nikt nie spadł z tak wysokiego piedestału aż tak nisko. Powinien odejść 2 lata temu w chwale i lepszym zdrowiu. Zarabia tyle z reklam, że nie potrzebuje kasy z klubu. Pewnie i tak zostanie w organizacji, nie zdziwiłbym się jak by za chwilę ubiegał się o trenerski stołek.
Szkoda patrzeć teraz na Lakers. Jak Kobie odejdzie z parkietu, to odżyją.
Nie skreślajcie Kupchak-a, ten facet jak odzyska 25 baniek dla drużyny, to zrobi niezłą zadymę! Wyciągnie Rdummonda z Detroit, Cousina z Sacramnto, albo Duranta z Oklahomy. Zobaczycie
Wybacz Saturn, ale Kobe wcale nie ma wiecej osiagniec niz Michael Jordan. Dla mnie osobiscie wstyd na portalu o nba wypowiadac tak laickie : http://www.landofbasketball.com/player_comparison/b/kobe_bryant_vs_michael_jordan.htm
Amen
Pamiętam jak razem z kumplami ekscytowaliśmy się tym debiutantem z Lakersów co właśnie wygrał konkurs wsadów w swoim debiutanckim sezonie. Luty 1997. Kurczę, to było tak dawno temu. W sumie później nie byłem jakimś wielkim fanem Bryanta, ale jak każdy przyzwyczaiłem się do myśli że NBA=Kobe (i Timmy i KG i Dirk i Pierce i potem Lebron i kilku innych ale zawsze jest Kobe). Dzisiaj mam 34 lata a decyzja o jego emeryturze zabrała mi kolejny kawałek tamtych szczeniackich lat z czasów gdy życie wydawało się prostsze. To już nie będzie to samo. Szkoda :-(
Fajnie Durant powiedział, że to był jego Jordan (Jordan jego czasów), mam tak samo. Mam szczerą nadzieje, ze jeszcze pokaże nam w tym sezonie trochę swojej magii.
Dobił go dwumecz z Blazers ;-)
Bez watpienia Najlepszy koszykarz XXI wieku. Bedzie go brakowac. Szkoda tylko ze odchodzi w takim stylu
Fani NBA dzielą sie na tych którzy pamiętają Jordana i na tych którzy znają go z opowieści i widzieli kila meczy z odtworzenia. I jak nigdy nie ustaną porównania Kobe czy MJ czy Lebron tak dla tej młodszej części Kobas jest po prostu Jordanem, najlepszym zawodnikiem jaki grał w ich czasach. Za 10 lat pojawi sie ktos inny i cala rzesza młodzieży będzie próbowała powiedziec nam jaki tam Jordan, jaki Kobe – najlepszy jest XYZ. A co do krytykowania Kobego za ostatnie 2-3 lata – ja nie potrafię. Nie potrafię bo nie wiem jak to jest przez 15 lat grać na najwyższym poziomie, wygrywać mistrzostwa i być MVP i nagle sie posypać. To pewnie jak przez całe życie jeździć porsche i nagle każą Ci sie przesiąść do fiata 126p. Niby probujesz jakiegoś tuningu, wlewasz lepsze paliwo, ale jednak to juz nie porsche. Staram sie nie oceniać osób w sytuacji których nigdy nie byłem wiec nie komentuje decyzji o 50 bankach. NBA to nie tylko gra ale i wielki biznes. A z takiego punktu widzenia nie byla to taka zla decyzja:) Pomyślcie jak może patrzeć na to zawodnik dla którego kasa jest priorytetem (a takich nie brakuje) – hej dali mu 50, jest szansa ze pomęczę sie 3-4 lata i tez sporo dostane:)
Dzieki Kobe za bycie moim idolem i moim Jordanem!
PS – Kobe jest lepszy od Jordana ;)
Ja fanem kobego nigdy nie byłem. Może dlatego że jak zacząłem interesować się koszem to Lebron był już w Heat. I to Lbj jest dla mnie tym pierwszym idolem. A co do kobasa super gracz najlepszy XXI wieku. Fakt stereotyp gracza nie padającego, ale jak ostatnio patrzyłem To ma z 5 na mecz wiec… Charakter ma podobno straszny ma przerosniete ego ale czy jordan nie był o to cały czas oskarżany? Kobe miał jeszcze jeden problem. To Steve Nash. Fakt zawodnik który dostał 2 MVP ale przy tym drugim miał 35.5 pkt! Nic nie mam do nasha super PG jeden z moich ulubionych. Ale czy kontuzje wykończyły tylko kobego? A Brandon Roy? Danny Granger ? Wielu. Też Dwight Howard który miał być wybitny w parze z kobe a skończyło się wszyscy wiemy
To brawo – zacząć oglądać nba i od razu wybrać sobie za idola najlepszego gracza :) Jakie to oczywiste :)
Prawda jest taka, że facet fizycznie jest w stanie grać jeszcze 3 sezony. Problem polega na tym, że jego ego chce by był nr 1 w drużynie – 20 rzutów na mecz, każda akcja przechodzi przez jego ręce itd… a jest kompletnie bez formy. Oczywiście – kontuzje….
W tym miejscu i momencie kariery zawodnik musi zostać mentorem i takim jakby rollsem w pierwszej piątce, szukać rzutów z czystych pozycji, oddać piłkę, nie szarżować, mierzyć siły na zamiary. Kobe nie potrafi co jest jego wielkim minusem i powoduje, że nie jest to zawodnik kompletny – jego kariera nie jest kompletna! Trzeba powiedzieć więcej, nigdy nie poświęcił się w pełni drużynie.
Piszecie, że NBA nie będzie juz taka sama. Co wy gadacie? Facet praktycznie nie gra od dwóch sezonów, w NBA jest tylko duchem. Niestety ale Kobe kończy jak Steve Nash. Wspaniały z niego zawodnik, choć nigdy Kobasa nie lubiłem, nie ujmowałem mu klasy ale kończy mizernie, szarpie się jak ryba bez szans na uwolnienie w siatce. Sezon jeszcze trwa, zamiast biadolić i się mazać niech bierze dupę w troki i zmieni trochę styl gry, niech da coś drużynie. Sezon kończy się w kwietniu a ten kończy karierę w grudniu, żeby wszyscy się nad nim załamywali a każda hala klaskała kiedy dotknie piłki – w uznianiu zasług. Graj dzieciaku i nie pierd..ol, daj nam trochę więcej siebie – tego Kobe którego nie znosimy i którego kochamy – takie słowa mu się należą a nie „ojej jak mi smutno, że odchodzisz”!
5-krotny mistrzu NBA pokaż z jakiej gliny jesteś ulepiony.
Walcz do końca!
Po Twojej wypowiedzi otworzyła mi się furtka, że to ostatnia szansa dla Kobiego być w świetle reflektorów w ostatnim sezonie. Znowu ta jego chora ambicja: „nie potrafię już grać, więc chociaż bądźcie smutni”. Powinien przecież jak każdy powiedzieć po sezonie, że już nie da rady, a tak tylko znow chce zwrocic na siebie uwage, skoro nie może sportowo, to chociaz tabloidowo.
Szkoda go
Dokładnie tak jest jak mówi Majecha. Gość szuka litości za fatalny sezon, ale przecież można wyjść z tego z twarzą. Kobe przed kontuzja Achillesa był rewelacyjny. Cała kariera genialna, a teraz takie cyrki. Pozostanie duży niesmak po takim geniuszu.
Kobe to Kobe. Legenda NBA. Szkoda ale na wszystkich przychodzi czas. Dlaczego ludzie tak go nie trawia? Nie mowcie że to przez te 50 baniek bo to bzdury tylko szczerze przyznajcie. Kazdy z was by ja wziął bo taki jest rynek a Kobas to marka sama w sobie. No to zostal jeszcze KG I TD.
I Carter ;> 2x w top 10, mimo że starszy o rok od Kobasa ;>
nie znosiłem go od początku. Za hype, za ego, za kopiowanie Jordana i panoszenie się, gesty, gwiazdorzenie. Gdzieś po drodze, krok po kroczku, stał się legendą. I to mu oddaję.
jak Garnett kosi 12 baniek za granie totalnego piachu, oj przepraszam , za robienie atmosfery w szatni, to nikt na nim psow nie wiesza. Dziwne prawda? Wszak to bufon 3 razy większy od Kobasa.
Jak Carter to też Pierce i Dirk. Ten sam draft :)
Ponieważ NBA zacząłem oglądać od pojedynczych meczów z PO ’91 i przeżyłem całą erę dominatorów z Bulls a kibicowanie Bykom zostało mi do dziś {pamiętam jak z ojcem oglądałem NBA, który był fanem Rakiet i Clyde the Glide :) } to dla mnie przyjście Kobego do NBA nie było wielkim wydarzeniem, a porównania w 97, 98 Kobego do Jordana były irytujące.
Oczywiście nigdy nie uznam, że Kobe był lepszy, niż Jordan, ale niewątpliwie był najlepszym koszykarzem pierwszej dekady XXI. Ponadto, jak dla mnie był kwintesencją koszykówki lat 90., która grała już w nowej erze koszykówki. Dziś takich SG już nie ma i pewnie nie będzie.
Ci co pytają dlaczego Kobego się nie lubi?
Egocentryzm przekraczający, chyba wszelkie znane normy. Dyskredytowanie znaczenia innych graczy – zdarzało mu się nawet wobec Shaqa. Celebryckie życie prywatne, zwłaszcza do pewnego momentu. Akcje takie jak z Malonem. Celebrycka żona – w najgorszym wydaniu.
Co do obecnej sytuacji Kobego to myślę, że on sam sobie z nią nie radzi. Jednak nie dziwi mnie to. W głowie jest nadal liderem, jest nadal Kobem, ale ciało już nie pozwala i w jego wypowiedziach z przed ogłoszenia końca kariery słychać było frustrację ze stylu grania. Jednocześnie wydaje mi się, że Kobe mentalnie nie jest w stanie przestawić się na inne granie, czyli bardzo skrupulatną selekcję rzutów, przede wszystkim asystowanie drużynie – a przecież jest świetnym podającym, lepszym w tym względzie akurat od Jordana.
Jednak były gorsze pożegnania – z punktu widzenia fana – jak Barkley po kontuzji, który dostał pożegnanie w Rakietach od Tomjanovicha i męczył się w meczu, żeby trafić jakiekolwiek punkty, które gdy wreszcie trafił zszedł z parkietu. Jednak patrzenie na „Bestię” jak nie może zakończyć akcji po zbiórce wsadem rozrzucając przy okazji wysokich na boki było przykre.
Z drugiej strony wielu graczy nie miało szansy na prawdziwe pożegnanie ze względów na kontuzje.
@Krys_2001
Jordan miał przerośnięte ego, ale w kontekście sportowym, nigdy nie dyskredytował innych graczy z drużyny, bo akurat źle grali. On brał na klatę wszelkie porażki, trudne momenty drużyny oraz co zrozumiałe splendory. Można powiedzieć, że Jordan był mentalnie jak Messi a Kobe jak Ronaldo.
@Autor
Czytałeś ostatnią biografie Jordana?
Bo po niej ciężko się zgodzić z Twoim porównaniem. Wynika z niej wręcz, że Mike miał jeszcze gorszy charakter od Kobasa
Być może charakter miał gorszy Jordan. Ego Jordana potrafi przekłuć jedynie sir Charles ;) W drużynie miał jednak szczęście mając mentalnego plastra Pippena.
Jednak Jordan nigdy publicznie nie wyskoczyłby z taką akcją jak Kobe do Malone’a a w tym względzie mówię o tym, jaki wizerunek Kobego tworzył się w mediach. Być może problemem Kobego było to, że trafił na zdrowo szurniętą babę. W tym względzie Jordan miał dużo większe szczęście.
Ponadto nigdy nie słyszałem, by publicznie Jordan w trakcie gry w Chicago atakował zespół czy pojedynczych graczy – być może po prostu czegoś takiego nie pamiętam – a Kobemu się to zdarzało, włącznie z publicznym konfliktem z Shaqiem. Czy ktoś słyszał o publicznym konflikcie Jordana z Pippenem?
W tym względzie piszę o Kobem i w tym względzie porównuję go do Ronaldo. Być może Messi ma nawet gorszy charakter od Ronaldo, czy większe Ego, ale to nie wychodzi z szatni a to jest gigantyczna różnica w tym, jak postrzega się zawodnika.
@Autor
Bez znaczenia jest, kto ma gorszy charakter i większe ego. Konkluzja jest taka, że Michael w końcu posłuchał Phila i zrozumiał, że sam nic nie wygra. Że musi w końcu otworzyć się na kolegów i zacząć im ufać. I zaufał.
Kobe chyba nigdy do końca nie ufał swojemu zespołowi, nawet gdy miał obok siebie największego podkoszowego dominatora ostatnich dwóch dekad.
Kobe… Człowiek, który za życia stał się legendą. Jordan naszych czasów, nie bójmy się tego powiedzieć. Koszykarz wybitny, bez wątpienia. Hall of Hamer. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Chciałbym, żebyście spojrzeli na niego trochę z innej perspektywy. Co do jego umiejętności, etyki pracy czy chęci zwycięstwa i bycia najlepszym, sądzę że nawet nie mamy co się o to spierać. Ale czy nie uważacie, że oprócz olbrzymich umiejętności jakie niewątpliwie posiada, posiadał czy nie miał też dużo SZCZĘŚCIA jeśli chodzi o swoją karierę w NBA??
Już na starcie podczas draftu został wytransferowany z Charlotte Hornets do Los Angeles Lakers za Vlade Divaca. W pierwszych dwóch sezonach zagrał łącznie siedem meczy w pierwszej piątce, choć już w drugim sezonie zagrał w meczu gwiazd, gdzie mimo młodego wieku stoczył jak równy z równym pojedynek z Michaelem Jordanem, po czym został namaszczony na jego następcę. Od trzeciego sezonu, mimo lockoutu, jego talent wybuchł w pełni! Trzy kolejne sezony to trzy mistrzostwa NBA, ale i to jest tym na co chcę tu głownie zwrócić uwagę – miał SZCZĘŚĆIE, bo posiadał w drużynie najlepszego wtedy koszykarza na świecie Shaquille’a O’Neala i najlepszego trenera Phila Jacksona, który wprowadził system trójkątów do gry Lakersów. Więc reasumując: trzy pierwsze mistrzostwa, zdobył nie będąc główną postacią zespołu.
Kolejne sezony przeplatały się wzlotami i upadkami jak np. wytworzenie się obozów w składzie Lakersów i walka o prym z Shaqiem, co doprowadziło do pożegnania się z jednym z najlepszych centrów w historii tej gry. W sezonie 2004-2005, gdzie nie było już ani Shaqa ani Phila Jacksona, Kobe fakt faktem zdobywał średnio 27,6 punktu na mecz, ale nie wprowadził drużyny nawet do play offów, bilans Lakersów za ten sezon to 34-48 i jedenaste miejsce w konferencji zachodniej. Kolejny sezon to powrót Phila Jacksona na ławkę trenerską oraz i tu uważam kolejny łut SZCZĘŚCIA, wybranie w drafcie z numerem 10 – Andrew Bynum’a. Ale dalej jeśli chodzi o sukcesy drużynowe bez szału – bilans 45-37 i pierwsza runda play off, choć indywidualnie niszczył, o czym świadczy chociażby jego średnia punktów 35,4. Kolejny sezon bardzo podobny bilans drużyny 42-40 i odpadnięcie w pierwszej rundzie play off. Średnia punktów na mecz 31,6. Zdobył więc ponownie koronę króla strzelców, ale drużynowo nie osiągnął zbyt wiele.
I gdy myślałem, że tak już będzie dalej wyglądać kariera Kobiego przyszedł sezon 2007-2008. Gdzie i tu, po raz kolejny potwierdza się moim zdaniem teza SZCZĘŚCIA Bryant’a – został dokonany „transfer”, który nie mi oceniać, ale dla bardziej wtajemniczonych wiadomo o co chodzi, Paua Gasola z Memphis Grizzlies do Los Angeles Lakers za przysłowiową czapkę gruszek. Wraz z tym, Kobe i spółka wracają do gry o mistrzostwo NBA i kończą sezon na finałach, gdzie musieli uznać wyższość Boston Celtics. Kolejny sezon, ze zgranym już z resztą składu Pau’em Gasol’em i coraz to lepszym Andrew Bynum’em to najlepszy bilans w konferencji zachodniej 65-17 i niedoszły wyczekiwany pojedynek w finałach z Lebronem i Cleveland Cavaliers, którzy mieli bilans 66-16 w sezonie zasadniczym. Na SZCZĘŚCIE, po raz kolejny w karierze Kobe’go, Lebron i spółka( którzy byli faworytami bukmacherów) dali ciała w play offach i w finałach Lakersi spotkali się z Orlando Magic, z którymi łatwo sobie poradzili 4-1, więc powrót na szczyt stał się faktem. Choć kto wie czy gdyby nie kontuzja Kevina Garnetta to czy Boston nie byłby znowu w finałach i kto wie jakby się potoczyła ta rywalizacja, no ale to już pozostanie w sferze gdybania.
Sezon 2009-2010 to znowu zwycięstwo w konferencji zachodniej choć już nie z tak imponującym bilansem 57-25. Ten sezon miał być znowu pojedynkiem w finałach Lebron’a z Kobe’m, choć wszyscy wiemy, że po raz kolejny do tego nie doszło. W najważniejszym momencie sezonu spotkały się drużyny Los Angeles Lakers i Boston Celtics. Mamy siódmy mecz rozgrywany w Staples Center, który się zanosi, że na nieszczęście gospodarzy i Kobe’go przegrają. Lider Jeziorowców grał w tym meczu bardzo słabo, a ekipa Koniczynek tworzyła znakomity kolektyw zarówno w obronie jak i ataku. Celtowie praktycznie od samego początku kontrolowali przebieg gry i prowadzili, w trzeciej kwarcie ich przewaga wynosiła nawet już 13 punktów przy stanie 49-36. Kobe w tym meczu grał okropnie. W całym spotkaniu trafił 6 z 24 rzutów z gry, w tym żadnego z 6 prób za trzy punkty. Na jego SZCZĘŚCIE, po raz kolejny miał SZCZĘŚCIE;-) jego koledzy z drużyny zrobili coś co podejrzewam do dzisiaj wspominają kibice Lakersów – wrócili do gry z Ronem Artestem na czele, wtedy znanym jako Metta World Peace. Zawodnicy z Los Angeles nie dosyć, że odrobili straty to jeszcze przegonili przeciwników z Bostonu i zapewnili swojemu liderowi 5 tytuł mistrzowski.
Kolejne sezony nie były już tak usłane różami pod względem sukcesów drużynowych, ale Kobe dalej pod względem indywidualnym był topowym graczem ligi. Momentem, który wszyscy będziemy wspominać jako początek końca to 13.04.2013 i kontuzja Achillesa w meczu z Golden State Warriors wygranym 118 do 116. Od tamtego momentu do chwili, w której to piszę, rozegrał zaledwie 54 spotkania, a z jakim skutkiem wszyscy niestety wiemy. Podsumowując, bo trochę się rozpisałem, to moim zdaniem Kobe Bryant miał bardzo dużo SZCZĘŚCIA w swojej karierze, oczywiście popartej swoimi niezwykłymi umiejętnościami, dzięki czemu ma na koncie 5 mistrzostw NBA.
Ponoć w życiu we wszystkim musi istnieć równowaga i kto wie czy ten nie najpiękniejszy koniec kariery, jednego z najwybitniejszych zawodników w historii tego sportu, to po prostu nic innego jak wyrównanie za tyle lat bycia jednym z najlepszych jak i tym, któremu bardziej sprzyjało SZCZĘŚCIE niż pozostałym zawodnikom NBA. Takie oto ciekawe rozmyślenia na temat kariery Kobe Bryanta mnie naszły, że aż musiałem się z Wami tym podzielić. Zapraszam do dyskusji, co o tym sądzicie? Pozdro
@Archer
Zaskoczył mnie Twój post, o ile zazwyczaj zgadzam się ze stawianymi przez Ciebie tezami, tak teraz jestem rozdarty. Bo z jednej strony masz rację, Kobe miał szczęście w swojej karierze ale z drugiej pisanie, że sprzyjało mu ono bardziej niż innym? Nie, z tym zgodzić się nie mogę, a pierwszy, jaskrawy przykład z brzegu, to Michael Jordan. Przecież i jemu można przypisać łut szczęścia w kwestii pozyskania przez Bulls Pippena czy możliwość obcowania z Philem Jacksonem. I wiele, wiele innych. A czy innym zawodnikom to szczęście nie dopisuje/nie dopisywało?
Uważam, że wskazana przez Ciebie zmienna jest tak mocno pozbawiona jakiejkolwiek kontroli, że aż bałbym się brnąć dalej w rozważaniach. Każdy z koszykarzy grających w NBA na swój sposób miał wiele szczęścia, że znalazł się tam gdzie obecnie jest, że miał możliwość zarobienia sporych pieniędzy itd.
Ale czy faktycznie chodzi o szczęście, czy po prostu zbiegi okoliczności, wydarzeń, wsparte talentem, podejmowanymi decyzjami, a może siły wyższe, los, przeznaczenie… enbiej.pl w tym momencie przestaje być odpowiednim miejscem do takich rozważań.
Myślę, że kariera każdego koszykarza w największej mierze zależy od niego samego, od podejmowanych decyzji, od etyki pracy, psychiki. Jasne, szczęście czy pech mają spory wpływ (Derrick Rose?) na rozwój kariery ale w ostatecznym rozrachunku nie odważyłbym się jednak pisać tekstu, którego głównym mianownikiem jest szczęście koszykarza lub jego brak.
Coraz mniej zostaje zawodników, których pamiętam jeszcze z lat 90′. Mimo, że nigdy za nim specjalnie nie przepadałem, szkoda że już odchodzi. Pewnie za rok-dwa w Lidze już nie zobaczymy nikogo z gości, którzy kariery zaczynali jeszcze w latach 90′.
Jak to się mówi „szczęście sprzyja lepszym” ;). Mi osobiście aż żal patrzeć jak Kobe rozmienia na drobne swoją karierę w tym sezonie. Nie idzie mu, nie jest już w stanie ciągnąć zespół na swoich barkach, ale mino to dalej brnie w tą ślepą uliczkę. Przykład z zeszłej nocy: 4/17 za trzy. Nie siedzi mu rzut nie potrafi wypracować sobie pozycji z taką łatwością jak kiedyś, ale oddaje 17 rzutów z dystansu w meczu, a jego drużyna przegrywa z… 76ers… Nie jest przecież tak, że nie może on być przydatny dla drużyny. Przykłady Dirka i Duncana. Nie oddają na siłę po 20+ rzutów w meczu, a mimo to są cały czas wartością dodaną dla swoich teamów.
Warto dodać, że rzucał nawet z 9-10 metra.Zupełnie bez sensu.
Caly sezon LAL to bedzie taka runda honorowa dla Kobiego. Juz wczesniej wielu to komentowalo, on wlasnie oglosil koniec kariery po miesiacu RS!? Kibice Filadelfii bija brawo Kobiemu na wczorajszym meczu, facet wali 4/17 za 3, LAL przegrywa z najgorsza ekipa w NBA i…. i wszyscy sie ciesza, bija brawa, rozdaja oklaski. O co chodzi? Nie wiem czy to naprawde wina Bryanta, gdyby byl w LAL prawdziwy trener i GM to by go posadzili na lawie, zmienili taktyke, wymusili inny styl gry. Ale tak nie bedzie, LAL to teraz szol na Kobiego, koszulki, bilety, cyrk objazdowy z 1-man show i odcinanie kuponow a Lakersi nawet nie maja szans pomarzyc o powachaniu PO.
@gniewskosynrybaka
E tam, po prostu mają kolejny argument do tankowania, a objazdówka Kobiego i jego forma są idealnym uzupełnieniem strategii na obecny sezon Lakers. Szkoda, bo moim zdaniem zespół ma potencjał, tyle że Bryant musiałby skończyć karierę jeszcze w grudniu, żeby to zaczęło jakoś funkcjonować.
Dla tych co porównują Jordana z Kobasem – proszę pamiętajcie, że te wszystkie zagrywki WYMYŚLIŁ jednak Jordan więc chyba był większym czarodziejem prawda ?
@troy
Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Zawsze gdy dyskusja wśród moich znajomych schodzi na temat Jordan vs Bryant, wskazuję argument, że Kobe tylko albo aż kopiował zagrania Michaela. Tylko, bo w takiej sytuacji nie ma co porównywać tych dwóch graczy – to Jordan wymyślił te zagrania, to MJ grał tak jako pierwszy. Aż, bo naśladować Jordana tak dobrze potrafi tylko Bryant – nikt nawet się pod tym względem do nich nie zbliżył.
Kobe z całą pewnością był/jest najlepszym koszykarzem swojego pokolenia, tak jak Michael był królem swojego.