Phoenix Suns – Memphis Grizzlies 93:95
Było 13 sekund do końca spotkania. Suns przegrywali 2 punktami, Jon Leuer stanął na linii i kiedy spudłował pierwszego szanse na dogrywkę zaczęły się oddalać. Skrzydłowy chwilę później nie trafił po raz kolejny, ale wysocy Grizzlies źle zastawili deskę i pozwolili Alexowi Lenowi na skuteczną dobitkę i wyrównanie stanu meczu.
Gospodarze poprosili o czas i mogli wyjść na prowadzenie, ale ponownie uratował ich Len blokując layup Mike’a Conley’a. Na zegarze pozostało 2,1 sekund do końca i to Suns mieli tym razem okazję zakończyć to spotkanie, ale Brandon Kninght nie opanował wyprowadzanej z boku piłki i wypadła na aut.
Czas dla Grizzlies i 0,8 sekundy do końca. Mało. Grizzlies jednak wystarczyło.
Po tej akcji część graczy Suns udała się do szatni, sądząc, że już jest po meczu. Sztab trenerski musiał ich zbierać z powrotem, ponieważ na zegarze zostało jeszcze pół sekundy. Próba wyrównania Erica Bledsoe okazała się jednak niecelna.
Najwięcej dla Memphis rzucił Marc Gasol – 22 punkty. 18 dodał Courtney Lee, 12 Conley, 11 Mario Chalmers, a po 10 Jeff Green i Zach Randolph.
Wśród Phoenix najwięcej zdobył Bledsoe – 23 oczka. 17 dołożył Knight, 14 Mirza Teletovic, 12 Len, a 10 Leuer.
Golden State Warriors – Brooklyn Nets 114:98
Warriors prowadzili już 17 punktami w pierwszej kwarcie i zapowiadało się na kolejne łatwe zwycięstwo, a może nawet pogrom. Nets jednak się nie poddali i jeszcze przed przerwą po serii 12-0 zmniejszyli straty do tylko 3 oczek, a w trzeciej kwarcie wyszli nawet na 5-punktowe prowadzenie.
Kosztowało to ich jednak dużo sił, a Warriors to Warriors. Wystarczy chwila i są w stanie w moment odjechać. Tak też było w czwartej kwarcie, kiedy prowadzili 96:89. Nagle zanotowali run 13-0, zrobiło się plus 20 (ich najwyższe prowadzenie w tym spotkaniu) i było już po meczu.
Najwięcej dla Golden State rzucił Stephen Curry, 28 punktów z 17 rzutów, w tym 5 trójek. Drugi ze splash brothers dodał 21 oczek, Draymond Green rozegrał kolejne wszechstronne spotkanie na 22 punkty, 9 zbiórek i 7 asyst, 12 oczek z ławki dodał Festus Ezeli, a 11 Leaondro Barbosa.
Dla Nets 25 punktów Nicka Younga, 18 Brooka Lopeza, 13 Shane’a Larkina i 11 byłego gracza Warriors Jarretta Jacka.
Los Angeles Lakers – Detroit Pistons 91:111
Kobe Bryant kontynuuje swoją podróż po halach NBA, gdzie wszyscy ładnie go witają, ale niewiele to daje, ponieważ Lakers więcej przegrywają niż wygrywają. Trzeba jakoś obronić ten pick w top3, co nie?
Pistons zaczęli ten mecz od 15-0, a następnie cały czas powiększali przewagę, która pod koniec trzeciej kwarty sięgnęła już nawet 30 punktów. W ani jednym momencie to nie był mecz.
Tylko 2/15 z gry i 8 punktów Bryanta, 21 oczek Lou Williamsa, 12 D’Angelo Russella, double-double Juliusa Randle’a na 15 punktów i 11 zbiórek i jedno wyrzucenie z gry Nicka Younga.
Dla Pistons 22 punkty KCP, 20 Reggiego Jacksona i double-double na poziomie 18 oczek i 15 zbiórek Andre Drummonda.
Dallas Mavericks – Washington Wizards 116:104
Przez trzy kwarty to był wyrównany mecz, jednak na początku czwartej gorący w tym meczu Wesley Matthews trzykrotnie trafił zza łuku i Mavs odskoczyli już do końca spotkania kontrolując przebieg wydarzeń i zachowując bezpieczną przewagę.
Matthews w całym meczu rzucił 36 punktów, z czego 28 w drugiej połowie. Trafił 12 z 23 rzutów, w tym 10/17 za trzy, rozdając 5 asyst i zbierając 6 piłek. 19 oczek dodał Dirk Nowitzki, po 11 Raymond Felton i Deron Williams, a po 10 Zaza Pachulia i Charlie Villanueva.
Wśród Wizards najlepiej zagrał John Wall zdobywając 28 punktów i rozdając 10 asyst. Niestety w końcówce meczu zderzył się z Jeremym Evansem i doznał kontuzji kolana. Wall nie był w stanie zejść sam do szatni, pomagali mu w tym koledzy z zespołu i na razie nie wiadomo, jak powazny jest to uraz.
21 oczek dołożył Bradley Breal, 18 Gary Neal, a double-double na poziomie 15 punktów i 11 zbiórek zanotował Otto Porter.
Sacramento Kings – Oklahoma City Thunder 95:98
Jeszcze na dwie i pół minuty do końca Kings po layupie Rajona Rondo wyszli na 6-punktowe prowadzenie, ale jak się później okazało były to już ich ostatnie punkty w tym spotkaniu i do końca trafiali już tylko gospodarze, a decydujące punkty zdobywał Kevin Durant, który najpierw trafił daleką dwójkę nad Kostą Koufosem, dając Thunder punkt przewagi, a następnie nie pomylił się z linii, po tym jak Rudy Gay próbował dać Kings prowadzenie, ale grając w izolacji stracił piłkę na rzecz Stevena Adamsa.
Kings mogli jeszcze wyrównać stan meczu, ale rzut zza łuku Marco Belinelliego z prawego rogu nawet nie doleciał do obręczy.
KD rzucił w całym meczu 20 punktów, zbierając do tego 10 piłek, ale popełniając też aż 10 strat. Dużo lepsze triple-double zanotował Russell Westbrook na 19 oczek, 11 zbiórek i 10 asyst. 14 punktów dodał Enes Kanter, 12 Serge Ibaka, a 10 Dion Waiters.
Dla Kings najwięcej zdobył Gay – 20 oczek. Po 16 dołożyli Belinelli i Darren Collison, 11 Omri Casspi, 10 Koufos, a double-double zanotował DeMarcus Cousins na poziomie 13 punktów (tylko 5/20 z gry) i 10 zbiórek. Blisko kolejnego triple-double był Rajon Rondo, który skończył mecz z 7 oczkami, 9 zbiórkami i 10 asystami na koncie.
W opisie meczu Dallas – Washington wkradł się błąd ;)
Kobe po zakończeniu kariery cegielnie powinien otworzyć ;)
Poprawione, dzięki :)
Racja – w opisie meczu Mavs vs Wizz jest Warriors zamiast Wizards.
Nick Young – jakbym był trenerem to za te jego humorki i zachowanie dałbym mu po ryju.
Kevin Durant – mam wrażenie że chłopak gra jakby mu się nie chciało. Sam nazwał się najlepszym na świeciei chyba spoczął na laurach. Takie mam wrażenie.
Bryant – miałem do niego szacunek pomimo tego że nie cierpiałem jego stylu gry – szacunek opadł wraz z poczynaniami Kobego…. Pierw kontrakt na 50 baniek który zablokował Lakers na rynku transferowym – a teraz te cegły…. po cholerę on rzuca skoro widzi że mu nic nie wchodzi a młodszym kolegom wręcz przeciwnie?
Telegram z Enbiej wrócił na stałe? Czy tylko tak przelotnie? Bo bardzo się ucieszyłem jak z rana zobaczyłem że TzE się pojawił :) Dobra robota.
Dwa triple double w jednym meczu nie często się zdarzają. :-) A z Rondo byłyby nawet trzy.
O Kubku już pisałem. To nieprawda że LAL przegrywają bo maja słabych zawodników.
Przegrywają bo rzuca Kobe. Gdyby nie on zapewne mięli by klika zwycięstw więcej.
W WAS niby maja przesyt wysokich a teraz tak naprawdę nikogo nie mają :-p